Friday, June 11, 2010

BEATHOT


Ostatnie dni były bardzo gorące. Wizyta grupy tybetańskich mnichów przyniosła wiele dobrego, było też oczywiście kilka napiętych sytuacji. Koncert w -manggha- był dla mnie bardzo trudny; wymuszone okolicznościami łączenie roli organizatora i promotora z rolą muzyka nie jest zbyt wygodne. Program wizyty został jednak zrealizowany i co ważne, pozostało po niej taka masa materiałów dokumentacyjnych,że długi czas będziemy pracowali nad nimi. Jest dla mnie bardzo ważne, aby organizowane z dużym wysiłkiem przedsięwzięcia, nie kończyły się definitywnie z chwilą wyjścia z sali ostatniego uczestnika. Mam też dużą satysfakcję, że nasza kilkudniowa Tymczasowa Strefa Autonomiczna tak dobrze wypaliła: pełna sala zainteresowanych, żywych i prawdziwych ludzi w -manggha-, studenci i szacowne "grono" na spotkaniu w UJ i... wiele starszych osób w Nowym Sączu, bogatym źródlisku budyniowych wylewów. To nic, że niektóre panie śmiały się histerycznie na dźwięk wibrującego basu mistrza Tashiego... może to znak, że dźwięk ten dotarł głęboko? Innym przejawem udanego zaistnienia TSA (nie mylić z gwiazdą rocka...) jest wspomniana dokumentacja. Poza kilkoma umówionymi osobami, wizyta mnichów i nasz pomysł na nią miał wsparcie wielu innych osób, które fotografowały, kręciły filmy (dwa z nich jako pierwsze trafiły na YouTube bardzo polecam!) i "wywiadowały" mnichów. Cegiełki się sprawdziły i mój pomysł aby nikogo do niczego nie przymuszać okazał się trafny. Tego rodzaju niezależne strefy zawsze są oparte na zaufaniu i chwilowej współpracy. Kilka osób nie podołało trudowi zmierzenia się z jedyną w swoim rodzaju, sceniczną interpretacją poematów Gary Snydera i Ginsberga, jaką zafundował nam niezrównany lew dharmy; Maciej -magura- Góralski. Sam miałem kłopot ale nie oczekujcie, że się będę kajał za beatników. Troszkę luzu! Wiem, wiem; poematy typu "haiku na patyku", "co słonko widziało" albo "o tym jak dobro jest dobre" są dobre i miłe. Kluski jakimi źli ludzie karmią gęsi przed świętami też są dobre i miłe... Żyjemy w wolnym kraju a mnisi są w Polsce do 20 lipca więc nic nie stoi na przeszkodzie aby zorganizować inną, godniejszą i bardziej podniosłą uroczystość. Swobodne granie z Robertem B. i nieobliczalna energia -magury- to dwie różne strony tego samego. Medialne konfiguracje tego typu akcji bywają także zaskakujące: poparło nas niezależne i z założenia alternatywne do głównego nurtu radio studenckie ale także radio komercyjne i do bólu popowe z całkiem innej strony boiska! Tylko mędrcy z wszystko wiedzących i niezwykle czułych społecznie ("a juści"... jak mawiają górale) mediów mieli nas w dupie. I to, czułych ludzi nie obraziło wcale, a Gary Snyder tak!? Przypominam sobie pewną medialną opowieść: podczas jednej z akcji charytatywnych wycofano fotografie głodujących dzieci z Afryki, zastępując je fotkami miłych, dobrze ubranych i rezolutnych dzieciaczków... bo te pierwsze estetycznie nie pasowały do linii pisma. Mam czasem wrażenie, że jesteśmy w Polsce takimi nieestetycznymi dziećmi i dopiero po nalaniu nam na głowy starego budyniu zasłużymy na uwagę?!
Zrobiło się jakoś medialnie więc wspomnę, że jest też nowy filmik na YouTube z jakiegoś klubiku we Wrocławiu. Nagłośnienie nie wyszło im specjalnie ale światła i dymy, że palce lizać! Filmik nazywa się prosto: Karpaty Magiczne we Wrocławiu i jest najnowszym "dodaniem" do zestawu relacji filmowych na stronie Festiwalu Karpaty Offer.
W city zobaczyłem plakat pewnego zespołu i ponad nazwą widniało hasełko: "30 years of anarchy and chaos"... aż się budyniowa łza kręci! Była kiedyś taka piosenka o tym, że jak uważasz, że jest wolność to spróbuj nasikać na coś tam w supermarkecie... Tak sobie pomyślałem przewrotnie: jak myślisz, że celebrujesz (z tym zespołem) 30 lat anarchii i chaosu to spróbuj wejść na koncert za darmo... Wspominałem o krótkiej wizycie Tomasza Hołuja w Polsce i polecam Jego stronę internetową: można tam zobaczyć jak wyglądał Ossian.
Dzisiaj było na naszych balkonach około 35 stopni!!! Trochę się boimy wychodzić z domu bo podobno dzikie bestie atakują. Te dzikie bestie to komary, które zaatakowały wioski i sioła. A sposób na nie jest! Sam widziałem. U nas aktywiści PiS ustawili kilka banerów wyborczych z "dobrym panem" uśmiechającym się w taki sposób, że komary padają trupem i ścielą się pod tablicami grubą warstwą. To martwy dowód na specyficznie pokojowe zamiary wodza. Ale nie ma się co wyśmiewać bo za sprawą Jarosława K. (kto by pomyślał!), etnobotanika trafiła pod telewizyjne strzechy. O dębach tyle nie było od dawna! Swoją drogą, to z tym dębem wyszło szydło z worka. To faktycznie symboliczne drzewo ale tak raczej od Mazowsza po Litwę bardziej i ta siła to jakoś się z pokojem nie bardzo klei... ale dajmy spokój, bo i tak drzewko już uschło.
Na focie Bogdana mała chwila z koncertu. To także zapowiedź płyt dokumentujących koncert w Krakowie i Nowym Sączu. A w Nowym Sączu mnisi z Drepung dali wspaniały popis swych umiejętności i zaangażowania i przez około 50 minut wibrowali akustycznie w bardzo sprzyjającym miejscu. A kod 010101... układał się w przepiękne wzory na twardym dysku nagrywarek... całość była także filmowana. Więc c.d.n

No comments: