Monday, August 30, 2010

GOOD VIBRATIONS


UWAGA: Tytuł nie nawiązuje do dzisiejszego święta Solidarności i spokojnie można czytać dalej.
Dla relaksu robię sobie notatki na temat thereminovoxu. Okazuje się, że w Moskwie od kilkunastu lat istnieje laboratorium nowych praktyk i form artystycznych o nazwie Centrum Teremina. To dość interesujące zważywszy, że tereminovox powstał w Petersburgu, a Leon Theremin (vel Lew Siergiejewicz Termen albo: ze dwie inne wersje pisowni nazwiska)mimo pokazu urządzonego dla samego W.I. Lenina na Kremlu pofatygował się do USA, na stałe. Mimo masowego odbiorcy w postaci milionów chłopów i robotników, która wykończyła gnębiące ich siły i rozkwitła w komunistycznej ojczyźnie, brzmienie thereminovoxu do historii muzyki popularnej weszło za sprawą utworu Good Vibrations zespołu Beach Boys. To dość pokręcone ale daje do myślenia. Coś jak ratownicza akcja Dody dedykowana Nergalowi. Wiele wpływowych (niegdyś chyba bardziej?) środowisk pewnie czuje sie nieco zaskoczonych rozwojem sytuacji?! Już byli przekonani, że kilkanaście lat działania tzw. muzyki chrześcijańskiej i opluwania od zboczeńców i sekt każdego, kto nie ma blond dredów... da inny efekt! A tu masz! Podoba mi się reakcja na akcję Dody i sytuację Nergala i innych chorych ludzi. Aż strach pomyśleć jaki byłby wynik rywalizacji gdyby Doda zechciała się kiedyś ścigać z datkami na tacę... Czasem budyń musi ustąpić. Chwalcie Pana!
Jeżeli chcecie brać udział w pomocnych, pozytywnych i słabo kościelnych akcjach zobaczcie na BuddhaBadges! To ciekawy i mało mesjanistyczny pomysł.
Wczoraj na Wolnicy w Krakowie kupowaliśmy serki, czosnek i chleb o smaku chleba (co nie jest normą i oczywistością). Niestety musieliśmy zobaczyć i usłyszeć monstrum w postaci zespołu Rzoz z Zakopanego. Facet objawił, że to "góralska poezja śpiewana z nutką rocka" i co powiedział to zrobił. Podziwu godna konsekwencja! Wokalista śpiewał i grał w wysokiej czapie "hetmana zbójników" i w całym tym wymyślnym ubranku co mi się zlewa uparcie z komuną... Zawsze był taki jeden obok sekretarzy PZPR, a dalej stali górnicy, hutnicy oraz chłop i baba w przebraniu. Czasem byli tam też stoczniowcy ale to dzisiaj nie wypada chyba przypominać? Z tego towarzystwa tylko chłop i baba ma Krus a reszta ma pana Śniadka na utrzymaniu, i nabiera się na to ochoczo. Jako dzieci kochaliśmy górników bo z pomocą tuszu, kartki papieru i spinacza można było szybko zrobić ich galowe nakrycie głowy na tzw. pracach ręcznych i się "pani" musiała odczepić. Rzoz sypał takimi tekstami, że wiem chyba jaka gwiazda zabłyśnie jesienią na folkowym niebie. Zakopower się już grania w reklamie nie doprosi, teraz będzie "robił w reklamie" Rzoz.
Kilka ostatnich dni to pasmo porażek organizacyjnych i finansowych, które są od dawna spodziewanym efektem mojej naiwnej wiary w deklaracje osób, które wypełnia budyń po dziurki w nosie! Wiem, wiem - jestem sam sobie winny itd. Ale co z wiarą w ludzi, w dawanie szansy, w "nie dzielenie", w "nie wrzucanie do jednego worka", co z nadzieją na zmianę? Ratuję się przed melancholią rozważając intrygującą myśl Arne Naessa, norweskiego filozofa i twórcę filozofii ekologicznej: " relacje wewnątrz Ja są ważniejsze i bogatsze od relacji międzyludzkich".
Na mojej focie z tundry - siewka złota, ptak w Polsce wymarły ale mający się całkiem dobrze za Kręgiem Polarnym. Już kiedyś o niej pisałem ale odpocznijmy chwilę od relacji międzyludzkich!

Saturday, August 28, 2010

PUSZCZA


Mam już ponad sto stron książki! Szperam po stosach notatek, wycinków, książek i zapisków z podróży. Znalazłem taki fragmencik; szlachta na sejmikach wytykała królowi, że zamiast państwem się zajmować, "gra tylko w piłkę, buduje piece (alchemiczne) i alchemią się bawi". Potępiające mowy nadwornych kanznodziei w rodzaju ks. Piotra Skargi pozostawało bez echa. To nie jest cytat z błazenad p. Cymańskiego czy innych jedynie prawych i prawdziwie sprawiedliwych ale z interesującej pracy o Michale Sędziwoju, słynnym alchemiku, który w swoich czasach był w Europie tak sławny jak Mikołaj Kopernik. Sędziwój aka Sendivicius urodził się pod Nowym Sączem, trochę posiedział w Pradze u Rudolfa II, trochę w Krakowie w wawelskiej pracowni alchemicznej u króla Zygmunta III, sporo czasu spędził w Niemczech... reszta jest mocno tajemnicza. Napisał m.innymi dzieło: Novum Lumen Chymicum wydane w kilku językach, które doczekało się 30 wydań! Podobno w Nowym Sączu pojawia się do dzisiaj ale tylko w noc sylwestrową. Ja go rozumiem i myślę, że to całkiem wystarczy. Co ma Sędziwój aka ... do etnobotaniki? Całkiem sporo. Przeczytacie książkę to się dowiecie... Skoro jestem przy cytatach to jeden bardzo aktualny. Na pytanie dziennikarki DP jaki jest ideał artysty zajmującego się najnowszą muzyką, prof. Jan Pilch z AM w Krakowie, mówi tak:..." Charyzmatyczny, mający coś do powiedzenia. Nie traktuję muzyki w kategorii cyrkowej: sprawności i biegłości; chcę słuchać tych, których przekaz mnie poruszy, wzbudzi emocje. Jeżeli ktoś gra tylko dźwięki, to mówi niezrozumiałym językiem i przestaję go słuchać." Prof. Jan Pilch to jeden z nielicznych jasnych punktów na mapie muzycznej konsekwencji, wyobraźni, aktywności i niezależności. Z takimi kryteriami pewnie obleje 80% studentów AM i będzie wreszcie spokój z grającymi tylko dźwięki?!
Pojawiają się filmiki z naszej akcji ulicznej: Thereminovox Interactive Instalation Project (mam nadzieje,że w tytule jest dość wieloznacznych określeń aby zainteresować środowisko?)ale zasadniczy zbiór krótkich ujęć jeszcze się produkuje. Z filmików polecam też interwencyjny materiał o Puszczy Białowieskiej i samą akcję Greenpeace.
Na focie Bogdana K. muzycy z Beskidu Żywieckiego w lesie mikrofonów. Jak dla mnie są charyzmatyczni, mający wiele do opowiedzenia, nie grający jedynie dźwięków i dalecy od cyrkowej biegłości! Za dwa tygodnie wchodzę do studia aby opracować nagrania tych świetnych starszych panów i napiszę o Nich więcej.

Monday, August 23, 2010

HYBRID ECONOMY


Po świetnej książce pt. Wolna kultura, która nie została chyba przyswojona przez naszą "branżę" muzyczną, jest dostępne tłumaczenie innej, ważnej pozycji Lawrence'a Lessig'a pt. "Remiks. Aby sztuka i biznes rozkwitały w hybrydowej gospodarce". Książka wydana została w USA w 2008 roku, jesteśmy więc (możemy być?) na bieżąco...
Każdy kto walczy z piractwem w muzyce (sztuce) powinien wiedzieć coś o idei Creative Commons jako innym sposobie myślenia o prawach autorskich i o tym jest Wolna kultura. Lessig poszedł dalej i opisał jak stare nawyki myślowe plus brak rozsądku powoduje, że blokuje się nową twórczość, nowe firmy i cenne relacje pomiędzy ludźmi. Kultura funkcjonuje nie tylko w gospodarce komercyjnej ale i innego typu gospodarce i relacjach dzielenia się: " Nie jest tak, że istnieje tylko gospodarka komercyjna, która mierzy dostęp według prostych miar ceny, ale także gospodarka dzielenia się, w której dostępu nie reguluje cena, lecz skomplikowany zbiór relacji społecznych. Te relacje społeczne nie są proste. Prostota ceny je wręcz obraża. /.../ " w wielu przypadkach dołączenie pieniędzy do wymiany jest po prostu zabójcze. Nie dlatego, że ludzie są przeciwko pieniądzom (oczywiście). Powodem jest natomiast to, że ludzie, jak ujął to filozof Michael Walzer, żyją w zazębiających się sferach społecznego porozumienia. To, co w niektórych sferach jest dopuszczalne, w innych jest ewidentnie niewłaściwe".
Trochę się zdziwiłem kiedy na odwrocie karty tytułowej "Remiks" przeczytałem: Copyright C Lawrence Lessig, 2008 All rights reserved ! Przypomniała mi się, okładka książki No logo; skrócona do mocnego logo i doskonale rozpoznawalna w księgarniach. My rozważamy aktualne sytuacje, myślimy i podejmujemy decyzje. Stosujemy pomysły Lessiga, może i On kiedyś dołączy - także poza Internetem?
Na fotach Bogdana swobodna sesja Karpar Magicznych, Jeffa Gburka, Radia Samsara, Mirka -theremira- Badury, Ramunasa Jarasa i Konrada Gęcy.

THEREMIR


Filmowa opowieść Avatar ma dla mnie specjalne znaczenie, gdyż alternatywne osobowości zaczynają być naszym chlebem powszednim... Ostatnie pięć dni to: poważna robota w rządowej agencji ochrony środowiska, pisanie kolejnego rozdziału do książki "etnobotanicznej", bardzo intensywna praca w górach z ekipą filmową Andrzeja Załęskiego i Adama Wajraka, granie z nowym składem Cybertotem i sesja nagraniowa źródłowej muzyki z Beskidów czyli rola producenta muzycznego. Pomijam kilka pomniejszych "avatarków" typu: organizator, negocjator, pacyfikator i Mahakala porządkujący vel załatwiacz wszystkiego... Pierwszego swojego avatara pomijam ze względów proceduralnych i taktycznych.
Drugi avatar skupiony był nad barwnymi dziejami niejakiego brata Cypriana z Czerwonego Klasztoru. Facet, nie dość, że około 1770 roku ...latał na lotni z Trzech Koron w Pieninach to jeszcze wykonał zielnik, który jest jakimś całkowitym rarytasem z tysiąca powodów. Nasze intuicje co do tego, że Czerwony Klasztor był jednym z węzłów siatki geografii oporu czyli leżał na szlaku alchemików, potwierdzają się w kilku wątkach znalezionych w zielniku. Warto zacząć dbać o kościoły i klasztory bo można je czytać jako oznaczenie miejsc ważnych dla pacyfikowanych przez Chrześcijaństwo kultur i ludzi oraz jako zakamuflowana sieć informacyjna i zaplecze z pracowniami, darmowym wyżywieniem, dyskretnymi samotniami o całkiem gustownej architekturze. Taki braciszek Cyprian, bez pełnych święceń zakonnych, w 14 lat po wydaniu pierwszych dzieł Karola Linneusza miał już do nich dostęp i opanował je w doskonałym stopniu. Przypominam, że Linneusz to uczony ze Szwecji, któremu zawdzięczamy system nazewnictwa roślin, który w botanice jest aktualny także obecnie. Linneusz z kolegą, niejakim Celsjuszem kombinowali też skale do termometrów i była to niezwykle barwna postać.
Trzeci mój avatar spełniał rolę tubylczego przewodnika po miejscach, siedliskach, zwierzętach i roślinach jakie zyskają medialny byt dzięki świetnej robocie ekipy Andrzeja Z. (też Jego kolejny avatar...) i Adama W. Poza wskazywaniem dzidą wymienionych medialnych tematów, chyba udało mi się trochę przekonać o tym, że Karpaty nie zaczynają się i nie kończą na Tatrzańskim Parku Narodowym. Podobno, niedźwiedzie w TPN, mają wypalone futro na ..pach od ilości fotek i filmów jakie im się tam robi...
Czwarty avatar to organizacja i muzyczny udział nowego składu Cybertotem: Anna Nacher - vocal, Mirek "theremir" Badura - thereminovox, Ramunas Jaras - klarnet, generatory z San Diego, CA..., Konrad Gęca - drony, beaty, szumy, dub-y,field recordings, i mój avatar na trąbce... Ten skład plus Jeff Gburek - gitara, Radio Samsara - didjeridu, ballophon, drumle, djembe, głosy.... dokonało bardzo interesujących nagrań improwizowanych setów. To był naprawdę mocny kawał muzyki: mój avatar i ja mówimy wszystkim: Gassio!!! W ulicznych graniach Cybertotem: Thereminovox Interactive Instalation Project, jakie miały miejsce jako działania towarzyszące Festiwalowi Karpaty Offer wziął udział także Bogdan Kiwak ze swoją ekipą w postaci wielkich, ruchomych walców oklejonych wielkoformatowymi wydrukami fotografii otworkowej... Mocna jazda i tego na festiwalach piwowarskich i coca-colowych nie zobaczycie. No i to była akcja / muzyka w nurcie free form a nie jakieś wioskowe cyrki w rodzaju męskiej muzyki pacyfikującej medialnie miasta i wsie, która jak napisał zachwycony pan redaktor Armata w GW : "promowała także sztukę". Tyle, że to się nie nazywa sztuka tylko kufel.
Ostatni z aktualnych avatarów to producent muzyczny. Dwaj starsi panowie z Beskidu Żywieckiego pokazali jak naprawdę wyglądała muzyka góralska z polskiej części Karpat (nie licząc z wiadomych względów drugiego wielkiego źróła jakim była / jest Huculszczyzna). Miodzio ...ale o tym osobno, bo warto! Będzie z tego materiału druga część wydawnictwa płytowego - Monografie instrumentów karpackich. Słuchanie tych ludzi daje wytchnienie i tyle radości! Jest jak powiew zimnego wiatru z tundry w naszym dusznym klimacie. Jest też to realna ale marginalizowana rozmyślnie alternatywa wobec mega fabryk festiwalowych, folk z komfiturą, folk z poważką, folk z piwkiem, folk z tańcem brzucha, filharmonia folkowa, folk męska muzyka, folk bracia i synowie... A najbardziej się dziwię tym, którzy wpychają bezmyślnym gwałtem filharmoniczną estetykę w górskie krajobrazy, zapach ziół, owczych gówien i setki lat tradycji. Ej jurorzy, jurorzy! to wasza wina, troche rozumu by się przydało! Ruch myśli nie zabija! Jesteście jak przybysze z prowincji - rozdziawione gęby bo schody się w galeriach ruszają. Fajne są! To wybudujmy je na Rysy, może? Będzie zajebiście.
Na focie Bogdana: Cybertotem: Thereminovox Interactive Instalation Project.
Dziękuję Maćkowi Frettowi (Job Karma) za pożyczenie ciemnych okularów!

Monday, August 16, 2010

NAUKA SZTUKI


Kilka ostatnich dni minęło mi na pisaniu. Etnobotanika powoli nabiera ciała i zdecydowałem się na pierwszy wydruk tego co jest. A jest szkielet, kilka smakowitych miejsc i dziury z hasłowym tylko wypełnieniem. Ale to już coś, a z każdą godziną przy laptopie, nabiera kształtu. Na chwilę odłożyłem szkic o tundrze, bo pisaliśmy z A. dwa teksty do krakowskiego pisma Fragile. Poza tym A. napisała tak dobry tekst o joiku, że moje dalsze plany pisarskie są pod znakiem zapytania... Burze, upał i krzyżowcy są nieznośnym elementem codzienności. Oglądaliśmy pierwszą telewizyjną relację z udanie zainicjowanej Tymczasowej Strefy Autonomicznej w Warszawie. Chodzi mi o to co tivi określała jako happening (miało to przykryć zagubienie mądralińskich dj z tvn) czyli manifestację kilku tysięcy ludzi nie kierowanych przez nikogo. Redaktorzy nerwowo szukali "kogoś kto za tym stoi" i dziwili się, że w tłumie nie obowiązuje jedność pogladów. Biedacy! Gratulacje dla Strefy za to, że była i za to, że nie zdążyła jej przejąć ani Krytyka Polityczna (mimo wysiłków pani Kazimiery Sz.) ani też tzw. lewica. Czas zawiłych dyskusji się kończy, nie chce mi się wysłuchiwać kolejnych bajań o "haniebnych" zachowaniach, które jak zepsuta kataryna wygłasza Wódz przy każdej okazji, mam odruch wymiotny na sam widok p. Maciarewicza i całego tego dziadostwa. Biskupi zaczynają używać tak pokrętnego języka, że chyba sami już się w nim gubią i widać koniec pewnej, przydługiej już, męczacej i sporo kosztującej nas wszystkich epoki. Na szczęście nie wszyscy zajmują się krzyżem i w Muzeum Narodowym, mogliśmy wreszcie oglądać kilka prac pani profesor Magdaleny Abakanowicz. Od zawsze byłem pod silnym urokiem prac Abakanowicz i gdybym miał wymienić trzy podstawowe obszary inspiracji dla mojej muzyki to Jej prace byłyby pośród nich. Abakanowicz zapisała też kilka bardzo cennych dla mnie myśli. Jedna z nich opisuje Jej doświadczenie z nauką sztuki. Po swoich doświadczeniach widzę, że to nie dotyczy tylko "nauczania" sztuki... Abakanowicz; "Nauka sztuki była strasznym rozczarowaniem. Okazało się od razu, że moja wyobraźnia nie daje sie nagiąć do obowiązujących reguł i przepisów, ze moja skóra jeży się wobec uprawianej estetyki, że wreszcie modne filozofie nie dają się pogodzić z moją własną. Było mi źle. Byłam złą studentką. Chciałam czym prędzej skończyć studia i uciec od tych wszystkich ustabilizowanych kierunków, od ludzi, którzy wydają recepty, z góry wiedząc, jaka sztuka być powinna, i bezbłędnie odróżniając, co dobre, a co niedobre. Uciec można tylko w siebie, w jedyność własnej świadomości, w konkret własnej egzystencji. Ucieczka trwa do dziś".
Wystawa prac Abakanowicz pozwala na zaczerpnięcie powietrza i wyrwanie się na moment z fal cuchnącego budyniu. Luksus obcowania z anty-budyniowymi obszarami myśli (coś jak maska tlenowa w zadymionym pomieszczeniu) przynosi także lektura "Archeologii mediów" Siegfrieda Zielinskiego. Noszę książkę przy sobie i może pozwoli mi przebrnąć przez kilka najbliższych dni? Wiele myśli autora i ciągła inspirująca prowokacja wyobraźni powoduje przyspieszoną anihilację budyniu mentalnego. Zabudynione arterie oddychają z ulgą i można na chwilę odpocząć od krzyża, dochodzeń, sztucznej mgły i tajnych laserów wymierzonych w Polskę.Szkoda tylko, że książkę, w odróżnieniu od sztucznej mgły i tajnych laserów...odpalić można jedynie poprzez uważne czytanie, co jest sztuką "u nas" mało popularną. Cytacik: ..." potrzebujemy... artystów, którzy zechcieli by coś zaryzykować, a nie tylko moderować postęp społeczny środkami estetycznymi". Czyżby Zielinski widział TAURON Festiwal? i postęp w postaci wejścia na giełdę i wypuszczenia akcji TAURON-u w drugim dniu Festiwalu estetycznego moderowania postępu społecznego? A może widział te kilka tysięcy ludzi w Warszawie skandujące "do kościoła!", które tvn tym razem musiała pokazać (bo protesty pod Wawelem uznała kiedyś arogancko za niegodne transmisji) i dlatego pisze, że: ..." rezygnowanie z władzy, którą można by mieć, jest daleko trudniejsze, niż dojście do niej"... a jednak czasem się to udaje!
Fota z podwórka na warszawskiej Pradze... Kasia G. się mocno napracowała ale wszyscy się gdzieś rozjechali i nawet nie wiem czy to jeszcze jest aktualny skład Karpat Magicznych? Kasia dzisiaj świętuje urodziny - wszystkiego dobrego !

Sunday, August 08, 2010

PTASIE OKO


Ostatni tydzień obfitował w lekko "odjechane" sytuacje. Nie chodzi mi wcale o krzyże w Warszawie, bo do zrozumienia tego zjawiska niezbędna jest wiedza z zakresu psychiatrii, ani też o (inne) dziwaczne zachowania Jarosława K., od których śmierdzi siarką na odległość ale o nasze zwykłe akcje, w rodzaju koncertu w Starym Sączu lub poszukiwania nasion filigranowej roślinki w pienińskim morzu turzyc i traw.
W Starym Sączu był park, ławeczka, dwa głośniki wyglądające jak budki dla szpaków, pan Rysiek czyli mistrz konsolety i my. Przestraszona publiczność wpadła w rezygnację i apatię już w połowie drugiego utworu, który nie nawiązywał ani trochę do tutejszego kanonu jakim są dzieła wszystkie artysty Piasecznego aka Piasek. Niektóre wokalizy nie były tu słyszane od spalenia ostatniej wiedźmy, a buczenie na trąbie Hucułów najwidoczniej nie wpadło w ucho wesołej (na początku) młodzieży. Po krótkim montażu słowno-muzycznym na temat etnobotanicznych aspektów muzyki tradycyjnej nie domagano się bisów więc oddaliliśmy się pospiesznie. I tak to budyniów żyje własnym życiem, którego nic nie zmąci. Piasek zawsze będzie tu królem a my kwiatkiem do ortalionu i tylko nie mogę pojąć po co w to brnąć? My musieliśmy... ale zacni organizatorzy?
Trochę się napawam widokiem opublikowanego przez Zew Północy mojego tekstu i fotek - "Joik - kod, symbol, muzyka". Zew to świetne pismo o Skandynawii, a pisząc do niego mam poczucie, że popieram interesujący i prawdziwy projekt żywych ludzi a nie jakąś mega fabrykę z filiami produkującą pod dyktando akcjonariuszy. Mam zamówienie na następne teksty i jeden z nich; "W cieniu Akkhi" wysłałem dzisiaj do Redakcji.
Tekstu do etnobotanicznych spacerów po Europie przybywa ostatnio dość szybko ale trochę zaniedbałem pisanie o tundrze, zamierzam to jutro naprawić.
Trochę pobiegaliśmy po Małych Pieninach i natrafiłem na bardzo piękną łąkę wełniankową w drodze do jedynego w Polsce stanowiska Ptasiego Oka czyli pierwiosnki omączonej. Pierwiosnki już praktycznie zobaczyć się nie da ale całe kolonie owadożernych roślin: tłustoszy, tak! W Szczawnicy i Jaworkach tłumy wakacyjnych turystów pasą się na serkach z owczego mleka. Wysoko na hali przechodziliśmy obok małej bacówki i zauważyłem wąż, którym doprowadza się czystą, zimną wodę. Tak się tym wzruszyłem, że zakupiliśmy i my spory serek i jest o.k. Polecam więc z czystym sumieniem.
Zbliża się czas próby! Nowa edycja Cybertotemu wygląda jak na ilustracji: Ramunas Jaras, Konrad Gęca aka DubCore, Mirek Badura i ja... to nowa odsłona projektu pod kryptonimem: Thereminovox Interactive Instalation Project! Wiem, wiem, wszyscy mają po dziesięć thereminovoxów w domu ale zapomnieli na nich grać. Nasza akcja zaczyna się już, już...

Monday, August 02, 2010

RAZEM PRZECIW


"Razem Przeciw" to nazwa stowarzyszenia powodzian z okolic Lublina. Zobaczyłem plakacik z tym napisem w tivi i powalił mnie swą genialnością! Krótkie hasło: "razem przeciw" to trafne nawiązanie do panujących standardów. Prezes Jarosław K. powinien się cieszyć, widać ,że Jego polityka jest wiecznie żywa. Ściana Wschodnia od zawsze jest: razem przeciw. Wreszcie się nie musi opowiadać przeciw czemu, bo raz jest to, a innym razem co innego, niezmienne jest jedno: przeciw! Bo jak głosił słynny kilka lat temu program wyborczy kandydata z Białegostoku: "bo chodzi o to aby nic nie było".
Pan Czernecki i inni zwolennicy PiS-u jako boskiej, jedynej i najwyższej formy władzy jaka może występować w przyrodzie, sami utracili najwidoczniej władzę nad swymi maniami prześladowczymi. Już nawet piwo się im zlewa w jedno z bohatersko poległym prezydentem. Czy to upał sprawił? Swoją drogą to spora ilość ludzi manifestowała swój sprzeciw dla pamiętnego użycia Wawelu w celach politycznych. O ile pamiętam to i TVN i GW obiecywały do sprawy wrócić po nieszczęsnych uroczystościach. I co? I nic! W ten sposób tylko otwiera się worek mniej czy bardziej poprawnych dowcipów. Mamy to przetrenowane od stuleci. Wydaje się też sensowne aby po przegranych wyborach razem z przegranymi politykami odchodzili przegrani biskupi. Byłoby to sprawiedliwe ale jedynie sprawiedliwością ziemską, ułomną bo ludzką. Ta inna mówi: tera i na zawsze my!
Pisze i pisze a przybywa tego bardzo powoli ale pisanie dwóch książek jednocześnie jest ciekawym doświadczeniem. Szukając niezbędnych mi karteczek z notatkami, natrafiłem na zeszycik z cytatmi. Kilka z nich celnie odpowiada na pytania o to dlaczego warto trochę orientować się w szołbiznesie i nie odpuszczać wciskaniu kitu:
" wolność i wyobraźnia to mięśnie, których nigdy nie ćwiczymy " C. Wilson "Outsider" albo dosadne ale trafne: " Czy mamy pozwolić, by po wieczne czasy trzymały nas w błocie te świnie, dla których wszechświat jest tylko maszyną smarującą im tłuszczem szczeć i napełniajacą żarciem ryje?" Bernard Shaw. Mam też kilka notatek z frontu... Jedna z nich mówi o rozmowie na temat organizacji koncertu formacji Black Forest Black Sea w Muzycznej Owczarni w Jaworkach. Goście z USA to w tamtych latach (2004) gwiazdy psychedelii, wydawcy płyt, organizatorzy międzynarodowych festiwali i koncertów. W formie wyjaśnienia odmowy zorganizowania koncertu usłyszałem: " tej muzyki trzeba by było słuchać, a tu ludzie przychodzą się zrelaksować". Moja ulubiona wokalistka budyniowa, niejaka Patrycja M., wciskana przez tivi na siłę i bez litości, śpiewa : "zerwij ze mnie mój wstyd"... Ale buntownicza pieśń pozostaje bez echa bo najwyraźniej wstydu nie ma!
Na stole leżą dwie interesujące płyty. Interesujące z całkowicie odmiennych powodów ale jednocześnie należące do tych, którym żelowani prezenterzy nie podołają. Jedna z nich to pięknie opracowana graficznie płyta duetu Radio Samsara. Ruffus Libner gra na didjeridu (i używa pisowni: didjeridoo, co zgrabnie łączy krakowskie: didjeridu z warszawskim: didgeridoo), jest też odpowiedzialny za samplowane z otoczenia tła do wykonywanej muzyki, także za misy pocierane, deszczowe patyki i oprawę graficzną. Gwidon Cybulski gra na afrykańskiej harfie, która za sprawą Dona Cherrego stała się stałym instrumentem w grupach tworzących "nową, globalną etniczność" i wykonuje wokalizy oraz śpiewa w nieznanym (i pewnie nieistniejącym) języku. Pan Gwidon śpiewa w taki sposób, że muszę Go zobaczyć aby uwierzyć, że Gwidon Cybulski to nie pseudonim artystyczny kogoś z daleka...Ruffusa Libnera widziałem i wiem, że nie jest Aborygenem. Jego didjeridu jest płynne, łagodniejsze i staje się instrumentem muzycznym a nie dźwiękowym narzędziem rytualnym. Obydwa podejścia szanuję ale wbrew pozorom, ryzykowniejsze jest w dalszej perspektywie "umuzycznianie" rytuału. Na płycie jest 6 utworów ale całość jest dość jednorodna, co uważam za plus. Mógłbym popisywać się znajomością domniemanych mistrzów Radia Samsary ale po co? Ważne, że dwaj ludzie wyczarowują bardzo interesujące brzmienie, które zapada w pamięć. Z wielką chęcią posłucham Ich koncertu. Druga płyta to bogato opracowana graficznie i zapakowana w oryginalną okładkę płyta pt. "Pocztówki dźwiękowe z Bytomia". Płyta jest efektem szerszego projektu i mało u nas popularnych prac z zakresu soundscapes, soundwalks i innych doświadczeń z badaniem dźwiękowego otoczenia. Mimo, że za nagrania odpowiedzialnych jest kilka osób to całą pulę zgarnia sułtan polskiego eksperymentu - Marcin Dymiter (z koniecznym dopiskiem aka Emiter). Wydawnictwo jest wyjątkowe i starannie opracowane, tematyka śląska wreszcie zaczyna być na topie (co mnie cieszy a Emiter świetnie wyczuwa) ale pozostaje problem powodów, dla których tego rodzaju nagrania miałyby być słuchane poza wąskim kręgiem wtajemniczonych? W Wielkiej Brytanii istnieje szkolny program pt. "pocztówki dźwiękowe" i zapisy tego rodzaju służą dydaktyce, rozwijaniu wyobraźni i ćwiczeniu zaniedbywanego słuchu, także mądrej zabawie. Mieszanie zabawy, podejścia sugerującego poważne badania sonosfery, archiwizowania śląskiej przestrzeni kulturowej, a także kreacji grupy artystycznej i dzieła indywidualnego geniuszu nie dają dobrych rezultatów. To utyskiwanie jest spowodowane apetytem jaki wydawnictwo wywołuje, a którego nie jest w stanie zaspokoić. Ale pośród tych, co chcą aby zerwać z nich wstyd, to jest perełka! Nie wiem gdzie płytę można kupić, ja dostałem ją od żony.
Na mojej focie... świat inny, świat równolegly ? za którym już bardzo tęsknie!