Saturday, March 31, 2007

wiosna


Wiem, że to nie odkrywcze ale ... wiosna! A wiosna w Krakowie, oj panie ładny... to jest wiosna dopiero. Wczoraj graliśmy koncert w dawnym Teatrze 77 w Łodzi i jeszcze dzisiaj po piątej rano bujaliśmy się ze sprzętem po ulicach tego fajnego miasta z nadzieją, że może David Lynch będzie wracał z jakiegoś planu filmowego lub party.... ale nic. A koncert - nie dość, że w świetnej sali i doskonale nagłośniony, to jeszcze po koncercie nie taki mały jam z Maćkiem Ożogiem. I da się bez rozlanego piwa i oparów papierosowego dymu! Co zasłyszanych rewelacji to prym wiedzie : kaszel minie po flegaminie! Niepokoi mnie tylko ta końcówka zgrabnej rymowanki : miNie..., hm,hm. To minie czy miNie? Gazetki budyniowe są jeszcze w kilku punktach : w herbaciarni na Józefa i w Miejscu. Jak się okazuje z budyniem to nie tylko my mamy problem. Łyżeczką to się chociaż plaśnie czasem na odlew w ten budyniowy łeb, ale jak się ma tylko pałeczki chińskie?! Zobaczcie sami jaki kłopot.
Z innych zasłyszanych spraw to podobają mi się różne Myśli Naszego Drogiego Przywódcy Dorn zebrane przez Borowskiego i opublikowane w GW. No więc jest jeszcze szansa dla tych z dyplomami technicznymi, może się przydadzą w kierowaniu państwem. Cała reszta tych wykształciuchów typu jacyś filozofowie (poza jednym profesorem z Krakowa, który przystał do odpowiedniej Elity), laski z socjologii i etnografii lecące do samozagłady z byle Kameruńczykiem to się wyeliminuje. Tak nie powiedział, ale ujął to Nasz Kochany Przywódca tak : machnąłem na nich reką. A jak Wielki Przywódca machnie na kogoś ręką to sami wiecie... Takie plany to mi się przypominają z historii, gdzieś około 1936 roku w Niemczech. Tam też pisarze i nie bójmy się tego strasznego słowa; intelektualiści ( a fe....) byli niepotrzebni i tylko liczyli się techniczni co budowali przemysł... Jeżeli pojawi się Wam tego rodzaju myśl to od tej chwili możecie ja śmiało nazwać Dorna Myśl. Mnie interesuje los muzyków w 4 RP Dornowatej i aż mi ciary chodzą po plecach... myślę, że stare hasło : do gazu to najmniej.
No więc jak się te wpisy urwą pewnego razu to będzie wiadomo... no chyba, że damy radę przez Pieniny naszym tajnym skrótem dać drapaka na SK. Czego i Wam życzę.
Na koniec chcę pozdrowić tajną grupę miłośników ulicy Krowoderskiej i zapytać (retorycznie) dlaczego to całej prawdy o Mt. Evereście muszę dowiadywać się od Martny W. czyli Mandaryny Polskiej Sceny Podróżniczej, a Jarosław Kret chce mi pokazać Jego Ziemię Świętą. I co, za rękę mnie będzie trzymał podczas tego pokazu? I to wszystko nie w ramach promocji działu egzotycznych owoców w Tesco ale podczas Festiwalu 3 Żywioły, na którym nieopatrznie kiedyś występowaliśmy. Marku Tomaliku, co się dzieje - jaka scena podróżnicza, jacy to podróżnicy, o jakich żywiołach jest mowa? Na Everest to gościa o kulach wciągnęli, ale nie opowiada całej prawdy o tej Górze.
A jeszcze jedno, może na Krowoderskiej coś wiecie o takich popłuczynach kilku melodii nagranych w USA jakiś czas temu i zrobionej w Warszawce dla gawiedzi z P/olskiej R/eszty jako zaangażowany rap-song : facio nawija coś o jakimś malutkim sacrum, a laska takie alleluja wokalne robi. Poszaleli czy co?
Tak czy siak wiosna jest z całą pewnością.
Na fotce jest nazwa uliczki w Bardejovie na Słowacji, u nas to by Kuria interweniowała i rydzyk posłał szwadrony modlitewne dla odczynienia takich zberezeceństw...

Friday, March 09, 2007

Dalej i dalej.....spacerując

Tak mi się to spacerowanie po Krakowie spodobało, że z Bogdanem K. pewnego dnia spacerowaliśmy osiem godzin.... Tak się zagadaliśmy w/z Manto, że na spotkanie z Anią musiałem przebić się pod ziemią przez rondo, zaraz roboty ruszyły bo tunel został po mnie jak się patrzy...
Wczoraj był ważny dzień - wernisaż wystawy Bogdana i pierwsze ujawnienie pisemka o tytule, który wziął się z tego bloga. Część rozdanych pisemek była lekko zakrwawiona, bo w 2007 roku i w erze globalnego internetu gazetki dalej zszywa się koślawym blaszanym czymś dziwnym. To coś jest koszmarnym przykładem na to, że lata zaborów i ucisk władzy ludowej (a teraz to jest dopiero ludowa...) nie złamała naszego Ducha Narodowego i nie udało się nas zmusić do wytworzenia niczego dobrego. Śmierć komunie! Samochody nie specjalnie chciały jeździć, a szczytowym osiągnięciem walki z systemem było takie zaprojektowanie siedzeń w autobusach, aby nie dało się o nie oprzeć wygodnie. Siedzenia te powodują, że każdy dorosły Polak ma przynajmniej zaczątki garba. Po powrocie ze spaceru wysłuchałem mętnego wywodu niejakiego Kukiza z bandu Piersi o strasznej krzywdzie jaka go spotyka ze strony Kwacha, prawica jest super, ale taka, jakiej u nas nie ma, lewica jest straszna hydrą a tsunami jest betką przy Bieszczadach. Wszystkiemu winne są zabory (to dlatego wcześniej o tych zaborach pisałem), no i generalnie się uczymy dopiero, aby wejść godnie do europejskiej rodziny. Pewnie wniesiemy w wianie karę śmierci, wszechpolaków, kreacjonizm (to jest taki kierunek, który udowadnia, że rodzina Giertychów ma coś poplątane z ewolucją....). O rany boskie - może kogoś obraziłem.... Sorki i szacuneczek. Nie bardzo mogę zostawić w spokoju (hm....) wieczornych naszych zajęć : Bogdan wygłosił naprawdę długie przemówienie i zabawialiśmy się potem wszyscy ptaszkami....hm... Gospodynie taktownie zapomiały o winie wernisażowym bo poza przybyłymi na wernisaż dzieciaki po 15 lat są w przewadze. Do ścian sie tez nie dało nic przylepić - gdzież to niegdysiejsze poświęcenie dla sztuki. Ale gazetka chyba wzbudziła zainteresowanie i może trochę radości, hm... Po wernisażu pojechaliśmy Land Roverem do tesco oddać się globalistycznemu dyskursowi wielkich korporacji i po tych dyskusjach plus obrzucanie się gumowymi sowami zakupiliśmy trochę sałaty, która nie pochodziła od polskich producentów. Była więc ona wstretnie dobra, czysta i pozbawiona domieszek krowiego łajna i smarków gosposi, co kicha w to co do sprzedania dla miastowych. Ot my zwyrodnialcy, ani łagiewniccy ani toruńscy i cyniczni do bólu. No i jeszcze na koniec taka mała obserwacja - co słup albo okienko od piwnicy to zajebiste imprezki : dj dupa, dj buba, dj siusiak, dj sratatata i w jeden wieczór masz wszystko : funky, klubowe kliaty. dance i wiele jeszcze innych atrakcji. Są miejsca aż buzujące od kultury alternatywnej, są miejsca idące na całość i spokojnym leszczem ci fisha serwują. dawniej się mówiło, że zamawiasz rybę fish, bo było wiadomo, że nic innego i tak nie dostaniesz ale dzisiaj.....wstyd.