Monday, November 15, 2010

NOC LISTOPADOWA


Powoli ubywa punktów z bogatej listy spraw trudnych i bardzo trudnych jaka wyłoniła się z samsary na skutek naszych własnych działań. Mamy za sobą niezwykłą noc listopadową w studiu nagrań, która o mało nie zakończyła się rodzinnymi sporami o granice wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Kasia G., która cześć tej nocy pokazała w krótkim filmiku na YouTube, pominęła (lub nie zarejestrwała) rozmów około trzeciej nad ranem... Ale tak czy siak, główne zręby płyty dla Greenpeace powstały i to do tego popowe! Już widzę jak ekolodzy nucą sobie nasze melodie w miejsce Małego białego psa...lub frontowej pieśni Majteczki w kropeczki?! Czy jest to możliwe? Już nie mogę się doczekać mojej ulubionej pracy w studiu przy kolejnych miksach i wprowadzaniu głosów wilków, rysia(!) i żubrów. Oby mi tylko reklama piwa nie wyszła!
Po studiu do rana... pojechaliśmy w góry, do ośrodka Sopatowiec i tam do niedzieli biegaliśmy po lesie i prowadziliśmy spacery etnobotaniczne (ja) i wzmagania z głosem (A.), a nawet zagraliśmy kilka tematów z nowej płyty ale czysto akustycznie. W tym kameralnym secie jaki zagraliśmy w sali zbudowanej z dawnej stodoły z widokiem na Gorce i doline Dunajca, bardzo pięknie zagrał i zaśpiewał Andrzej W. To było ciekawe doświadczenie.
W górach było nadzwyczaj ciepło i widoczność w dzień i w nocy (gwiazdy!) była fenomenalna. W chwilach pomiędzy warsztatami trochę podumałem przy kubku z ziołową herbatą Gosi K. - szefowej Sopatowca. A dumałem nad tym jak zaskakujące są koleje losu; od kilkunastu lat pijemy tu herbatki i spotykamy się z setkami osób, a w dolinach ośrodki kultury przerabiają ciężką kasę na wybory swoich politycznych dobroczyńców, kolejne mody przemijają, kolejne gwiazdy gasną, nowi wybrańcy Oka Mordoru robią kariery. Nie zmienia się tylko to, że zawsze jakiś Rubik albo inny Namaszczony Medialnie bierze kasę, a my odwalamy tu z innymi robotę najwyraźniej potrzebną masie ludzi.
W przelocie zobaczyłem w tivi jak wyglądało święto 11 listopada w Warszawie... no cóż tu powiedzieć? Pewnie dlatego tak wielu naszych warsztatowiczów na Sopatowcu było z Warszawy?!
Za godzinkę biegnę aby dać wykład nt. etnobotaniki na pierwszym kursie tego rodzaju jaki uruchomił UR w Krakowie. Zobaczymy ileż to studentów przybędzie na tak ekskluzywny wykład na godzinę 19-stą wieczorem? A może jednak?
Ula wyjechała ze studia nad ranem więc pamiatkową fotkę przed motelem Miś zrobiła nam Kasia z ... misiem i Janosikiem. A. i Andrzej zajadają się misiami z andrutu wypełnionymi budyniem. Jak miło odgryzać budyniowy łeb! Robimy co możemy.

No comments: