Sunday, October 04, 2009

HRUBY VRH


Także tym razem udało się nam być w Zakopanem tylko kilka minut! Swoją drogą, to co widać z okna busa to jakieś kuriozum a nie "stolica Tatr". Późnym wieczorem wysiedliśmy u wylotu Doliny Chochołowskiej (kierowca busa udał, że nigdy busy tam nie wjeżdżały) i szybkim marszem ruszyliśmy do schroniska. Powietrze smakowało tak dobrze, że zastanawialiśmy się ; czy następnym produktem - po beznadziejnych "oscypkach" - nie będzie "powietrze z Witowa" pakowane w wielkie butle. Zestaw będzie super : "oscypek" z dżemem żurawinowym (bo u nas tak sobie karczmarze wyobrażają żurawinę do mięs i serów), coca (myślę oczywiście o coli) i dwa wdechy "witowa"... a to wszystko za jedyne 35 złotych! Nabijanie w butle przez tzw. Górali, nabierze nowego sensu. Tak się tym obrazem bawiliśmy, że o mało nie wpadliśmy pod koła wielkiej ciężarówki wypełnionej pięknym drewnem. Za ciężarówką jechał samochód osobowy, pewnie odbiorcy. Drewno było tak gabarytowo wielkie, że zwróciło to moją uwagę i poruszyło żyłkę leśnika, która zawsze odzywa się gdy widzę jak w piątkowy wieczór wywozi się coś z lasu... Wcześniej minął nas wielki samochód terenowy TPN-u i gdzieś przepadł z wygaszonymi światłami. Ciekawi mnie czy sprawdzali czy eskortowali...? Niektórzy mają za złe Ślązakom, że chcą samostanowienia a taki Witów i okolice, razem z Zakopanem już dawno rządzi się swoimi prawami. Mam wrażenie, że ostatnią ostoją państwa polskiego na tym terenie jest TPN ale może jestem i tu naiwny?
W schronisku musieliśmy się ewakuować z jadalni bo duża ekipa siwowłosych bardów katowała repertuar Wolnej Grupy Bukowina. Byli o.k. i nie śpiewali po nocy ale jakoś po Skandynawii drażni nas niepotrzebny hałas.
Od rana w góry! Trasa ze schroniska na Wołowiec jest jednym spazmem rozkoszy : pusto, pięknie, słonecznie i coraz wyżej. Niestety, jak to mam zawsze w okolicach Wołowca, nogi jakieś słabe i mój rekord życiowy : 1 godzina i 45 minut na szczyt na wys. 2064 m n.p.m.), wydłużyła się do 2 godzin (przy drogowskazowym 2,25 !) i to ja byłem lekkim hamulcowym, bo A. parła ostro do góry! Aby uniknąć konkluzji : starość nie radość ... szybko zauważyłem, że od Podhala ciągnie z nas energię jak odkurzaczem. Słowacy mają zupełnie inne odczucia po swojej stronie Tatr i upatrują w kotle Gerlacha źródła energii jaka zasila ich kraj... Ale to oczywiste, że Podhale nigdy naszego kraju w nic nie zasilało... no, może w dachy? Ostatnio widziałem reklamę zachęcającą do kupowania dachów, nakręconą na dachu w Warszawie z udziałem Zakopower. Stosunek Warszawy do Górali jest stały ; jak nie jest cieślą to niech chociaż reklamuje dachy! A swoja drogą to przeczytaliśmy ostatnio, że muzycy tej kapeli chcieli na koncert do USA wjechać na wizę turystyczną i zostali zawróceni z lotniska. I to ma być ten profesjonalny świat naszego szołbiznesu? Popłakaliśmy się ze śmiechu i podpowiadamy : P1 głupcze!
Z Wołowca - witaj przygodo - zabrnęliśmy pod Jarząbczy. To jedna z najpiękniejszych gór w Tatrach Zachodnich i niezłe wyzwanie w postaci mocnego podejścia na szczyt na wys. 2137 m n.p.m.). Słowacka nazwa Hruby Vrh bardziej odpowiada odczuciom wchodzącego... zwłaszcza, że na szczycie przywitał nas mały ptaszek, który nic a nic nie miał wspólnego z jarząbkiem. Za szczytem jest małe wgłębienie terenu osłonięte od wiatru i tam zjedliśmy lunch, dzieląc się z kulawym ptaszkiem, który wyraźnie na to liczył... Podziwiam zawsze turystów, którzy po wejściu na szczyt jedzą kanapki w miejscu gdzie jest najzimniej i najbardziej wieje... No i dalej, przez Kończysty Wierch ( 2002 m n.p.m.) i Trzydniowiański Wierch... zeszliśmy Krowim Żlebem (czerwonym tzw. szlakiem turystycznym) do drogi dolinowej. Całość naszego wypadu trwała blisko 8 godzin (plus godzina do busa) i było fantastycznie ale na temat poprowadzenia czerwonego szlaku od Kulawca -Krowim Żlebem ; powiem krótko - wyznaczył go prosto w dół jakiś debil ! Nie tak wyznacza się szlaki i takie szlaki są mi na guzik przydatne - sam mogę zejść prosto w dół, panowie "mądrzy"!
Schodząc drogą do przystanku busów i musowych "oscypków" z grilla ... podziwialiśmy następujące samochody : ciężki "zestaw" z drewnem (tym razem było to dość liche drewno ,bo to piękne lepiej się widocznie ładuje w nocy), samochód weselny biały i długi, suwy wszelkich marek i kolorów, traktory, robotniczy "kontenerowiec", nowy mercedes, sznur weselnych samochodów z rejestracją KTT (czyli : Krakowiacy i Górale) oraz kołowa kolejka z wagonikami dla turystów, których Górale traktują najwyraźniej jak dzieci. Przed odpaleniem busa do Stolicy Tatr obowiązkowo wciągnęliśmy po dwa "oscypki" i cole aby się lekko oszołomić przed zobaczeniem cudu Krupówek. Na "oscypkowym haju" wpadliśmy do autobusu i udało się nam tylko zobaczyć reklamę : "inhalatorium". Pomyślałem jeszcze : piszą o wdychaniu produktu spalania plastikowych butelek wypełnionych miałem węglowym? - i zasnąłem.
Na mojej focie ścieżki na Wołowcu.

No comments: