Friday, February 06, 2009

Guerrilla gardening - ciąg dalszy...


Po ostatnim wpisie nt. partyzantki ogrodniczej mój dobry znajomy wylał mi niespodziewanie kubeł zimnej wody na głowę : a to, że poetyka "bombowa" go wcale nie kręci, a to, że stare babcie też sadzą kwiatki gdzie mogą i nikt z tego nie robi wielkiego "halo" i to, że cały ten proceder nie jest wcale pozytywny bo jak gdzieś nie rosną kwiatki to może oznaczać, że rosnąć tam nie powinny...
No i zacząłem się zastanawiać... Sami wiecie jak to jest : gdzieś poza Polską tyle spraw wydaje się nam sensownych, zabawnych, potrzebnych i godnych zaangażowania, ale po powrocie nagle zmienia się nam optyka i wszystko jest bezsensowne, głupie, zbędne i warte jedynie wzruszenia ramionami. Ileż to razy wracając samolotem / koleją / pieszo / na rowerze / promem / samochodem mieliśmy głowy pełne znakomitych pomysłów i entuzjazmu ale wystarczyło dwa - trzy dni na ojczystej glebie aby głupoty zostały odessane i pojawiła się swojska, depresyjna i podzielana przez szerokie masy tzw. polska rzeczywistość. Specjalnie wymieniłem wszystkie zastosowane dotąd osobiście środki transportu gdyż kiedyś sądziłem, że te wyjaławiające powroty mogą być skutkiem dekompresji wywołanej szybkim schodzeniem do lądowania lub nagłym zmniejszeniem prędkości samochodu ze względu na nasze drogi... ale wolny rowerek ?, jeszcze wolniejsza (nasza) kolej ? Jedynie podróż promem, w moim przypadku jest oczywistą przyczyną zapadania na DNW (Depresyjną Negację Wszystkiego) na terytorium Polski ; to tzw. choroba morska.
Prawie już zniechęcony do partyzantki ogrodniczej, w ostatnim akcie obrony mojego naiwnego entuzjazmu, zapragnąłem sam się przekonać jacy naprawdę są guerrilleros - ogrodnicy? Kilka dni zajęło mi wyszukanie ich kryjówki ale znalazłem i... udało mi się wejść tam pod ich nieobecność ! W małej kanciapce znalazłem : paprotkę znaną wszystkim uczniom polskich szkół, cebulki irysów, siatkę pełną cebulki do sadzenia (tzw. dymki) i małe bulwki niezidentyfikowanych roślin. Na ścianach buntownicze gryzmoły jak w jakimś kiblu na PKP. Aby mieć dowód niecnego procederu wyjąłem aparat fotograficzny i już miałem fotografować gdy jeden z bojowników wpadł do pomieszczenia. Strasząc paprotką i dymką ostro mnie pogonił ! W ostatniej chwili udało mi się pstryknąć i sami widzicie : ohyda!!! Wyszło szydło z worka.
Mój znajomy miał jednak rację - to skandaliczne zajęcie powinno być u nas szczególnie karane ,
aby nigdy nic zielonego - nielegalnego nas nie wytrąciło z pięknej szarej rzeczywistości. O kolorowych głupich kwiatach to nawet nie wspomnę. Zasrani "guerrilleros" z bożej łaski. Do roboty by się zabrali....

No comments: