Monday, October 24, 2011

1000 LAT NOWOCZESNOŚCI


Kilka ostatnich dni nie mogłem nawet pomyśleć o pisaniu bloga... siedząc cały czas przy czarnej klawiaturze mojego nowego MAC Pro... Tak wygląda intensywna praca nad książką (te cholerne przypisy... na stu stronach było ich 50.), a jeszcze pozostaje 200. stron i dobór ilustracji. Równolegle konsultowałem powstający film o blisko rocznym projekcie ratowania pierwiosnki omączonej jaki pięknie zmontowała Kasia Gierszewska! Mimo dużej roboty i moich bezlitosnych poprawek Kasia zmontowała także krótki zwiastun... Pewnie umieścimy go na YouTube? Film jest zawodowy, więc pewnie nudny dla wszystkich rzeczników prostych i efektownych akcji typu STOP to czy tamto. Nasza muzyka, podarowana na rzecz interesów Primuli całkiem nieźle brzmi w filmie i okazuje się, że można mieć niezłe brzmienie w przyrodniczym dokumencie i ominąć tzw. muzykę z metra czyli tapetę bez wyrazu.
Ostatnio umknęło mi odnotowanie świetnego koncertu na jakim byliśmy kilka dni temu. Morton Subotnick w wielkiej sali kina Kijów to było bardzo interesujące doświadczenie. O muzyce nie będę pisał, bo Subotnick jest tak doświadczonym artystą, że przychodzi mi na myśl tylko jedna definicja sztuki; to jest wszystko to co robi artysta. Niskie dźwięki wiały nad podłogą po nogawkach całkiem miło i obrazy generowane przez towarzyszącego Subotnickowi artystę nie usypiały nijakością. Niestety, organizatorzy postawili nam ubogacić wieczór i zestawili Mortona Subotnicka z dwoma dziełami innych artystów. Niestety dlatego, że pierwszy był rozgadanym piewcą balang i old schoolowych kolaży filmowych (czekaliśmy na obraz wybuchu bomby atomowej... i B52 nad Wietnamem), a drugi to cofnięcie filmu do czasu układania obok siebie fotografii... Zabieg przez pierwszą minutę interesujący, w miarę upływu czasu uświadomił nam dlaczego wolimy film niż oglądanie albumu. Inna konstatacja to taka, że wielu ciągle się wydaje, że dźwięk musi być zawsze tylko echem obrazu... stary Subotnick w to nie wpadł, a młody lew jak najbardziej... Słuchałem siwego Subotnicka i uśmiechałem się na myśl o tym jak jeszcze długo mogą się ze mną męczyć niektórzy muzycy z naszej "sceny"... a to panowie trochę jeszcze potrwa... Subotnick w latach 60. ubiegłego wieku był już współtwórcą słynnego San Francisco Tape Music Center! Jest więc ze 20.lat starszy, a trzyma się doskonale i wymiata. Pośród wielu wydawnictw Subotnicka natrafiłem na ładny tytuł: The Double Life od Amphibians z 1984 roku.
A. skończyła właśnie czytać całkowicie rewelacyjną książkę Tarnów. 1000 Lat Nowoczesności pod redakcją Ewy Łęczyńskiej-Widz i Dawida Radziszewskiego. Wydawcą jest Stowarzyszenie 40 000 Malarzy, dzieło ma 500. stron i powala całkowicie. Już samo przywołanie w dedykacji postaci Jana Gałuszka Dagaramy powoduje, że ma się ostry apetyt na tę cegłę. Niestety... a może na szczęście jest jeszcze wiele stron, do których dopiero dobrnę jutro. A jak dobrnę to opiszę! Kto by pomyślał: Tarnów i 1000 lat nowoczesności...a jednak!
Dzisiaj podglądaliśmy obraz z kamer umieszczonych w Porjus za kręgiem polarnym i w lokalnej prognozie pogody okazało się, że nad Sitasjaure w środku Laponii nie jest jeszcze dużo zimniej niż w Krakowie... Za tydzień mamy pokazać foty z trekkingu z sierpnia... dlatego ta fota... Tęsknimy!

Monday, October 17, 2011

GABINET ODNOWY DŹWIĘKOWEJ


Tytuł wpisu i w pewnej mierze hasło przewodnie ostatnich tygodni, pochodzi od A., która szykuje bardzo interesujące przedsięwzięcie. To długofalowa akcja i w stosownej chwili pewnie sama to opisze i zaanonsuje.
Roboty ani trochę mniej i pisanie bloga jest aktem lekko nie na miejscu... Trzymam się jednak zasady, że wpisy nie mogą powstawać z braku innej roboty lub wylewu emocji. Blog to jednak jakaś dokumentacja, kalendarz i pamiętnik ?
Dzisiaj, po kilku dniach pracy i ok. 6 godzinach technicznego opanowywania przez komputer naszego filmu, Kasia Gierszewska wysłała mi roboczą wersję dokumentu na temat projektu ratowania ostatniego miejsca występowania w Polsce niejakiej Primuli farinosy (jej fota o dwa wpisy niżej) czyli pierwiosnki omączonej. Jeszcze troche drobnych poprawek i uzupełnień plus dopasowanie muzyki i będzie gotowy dość niezwykły film. Ostatnią godzinę spędziłem na poszukiwaniu odpowiedniej muzyki i prżez ten czas wpadałem w nerwy... tyle płyt nagraliśmy, a pod Primule muzyki nie znajdowałem. Na koniec jednak udało się i zanotowałem w pamięci aby jeszcze coś nagrać... bo najwidoczniej mało. Co do starych nowości, to na You Tube można szukać filmiku Karpaty Magiczne w Galerii EL - ma ok. 5 minut i bardzo udanie pokazuje (nawet niezły dźwięk) fragment naszego działania z 30 września! Jutro będę montował cztery wybrane fragmenty z tego koncertu jakie zarejestrowaliśmy sami. Z tymi nagraniami jeszcze popracujemy i mamy pewne plany.
Całkiem inna robota to ponowne opanowywanie mojej książki Zielnik podróżny... , bo jak już pisałem znalazł się wydawca i jest czas aby jeszcze nad tekstem i ilustracjami popracować. Książka ma być na luty lub marzec i cieszę się z tego, mimo, że te 300 stron kryje pewnie jeszcze wiele pracy i problemów technicznych. Chciałbym aby książka była jednocześnie nowatorska i klasyczna... To chyba ostatni wpis na ten temat i następny to będzie już zapowiedź jej wydania... mam nadzieję!
W ostatnim tygodniu mieliśmy wejścia w Radiu Kraków i Radiofonii, co wydaje się być bardzo ważne w sytuacji rozpanoszenia stylu RSO (radiowych-słupów-ogłoszeniowych)... zdecydowanie preferujemy i wspieramy styl FFR (free-form-radio), które najwidoczniej i nas lubi? W Radiofonii ogłosiliśmy nabór na warsztaty 18-19-20 listopada na Słowacji, ale jakiegoś wielkiego ścisku w zgłoszeniach nie ma...?!
Poza tymi zajęciami jest jeszcze kilka na wczoraj... ale daruje sobie tej wyliczanki. MoZe dlatego złości mnie i śmieszy na przemian to skarżenie się młodych ludzi na brak dobrej pracy i perspektyw na przyszłość oraz wysokich cen mieszkań... Mają coś do zaoferowania w zamian? To, że chodzą (od czasu do czasu) do szkoły ma te drobiazgi zapewnić? Kochani, popracujcie po 10 -12 godzin dziennie w trzech zawodach i udowowdnijcie, że macie coś do powiedzenia i wszystko się "samo" ułoży. Tylko tyle trzeba...
Czasem udaje się otworzyć tivi i nie zobaczyć biskupa albo p. Palikota (ostatnio był przekładaniec: Palikot/JP2/biskup Michalik/biskup od krypty/Palikot itd. - i Palikot raz budował krzyż, a innym razem opowiadał jak zdejmie krzyż... Jezusie słodki! Nawet redaktor Kraśko już nie wie kogo popierać... To samo u lewaków: pryszczaci z liceów prywatnych, za których rodzice płacą miesięcznie tyle ile wielu ludzi zarabia przez miesiąc (co jest skandalem i zgoda na to! ale fakt jest faktem) maszerują jako nowy ruch Oburzonych, bo poczuli zew solidarności z ubogimi i zgłaszają się na kierowanie nimi w słusznej sprawie, która z pewnością nakreśli dokładniej komitet partyjny. Kontestacja ośmieszona do spodu. Nawet w tłumie widziałem transparet: Władza dla wyobraźni... ja nie mogę, goście przepisują hasła z publikacji na temat maja 68 w Paryżu. Szkoda, że nie chce się im jakoś poczytać o tym maju dokładniej... bo jakby się do sytuacjonistów dogrzebali to aż strach. Pewnie teraz się przebiorą za krasnale i będą udawać, że sami to wymyślili. Tak rodzi się tzw. nowa lewica, którą zawiaduje kilku marksistowskich wodzów z bogatych domów...przy czym określenie rodzi się jest mocno umowne. Ta lewica jest pompowana kasą i układami, a reszta moich myśli biegnie już tylko w kierunku zjawiska zwanego zatwardzeniem.
Na moment jednak udało się umknąć palikotodziwiszowi ( a straszyli nas w tivi palikototuskiem i kaczorydzykiem) i oglądaliśmy zadziwiający film z serii ponurych historii o skorumpowanych i szlachetnych glinach, ale w wydaniu francuzkim! No i proszę bardzo... aż wynotowałem kilka cytatów wartych zapamiętania: nie jada się z diabłem nawet długą łyżką albo inny cytacik: książę z bajki nie pije calvadosu o 6 rano... i mocna wymiana zdań: ma pan niewyparzoną gębę jak każdy wyautowany gość i odpowiedź wyautowanego gościa: z boku lepiej widać grę...! Rewela i dlaczego mi się to tak podoba?
Na obrazku owoc dwukolczaka...ilustracja do mojej książki.

Monday, October 10, 2011

ZIARNA ZMIAN


Roboty tyle, że znowu nie wiadomo od czego zaczynać i jak ustalić tzw. priorytety. To trudne gdyż żyjemy światami równoległymi i realizujemy bardzo różne porządki - jako muzycy, fachowcy w swoich dziedzinach, troche nomadyczni i troche zakopani w liściach naszego mieszkania w Wieży. Troche bez słów, ale i z wieloma słowami, które czasem przelewają się przez nas i lądują czarnymi zaklęciami na stronach książek, pism i kodach 0-1 gdzieś tam? Nagryzione jabłko smutno przygasa w kilku naszych pupilach od Jobsa i czeka na zdecydowane dotknięcie aby rozbłysnąć. Wczoraj w audycji Antka Krupy w Radiu Kraków A. powiedziała, że nasza muzyka jest gdzieś pomiędzy światem Jobsa, a dotknięciem tundry. I guzik mnie obchodzi czy to jest cool. Mam od dawna inny plan: /.../ Prawda, mogłem przecież stawić bardziej zdecydowany opór z większym czy mniejszym skutkiem, mogłem wpaść w szał i przeciwstawić się społeczeństwu, lecz wolałem, aby to ono wpadło w szał z mojego powodu, jako, że to jego sytuacja była beznadziejna /.../ H.D.Thoreau ... to cytat jaki zamieściłem na kasecie z nagraniami Atmana z koncertów w klubie Riviera-Remont (1989r.) i OKA Kino/Teatr/Tęcza w Warszawie (1990r.). Jest tam podziękowanie dla Sławka Gołaszewskiego (grał na klarnecie i był) i Roberta Brylewskiego (miks nagrań).
Ten cytat to moja, ciągle aktualna, odpowiedź na zadymę wyborczą i dla tych co nagle stali się tacy upierdliwi co do autostrad, a sami nie są wielkim przykładem skuteczności i punktualności.

Mamy już kilka elementów, z których warto złożyć sound artowy artefakt Long Strings Installations... to zaczyna być z każdym dniem ciekawszy projekt. Jeszcze w listopadzie chcemy rozciągnąć struny przynajmniej dwa razy i zarejestrować nowe środowiska brzmieniowe jakie tworzą się w interesujący sposób na styku dowolnego i technicznie określonego. Ten swoisty ekoton przynosi nowe brzmienia, inną niż znana nam dynamikę i nade wszystko jakieś intrygujące doświadczenie czasu.

Pracujemy z Tomkiem -Rolnikiem- Cz. nad składem mojej książki i pięknie wyłania się nam z rozmów, myśli, błysków intuicji, setek fotografii wykonanych kiedyś "nie wiadomo po co?" i całkiem realnej biegłości, która daje do myślenia. Zielnik podróżny - rośliny w tradycji Karpat i Bałakanów (troche) przewodnik alternatywny i (trochę) wprowadzenie do etnobotaniki... może się wreszcie objawi? Jeszcze wiele pracy przed nami...
Henry Hobhouse napisał kiedyś książkę Ziarna zmian - sześć roślin, które zmieniły oblicze świata
(spokojnie znajdziecie ją w kryształowej kuli...) i opisuje tam wiele bardzo ciekawych spraw, a pośród nich historię młodego Sigmunda Freuda, który pod wpływem kokainy napisał w 1884 roku rozprawkę wychwalającą narkotyki. Mamy rok 2011, Ziarna zmian i autorzy tysiąca innych książek dawno temu temat euforii narkotykowej rozpracowali, rośliny zawierające halucynogeny zmodyfikowano genetycznie do monstrualnych przypadków, rozpracowano także wątki służb specjalnych, które pewne narkotyki rozpowszechniały, testowały i modyfikowały dla celów wojskowych - a tu niejaki Kamil Sipowicz odkrywa koło przy poklasku klaki dziennikarskiej. Odgrzebał otóż wspomniany KS stare indyjskie księgi (zapewne zdeponowane pod Warszawą) i światu był ogłosił dobrą nowinę. No, to jakaś jest porażka totalna.
4 listopada ukaże się nowa, koncertowa płyta z nagraniami z Festiwalu Herbaty. Jest zawartość czyli TEA Events, jest okładka i będzie też jej edycja w UK!
Jest też cała nasza relacja z trekkingu w tundrze i górach Laponii z lipca 2011 do przeczytania w Internecie w czytelni Fragile.
,
A dzisiaj Światowy Dzień Drzewa, ale na fejsie znalazłem także i z tego niezadowolonych...no cóż?!

Obrazek to znakomity logotyp zaprojektowany przez Tomka Rolnika CzermiNskiego - naszego nowego: ziarna zmian...

Monday, October 03, 2011

Na żywo!


Nasza Long Wave Installation przerodziła się na kilka dni w Long Journey Installation czyli męczącą, ale kształcącą podróż po kraju. Od biedy można by przyjąć, że to był happening albo kilka eventów, które A. realizuje w tej chwili w Lublinie, a od czwartku w Poznaniu. Do Elbląga ruszyliśmy koleją i oszczędzę wszystkim kwękania na PKP... bo było czysto, smacznie, punktualnie i nie śmierdziało. Punktualność nas słabo cieszyła, bo podróż obliczona wstępnie na ok. 15 godzin, nie skłaniała do triumfalizmu... Dla nas od zawsze liczą się wszelkie ekotony więc w relacji pominę jednorodne stepy Mazowsza i zaczne od Tczewa. Ta malownicza miejscowość powitała nas napisem: Rozrząd z Górki Oraz Odrzut Wzbroniony ! Nawet nie chcę się domyślać co autor miał na myśli... Gdańsk Główny powitał nas podobnie czyli powiewem starego dobrego surrealizmu: na peronie 2 znajduje się sklep (punkt handlowy?!) pt. akcesoria erotyczne! Rozumiem, że pomocne było stoisko z nożami i maczetami na starym Dworcu Centralnym w Wa-wie, bo za plecami Wa-wa Zachodnia, a przed nami Wa-wa Wschodnia i pomoc jakaś się zawsze przydawała, ale co proponuje Gdańsk, że już na peronie ważne jest dobre zaopatrzenie w akcesoria erotyczne?! Nawet zakładając, że niezbędne zakupy robić należy przy wyjeździe...to co tam się wyrabia? Może chodzi jednak bardziej o długi czas w podróży jako element kreatywności, no bo raczej nie wzmacniający libido?! Bardzo sprawnie, ale już z udziałem ZKA (zastępcza komunikacja autobusowa) kolej dowiozła nas do Elbląga na około 11.00 Jeżeli podzielimy te ok. 700 km przez 17 godzin podróży to nasza średnia prędkość wyniesie ok. 40 km na godzinę... to nie jest oszałamiający pęd? Muszę przyznać, że warunki jazdy były całkiem o.k. i widok za oknem potwierdzał tezę o jednej wielkiej budowie jaka rozgrywa się właściwie wszędzie. Nie śnię o szybkości 200 km na godzinę, ale gdyby osiągnąć kiedyś te realne 100...!?

W Elblągu zauważyliśmy drogowskaz: Sucha Beskidzka - 642 km ... i poczuliśmy, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego te wszystkie całkowicie różne kultury/przestrzenie jakie widzieliśmy za oknem wagonu w ostatnich 17 godzinach są zespolone w jeden organizm państwowy? Nasze obserwacje polityczne pokazują, że ten twór zamieszkują całkowicie obcy sobie ludzie, którzy przemawiają w różnych językach i mają zasadniczo różną mentalność, a spojeni są jedynie starym budyniem!
W Galerii EL zastaliśmy totalny remont wokoło i ducha warsztatowego wewnątrz. To nas bardzo ucieszyło, bo tzw. koncert zaczyna się jawić wyłącznie jako akcja szołbiznesowa i trudno nam obronić koncepcje, że to coś jak wystawa dzieł malarstwa lub rzeźby (albo instalacja ...), a i innych broniących tej tezy ubywa z każdym programem tivi, który robi gwiazdy z małoletnich dotkniętych nieuleczalną zarazą chciejstwa natychmiastowego.
Struny zostały więc naciągnięte do długości 20 m! To nasze trzecie doświadczenie przyniosło nam wiele praktycznych obserwacji i kolejną rejestrację. Wieczór był naprawdę interesujący i byłoby naprawdę o.k. gdyby częściej organizowano tego typu przedsięwzięcia. Nie ukrywam, że mocno różniliśmy się w naszych wizjach Bałtyku, ale to chyba ma sens o ile jest miejsce gdzie te wizje mają szansę być zaprezentowane obok siebie. Mam nadzieje, że stare taktyki wykluczania z projektów, festiwali, prezentacji i wydawnictw, których doświadczaliśmy dawniej i doświadczamy stale zaczną być w opinii środowiska tym czym są czyli smrodem egocentryków. A. z Lublina przekazuje, że może jest szansa na zmianę, bo widać, że interesujące projekty wymagają szerokiej współpracy. Mam nadzieje, że jeden z muzyków grających w Galerii EL pytając mnie o techniczne parametry długich strun miał na myśli taką właśnie współpracę? Byłoby miło, bo płacimy za jakieś pipcenie po Wiśle (zobacz poprzedni wpis) znajomym królika, ale jakoś trudno sięgnąć po to co robi się na miejscu? Ale może to sprawa dorośnięcia, bo : nie ma innej drogi niż osobiste doświadczenie! I jeszcze jedno z A. Gaupa (dziennikarza, pisarza i szamana Samów): /.../ nie możemy być tak poważni jak księża. Praktykujemy rytuały, ale jesteśmy równocześnie artystami, gawędziarzami i klownami./.../ Może więcej luzu i mniej tej nadętej powagi i zachłyśnięcia dorwania się do sterownika...to jeden z wielu i czasy najważniejszych dawno się skończyły. Przed wyjazdem z Ełku (a wybraliśmy się też do Fromborka poczuć klimat pracowni Kopernika...) w hotelu gdzie nocowaliśmy zobaczyliśmy plakat: Kazik na żywo - koncert w hotelu po 160 zł od łebka zainteresowanego buntowniczym przekazem...! Wow - jak mawiają górale z Zakopanego! Na żywo ...to i cena musi być! Zaciekawiło mnie tylko czy koncert odbędzie się na żywo w restauracji hotelowej czy w jadalni, tam gdzie wciągaliśmy serek i kawkę? Kryzys w Hiszpanii czy twórczy? Juwenalia w Krakowie dopiero w maju i jest jeszcze kawał czasu...
Zupełnie nie kleją się nasze koncerty z Tomkiem Hołujem - wszystkie propozycje lub odpwowiedzi na nasze propozycje są trudne do zaakceptowania, szczególnie dla kogoś, kto na koncert ma przybyć ze Sztokholmu. Szkoda wielka, bo zaiskrzyło muzycznie świetnie.
Dobre wieści napłynęły ze Słowacji i mogę już ogłosić, że zaplanowaliśmy trzy dni warsztatów opartych o trzy obszary wiedzy i doświadczenia: tradycyjne instrumenty pasterskie Karpat (budowa, sposoby gry, znaczenie w kulturze tradycyjnej itd.), głos i tradycyjne techniki wokalne: karpackie travnice, nytu, joik, kamłanie, głos dla zdrowia i równowagi oraz trzeci obszar - etnobotaniczne aspekty muzyki tradycyjnej i magiczne rośliny Karpat i Bałkanów. Zajęcia poprowadzi Michal Smetanka, Anna Nacher i ja... w Małym Lipniku nad Popradem (okolice Muszyny, ale po słowackiej stronie). Wszystko zaplanowane jest na 18-20 listopada 2011 roku. Chętni mogą się przyłączyć do zakończenia warsztatów w formie roboczych koncertów w Nowym Sączu (kościół ewangelicki, tam gdzie organizowaliśmy dotąd koncerty Naturton, Matouska, mnichów tybetańskich...) - 27 listopada oraz w Preszowie na Uniwersytecie - 28 listopada! Dodatkowa dobra wiadomość to to, że wszystkie zajęcia poprowadzimy bezpłatnie i chętni muszą ponieść jedynie koszty bytowe czyli: dojazdu, wiktu i noclegu, które nie są zbyt wysokie. Postaram się za kilka dni opublikować oficjalne zaproszenie, ale wiem, że najwytrwalsi i tak śledzą nasze blogi więc zawiadamiam już dzisiaj! Zachęcam do kontaktu w sprawach dotyczących warsztatu na adres mailowy: marek.styczynski@gmail.com
Inna bardzo dobra wiadomość to drugie podejście do wydania mojej książki o zapomnianych roślinach magicznych Karpat i Bałkanów... może tym razem się uda się to zrobić?!
Krakowskie pismo kulturalne FRAGILE z naszą bardzo osobistą relacją z lipcowo/sierpniowej wędrowki po tundrze (w drukowanej wersji jest skrót, a w wersji internetowej całość tekstu) jest już w dystrybucji! Wszystkich, których interesuje nieco inne wędrowanie i/albo szamańska tradycja Samów zapraszam - Padjelanta trek - forsowne wyjście z odurzenia we Fragile, którego leadem jest - Odurzenie!
Na focie Primula farinosa, roślina występująca w jednym jedynym miejscu w Polsce, ale tu na stanowisku w górach Bułgarii i to wysoko, bo na ok. 2,5 tys. m n.p.m. Fota mojego kolegi (jeszcze z liceum) Romka G. która podarował do materiałów jakie opracowuję w zawodowym projekcie dot. ochrony tego gatunku.