Saturday, January 30, 2010

TRAVEL STORY


Michel de Certeau zauważył, że : " Every story is a Travel Story, a spatial practice" i nowa nasza płyta: acousmatic psychogeography
jest świetnym potwierdzeniem tej obserwacji. Muzyka powstawała pomiędzy Texasem, Wiedniem, Słowacją, Raciborzem, Krakowem ...aby się objawić w miejscu, które często odwiedzaliśmy przez wiele lat. Tylko takie drogi i potwierdzenia pojawiające się przez wiele lat, usprawiedliwiają wysiłek jaki trzeba włożyć w uzyskanie małych, lekkich krążków z muzyką i skondensowanych do bólu informacji, warstw symbolicznej oprawy graficznej i docierania z tym do ludzi. Tym razem dokumentacja będzie pełna: dvd pt. Sopatowiec Session jest gotowe, płyta The Magic Carpathians "Gharana" z zapisem koncertu jaki zagraliśmy przy okazji sesji na 10-lecie Karpat Magicznych jest gotowa od kilku miesięcy... a od teraz ma swe wydanie w Anglii za sprawą Reverb Worship. W tym ciekawym Wydawnictwie jest to już nasza druga płyta (Sambucus&Ginko RW037, Gharana RW106)i zapowiada się stała współpraca pomiędzy World Flag Records a Reverb Worship... czym dalej od Budyniowa tym lepiej się nam porozumiewać z muzykami i wydawcami.
Dzisiaj odeszła nasza kocia, do końca była bardzo spokojna, cicha i do ostatniego uderzenia serca byliśmy przy niej. To bardzo smutny czas dla nas, była z nami podczas tylu trudnych ale i szczęśliwych chwil i stała się równoprawnym domownikiem. Jej historia jest historią podróży A. i naszych wspólnych domów, wypraw i przeprowadzek.
W Jokkmokk jest dzisiaj -29 stopni C i śnieg po pas ale podobno od wtorku ocieplenie...?! No cóż, zobaczymy i poczujemy!

Friday, January 29, 2010

INUKSHUK


Media atakują zimą... jakby zima w zimie była czymś niezwykłym? Kierowcy są zawiedzeni bo "liczyłem na czarne drogi" a tu w styczniu śnieg!? Może więc chodzi bardziej o to, że nasza "kultura" udaje, że jest niezależna od środowiska? Żyjemy w miastach i tam pory roku nie powinny mieć wstępu? Nikt mi raczej nie pozwala spać dłużej i meldować się w Instytucji później, mimo, że słońce wstaje 3 godziny później niż w lecie... pracy też nie mamy mniej aby był czas na zadbanie o zdrowie i uniknięcie depresji zimowej. Sztuczka ze zmiana czasu... ej czarodzieje... No więc to jest raczej "niezależność" wymuszana kosztem nas wszystkich?
Zimą normalniejsze niż śnieg i mróz jawią się mediom igrzyska zimowe. To nawet jest - raz na jakiś czas - przypisane zimie i normalne. Po fantastycznie kiczowatym logo festiwalu tej szemranej ekipy od piłki nożnej (a raczej od niezbyt jasnej kasy) w 2012 roku i beznadziejnego planu uczynienia teatrem działań Ukrainy i Polski razem - pojawiło się logo igrzysk zimowych w Kanadzie. Te "nasze" pisanki/wycinanki budzą we mnie głęboki smutek na widok kolejnej emanacji budyniowatości mentalnej. To logo na tzw. "2012" jest jak widok chatek krytych strzechą i kiełbasek na patyku jako oferty kulturalnej Polski na wystawach światowych... Strzecha, kiełbaski i tzw. góral - oferta powalająca, do tego teraz pisanki/wycinanki, z których wystaje figlarnie piłka jak pierś pani Jackson podczas innych zawodów sportowych. Kanada jako logo użyła Inukshuk - wykonywanej z kamieni alegorycznej postaci (praprzodka?) i ważnego artefaktu Inuitów. Inuici to ludność pochodzenia azjatyckiego, zamieszkująca północ Kanady i Alaskę. Przybyli na swe dzisiejsze tereny około 5-10 tys.lat temu z Syberii i są - najprawdopodobniej - bliskimi krewnymi Samów ze Skandynawii. Pomiędzy nimi (geograficznie) żyją inni pasterze reniferów (zwanych w Ameryce - karibu) na Syberii, w Mongolii, Tuvie, Płw. Jamalskim... Uczynienie z Inukshuka symbolu igrzysk odbywających się w Kanadzie jest czymś w rodzaju uszanowania rdzennych mieszkańców kraju, którzy doznali pasma krzywd od osadników przybyłych z Francji, Zjednoczonego Królestwa i USA... oczywiście nie jesteśmy naiwni i wiemy, że Inuici siedzą dzisiaj bardziej na złożach ważnych surowców niż na nikomu niepotrzebnych zamarzniętych pustkowiach, jak było dotąd. Rzecz w tym, że to co zamarznięte powoli odmarza... Na czym musielibyśmy my siedzieć aby symbolem igrzysk w Polsce stał się np. Światowid? Co musiałoby nam rozmarznąć aby przy okazji igrzysk sportowych w Polsce i Litwie logo stanowił Perun/Perkunas? Ktoś się czegoś boi?
Skończyłem tekst o Sound Ecology dla Dzikiego Życia - było z nim sporo roboty bo temat olbrzymi, nawarstwiony, mało w Polsce rozpoznany i nieco już zmitologizowany. W Budyniowie zawsze łatwiej coś zmitologizować niż sobie przetłumaczyć i się nauczyć... Ale fajnie, że takie zaproszenie padło i zrobiłem co mogłem. Bardzo byłoby ważne aby wpuścić trochę idei z obozów Pauline Oliveros i Davida Dunn'a. Wiadomo, że w warstwie popisywania się elokwencją John Cage i Satie musowo się pojawiają ale o tym uczy studentów A. czyli jest to już wiedza szkolna, elitarna bo elitarna ale szkolna... A taki David Dunn...przetłumaczenie jego "Why do whales and children sing?" byłoby w naszej bydyniowej kałuży bardzo pomocne. Może się uda kogoś do tego przekonać?
Wyjazd do Jokkmokk tuż, tuż ale jeszcze przed oddaję do produkcji nowa naszą płytę : " acousmatic psychogeography". Myślę, że to nasza ostatnia - taka muzyczna i psychedeliczna płyta - ciągnie nas w inne rejony, ale kto to wie? Jest to dziesiąta regularna płyta CD Karpat Magicznych (nie wliczam 4 regularnych płyt jakie wydaliśmy pod swoimi nazwiskami w czasie działania KM). Nagrania powstały w 2008 roku, więc można powiedzieć, że 10 płyt na 10 lat ! plus 4 inne płyty i kilkanaście splitów i dokumentacyjnych ...to może dość już? Ale i tak ani "awangardowa" Trójka ani też Ważne Osobistości Muzyczne tego nie zauważą - więc sorry, mam się kajać, że Gaba Kulka jednak nie dostała "paszportu Polityki" a ja typowałem, że dostanie? A co, zmieni się coś od tego "wyłomu"... Czytamy na paskach w TVN, że co trzeci gangster w Polsce związany jest z Warszawą... biskup Pieronek pie---- jakby Mu mszalne zaszkodziło, podobno Mari Boine wystąpi w Warszawie a Bono szykuje się już na 30-lecie Solidarności. "Ubogaci" nas swoją mądrą i zatroskaną wielką głową, skromnie asystujący przy kolejnej (niby nie swojej) fecie. Swoją drogą to zespół, który wsparcie swej kariery czerpał z polityki robionej wokół wojny religijnej - ma coś wspólnego z Solidarnością? Więcej ma z tym wspólnego Robert Brylewski śpiewając stary hymn Izraela: Wolność... no wiem, Bono pomaga światu a Robert musi pomóc sobie sam... jak to w Budyniowie.
Za oknem naszej "wieży" pada śnieg, kocia cichutko odchodzi z tego świata i nic nie możemy na to poradzić ale kochamy ją bardzo, widzimy śnieg, elementy nie rozpadają się jeszcze zbyt szybko więc budyń nas łatwo nie dostanie.

Sunday, January 17, 2010

KEN ZUCKERMAN


Nieco ponad pół roku temu, zmarł legendarny mistrz sarodu - Ustad Ali Akbar Khan i wczorajszy koncert był pięknym gestem (nawet jeżeli niezamierzonym...)upamiętniającym tego fantastycznego człowieka. Centrum koncertu wirtuozersko budował Ken Zuckerman, uczeń Ustada Ali Akbar Khana, który studiował u Niego 37 lat ! w ostatnich latach grywał koncerty z Mistrzem i prowadził swoje własne projekty muzyczne.Jest także profesorem Konserwatorium Muzycznego w Bazylei i od 24 lat kieruje szkołą Ali Akbar College of Music. W zamyśle prezentowanego projektu pt. "Dwa światy muzyki modalnej", drugim filarem koncertu miał być doskonały Dominique Vellard, którego możliwości wokalne i swoboda wykonawcza budzi podziw. Miał być ale ...nie był. Tak się czasem dzieje w muzyce wykonywanej na koncercie. Bo na scenie ten drugi filar zbudowali razem: Prabhu Edouard - tabla oraz Keyvan Chemirani - zarb. Głównym aktorom niezwykłego wydarzenia towarzyszyła Emilie Zuckerman - 6 strunowa tampura, która uczy się gry na sarodzie i jako uczennica zajmuje tradycyjne miejsce na koncercie obok swego nauczyciela i ...ojca. Koncert jeszcze gra w mojej głowie i trudno go z nieistniejącego dystansu recenzować. To co wyprawiali - Keyvan i Prabhu na wyrafinowanych azjatyckich bębnach to da się określić jedynie krótkim sms-em od Janka K. ; "mniammniam!" - żartobliwym ale z wielką dozą szacunku. Bo co tu można powiedzieć o swobodnym igraniu z energiami, o których chyba słabo uczą w naszych akademiach? W pierwszych minutach koncertu Ken Zuckerman nie miał u mnie wielkich szans; mam "przerobione" rozmowy w USA z innym uczniem Mistrza (bardzo początkującym ale jednak...)i wiele z trudniej dostępnych płyt Mistrza Ali Akbar Khana wydanych w Ameryce. No bo jest oczywiste, że Mistrz nauczał w Kalifornii...prawda?! Wydawnictwo AMMP - Alam Madina Music Production z San Anselmo w Kalifornii, wydało kilka podstawowych dla studiowania twórczości Ustada Ali Akbra Khana płyt i wiele kaset magnetofonowych. Ale Ken Zuckerman (myślę,że w pełni należy Mu się przed nazwiskiem "Mistrz") już pierwszymi glissandami rozbroił mnie zupełnie. I później było tylko lepiej i lepiej! Jak w dobrych Ragach (piszę dużą literą bo uważam,w zgodzie z tradycją, że to nie tylko wzorce muzyczne)coś niebywałego zaczęło się dziać pod koniec koncertu. Sami muzycy chyba byli sobą nieco zaskoczeni, widocznie nie wierzyli zbytnio w tak mocną pomoc i oddziaływanie wawelskiego czakramu? Wracając do Vellarda - mam nadzieję na osobny koncert tego śpiewaka (pieśń sefardyjska!wbijała w fotel) i pobiegnę na taki koncert jak na skrzydłach ale wczoraj było Go mało i mimo, że doskonale równoważył "szaleństwa" perkusistów, to "oko cyklonu" rozgrywało się bez Jego udziału. Zaskoczyła mnie także pozytywnie publiczność - nie dość, że tłumna to jeszcze uważna i doceniająca w standing ovation mistrzostwo muzyków.
Od Emilie Zuckerman kupiliśmy CD pt. " Meeting" z programem zbliżonym do koncertu ale płyta nagrana jest w nieco innym składzie: na tabli gra sam Pandit Swapan Chaudhuri ! ale Zuckerman, Vellard, Chemirani są oczywiście w znakomitej formie. Pandit Swapan Chauduri to jeden z gigantów tabli i polecam CD pt. " Passing on the Tradition" Ustada Ali Akbar Khana i Pandita Swapana Chaudhuri (AMMP/BMI USA 1996)!!! Sola i duety na zarb i table brzmią na płycie tak samo znakomicie i żywo jak na koncercie, zwraca uwagę fantastyczna jakość nagrania, trudnych do zarejestrowania brzmień, tych pełnych zaskakujących możliwości bębnów. To co robi na sarodzie (i lutni) Ken Zuckerman nie będę nawet próbował opisywać aby nie... przesłodzić. Ale, ale - w grze Kena Zuckermana jest duży ładunek bliskiej nam słodyczy i melodyki, którą tak kochają europejscy melomanii. Ten ładunek określam jako "duży" tylko w stosunku do bezlitosnej genialności Nauczyciela Ali Akbar Khana. CD "Meeting" bardzo polecam (jak wszystko... wydawnictwa; -harmonia mundi-)gdyż obok znakomitej muzyki jest też doskonały i bogaty tekst nt. idei projektu oraz wszystkich źródeł prezentowanej muzyki.
Na koniec jeszcze trochę ponapawam się wczorajszym wyłomem w Budyniowie... w szatni usłyszeliśmy tekst; "to inna kultura i trzeba ją taką przyjąć" i to fajnie ale złapałem się na tym, że może "inna" ale nie dla mnie i nie rozumiem, co wypowiadający te słowa miał na myśli? Bo jeżeli "ta kultura" nie jest nasza, to co nam pozostaje? Nawet najpiękniej zaśpiewane słowo "alleluja" ma swe korzenie także w tej "innej" kulturze. Ale usłyszałem też ekspercką opinię od trzech mądrych i światowych kobiet, że "ten tablista jest całkiem całkiem"... o! i to jest to co czyni nas normalnymi a świat "naszym". Filharmonii dziękuję na kolanach i proszę o jeszcze!!!

Saturday, January 16, 2010

SOURCES


Janek K. polecił mi film pt. "Księga Rekordów Szutki" Aleksandra Manića i właśnie dochodzimy do siebie po jego zobaczeniu...Szutka to miejscowość w Macedonii, a może bardziej republika Romów ..."gdzieś na Bałkanach". Filmy Kusturicy (i nie przypadkowo) okazują się jedynie opisem wybranych historii z życia Szutki. Dla mnie ten świat magiczno-naiwno-okrutny i graniczący z jakimiś halucynacjami jest powalający. Faceci kolekcjonujący kasety z muzyką turecką, derwisze (!), geje, hodowcy gołębi, szołbiznes ... Tak, tak : własna telewizja, studio nagrań (analogowe! oczywiście!), śpiewacy... to se ne da pohopit ! Świat całkowicie alternatywny do tego, w którym lokujemy nasze nadzieje. Za stary jestem aby nie widzieć też drugiego dna: szemrane fortuny, wyzysk, oszukiwanie kogo się da i mityczny Zachód w tle... z bogactwem, które czeka na ludzi z Szutki? Coś jednak jest w tym swobodnym wylewie życia fascynującego, bo czy my wiemy o nim wiele więcej niż ludzie z Szutki? Ile takich republik Szutka jest w Europie? I my się zastanawiamy nad azjatyckimi wpływami na kulturę Europy (to ten "dzyndzyk" na mapie Azji)a tu derwisze, magia i muzyka, która zmiata z powierzchni ziemi każdego wyuczonego mozolnie zawodowca. Na focie towarzyszącej płycie dvd, moje wprawne oko etnobotanika dostrzegło, że jeden z bohaterów filmu napawa się zapachem bazylii. Ta popularna przyprawa pochodzi z Indii... a jej siostra bazylia - Tulsi jest rośliną o znaczeniu rytualnym i religijnym.
Za chwile jedziemy na koncert interesującego składu (muzycy z Włoch, Francji i Indii...), w którym śpiewa Dominique Vellard. Aby więc trochę się przygotować, słuchamy znakomitej płyty pt. "Sources" EMI Rec. 2000 LTD Virgin Classics , na której obok Vellarda śpiewa (!) Aruna Sairam ( a Gayatri Sairam gra na tampurze). Podtytuł płyty mówi wszystko o zawartości: Devotional Chants of Southern India & Medieval Europe. Znakomite wykonanie utworu Hildegardy z Bingen sąsiaduje z Ragą Hemavati... Zespół, który rozpocznie koncert o 18.00 w Filharmonii jest znacznie liczniejszy i ma jeszcze bogatszy repertuar ale założenie to samo... I nie jest to ta mowa trawa typu: jest wiele dróg ale wszystkie... nie, nie wszystkie i nie do tego samego! (osobiście optuję - jeżeli już koniecznie o drogach - za cytatem z Gary Snydera: "wszystkie prawdziwe ścieżki prowadza przez góry") ale to doskonała szkoła na temat źródeł czy może raczej Źródeł.
Kiedy zaczynałem swoją muzyczną drogę w Krakowie (bo tylko tu można było coś znaleźć ciekawego) Filharmonia była zamknięta na "azjatyckie miazmaty" a Jan Ptaszyn Wróblewski - pierwszy jazzman PRL-u wyśmiewał się z tego typu fascynacji w swoich irytująco zachowawczych audycjach w radiu. I tak się złożyło, że "Ptak" musiał "zakochać się" w muzyce, której źródła tkwią w tej przestrzeni, którą miał za nic (bo inaczej byłby już tylko wypchanym ptakiem) a Filharmonia (i chwała jej za to!) przestała być szafą z muzyczną naftaliną... Siła Źródeł? No, posłuchamy?!
Na focie z Bułgarii widać jak bardzo się tam przejmują "osiągnięciem" wykorzystania dotacji z UE na poziomie 2,7%!. Widać, stawiają na inne źródła zadowolenia!? I czy nie mają chociaż 2,7% racji?

Friday, January 15, 2010

JOKKMOKK


Jokkmokk po raz pierwszy zobaczyliśmy w lutym 2008 roku, kiedy to Anders L. zawiózł nas tam, w prezencie z okazji X-lecia Karpat, na słynny targ Samów. Już sama wyprawa starym dobrym Volvo, przez białe i zimne pustkowia na granicy tajgi i tundry, należy do naszych wspomnień specjalnych...Nic też dziwnego, że miejscowość za "Arctic Circle" jest w naszej pamięci i planach. Kiedy Marcin Dymiter (Emiter)zaproponował nam udział w projekcie pt. "Wieża Ciśnień" pojechałem do studia i przygotowałem krótki i minimalistyczny (jak na nas) utwór z wcześniejszych, szkicowych realizacji. Bez zbędnych dyskusji nazwaliśmy go "Jokkmokk". Płyta (która jest w zamyśle autorów jednym z elementów szerszego projektu) jest już u nas. Jej wydanie zbiegło się z opublikowaniem "mojego" Cybertotem Remix Project i jakoś z nim koresponduje muzycznie.Nawet kilku wykonawców się pojawiło i tam i tu... To bardzo dobrze, a "Wieże Ciśnień" warto "przerobić" i mieć w domu. Nasz "Jokkmokk" można posłuchać na SoundCloud (wejście z naszej głównej strony www gdzie popełniłem także mini opis płyty)i uważam, że wydanie takiego projektu przez Centrum Kultury i Sztuki w Koninie to jakiś dobry znak. Bo co robiły (i robią dalej)tego typu Instytucje? Zapewniały chałturę wylansowanym artystom i zapewniały łatwy chleb tym obrotnym panom i paniom co to na telefon załatwiają całe trasy i stwarzają z kolegami "gwiazdy". A za pieniądze podatników Instytucje te powinny robić coś zupełnie innego, a co? to pokazał CKiS w Koninie.
6 lutego w Jokkmokk będziemy się przyglądali fecie z okazji święta narodowego Samów. Na mojej focie zrobionej w miejscowości Nihkkaluokta widać flagę Samów.

Tuesday, January 12, 2010

ZIMNO i BIAŁO


Media dostają zimowego orgazmu! Pan Prosiecki w TVN opowiadał o "ogromnych zaspach" mając pod nogami 5 cm śniegu! Nawet gdyby miał 100 cm śniegu w tle, to i tak Jego "wielkie oczy", sapanie i wymuszony przestrach prezentowany w relacjach jest komiczny. Owsiak jak zwykle się nie dał omamić i swoje zrobił mimo "ogromnych zasp"... budyniu, chyba?! Plaga nadciąga : zaspy ogromne, oblodzenia, PKP w pełnej krasie i wizyty duszpasterskie. Zima nie jest łatwa. Zimowa pora to także czas na miłe mi roboty przy konserwacji instrumentów wykonanych z drewna. Olej lniany i szmatka plus trochę naczyń kuchennych na ściekający nadmiar oleju i wygląda to jak celebracja. Mimo "ogromnych zasp", każdej zimy należy to zrobić bardzo starannie. Zwłaszcza w bardzo ciepłych i suchych (mimo ogromnych....) mieszkaniach. Za chwilę zbieram się na wykład o etnobotanicznych aspektach muzyki tradycyjnej... będę musiał brnąć przez..... i mimo ataku zimy dotrzeć aż na ulicę Grodzką. Nie chce mi się strasznie! Do około drugiej w nocy oglądaliśmy mój kultowy film "Znikający punkt" - teraz oglądam go jeszcze inaczej bo droga do San Francisco nie jest dla mnie wyłącznie legendą, albo inaczej; jest także moją osobistą legendą.
Wczoraj leczyłem nerwy, zszarpane przez sam widok naszych dzielnych tzw. polityków oraz wielkiego (a może największego) mędrca naszych czasów czyli pana Najsztuba, obrońcę zabijania się i innych papierosami w imię romantycznej wizji wolności. Tyle, że romantyzm ten jest już taki bardziej mieszczański i restauratorski : wolność ale taka bez ryzyka i zupełnie nie w stylu Kowolskiego ze "Znikającego punktu".No i ważna wiadomość dla całej Polski: p. Najsztub pali po sexie! Wow! Kobiety z żółtymi zębami i ziemista cerą lgną pewnie jak muchy; jest szansa na szluga !? Po tej wiadomości czuję się ubogacony jak po każdym obcowaniu z Wielką Ideą. Dziękuję Wam Panowie z Teraz My, naprawdę warto było przybliżyć nam tak uniwersalne i piękne postawy. Aby się nie dać porwać tym budyniowym smrodom ze Stolycy, wczytywałem się (i oglądałem foty!) na stronie www.slowlife.se To takie ciekawe uczucie gdy znajdujesz w sieci miejsca bardzo odległe, bardzo mało popularne (w budyniowym kręgu "kulturowym") i łapiesz się na tym, że znasz je tak dobrze, wiesz co jest za skałą, za drzewem, przypomina się rytm oddechu podczas stromego podejścia w oglądanym na fotografii miejscu.... Ileż to takich miejsc specjalnie nam bliskich już mamy; w Himalajach, w tundrze, w górach, plaże nad Dunajem, ostry podjazd w węgierskim krasie, mała knajpka w mało ważnej dla innych miejscowości na Bałkanach... Co to jest za siła, która nas tam pcha aby rozpoznawać? odnajdywać? uczyć się drogi na daleką przyszłość?
Pod tablicą z mojej foty zrobionej w lutym 2008, ubierałem kalesony (był najwyższy czas!) w towarzystwie A. i Andersa L. oraz autokaru pełnego turystów z Japonii, który pojawił się niespodziewanie...! Za trzy tygodnie wyruszamy tam znowu! Tam dopiero są ogromne zaspy...a ludzie żyją i mają się nieźle.

Friday, January 08, 2010

FRAGILE


Wyszedł wreszcie nowy numer Fragile gdzie umieściłem krótki tekst nt. muzycznej kultury Samów. Pismo jest interesujące i wygląda na to, że nasza współpraca będzie trwała dłużej?! Fragile jest też medialnym wspierającym płytę "Vaggi Varri" i to dla mnie jakaś nowość bo nikt nigdy nie wspierał płyt Karpat Magicznych! Dosłownie; lada dzień będzie dostępne drugie pismo bezinteresownie wspierające płytę Ani: Zew Północy, wydawane w Szczecinie ale dostępne w Empikach. Tam można będzie przeczytać krótką relację z naszego wejścia na Giebmegaisi (Kebnekaise) czyli najwyższą górę Szwecji i zobaczyć kilka fotek z tej trasy. W lutym spodziewane jest Glissando z tekstem nt. muzyki Samów. To zadziwiające i budyniowate, że taka firma jak Glissando ma kłopoty z kasą na druk i dystrybucję! Ale może nie ma się czemu dziwić na oceanie budyniu?
Zaczynamy udostępniać nagrania poprzez różne kanały, także darmowe w sieci: SoundCloud jest takim legalnym źródłem. Zobaczcie na naszej zasadniczej stronie! i spokojnie ściągajcie! Liczymy, że płyty (CDR i CD starannie opracowywane przez Bogdana) i tak duża część zainteresowanych naszymi działaniami będzie chciała kupić i dlatego trzymamy się prawdziwych cen. Może kiedyś trochę więcej ludzi zrozumie, że ciekawe i ważne rzeczy popiera się nie tylko gadaniem ale także kieszenią? Jak nie - to budyniowo się rozleje na naszą własną prośbę (i głowę).Dlatego warto myśleć wydając pieniądze... Dużo w tym roku będzie do czytania na rozbudowywanej przez nas stronie www.cybertotem.eu Już jest tam kilka ważnych tekstów ale szykuje się znacznie więcej.
No i nie udało się Avatara włączyć w Nową Ewangelizację?! Wielkiej więc kariery (oficjalnej) w Polsce nie będzie. Jako uzupełnienie poprzedniego mojego entuzjastycznego wpisu na temat filmu, dodam cytat: "Według Proppa bajkę można rozpatrywać jako sekwencję 31 funkcji./.../ bajka zaczyna się od jakiejś straty, braku lub pragnienia(8); bohater otrzymuje nakaz wyruszenia w drogę(9)i zgadza się na to(10); opuszcza dom (11), spotyka jakąś istotę, która poddaje go próbie(12), odpowiada na wyzwanie(13),otrzymuje dar lub magiczną pomoc(14);dociera do nakazanego miejsca(15);i spotyka przeciwnika, z którym musi się zmierzyć(16);zostaje zraniony(17), lecz ostatecznie zwycięża(18);w ten sposób początkowa strata lub brak zostają naprawione (19).Bohater rozpoczyna drogę powrotną(20);jest ścigany(21),lecz ratuje się(22);powraca nierozpoznany(23);na miejscu spotyka nikczemnego oszusta(24),następuje próba(25) i bohater odnosi ostateczny sukces(26);bohater zostaje rozpoznany(27);oszust ukarany(28);bohater żeni się i zostaje królem(31)." Ktoś kto oglądał AVATARA wie, że to dobrze opowiedziana bajka czyli pewnego rodzaju nowa jakość, wydobyta ze starej i bardzo nam bliskiej formy. Opowiadajmy sobie nowe bajki ... stare są już tak nudne! Nowe przeczucia są zawsze tak delikatne i KRUCHE.
Cytat pochodzi z książki: "Stwarzanie świętości - ślady biologii we wczesnych wierzeniach religijnych" Waltera Burkerta, Wydawnictwo HOMINI, 2006 (wydanej pierwotnie w 1996 roku przez Harvard University Press).

Sunday, January 03, 2010

AVATAR


W ramach rozbuchanej konsumpcji i nurzania się w relatywiźmie moralnym poszliśmy wczoraj na Avatara do mega-kina w największej w Polsce galerii handlowej - Bonarka! W Krakowie, rzecz jasna... No i bingo! Trzy D to 3D! Smoki, drzewa i bajkowe krajobrazy Pandory robią wrażenie. Siedziałem jak dzieciak z rozdziawioną gębą i uchylałem się przed nadlatującymi straszydłami. Wreszcie kino: kiniaste a nie jakieś dziadowskie filmidła. Przesłanie totalnie ekologiczne i kilka spraw trafnie postawionych : nasza (?) zachodnia cywilizacja nie ma nic do zaoferowania rdzennym mieszkańcom Pandory, przemoc niczego nie załatwia, korporacje i etyka to zbiory rozłączne, możliwe są inne niż "nasze" sposoby na życie, to zazwyczaj "my" a nie "obcy" jesteśmy najeźdźcami... Dlatego chyba musiała w filmie umrzeć kombatantka spotkań z "obcymi" niejaka Sigourney Weaver, wcielona w postać naukowczyni Grace Augustine. A to szkoda bo Sigourney sprawiała, że nawet tego cholernego obcego pasażera ...się jakoś przetrzymywało... ej boj! Jako niestrudzony popularyzator etnobotaniki miałem wielką satysfakcję z oglądania niezwykłych i pięknych form życia na Pandorze. Wiele z nich jest fachową robotą znających się na rzeczy - wiele z nich to formy żyjące na Ziemi ale w innych warunkach - np. w oceanach...lub mające w "realu" inne rozmiary. Drzewo życia, połączenie wszystkiego co żyje i głęboki kontakt ze zwierzętami to na planecie Ziemia nic nowego i nazywa się to światopoglądem szamańskim... Czyżby Ludzie też zostali kiedyś najechani przez rednecków symbiotycznie złączonych z klechami i mieli mniej szczęścia niż Navi? Pan James Cameron pokazał gdzie ich trzeba wyekspediować... w kosmos!
Za 237 milionów dolarów można się jakoś ogarnąć z takim projektem i odpalić coś konsultantom znającym się na rzeczy... Ale czy nie lepiej robić takie produkcje... niż nie robić (tu zadziałało moje postanowienie aby ograniczyć haterstwo do niezbędnego minimum!).A te 700 milionów wpływu w pierwszym tygodniu po premierze to może lepiej niż neo-przewodnia siła robotniczo-chłopska ? Może jednak zaczniemy cenić (też dosłownie!) wyobraźnię, fachowość i wiedzę? Ale może warto tu dopuścić do głosu fachowca właśnie, który tak opisuje europejskie gnioty : " eurobudyń - film komponuje się tak, że bierze się Włoszkę,Niemca,Anglika i tam się ich wsadza razem, i to jest gwarancja na niedobry film." albo " nakręcili mniej więcej pół tego scenariusza bo Jacgues Deray był reżyserem o wyjątkowo wolnym trybie pracy. Moim zdaniem on się powinien tutaj urodzić, w Polsce na Podolu, tak powoli wszystko robi."...to fragmenty wypowiedzi Andrzeja Żuławskiego. A z tym eurobudyniem to świetna sprawa, dobrze wiedzieć, że ten "budyń" jest jakoś obrazowy i przychodzi nie tylko do mojej głowy (ba!)... A o fenomenie Andrzeja Żuławskiego to chyba kiedyś osobno coś napiszę jak cenzura ustanie i to ślubowanie się wypali (bo było na 2010...) bo to jest wielki skandal aby takiego gościa mieć pod Warszawą i ...NIC?!
Śnieg pada więc sikorki bogatki i modre na naszym balkonie od rana już waliły w okno aby im sypać do karmnika i nie spać... nie miałem kłopotu z porozumieniem z nimi... Kocia biedna i chora też tylko raz przeciągle zawołała i już śmigałem przez zaspy po jedzonko do sklepu...więc ciągle jest dla ekosystemu szansa! Nie chcę wiedzieć co może się stać jak się koty skrzykną/zmiałczą przeciw pazernym korporacjom?!
Skończyłem pisać zręby wykładu pt. Etnobotaniczne aspekty muzyki tradycyjnej i wysyłam foty do Bogdana aby je jakoś pięknie przykroił do mojej tezy o ważności tego co nas naturalnie otacza i przetyka oraz wagi tego aby tej więzi nie utracić. Wykład mam 12 stycznia na UJ ! Wiem, że nasi filmowcy nie zatrudnią mnie do skonstruowania mitologicznej oprawy z magicznych i muzycznych roślin (nawet do Wiedźmina...)ale za kilka dni, strona cybertotem.eu będzie miała już swe wcielenie (avatar!) w języku angielskim i może kiedyś jakiś James Cameron zechce zrobić film w realiach Europy Środka i nie ograniczy się do naszej chluby: Instytutu Ziemniaka?
Swoją drogą to zabawne, że dzieci na (zachodnim) świecie o koncepcji "avatara" dowiadują się za sprawą gier komputerowych i wielkich produkcji science-fiction a dzieci w najliczniejszej demokracji świata - Indiach, uczą się o avatarze czerpiąc z własnej religii... Co na to ...(cenzura i anty haterskie ślubowanie!) będzie trzeba się trochę wysilić nim się ogłosi, że to film o... (cenzura...). Oj boj!
Pod ostatnim wpisem koments taki trochę przyganiający...ale nie będę się przed kasą bronił - wiem co z nią zrobić a studia, sklepy muzyczne, tłocznie i księgarnie nie dają mi taniej lub za free...
Na focie trochę gór za Kręgiem Polarnym ...bo znowu się TAM wybieramy! Tym razem w zimie...!