Nasza nowa muzyka już gdzieś się przekształca w małe kartonowe pudełko, opisy, płytę CD z jakąś częścią tego co nagraliśmy, tego co odczuwaliśmy przez ostatnie miesiące, może rok...
Już są pierwsze recenzje i rozmowy na temat płyty - mirrors- i powoli przechodzi ona dla nas z czasu teraźniejszego do przeszłego... Ale ten nasz czas przeszły- od czasu do czasu (i już na "zawsze") - będzie powracał jako teraźniejszy czas dla ludzi, którzy natrafią na płytę za rok, dwa, za dziesięć lat. Mam też nadzieje, że przeczucia z utworu Radio Lechistan okażą się tylko tzw. nadwrażliwością i gładko przejdziemy do piątej RP, w której jej obywatele nie będą się wstydzili pokazać twarzy. Chociaż fajnie by było, aby kilku twarzy się nie musiało oglądać...
Kot śpi na swoim miejscu (jednym z kilku swoich miejsc...), Monteverdi jest tak sugestywny, że aż słońce lekko przymglone, mapy Białych Gór (Piryn) na stole i jeszcze tyle zajęć, spotkań, uzgodnień i kłopotów. Ale są i rzeczy dodające otuchy, jak np. hasło jednego z naszych posłów : przymierze PiS i PIAST to szansa dla mieszkańców WSI i miast... Aż się chce żyć!
Budyń się pięknie rozlewa i miło plasnąć w niego od czasu do czasu. Warto zachować też pewien dystans aby się budyniową skorupą nie ofajdać. Działa jak w Matrixie... pamiętacie jak ręka Neo robiła się zimna i metalicznie połyskująca. Neo wszedł zbyt blisko w związki z budynixem - my tylko plaskamy dla zabawy i odreagowania, później oddalamy się do ciekawszych zajęć. Sami widzicie, że budyń nie podejdzie zbyt wysoko, budyń już osiąga swoje granice zalegania i powstają ścieżki ponad i poza budyniowem. Tyle razy to już przerabialiśmy.
Od ostatniego pisania mineło troche czasu ale prowadziliśmy zajęcia na Kaszubach, potem jeszcze wyjazdy Ani, troche roboty przy płycie i został już tylko tydzień do urlopu. Pewnie coś napiszemy z Bułgarii, pewnie będzie sporo fajnych fot (jedzie z nami Bogdan Kiwak), pewnie troche postoimy na głowie (jedzie z nami Ewa) ale z pewnością odwiedzimy kilka pustych przestrzeni wolnych od budyniu zwanych górami i morzem.
Ostatnio obrodziło gwiazdami, jak nie megalomański Waters to jego kolega z łkającą gitarą David i sympatia Lecha sir Elton... Swoją drogą, gdyby mi ktoś 20 lat temu powiedział, że wyłączę Watersa po 10 minutach i nie zechcę posłuchać Davida i "prawie" Pink Floyd na "żywo" to by go walnął w "papę"... I dalej : gdyby mi ktoś powiedział, że z radością będę słuchał ślicznych pogadanek entomologa z PO, a "Walensa" popierać będzie obcy Mu klasowo element lekkoduchów i wykształciuchów... I jak tu nie dziękować na kolanach postmodernistycznej kuturze, która -jak chcą studenci Ani - atakuje nas ze wszystkich stron. A "najgorszy" już ze wszystkiego jest otaczający nas relatywizm... Ale ja czuję się lepiej z relatywizmem niż z fundamentalizmem. No i od relatywizmu nikt jeszcze nie zginął, a od fundamentalizmu giną codziennie...
Jest kilka rzeczy, które zapakujemy - mam nadzieje - w pudło i szary papier i odstawimy na strych. Czasem tylko się to odpakuje i postraszy dzieci aby im narodowy socjalizm wybić z głowy i napchać budyniem aż puszczą bańki nosem...