
A lektura na czasie bo przygotowuję kilka rzeczy w ramach nowego festiwalu pod nazwą : KARPATY OFFer na drugą połowę sierpnia. Jak dotąd udało mi się przygotować mapę street art'u w Nowym Sączu... (hej, tradycja Bozicku, hej!), akcję fotografii organicznej i fotografii otworkowej we współpracy z Bogdanem K. i dr Anną N. Pracujemy teraz nad koncertem KM z okazji 10-lecia.... tzn. raz na dziesięć lat w tym miejscu, hej! I aby wynaleźć jakąś tradycję zaprosiłem młodych muzyków grających pod szyldem Centrum, więc łatwo zgadnąć, że z Warszawy. Zrobili świetne wersje swojej muzyki z moimi dronami z Cybertotemu. A własnie! już trochę tych nagrań się pojawiło i pracujemy z Piotrem w studiu nad nimi! Sama radość i kilka ciekawych konstatacji. Mam też już fotografię na okładkę i cover, to dla mnie bardzo ważne bo jak na muzyka (chyba...) to jestem zadziwiającym wzrokowcem! Ale całość się zapowiada doskonale i nawet to, że kilka osób nie dotrzymało obietnicy nic już nie zmieni. Pewnie są jakieś wazne powody, wszyscy żyjemy dość intensywnie więc każdy musi dokonywać wyborów i robić to co sam uważa za ważne. Aby się trochę zrelaksować ale "na temat" pojechaliśmy w Tatry i trochę pokręciliśmy się w dawnej strefie zakazanej czyli wokół Wołowca i Rohaczy na Słowacji. Ile to razy tęsknym wzrokiem zagladałem w dolinę pod Wołowcem i pozdrawiałem turystów ze Słowacji, którzy robili to samo patrząc w kierunku Chochołowskiej... A teraz nawet kofoli się napiliśmy za złotówki! Ale ciągle ta nasza arogacja wychodzi bo w schronisku na Chochołowskiej za korony już niczego dostać nie można. Na moje pytanie dlaczego otrzymałem wieloznaczny uśmiech od miłej Pani z bufetu. W schronisku cisza nocna polega na tym, że jakiś pan z wianuszkiem pań buczy monotonnie jeszcze o pierwszej w nocy. Dzieci walą drzwiami do północy w odwiecznej dziecięcej zabawie w bezmyslne bieganie do wc i na powrót a wysportowani, młodzi ludzie odgrywają role z reklam piwa. Tyle, że mają już brzuchy jak bania i nikt nie waży się ich cenzurować. Są więc roześmiani, wulgarni, bezdennie głupi i głośni ponad wszelką miarę. Ta ich wesołkowatość wygląda na domieszki w piwie albo jakąś psychofizyczną skłonność wykorzystywana w tych wspaniałych reklamach.
Udało się nam w Zakopanem być dwa razy po ok. 5 minut, tyle bowiem trwało przesiadanie się do busów katapultujących nas z tej perły prastarej góralskiej tradycji w inne, cichsze miejsca. I to jest już coś nowego i dla nas bardzo optymistycznego : Tatry bez Zakopanego!?
Ale oscypki (tradycyjne, ajuzci...hej!) były naprawdę bardzo smaczne. Ale czy to nie Unia Europejska jest sprawczynią, e, gdzies tam... Ale były też i zastanawiające przygody. Chłopak, na oko 20-letni, sprzedawał coś pod szyldem : oscypki z rydzami! No to my się na te rydze złakomiliśmy i dawaj zamawiać... ale nie, rydze okazały się szynką i to bez wyjątku a chłopak taaakie oczy zrobił na moje skromne oświadczenie, że nie jadam mięsa! W wieku 20 lat po raz pierwszy spotkać się oko w oko z wegetarianinem ! To jest zamknięta, tradycyjna społeczność! A niektórzy badali jakieś odległe wyspy i niedostępne góry, bajdoki jakieś - jak tu maJOM czyste formy pod bokiem. Regge wprawdzie grają i co tam Pan redaktor Kleszcz wymyśli ale swoje wiedzą i jusss.
Ale co dobre ( a czasem jak widać zastanawiające!) szybko się kończy...i rozpocząłem dziś wielkie pakowanie. Jedne pakuny na OFF Festiwal... (he, he, he...) a drugie na Sajeta Festiwal do Słowenii i potem...do Bułgarii przez kraje dawnej Jugosławii. I to okutym stalą landroverem... no chyba to tylko tak się da?! Spróbujemy....
A fota to bonus od Tatr za to, że niezależnie od tradycji (wynalezionej czy nie, takiej czy innej) kochamy je mocno!