No i siedzę w tym miasteczku dziwacznym i chorym.... ratuje się małą statystyką : 16 koncertów zagranych do końca maja to już jest oki ale cieszy proporcja : 12 to USA, Niemcy i Słowacja... a 4 to Wrocław (2x), Tychy i Poznań.
Właśnie wróciliśmy z małej trasy do Bratysławy i Wrocławia. W stolicy Słowacji zagraliśmy koncert na scenie A4 w ramach imprezy zorganizowanej przez pismo Vlna. W najnowszym numerze tego magazynu o sztuce (nr 25) jest duży wywiad z Ania na temat Projektu Karpaty Magiczne zatytułowany - citime sa ako nomadi - z kilkoma, świetnie zreprodukowanymi fotami Bogdana Kiwaka. Jest też recenzja naszej płyty Sonic Suicide o jakiej tylko śnić... a do tego płyta CD pt. Zvukova Vlna, na której jest m.innymi nasza muzyka.
Ten numer pisma to edycja Vysehradska i są też nasi krajanie, szczególnie cieszymy się z sąsiedztwa z materiałem dotyczącym Pawła Althamera. No i jak nie lubić Słowacji, u -nas ??? - będzie to możliwe dopiero pośmiertnie. Wyjątkowo może się przytrafić po otrzymaniu Nobla lub Oscara... ale i tak podziękujemy wtedy - w słowenczinie....
Była jeszcze miła kawa na... Dunaju. Jak zwykle na kawiarnianej łodzi, przcumowanej na wysokości naszego ulubionego hotelu Danube, spotkaliśmy się z Siną i Dankiem (Dlhe Diely), Bogdan fotografował zawzięcie, więc coś tu dokleimy za kilka dni.
Rano, po nastepnej kawie, tym razem w Instytucie Polskim, który wspierał festiwal i nasz pobyt na Słowacji, przemknęliśmy przez Czechy do Wrocławia.
Na festiwalu Energia Dźwięku działo się wiele i my pracowaliśmy też dość sporo. Dwa warsztaty dziennie i w trzecim dniu dodatkowo koncert. Gadanie z Wojckiem Czernem o mizerocie naszej sceny niezależnej, bardzo miłe gadanie z perkusistą i załogą odnowionego Robotobiboka, gadanie z...... jak to przy takich okazjach. Maciek i Arek uwijali się jak frygi i z rozkoszą kaprysiliśmy troszkę, jak to artyści.
Myśleliśmy, że to tylko w Krakowie sobie dworują z Warszafki ale na Rynku we Wrocławiu zastaliśmy wystawę pt. 160 lat bezpośredniej linii kolejowej Wrocław - Berlin.... super! To może kiedyś i do Warszawy będzie miał Wrocław połączenie kolejowe bez przesiadek...
W poniedziałek rano wskoczyliśmy do busa i około południa (po desancie Ani na UJ) dojechaliśmy w widły Dunajca i Kamienicy Nawojowskiej, do miejsca gdzie stawiają największą palmę, gdzie sanktuarium religijne urządzono na Rynku, który od ponad 700-lat był miejscem wolnym od ideologii i przyjaznym dla różnych ludzi... I tu przyszło mi do głowy, że najczęściej budyń ma kolor brunatny, czy to nie znamienne?
No comments:
Post a Comment