Friday, September 23, 2011

Koncert na 2 statki i 100 syren



Koncert na 2 statki i 100 syren - pod takim tytułem ( nie wiem czy to uznać za tłumaczenie autorskiego tytułu instalacji Gegen der Strom?!) ma odbyć się jutro w Krakowie akcja artystyczna Christofa Schlagera z pomocą Marjon Smit. Wszystko byłoby wspaniale i cieszyłbym się z ewolucji tego co jeszcze nie tak dawno nazywało się imprezą typu światło - dźwięk i odbywało się dokładnie w tym samym miejscu - pod Wawelem, gdyby nie nadmierna skromność autora lub/i organizatorów tego interesującego w zamyśle przedsięwzięcia. Skromność ta nie pozwoliła usytuować Kn2si100s we właściwym miejscu historii tego typu imprez. Warto przecież wiedzieć, że w 1922 roku, niejaki Avraamov przeprowadził mega imprezkę pt. Symphony of Sirens na syreny okrętów wojennych, syreny fabryczne, dwie baterie artylerii, oddział karabinów maszynowych, hydroplany i regiment wojska! Wszystko odbyło się z okazji 5-lecia wybuchu rewolucji bolszewickiej, na akwenie portowym miasta Baku. Dyrygent do okiełznania takiej rozbudowanej orkiestry musiał wykorzystać strzały z pistoletu i wymachiwanie chorągiewkami sygnalizacyjnymi. Całość została powtórzona w Moskwie w 1923 roku i jak łatwo się domyślić odbyła się z okazji 6-tej rocznicy wybuchu rewolucji! Całość stworzono z inspiracji poezją niejakiego Alexeia Gasteva, ale wykorzystano także znane i lubiane melodie m.innymi Marsylianki i Międzynarodówki. Gdyby jedynie te akcje z dawnych czasów legły u podstaw jutrzejszej "oryginalnej" instalacji dźwiękowej Christofa Schlagera to pół biedy... Niemcy znani są z zauroczenia Rosją i mogli się tym zbytnio nie chwalić, ale sterowanie syrenami (oczywiście w Krakowie będzie to zestaw komputerów... a nie pistolety) bywało już realizowane w wielu wydaniach: np. znakomicie prezentuje się to w odmianie skrojonej na miarę estetyki miejskiej przez Wendy Mae. Ta miła pani już od wczesnych lat 80. ubiegłego wieku prezentowała swoje instalacje dźwiękowe m.innymi na klaksony samochodowe. Jeżeli nie wiecie (a z naszych ubogich mediów się nie dowiecie... pewnie też z nadmiernej skromności dziennikarzy) to zobaczcie sami - Wendy Mae Chambers and the Car Horn Organ. Przyszło mi do głowy, że Gegen der Strom (Pod prąd) miałby super przyjęcie i historycznie właściwe usytuowanie podczas otwarcia Nordstreamu!?
Nie ma nic zdrożnego w kontynuacjach, kopiach, rozwinięciach i dialogach z tym co już było kiedyś zrobione. Co więcej, jesteśmy właściwie na to skazani i kryje się w tej materii wiele interesujących wątków, ale podstawowa zasada jest taka, że należy o tym informować. Pan Christof S., który od 20 lat podobno trudni się instalacjami dźwiękowymi musi przecież znać swych poprzedników. Cała akcja na Wiśle jawiła by się inaczej i całkiem nie mniej ciekawie gdyby przywołać ducha Avraamova i wielkich dzieł komunistycznej sztuki masowej. Sztuka ta miała miejsce i nie warto udawać, że nie robiła/robi wrażenia. To jak z masową sztuką innego totalitaryzmu w Niemczech lat trzydziestych... Warto sobie zdawać sprawę, że masowe imprezy mają takie źródła i może będziemy lepiej rozumieli wtedy fenomen tolerowania bandytyzmu stadionowego i liczenia się z wielkimi, prywatnymi organizacjami "piłkarskimi", które zdają się czasami być ponad państwową grupą (skutecznego) nacisku?! Nie sądzę aby te sto syren sterowane komputerowo (jak piszą dziennikarze z prowincjonalnym podziwem, zapominając, że czytają to ludzie nie pamiętający czasów bez komputerów) i dwie barki na Wiśle dały rewolucyjny impuls krakowskim masom bo nikt nie wygra tu z jamnikami. Pewnie nie będzie to także zabawną "small music" Wendy Mae... ale o.k. wola organizatorów! Ale: gdzie jesteście znawcy muzyki, dziennikarze kształtujący masy, historycy sztuki, znajomi królika? Ogłuszyły Was syreny czy p. Christof syrenim śpiewem?

Skoro już jestem przy stare vs nowe w muzyce, to muszę odnotować wywiad Piotra Koleckiego, mojego niegdysiejszego przyjaciela i współtwórcę brzmienia Atmana. Wywiad ukazał się w najnowszym piśmie Glissando. Jest też tam archiwalna fota! Czas wspominek nadchodzi? Na całe szczęście nie; wszyscy "atmanowcy" grają i tym samym rozmowa z Piotrem jest tylko etapem w tej praktyce! To mnie cieszy.

W ostatnim wpisie chwaliłem pismo Gościniec Sztuki za całokształt, ale też i opublikowanie recenzji płyt Karpat Magicznych i Cybertotem Project. Muszę odnieść się jeszcze do zdania tam zawartego: ...Karpaty Magiczne...to na polskiej scenie muzyki alternatywnej zjawisko osobne i nieznajdujące następców /.../ Nie bardzo mogę się zgodzić z taką tezą! Rozumiem, że to był komplement, ale chętnych na następców pojawia się całkiem sporo... Mamy tylko problem z ich wstydliwością. Nie przyznają się do czerpania wzorów, zestawów instrumentów, podejścia do komponowania i nawet naszej poetyki tekstów promujących kolejne programy KM. Jest podobnie jak w przypadku skromnego, estetycznego i pozbawionego jasnego celu widowiska Kn2si100s na Wiśle, które w niczym nie dorówna szalonej wizji Symphony of Sirens. Z drugiej strony nie smuci mnie, że to dalekie echo rewolucyjnej sztuki wita jedynie nadejście jesieni i chyba nie jest nawet częścią kampanii wyborczej Lewicy? Na to p. Napieralski jest zbyt... powiedzmy; zajęty rozdawnictwem jedzenia. Z czego to się bierze - jak nie jabłuszka, to kanapki, jak nie kanapki to grzybki i jak nie grzybki to szyneczka w Londku!? Nie dojadał czy co?
Już raz tę wizję zdelegalizowania ziela odpwowiedzialnego za ociężałość umysłową publikowałem, ale tym razem pomyślałem, że może duże ilości kapusty sprawiają, że dziennikarze stają się leniwi, a artyści nadzwyczaj wstydliwi? Chwalmy się! Nie wstdźmy się czytania książek, katalogów, odwiedzania wystaw i szperania w Internecie!

Sunday, September 18, 2011

NOISE to SILENCE


Po udanej akcji plenerowej z ważną częścią Long Wave Installation czyli wiązką 18-metrowych strun (19.08.2011) udało się dzięki naszemu niezrównanemu teamowi: Mirek Badura i Bogdan Kiwak zorganizować nocne manewry w industrialnych przestrzeniach starego budynku pks-u, chyba? W ostatnią środę (14.09.2011) zmontowaliśmy specjalne zaczepy na struny i z pomocą stolika i wielkiego biurka (nieźle rezonowało, ale byłoby trudne do transportu na koncerty...) rozstawiliśmy instalację. Tym razem było dobre oświetlenie i dwa zestawy rejestrujące dźwięk i dlatego sesję poprowadziliśmy w kierunku melodycznego grania i szukania interesujących współbrzmień plus dokumentowanie audio/foto/video. Rezultaty są już w sieci (Mirek B. zamieścił roboczy zapis video na YouTube, znajdziecie bez trudu na naszym FB), a część musi być jeszcze technicznie opracowana. Jesteśmy gotowi na ujawnienie LWI w kontekście innych dźwięków i stanie się to... w Elblągu! W świetnej Galerii EL (przestronny dawny obiekt sakralny) - w piątek 30 września uruchomimy ulepszoną wersję Instalacji w otoczeniu dźwięków i środowisk brzmieniowych "morskich" z wielu miejsc nad Bałtykiem. Bardzo mi się podoba powrót do prac, które mają już ponad 10 lat (trzy płyty 2000-2002, muzyka do filmu o Bałtyku, praca w studiu nagraniowym Radia Gdańsk... prezentacja naszej pracy w Bonn) i które nie zostały chyba w tamtych latach odpowiednio docenione i przyjęte. Na tamtych akcjach wzorowało się kilkoro muzyków i byłem pewny, że wszystko co zrobiliśmy przepadnie w wielkiej, brunatno-czarnej budyniowej dziurze... a tu nie? Koniec świata bliski?! Albo początek nowego projektu Noise to Silence, który pojawi się pierwszy raz publicznie w Elblągu! Nic więcej nie chcę na ten temat pisać, ale ciąg dalszy - i to ekscytujący - nastąpi!
A. tłumaczy inspirujący tekst Victorii Vesna i Jamesa Gimzewski pt. BLUE MORPH: uwagi o działaniu samoorganizującej się zmiany krytycznej Już sam tytuł robi wrażenie, ale to jedynie "uwagi" do wielowątkowej instalacji zaprezentowanej w Gdańsku ( w ramach pracy zaprezentowanej w kościele św. Jana). Nie mogę zdradzać całości tekstu, bo ukaże się w Przeglądzie Kulturoznawczym... kiedyś. James Gimzewski jest fizykiem specjalizującym się w nanotechnologii i autorem metody badania komórek poprzez odczytywanie dźwięków jakie wydają... już sama metoda rejestracji tych dźwięków, w której istotną rolę odgrywa laser i rejestrowanie drgań i przystosowywanie (coś jakby "tłumaczenie") ich do możliwości naszego, ludzkiego słuchu, jest rewelacją samą w sobie. James G. swoją metodę opisał w 2004 roku w Science i od tamtej pory jest nazywana - sonocytologią! Badania te są wykorzystywane w onkologii, ale w Gdańsku zaprezentowano instalację artystyczną zbudowaną na zrębach sonocytologii. Rzecz dotyczyła przemiany do jakiej dochodzi w momencie przekształcania się poczwarki w motyla (stąd ten Blue Morph... czyli wielki i piękny motyl). Interesujące jest, że przemiana ta jest błyskawiczna i skokowa i wiąże się z nagłym pojawieniem się wielkiej dawki energii. Towarzyszy temu dźwięk... Towarzyszy albo sam jest tą energią? W wypadku opisywanej instalacji i tekstu o jej backgroundzie dodatkowym walorem jest wskazanie nie tylko na to, że nauka wspólpracować może ze sztuką (co bywa strasznie spłycane do rozwiązań technicznych), ale co ważniejsze, że metody pracy artystów stanowią cenne podejście do uprawiania nauki. Szkoda, że wielcy alchemicy tego nie widzą?! W naszych porannych dyskusjach o stanie wszechświata sonocytologia zagościła na dobre!
Swoją drogą pojawia się problem zdolności do pełnego odbioru tego typu prac artystycznych, ale instalacja Blue Morph była poza wszystkim także interesująca wizualnie i dźwiękowo plus dawała szansę na interakcję i doznania wykraczające poza konwencjonalne "oglądanie" dzieła i pozycjonowanie jej w kategoriach estetycznych.Można by wiele powiedzieć w związku z z pracą Blue Morph, ale wiele też już zostało odnotowane...
John Cage powiedział o sobie: nie mam pojęcia, co to znaczy być artystą. Myślę, że... Mam problem z przyjmowaniem ról. Ja nie chcę żadnej z nich odgrywać. Chcę być tym, kim jestem. , a także w tej samej rozmowie z Mortonem Feldmanem: ...staliśmy się dużo bardziej wrażliwi na dźwięk, i to nie tylko w naszych głowach, ale całym naszym istnieniem, i że ten dźwięk nie musi koniecznie przekazywać jakiejś głębokiej myśli. To może być po prostu dźwięk i może wchodzić jednym uchem i wychodzić drugim, albo wchodzić jednym, przenikać i przemieniać nasze istnienie i wychodzić, być może wpuszczając następny...
Dodatek literacki wzbogacić muszę jeszcze o dwie obszerne recenzje naszej muzyki opublikowane w intrygującym - w pełni oldschoolowym - piśmie pt. Gościniec Sztuki. Pismo ma podtytuł: Magazyn Artystyczno-Literacki i nie ma swej wersji internetowej, lepiej: nie ma nawet śladu w Internecie... Gościniec wydawany jest od 15 lat w Płocku (Wydawca to Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki) i przynosi całkowicie oryginalne teksty, myśli i relacje! Poza intrygującymi tekstami, znakomitymi autorami i tematyką, która drwi sobie z salonów artystycznych i tzw. trendów (szacunek!!!) zauważyć trzeba koniecznie warstwę wizualną: kolorowe reprodukcje prac z kolekcji Leszka Macaka (Maria Wnęk,Władysław Wałęga!), ale także foty archiwalne typu: koncert Zgniatacza Dźwięku w Radomiu... albo Karol Wojciak zwany Heródkiem... Jeszcze raz szacun! Tym bardziej miło, że Andrzej Robak pokusił się na dwie obszerne recenzje, a Gościniec je opublikował: The Magic Carpathians - Acousmatic Psychogeography/Enjoy Trees! oraz Marek Styczyński - Cyber Totem/Cybertotem Remix Project. W powodzi nowości i braku wiedzy o rzeczach, które działy się przed wejściem na scenę kolejnych "odkrywców prochu" ciężka robota Andrzeja Robaka zdaje się być nieoceniona. Tak trzymać... Andrzej masz stałą wejściówkę!
Wiele się dzieje..więc można by tak blgować bez końca, ale A. właśnie sięgnęła po ciekawe wydawnictwo płytowe (ale opis jest grubą książeczką!) - Sound art @ Het Apollohuis. Pod książeczką są dwa CD: Body Extensions i Sampling Techniques. Na płytach m.innymi: Paul Panhuysen (fr. koncertu z 1990 r.), Phil Niblock (z 1991 r.) i 22 innych artystów sound art'u.
Na focie Bogdana K. - scena z ostatniej akcji z długimi strunami! Było około północy...

Sunday, September 04, 2011

SŁOWA na WIATR


Spakowałem się już na jutrzejszy warsztat terenowy w Beskidzie Niskim. Wieś Radocyna leży na dawnej Łemkowszczyźnie Środkowej i ma barwną przeszłość, ale ja nie będę się musiał nią zajmować... na szczęście! Od strony przyrodniczej to obszar bardzo interesujący, bo to źródliska Wisłoki, jeszcze Karpaty Zachodnie (ale blisko do granicy z Karpatami Wschodnimi), a wokół jak nie Wilcza Jama albo Łysa Góra ... to Uherec! Beskid Niski jest faktycznie najniższą częścią polskiej części Karpat. Od strony komunikacyjnej to jest załamka pełna... wszystko obliczone na indywidulny dojazd własnym samochodem. Z Radocyny jest blisko do granicy ze Słowacją, ale przyrodniczo to dwa regiony oddzielone ważnym wododziałem karpackim - po jednej stronie wszystko płynie do Bałtyku, a po drugiej - do Morza Czarnego. Po dawnych mieszkańcach Radocyny i okolic nie pozostało zbyt wiele i zobaczymy czy etnobotanika pozwoli na odkrywanie tu czegoś z przeszłości. Rośliny jakie chciałbym tam omówić (a może też odnaleźć) to: szałwia, kłokoczka, dziurawiec, bzy: czarny, hebd, koralowy, może arcydzięgiel litwor?
Jak już przy Karpatach jestem, to warto odnotować kolejne świetne opracowania wydane na Słowacji: Cultural Heritage of Slovakia - Folk Culture (Vydavatel'stvo DAJAMA, 2010) i całkowicie powalające dzieło Oskara Elschek'a pt. Fujara ako vytvarne dielo - wydane w 2009 roku przez ULUV (Ustredie umeleckej vyroby) w Bratysławie. Książka - album ma 210 stron i jest naprawdę niezwykle interesująca. To już inny poziom badania tradycyjnej twórczości. Po znakomitym i niewiarygodnie bogatym opracowaniu MAJSTRI - Mariana Plavec'a z 2003 roku (fakt, ma grubo ponad 400 stron i setki ilustracji) to Fujara... wydaje się japełniejszym opracowaniem fenomenu pasterskiego fletu pionowego i jego kultowego wręcz znaczenia. Nie tylko melodie warto by ze Słowacji zapożyczyć... i już widzę jak się nasze (pożal się boże...) tzw. wydawnictwa pukają po głowie na takie pomysły.
Kilka dni temu rozpocząłem trochę inżynierskich działań na niwie konstruowania nowych instrumentów i instalacji muzycznych. Po udanym eksperymencie z 18. metrowymi strunami, zbudowaliśmy stały system zaczepów do strun, który pozwoli na szybkie i precyzyjne rozstawienie całej instalacji. Wkrótce wypróbujemy całość i nagramy pierwszą sesję - Long Wave Installation i z pewnością okaże się, że wielu naszych kochanych muzyków robiło to od dawna po domach i tylko się nie przyznawali. Bardzo szybko udało się przystosować moją starą harfę (jest to twórczo opracowany model archaicznej harfy azjatyckiej, wykonany z drewna orzecha, grochodrzewu i śliwy gdzieś około 1984 roku) do funkcji instrumentu wiatrowego. Mam nadzieje, że wiatr halny okaże się muzykalny... Pracujemy nad całkiem niezwykłym instrumentem z grupy akustycznych, ale nie tradycyjnych oraz nad analogowym, elektrycznym zestawem: Motofon+Badoog I+ Badoog II Light System.
To wszystko pcha nas w rejony, które pozostają już całkowicie poza wyobraźnią klubów i poza sitwą tzw. kuratorów czyli oficerów politycznych sztuki współczesnej. Dlatego musimy się przyzwyczaić, że garstka zainteresowanych zdana jest wyłącznie na ten blog i od początku nowego roku, także na realizacje video, których będzie sukcesywnie przybywać na YouTube i płytach dvd.
Ciągle czuję niesmak po dyskusji z Rafałem (Hati) na temat tego czy zespoły muzyczne mają prawo do własnych postaw i poglądów (nawet skrajnych) czy nie, a jak nie, to kto ma zadecydować o odmówieniu im prawa do grania... i co w praktyce z tego może wynikać? Nienawidzę szczerze kiedy ktoś wymaga opowiadania się po jakiejś stronie i przymus taki uważam za arogancki, nieuprawniony i pozbawiony sensu. Na szczęście dla Rafała, znamy się tak długo, że nie mogę się obrażać i tylko czuję się naprawdę źle zmuszany do oświadczania, że nie jestem neofaszystą. Nie jestem też żyrafą, nie jestem z ludu pisowskiego kiedy krytykuję Gazetę i nie napadam na ekologię gdy rozśmiesza mnie jedynie słuszny Adam W., albo smuci przymierze zielonych z tzw. lewicą. Nie zgadzam się udawać prostaka tylko dlatego, że inni by się od tego lepiej poczuli. Ideolo działa jak jakaś piana, która pojawia się nieuchronnie i wycieka nam z dziurek w nosie... jak ten budyń siedmiodniowy, który nie utrzyma w nas nawet stary, dobry Aviomarin. W chwili kiedy zaczniemy żądać jedności poglądów od artystów, stawiamy się w miejscu dawnego Komitetu Powiatowego, Cenzora, Inkwizycji itd. Niech publiczność oceni czy poza ideolo jest coś jeszcze, czy nie? Jak jedynie ideolo to porażka i do domu, ale jak sztuka? To kłopot. A co Rafale zrobisz w sytuacji gdy ktoś nie ogłasza swego ideologicznego programu, to co: wykrywacz kłamstw czy oświadczenie? Np.: oświadczam, że nie jestem ludożercą... nie molestuję dzieci... nie jestem terrorystą ( i tu problem, bo wiele mieszczańskich lewaków jest za terroryzmem, ale w tzw. słusznej sprawie, bo wiadomo: komunizm Stalina był lepszy niż narodowy socjalizm Hitlera? czy tak?) i ostatni raz byłem na spowiedzi / grałem na festiwalu w zeszłym tygodniu... Naprawdę rozsierdzają mnie też tajemnicze "środowiska" i rezydenci z różnych krajów ( oczywiście na wyższym poziomie rozwoju społecznego)... jak oni się o nas troszczą i jak chcą pomóc! Ciśnie się na usta: lekarzu, ulecz się sam.
Swoją drogą, to A. napisała z Austrii i najważniejszej wystawy sztuki elektronicznej: sztuka umarła i dobrze jej tak! Pozostaje więc marketing i ideolo jako jego część? No to ja spadam i udaję się na emigrację wewnętrzną, nowe wraca?
Kilka dni temu byłem służbowo na spotkaniu, na którym omawia się i wnosi poprawki, postulaty i protesty dotyczące planu pracy leśników na najbliższe 10 lat! Dotyczyło to obszaru Natura 2000 i sporej części cennych górskich terenów chronionych. Prawo mowi, że wszelkie uwagi do tego planu muszą być zaprotokołowane i przeanalizowane w celu udzielenia odpowiedzi jak zostały uwzględnione. O dacie i miejscu spotkania informuje się w ustawowo uregulowany sposób, tak , że wszyscy zainteresowani mogą się o tym dowiedzieć. No i poza przedstawicielami mojej instytucji i ALP nie pojawił się nikt z NGO, nikt z Samorządu i nie przybył Adam Wajrak, który ma tak wiele do zarzucenia dowolnemu nadleśniczemu... ale raczej na fejsie lub za wierszówkę. Zauważyłem, że ideolo przenika wszystko i zawsze to milej, taniej, łatwiej i bardziej cool być fejsfajterem niż zalatwić coś poza klaką swoich znajomych i setkami lajków za ziewnięcie rano i przywalenie nie-naszym.
Bogdan K. jak zwykle cierpliwie dokumentował moje poczynania w warsztacie Wieśka B. (nie mniej cierpliwego wobec moich pomysłów) i nad wpisem jest fota harfy (już) wiatrowej. Dla tych, którym - jak Wojtkowi - moja harfa przypomina: narzędzie rolnicze wyjaśniam, że ze względów technicznych harfa leży uchwycona w imadle poziomo, a grając na niej trzyma się instrument pionowo.