Saturday, July 05, 2008

Lato

No i mamy lato! Ale jakoś tak trochę zbyt szybko i bez stosownej pompy? To pewnie dlatego, że tak wiele aktywności i pracy. Po ostatniej etnobotanicznej wycieczce w góry Beskidu Sądeckiego uznałem, że to naprawdę wciągające. Zwłaszcza, że ekipa była zawodowa i nie musiałem nikogo przekonywać, że Atropa belladonna to ciekawa roślina. Dwa dni temu znalazłem stanowisko tej czarodziejskiej rośliny, które szacuje na ok. 30 kęp o wysokości ok. 170 cm! Czarownice miały niezłe zaplecze! A czarownice dlatego, że Atropa była jedną z podstawowych roślin wchodzących w skład tzw. maści wiedźmich...no i jak nie pokochać etnobotaniki.
Czasem wracają ciekawe chwile z Londynu...i dlatego ta fota : oczywiście to trochę zmieniona fota ale obiecałem A., że następnym razem wsiądę do tej gondolki.... i muszę się jakoś przyzwyczaić.
Graliśmy z ekipa BOEN w Raciborzu, to trochę dla nas ekstrawaganckie ale festiwal był naprawdę ciekawy i obskurna świetlica dworcowa okazała się doskonałym miejscem do grania naszej (i BOEN) muzyki! No tak, bo graliśmy w pustych pomieszczeniach dworcowych przy peronie 1 na dworcu PKP w Raciborzu. I tak jest zawsze lepiej niż w wypasionym domu kultury lub czymś podobnym. Czeka nas kilka koncertów i obserwując (czasem od wewnątrz) organizowanie festiwali i dobór wykonawców mam bardzo mieszane uczucia. Dawno już minęły dla nas czasy, w których ilość koncertów miała dla nas znaczenie. Może dlatego często przychodzi mi na myśl cytat z Deborda : "Jednostka, jeśli tylko zależy jej na zdobyciu uznania w tym społeczeństwie, jest skazana paradoksalnie na stałe wypieranie się siebie". W specyficznej polityce kulturalnej miasteczek (nie tylko) na prowincji widzę tak wielki stopień arogancji i głupoty władz, że czasem się zastanawiam nad tym czy to nie kwalifikuje się do leczenia lub przynajmniej porady psychiatrycznej? Na występ sztucznej i utrzymywanej z naszych podatków kapeli (niby) ludowej (co to określenie oznacza dzisiaj?) są zawsze pieniądze ale na festiwal organizowany przez młodych ludzi mieszkających (jeszcze) w mieścinie - zawsze brak! Czy te władze to samobójcy polityczni? Obserwując poczynania władz w miasteczkach, które chylą się ku upadkowi systematycznie i jakby planowo mam wątpliwości czy są jeszcze miastami. Bo wg. cytowanego już Deborda : "Wioski, w odróżnieniu od miast, były zawsze obszarem konformizmu, izolacji, małostkowego wścibstwa, bezustannie rozsiewanych plotek na temat kilku, wciąż tych samych, rodzin".

Tym bardziej ożywczo wpłynęła na mnie rozmowa z ekipą street art'owców. Nie klęczą, nie proszą tylko biorą farby, szablony i odzyskują ulice dla ludzi. Bo urzędnicy już poszaleli : na trawniki w Poznaniu nie wolno wchodzić, gówniane reklamy piwa i rajstop musimy oglądać ale graffiti to straszliwe przestępstwo! Obrzygane kible w PKP to jest normalka ale mural to zagrożenie. To jakaś paranoja i dobrze, że nie wszyscy jej ulegają. Pracuję nad mapą...Nowego Sącza potraktowanego jak dość spora galeria street art'u! A kilka ekip robi całkiem fajne rzeczy. Polubiłem szablony Cosme Crew i część muralowych prac w jednej z dzielnic. Czy to nie dziwne, że ekipie, która czyni z Nowego Sącza - jeszcze miasto - musimy robić fotkę z zasłoniętymi twarzami?
A jutro do Warszawki na...próbę z BOEN! Tak się "powyczyniało"...

1 comment:

Anonymous said...

Robota Cosme Crewe to pierwsza rzecz, którą bym pokazał jakimś przyjezdnym znajomym. Naprawdę dumny jestem, że w moim mieście ktoś z "podziemia" pokazuje tak silny charakter. I mam nadzieję, że kolejne Karpaty OFFer tego nie pominie.