Nim przejdę do tego mocno już zapomnianego słowa z tytułu, powrócę jeszcze na moment do zjawiska facetów (nie widziałem w tej roli kobiet) grających na didjeridu. W USA fotografowaliśmy tzw. sztukę ulicy i jedno ogłoszonko miało taką treść :" Yeah bro... I'm totally a D.J. and a didgeridoo player and shit ". I ta krótka charakterystyka, zawarta w ogłoszeniu, dobrze oddaje to przywołane wyżej zjawisko... Dlatego tak mi się spodobały wyroby, strony internetowe i rzetelność dwóch "gości" z Gdańska, opisanych w poprzednim blogu. Zapewne są też "totally" ale nie "shit".
Miało być o celebracji... Już się tłumaczę : graliśmy specjalny koncert w ramach promocji nowej książki Olgi Tokarczuk pt. "Anna In w grobowcach świata". Wydawnictwo ZNAK wynajęło do tego piwnicę w Alchemii na Kazimierzu w Krakowie. Wszystko wyglądało bardzo obiecująco, nawet Olga zgodziła się przeczytać jeden z rozdziałów na tle naszej muzyki. To miłe zdarzenie poprzedzała dyskusja w gronie zacnych specjalistów literatury i feminizmu, były pytania od publiczności i kolejka wiernych czytelników po autografy... Pojawiła się wreszcie i nasza muzyka, a z nią na moment sama Olga czytająca fragment książki! Przed i podczas wspólnego bycia na scenie, część zorientowanych wyłącznie na literaturę osób pospiesznie opuściła salę (miała już autograf!?) i granie zakończyliśmy z tymi, którzy przyszli posłuchać nas w nietypowej ( i okazjonalnej, bo darmowej) sytuacji. Nie czepiam się , wszystko było o.k. i odbyło się według planu... ale zabrakło tego "czegoś".... celebracji właśnie. Ci co czytają i są tak wyczuleni na nastroje i przepiękne wizje Olgi nie przyswajają muzyki? A może nasza muzyka zbyt jest bliska obrazom z Jej nowej książki, że niczego się już nie spodziewali przeżyć? A może nie umiemy już takich wyjątkowych chwil celebrować, może lepiej dla wszystkich będzie jak w takich sytuacjach organizator zaprosi Kult albo Krzysztofa Krawczyka. I wszyscy spokojnie odpuszczą sobie celebracje i przyjdzie więcej osób... Bo wiadomo : ksiażka to książka a muzyka to muzyka. To tyle godzin z książkami Olgi niczego Jej fanek (na 10 osób w kolejce po autograf był jeden facet) nie nauczyły? Zadziwia mnie jednowymiarowość takiego odbioru sztuki/kultury. To po co ta piwnica i muzyka, zrobić podpisywanie książek w supermarkecie i będzie szybciej i po drodze z zakupów. Puk, puk, ludzie! pretendujący do kulturalnych i może nawet pielęgnujących przekonanie o przynależności do skrajnie wywrotowej formacji : intelektualistów. Nie wychodzi się w środku proszonego obiadu, nie żre się pulardy na schodach metra i nie pije się dobrego wina z gwinta. Trochę cierpliwości, trochę otwartości, trochę zaufania i skromności. To wszystko są warunki wstępne celebracji. Celebracja wydobywa to co może się wydarzyć, celebracja daje szanse na przyjemność i nowe doznania, celebracja pomaga wyrazić szacunek dla sytuacji, dla osoby, dla idei. Celebracja jest dla nas czymś bez czego cała ta trudna praca ląduje na śmietniku.
Bez celebracji pozostaje zimny, twardy i lekko już psujący się budyń przybrany NIKE! Smacznego...