Monday, November 29, 2010

WikiŚciema


Wstrzymywałem się z wpisem aż do chwili niby-rewelacji opublikowanych przez WikiLeaks. Miałem nadzieję, że dowiem się z tajnych notatek dyplomatów USA, kto załatwił biały balon turystyczny w Krakowie? Przeciw balonowi byli Amerykanie, którzy obawiali się zaglądania im do mieszkań z gondoli statku powietrznego. Jak się okazało, mieli rację! Pewnie to z balonu, dzielny Australijczyk i wojownik WikiLeaks, podpatrzył jakieś obciążające depesze?! To by tłumaczyło niezłomne poparcie Gazety w akcji kasowania krakowskiego balonu. Balon podobno powraca, ale będzie unosił się już z drugiej strony Wisły, daleko od depesz leżących na stole. Swoją drogą, to cała ta akcja WikiLeaks jest dziwaczna i jakaś dość bzdurna. Jakoś nie mogę uwierzyć w szlachetne pobudki rycerza WikiŚciemki, który siedzi w Arabii Saudyjskiej i zarabia kasę na paplaninie dyplomatów i białego wywiadu. Mam nadzieję, że służby opublikują kiedyś wyciągi z konta tego pana? Oczywiście w ramach walki o demokrację.
W piątek odbył się pierwszy publiczny koncercik Karpackiej Muzyki Improwizowanej w bardzo klimatycznych wnętrzach starej willi, zamienionej na siedzibę Teatru Witkacego w Zakopanem. Zapach pastowanego parkietu, stare lustra i lampy, przestronność wnętrz, przywołały do mnie jakieś wspomnienia z dzieciństwa, ale także pierwsze wrażenia z czytanych w liceum tekstów Witkacego... może?! Nie do końca wiem co to było, ale miało melancholijny smak. Ekipa projektu KaMuIm jest obiecująca i pewnie kiedyś znowu zrobimy coś razem.
Jutro zaczyna się grudzień i pozostaje niewiele czasu aby skończyć dwie "rozgrzebane" płyty; Kapeli Byrtków i naszej (wychodzi zaskakująco mocno!) dla Greenpeace. Miłym zaskoczeniem było zobaczenie dwóch gotowych pocztówek dźwiękowych jakie zaprojektowałem i oddałem do produkcji około 20 czerwca 2010 roku. Nie minęło pięć miesięcy...i już są! Wprawdzie nie na grubym kartonie, bez kopert z zaprojektowanymi specjalnie nadrukami i celofanu... ale są! Tak jest w budyniowie; samochód Syrenka też nie był jaki powinien być ale jeździł. Więc cieszmy się, bo i tak nikt inny tego nie zauważy. Cieszę się więc przeogromnie!
Wróciłem do pracy nad uzupełnieniami do książki Rośliny magiczne Karpat i Bałkanów i dopiero teraz czuję, że tekst się dopełnił, a książka jest gotowa. Pisanie to wielka przyjemność i układam materiały do następnego pisania.
Pani Mądra z TVN straszyła nas dzisiaj zimą; śniegi do pięciu centymetrów i mróz do ośmiu stopni, laboga, laboga, ratuj się kto może! Oczy Pani Mądrej robią się okrągłe i wypełnione (prawie) autentycznym strachem jak oczy lemura obudzonego bez powodu. Zimny pot mnie oblewał i chyba wezmę urlop do pierwszych roztopów. Tyle, że to będzie początek wiosennej powodzi i czasu przerwanych połączeń kolejowych i zablokowanych dróg. Może więc wystarczy zmienić stację?
12 listopada zmarł Henryk Mikołaj Górecki i jakoś nie doczekałem się poważniejszego zauważenia tej straty. Górecki, był tym kompozytorem, którego nagrania spotykaliśmy wszędzie na świecie. III Symfonia Góreckiego osiągała nakłady konkurujące z mega gwiazdami pop typu Sting. Spotykanie płyt Góreckiego w dalekich miejscach to był inny czas, czas w którym The Wire publikował teksty bo zauważał coś interesującego, a nie tylko dlatego, że zapłacono za publikację, recenzję i reklamę. Pazerne na kasę i sławę "młode wilki" i ich wujkowie po ministerstwach zabili normalny obieg sztuki. A Górecki pytał;
Czy pieniądz jest najważniejszą rzeczą na świecie? Jak nieszczęśliwi muszą być ludzie, którzy mają 5,6 willi na kuli ziemskiej i prywatny samolot. I tak gonią jak psy, od jednego domu do drugiego. Po co mam mieć sto ubrań? Żeby mole mogły je jeść? ( cytat z tekstu Agnieszki Malatyńskiej - Stankiewicz)
Może dzięki temu Jego muzyki nie nazywano nigdy; filharmonicznym socrealizmem ?
Przed nami koncert w Warszawie. Gramy 3 grudnia czyli w najbliższy piątek. Organizacja koncertu nie była łatwa i gdyby nie wytrwałość Andrzeja Z. i mój upór to pewnie nic z tego by nie było. Mogę tylko zapowiedzieć niezwykły skład i kilka nowych rzeczy plus fotografie z tundry. Dlaczego robi się tak niewdzięczne rzeczy? Ailo Gaup, pisarz, dziennikarz i szaman Saamów: W naszej części świata ludzie wędrują do mitycznej, cudownej krainy, gdzie doświadczają saivo. To co tam przeżyli, muszą jakoś przenieść ze sobą z powrotem - chodzi tu o wymianę energii. Zdobywamy nowe doświadczenia, ale musimy przekazywać je dalej. Tylko wtedy możliwy jest rozwój. Kiedy wypełniamy się cudownymi, mitycznymi zdarzeniami, musimy dać im wyraz. Jeśli tego nie robimy, dochodzi do stagnacji i śmierci mitów. Potrzebujemy dróg, sposobów ich przekazywania.
Saivo to dla Saamów rezultat uważnego słuchania świata, uważnego i skupionego. Ta wyostrzona świadomość pozwala wejść w odmienną przestrzeń. A jak twierdzi Gaup takie odmienne stany świadomości nazywamy saivo.
Na focie Bogdana moja udręczona lodowatym wiatrem twarz nałożona na obraz Tatr. Foty i ich nałożenie zrobione były w całości w miejscowości Ganovce na Słowacji, znanej z odnalezienia tam najstarszych szczątków Neandertalczyka.
Sprostowanie: fota z poprzedniego wpisu jest autorstwa Kasi a nie Bogdana. Przepraszam za pomyłkę, ale Kasia i Bogdan robią tak dobre foty!

Sunday, November 21, 2010

KARPACKA MUZYKA IMPROWIZOWANA


Samsara wiruje i wszystko zmienia się z godziny na godzinę. Koncerty "rzeźbione" miesiącami stają się nagle wielką niewiadomą, stracone projekty rozkwitają na moment i tylko czas niewzruszenie płynie. We czwartek zagrałem z Jeffem Gburkiem i mam wrażenie lekkiego nieporozumienia. Ale nie zawsze musi się udać tego rodzaju spotkanie. Dobrze jednak, że takie spotkania się dzieją, to zawsze jest interesujące doświadczenie. Pierwszy set Jeffa z Tomkiem Chołoniewskim był dla nas bardzo relaksujący i zawodowo zagrany. Szukam w muzyce innych przestrzenii niż estetyczne i poprawne warsztatowo rzemiosło i ubolewam, że nie mogłem się dostosować. Ale to bez znaczenia jeżeli analizować to wydarzenie od strony ilości zainteresowanych, którzy przybyli do Eszewerii... Może mieli wątpliwości czy w Eszewerii spotkają Sztukę? Bo gdyby ten sam skład zagrał podczas tzw. Wielkiego i Hojnie Dotowanego Festiwalu z Zagranicznymi Gwiazdami, to by nie mieli takich wątpliwości. Informowały by o przybyciu Sztuki wielkie plakaty i entuzjastyczne pienia zawodowych klakierow w periodykach kulturalno-oświatowych. W sztukach plastycznych od dawna toczy się spór o to czym jest tzw. dzieło sztuki. Wynotowałem sobie cytacik z książki profesora Grzegorza Dziamskiego pt. Przełom konceptualny; To, że artyści, zamiast wytwarzać przedmioty, ograniczają się do zapisywania swoich pomysłów, koncepcji czy idei nie oznacza jeszcze, że ich prace staja się bardziej intelektualne; idea-users od object-makers różni jedynie forma, jaką się posługują. Artyści posługujący się ideami mówią, że coś może być dziełem sztuki, może być potraktowane jako dzieło sztuki, ale nie mówią, dlaczego takie deklaracje mamy uważać za ważne (significant) dla sztuki. Ich prace mają posmak nowości i świeżości, ale wytwarzają tyle samo artystycznego śmiecia, co twórcy przedmiotów artystycznych, a może nawet więcej." Przekładając to na język muzyki; wytwarzając te albo inne dźwięki nie plasujemy się automatycznie w obrębie sztuki albo poza nią gdyż; "świat nie jest w naturalny sposób podzielony na sztukę i niesztukę; to język, którym się posługujemy, wprowadza takie podziały i determinuje nasz ogląd świata" (też cytat z Dziamskiego). Innymi słowy jest tak, że niewielu słuchaczy naprawdę słucha muzyki i brzmienia, raczej upewnia się tylko co do tego co zostało o muzyce opowiedziane wcześniej. W moim wypadku jest tak, że czy gram na saksofonie, klarnecie, trąbie pasterskiej, fujarze, generatorze, cymbałach całkowicie przetworzonych elektronicznie itd. itd. czyli tym wszystkim co jeden prostak po Off Festiwal nazwał "instrumentami z Górnej Wolty" to i tak wszyscy słyszą muzykę tradycyjną, albo - co dla mnie jest już całkiem dołujące - "folk". Według tej recepty na sztukę "myślaną" i "mówioną", a nie trywialnie i prostacko "robioną" czy nie daj boże "tworzoną", każdy kto zaszeleści i dupnie ze dwa razy "noisowo" jest artystą dźwięku i celebrytą sztuki współczesnej. A jak zagra w klubie Czerep (no bo nie Płuco albo Wątroba przecież!) to w zasadzie może już książki pisać o sobie i zgłosić się po swój program w tivi lub po jakiś teleturniej. A przecież; "nie ma innej drogi niż osobiste doświadczenie" (A. Gaup - pisarz, poeta i szaman Saamów, którego książkę wydało u nas wydawnictwo obraz słowo/terytoria) , a skoro tak, to czy osobistego doświadczania może ktoś nauczać? Chyba nie? Pewne rzeczy musimy zrobić samodzielnie, zaryzykować i zrobić je, a nie gadać o nich tygodniami. W opisie swojego projektu artystycznego (Fragile nr 3/2010) na rzecz ochrony morświna (?) o interesującym tytule; Uwaga! Morświn Arszyn Amplificador 5, jego autor, Krzysztof Topolski aka Arszyn, odniósł się (prawdopodobnie) tylko w jednym miejscu do naszej pracy na ten sam temat, która została udokumentowana trzema regularnymi płytami CD (dla Stacji Morskiej UG - 2000, dla firmy OBUH Records - 2001, dla agendy ONZ zajmującą się ochroną ssaków morskich Europy - 2003) stwierdzeniem, że zrezygnował z kolejnej płyty. Zamiast oklepanej kolejnej płyty powstały dzwonki do telefonów komórkowych! Istota projektu i jego kulminacja artystyczna nastąpiła poprzez dzwonienie do siebie ludzi posiadających "morświnowe" dzwonki telefoniczne! Wow! Czuję się totalnie powalony artyzmem tej akcji i nigdy już nie będę nagrywał zwykłych płyt. Też chcę być muzykiem-wizjonerem i nagram dzwonki telefoniczne z pierwszymi wyrazami z dziesięciu losowo wybranych wierszy Miłosza (o ile ten projekt zasili odpowiednią kwotą Pan Minister?), które będzie deklamować papuga ara albo kakadu... albo jeszcze jakąś większą bzdurę?!
Jutro mamy zaplanowany mało ambitny wieczór czyli Karpaty w Laponii, podczas którego pokażemy chętnym 1000 fotografii z górskiej tundry i zaprezentujemy fragmenty trzech (już!) płyt z nagraniami terenowymi zanotowanymi za Kręgiem Polarnym. Jakiś czas temu zaplanowałem to spotkanie w formule minimalistycznej i cieszę się na ten wieczór o jasnym przesłaniu, prostym scenariuszu i maksymalnej ilości treści czyli zupełnie odwrotnie niż to co nosi się na salonach. Pod koniec przyszłego tygodnia czeka mnie następne oldschoolowe wyzwanie; muzyczna akcja pod nazwą Karpacka Muzyka Improwizowana, którą mam poprowadzić w interesującym składzie: M.Smetanka (tradycyjne instrumenty dęte Karpat), J.Kubek (bębny i indonezyjskie instrumenty perkusyjne), S. Marczuk (saksofon) i ja (trąby sygnałowe, fujara detwiańska, burdonowe urządzenia elektroniczne). Ma to być akcja typu; JSWA czyli Jednorazowe, Surrealistyczne Wydarzenie Artystyczne w Teatrze Witkacego w Zakopanem, zaplanowane jest na piątek - 26 listopada wieczorem. Będzie miało dość zaskakujący scenariusz i mam tylko nadzieje, że się moja KMI nie pomyli komuś w Zakopanem z Nową Muzyką Góralską Trebunii Tutków, bo projekty nieco się różnią; nasza muzyka taka nowa jak góralska z Zakopanego nie jest. Nie każdego jednak stać na nowatorstwo, trudno.
Męska Muzyka odpoczywa i teraz na trasę ruszył'a Kim Novak (dla tzw. niepoznaki?) i Emade i wychodzi na to, że nasi Wielcy Artyści faktycznie nie mają chwili na sex i tylko banki im w głowie jak skarży się niejaka Awaria w tivi. Skarży się i skarży, jakby się zacięła, czy co? Ten bank co płaci Awarii to nie taki Inteligo chyba, skoro Awaria go promuje brakiem sexu? Szczerze współczuję! Awaria byłaby świetna jako promocja PKP albo linii 194 i 114 MPK w Krakowie. Jest przyszłość w tej reklamie!
Moje ulubione prace studyjne trwają nadal i zdecydowałem się (po naradzie z dyrekcją koncernu World Flag Records) wyprodukować płytę z fragmentami czerwcowego koncertu z Muzeum -manggha- z udziałem buddyjskich mnichów z Tybetu via Indie, ze świetnym śpiewakiem Tashim, Roberta Brylewskiego, Macieja -Magury- Góralskiego w Jego słynnym wystąpieniu recytatorskim do słów G. Snydera oraz Karpatami Magicznymi. Na focie Bogdana wszyscy wymienieni, chociaż trochę mało wyraźni... Nagrań słucha się znacznie lepiej niż odbierało się ten improwizowany i mocno stresujący koncert kiedy się dział.

Monday, November 15, 2010

NOC LISTOPADOWA


Powoli ubywa punktów z bogatej listy spraw trudnych i bardzo trudnych jaka wyłoniła się z samsary na skutek naszych własnych działań. Mamy za sobą niezwykłą noc listopadową w studiu nagrań, która o mało nie zakończyła się rodzinnymi sporami o granice wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Kasia G., która cześć tej nocy pokazała w krótkim filmiku na YouTube, pominęła (lub nie zarejestrwała) rozmów około trzeciej nad ranem... Ale tak czy siak, główne zręby płyty dla Greenpeace powstały i to do tego popowe! Już widzę jak ekolodzy nucą sobie nasze melodie w miejsce Małego białego psa...lub frontowej pieśni Majteczki w kropeczki?! Czy jest to możliwe? Już nie mogę się doczekać mojej ulubionej pracy w studiu przy kolejnych miksach i wprowadzaniu głosów wilków, rysia(!) i żubrów. Oby mi tylko reklama piwa nie wyszła!
Po studiu do rana... pojechaliśmy w góry, do ośrodka Sopatowiec i tam do niedzieli biegaliśmy po lesie i prowadziliśmy spacery etnobotaniczne (ja) i wzmagania z głosem (A.), a nawet zagraliśmy kilka tematów z nowej płyty ale czysto akustycznie. W tym kameralnym secie jaki zagraliśmy w sali zbudowanej z dawnej stodoły z widokiem na Gorce i doline Dunajca, bardzo pięknie zagrał i zaśpiewał Andrzej W. To było ciekawe doświadczenie.
W górach było nadzwyczaj ciepło i widoczność w dzień i w nocy (gwiazdy!) była fenomenalna. W chwilach pomiędzy warsztatami trochę podumałem przy kubku z ziołową herbatą Gosi K. - szefowej Sopatowca. A dumałem nad tym jak zaskakujące są koleje losu; od kilkunastu lat pijemy tu herbatki i spotykamy się z setkami osób, a w dolinach ośrodki kultury przerabiają ciężką kasę na wybory swoich politycznych dobroczyńców, kolejne mody przemijają, kolejne gwiazdy gasną, nowi wybrańcy Oka Mordoru robią kariery. Nie zmienia się tylko to, że zawsze jakiś Rubik albo inny Namaszczony Medialnie bierze kasę, a my odwalamy tu z innymi robotę najwyraźniej potrzebną masie ludzi.
W przelocie zobaczyłem w tivi jak wyglądało święto 11 listopada w Warszawie... no cóż tu powiedzieć? Pewnie dlatego tak wielu naszych warsztatowiczów na Sopatowcu było z Warszawy?!
Za godzinkę biegnę aby dać wykład nt. etnobotaniki na pierwszym kursie tego rodzaju jaki uruchomił UR w Krakowie. Zobaczymy ileż to studentów przybędzie na tak ekskluzywny wykład na godzinę 19-stą wieczorem? A może jednak?
Ula wyjechała ze studia nad ranem więc pamiatkową fotkę przed motelem Miś zrobiła nam Kasia z ... misiem i Janosikiem. A. i Andrzej zajadają się misiami z andrutu wypełnionymi budyniem. Jak miło odgryzać budyniowy łeb! Robimy co możemy.

Friday, November 05, 2010

LARZAC


Aga przysłała mi świetną fotę muralu z Sardynii, wykonaną w małym miasteczku Orgosolo. Mural przedstawia logo ruchu rolników z regionu Larzac we Francji. Miejscowi czynnie protestowali przeciw zabieraniu ziemii uprawnej na bazę wojskową. Głównym elementem logo jest oset; dziewięćsił, który traktowany jest u nas tak, jakbyśmy mieli na niego jakiś patent. Wyraźnie też widać, że roślina ta, także i we Francji symbolizuje słońce. To ważne; bo są głosy, że jakie tam słońce; oset i tyle. Mam nadzieje, że ta fota obok foty pokazującej magiczną ochronę domów w Alpach z pomocą dziewięćsiłów - wejdzie jeszcze do opracowywanej już technicznie mojej książki o roślinach magicznych Karpat i Bałkanów. Te dość powszechne odniesienia z Alp i Północy do roślin i ich znaczenia w Karpatach i na Bałakanach, pokazują, że Europa była i może być wspólnotą, ale opartą - o nieco inne niż się powszechnie przywołuje - wartości i wspólne, żywe środowisko.
Tak na marginesie; oglądając ten mural z Larzac zastanawiałem się, dlaczego wielki mural namalowany w Nowym Sączu, jest przy nim naiwnym socjalistyczno-folklorystycznym ujawnieniem domowego ciepełka? Może to kwestia zaangażowania? Może artystom musi towarzyszyć wściekłość i niezgoda? Inaczej sztuka robi się jakaś mdła i raczej trafia do sklepikarzy i szynkarzy, którzy chcą mieć "modną" reklamę (nazywa się to wejściem sztuki do pubów...) niż do serc i intuicji odbiorców?
ON (Ogłoszenia Niszowe) #3; zapraszam na swój wykład pt. Wprowadzenie do etnobotaniki na Uniwersytecie Rolniczym, 15 listopada tj. poniedziałek, o godz. 19.00 w Gmachu Wydz. Ogrodniczego na Al. 29 listopada w Krakowie. Będzie długa prezentacja z unikalnymi fotami, ale także będzie muzyka i wydawnictwa, o które w Polszcze trudno.

Monday, November 01, 2010

MSZENIE


Nie chciałem wczoraj pisać o Babiej Górze i wsi Zawoja razem, bo się Zawoi to jeszcze nie należy. Zawoja Policzne wita nas, charakterystyczną dla przysiółków udających wieś, rozpierduchą i rowami pełnymi śmierdzących fekaliów. Obok rur z domowych klozetów, wypuszczonych wprost do rowów przy szosie, stawia się tzw. ogólnogóralskie domy z bali. Jak z tych megachat sikną ścieki, to Policzne przyciągnie wielkie rzesze osieroconych bywalców sklepów z dopalaczami. Taki tajfun z trutki na szczury będzie miał tu godną konkurencję. Kiedy podniesiemy nos w górę aby nie czuć ścielącego się zapachu megagumna, to zobaczymy rozorany stok pod kolejny wyciąg. To stary model wyciągu poprzez jakieś nawykowe już, gminne gwałcenie gór, tych gór, które tak kochają miejscowe społeczności?! Jedyne sensowne miejsce w tej okolicy to malutkie sioło Czatoża, leżące na południowy-zachód od Policznego. Wszystko co niżej to jakiś festiwal niemożności. Miły pan stojący na przystanku zapytał nas czy zwiedziliśmy Zawoje? Nasze zdumienie było chyba widoczne, bo już nie wracaliśmy do tematu. Dobrze, że jest w Zawoi pomnik dwóch gości: Hugo Zapałowicza i Wawrzyńca Szkolnika; może kiedyś się tu mieszkańcy zreflektują i zobaczą to co my; wszystko z czego tu żyją zawdzięczają Naturze i tym świetnym facetom, tyle, że jeden urodził się w Lublanie, a drugi gdzieś na Litwie. Ci dwaj panowie zrobili przez dwa lata więcej niż miejscowa społeczność przez ostatnie pięćdzisiąt. Hugo Zapałowicz wytrzymał w Zawoi jedynie dwa lata i szybko wyemigrował do Lwowa, aby badać florę Karpat Wschodnich... Miejscowi dygnitarze zbudowali wąski chodniczek z "kostki wszędobylki", biegnący przez kilka przysiółków i daczowisk, które noszą zbiorczą nazwę Zawoja.Jest to duży plus dla turystów, którzy nie mogą liczyć na rozkłady jazdy zastane na przystankach i tym chodniczkiem trzeba sunąć z pięć kilometrów albo więcej. Ja się nie obrażam, bo wiem, że tak zdobyta wiedza musi kosztować, ale słyszeliśmy wiązankę miejscowej gaździny na tych; ku... milionarów co se robią jaja i jezdza jak chcą, ku... milionary! Wiem też, że jak taki "milionar" już przyjedzie, to zabiera ludzi ponad każdy nadkomplet i pokazywanie w tivi busów z nadkompletami martwych podróżnych nie wzrusza go wcale. Transport publiczny, koncesjonowany przez gminę, dostarcza nam więc posmaku ryzyka!
Jest więc zbawienny chodniczek i kilka knajp, beznadziejny wyciąg narciarski z erodującym zboczem i brak kanalizacji; czy coś jeszcze oferuje Zawoja? Tak, oferuje mieszkańcom głupie zwalczanie Babiogórskiego Parku Narodowego i obronę przed najstraszniejszym wrogiem ludności miejscowej - straszliwymi kurakami leśnymi vel głuszcami, a nie daj bóg może i cietrzewiami! To beznadziejnie wypiętrzona Babia Góra i straszne kuraki (jest tam pewnie ich z pięć i są to już tylko osobniki głuche bo zdrowe zwariowały od pił spalinowych i "milionarów") zagrażają Zawoi. Po cholerę więc pomnik Zapałowicza i Szkolnika stawiać, postawić Janowi Pawłowi i spokój.
Dlatego właśnie Zawoja i Babia Góra są to osobne rzeczywistości i nie należy je łączyć razem. Tak jak nie należy łączyć Zakopanego z Tatrami. Znajdziemy sobie inne drogi na Babią Górę. Obecne władze chcą być większe niż Góra, ale... jakoś nie mogą. Miejscowa tzw. społeczność (?) boi się kuraków i Parku, ale nie boi się kroić działeczek ojcowizny pod wozy drzymały nowych osadników, napływających z Katowic i Krakowa (taki styl; domki letniskowe na kółkach!)i do tego jeszcze chce aby turyści zwiedzali wioskę? Czy nie znajdzie się nikt, kto powie tym ludziom, że gdyby nie Babia Góra, legenda głuszca i niedźwiedzia, Wołosi i ich woły siwe, genialny Słoweniec i Litwin, to by pies z kulawą nogą do Zawoi nie przyjechał dobrowolnie?
W kiosku na Przełęczy Krowiarki można kupić bambusowe fleciki z Indonezji i jest to jedyny ślad prastarej kultury Górali Babiogórskich? Wiedziałem, że obszar ten leży od wieków na szlakach na Południe, ale Indonezja? Wow! BPN też jakoś poza kilkoma plakacikami i starą mapką, jaką kiedyś gdzieś pozyskałem dość przypadkowo, nie zasypał nas w schronisku na Markowych Szczawinach interesującymi materiałami? Może to jest celowa polityka; napiszą coś o przyrodzie i już Gmina śle umyślnych do mediów z takimi tytułami: "jest w Polsce wieś, gdzie ptak i chrząszcz mają więcej do powiedzenia niż wójt i radni" ( a Newsweek drukuje takie prostackie teksty!) Tak stawiające sprawę wsie są faktycznie chyba już tylko w Polsce ale czy to powód do chwalenia się? Może niech Newsweek dopisze: jest taka wieś w Polsce co szcza na turystów... chwytliwy tytulik? I trochę bardziej prawdziwy.
Ale coś się rusza przed wyborami i jeden z kandydatów chce zmienić bojowe hasło dziwaków z Gminy: Głuszec albo Ty na; Głuszec i Ty ! To byłaby prawdziwa rewolucja! Pisze o niej gazetka Wieści Babiogórskie (numer 1 ! ...) i może to szansa? Szkoda, że dotychczasowe hasło nie było szersze; Babia Góra albo Ty! Można by przecież na miejscu splantowanej Babiej Góry wybudować jeszcze drugi milion beznadziejnie dziwacznych domków chłopskich typu; jak wyobrażam sobie dworek i zameczek jaśnie państwa i zalać Małopolskę "milionarami".
Na Krowiarkach w drewnianym, turystycznym szałasie jest sporo napisów pozostawionych przez dumnych zdobywców. Poza X kocha Y i "ja tu byłem - Józek" jedno jest ciekawym komentarzem do rozmodlenia mediów, PTTK, BPN; na Babiej byłem w h.. razy - JP2 Może to być też reakcja na pamiątki z Indonezji? Czy nie prościej byłoby zauważyć Babią Górę, ma przecież ponad 1700 m wysokości, legendarne dzieje, wyjątkową przyrodę i położenie na głównym europejskim wododziale, wspaniałych badaczy. To zbyt mało?
Na focie ogłoszenie przybite do drzewa gdzieś na wielu kilometrach bezkresnej Zawoi. Najbardziej podoba mi się to, że o(p)tykanie mchem (czy ktoś pamięta słynny mech o(p)tyk z Kabaretu Starszych Panów?) jest profesjonalne! To fakt; nikt tak dobrze nie mszy jak w Zawoi!