Wednesday, July 14, 2010

SACRED GEOGRAPHY


Ahhka to Góra ważna dla sakralnej geografii Samów, siedziba / uosobienie Mattarahkka: Wielkiej Matki. To dziwne uczucie kiedy wreszcie staje się przed taką Górą, którą studiowało się z map, fotografii i relacji... Zawsze jest inaczej niż się spodziewaliśmy i pewnie dlatego podróż/doświadczenie ma ciągle sens ! Ahhka (Akka, Ahkka) okazała się tak wielkim masywem, że samo Jej obejście zajmuje pewnie tydzień! Nikt też nie był dotąd na wszystkich Jej wierzchołkach i nawet informacje o ich ilości oscylują pomiędzy 6 a 12 ! Wchodzenie na taką Górę bez wyraźnej potrzeby wydaje się natychmiast złym pomysłem. Wybraliśmy więc mniej uczęszczany szlak (co tutaj oznaczało spotkanie 4 osób w przeciągu 3 dni) i z widokiem Góry za plecami (a po tygodniu znowu przed sobą) powędrowaliśmy w górska tundrę. Spaliśmy w namiocie ale też w kata - letnim domu Samów z kory i darni, przeprawialiśmy się przez lodowaty strumień po pas w wodzie i przez wiele godzin szliśmy pomiędzy stadami reniferów. Nie wiem co mogę do tego dodać? Nagrywanie i fotografowanie pardw, wydrzyków, obserwację uczty orłów, dotarcie do miejsc pełnych energii i mocy? Do wodospadów, do regularnego miejsca kultu Samów, do rzek i jezior tak pięknych, że idąc na obolałych nogach przez 8 godzin jednocześnie płynie się w dziwnym uniesieniu i dziękuje się każdej roślinie, każdemu reniferowi i każdemu znaczącemu głazowi, że to trwa i nie znika. W tym stanie łatwo jest dać się zagarnąć, rozpłynąć w miejscach, dźwiękach i fizycznym doznawaniu otoczenia. Skóra staje się jakby mniej chroniącą barierą a bardziej osmotyczną strefą kontaktu. Po kilku dniach nasze zmysły logują się w niecodziennym dla nas otoczeniu i widzimy więcej, słyszymy więcej, doświadczamy intensywniej. Negocjujemy nowe granice ze światem i zaczynamy całkiem naturalnie iść kiedy idziemy, jeść kiedy jemy, pić kiedy pojawia się woda i odpoczywać w chwilach zmęczenia. Wybieganie nago z prawdziwej "zwykłej" sauny do strumienia z wodą z topniejącego lodowca staje się nie tylko możliwe ale i oczywiste. Do tego słońce nie zachodzi i dni stają się jednym sznurem jasnego światła, które nie znika kiedy zasypiamy. Słyszymy więcej także z siebie i najlepiej opisuje to reklamowy napis na opakowaniu zatyczek do uszu: "The Sound of Swedish Lapland".
Wróciliśmy też na chwile do Jokkmokk aby zobaczyć to miejsce latem i zachwycić się etnobotanicznym, naturalnym ogrodem botanicznym dedykowanym Linneuszowi i innym badaczom. Widzieliśmy też jeden z najmocniejszych murali jakie udało się nam spotkać w Europie, Azji i Ameryce! Wielki, szamański mural na wrotach zapory wodnej...
Intensywność naszej pracy z Sapmi i kulturą Samów jest tak wielka, że dzisiaj usiadłem do konspektu książeczki o tym niezwykłym doświadczeniu. Będę pisał dwie książki jednocześnie ( moja "etnobotanika" ma już w brudnopisie kilkadziesiąt znormalizowanych stron!), bo to jest kwestia wdzięczności i zachwytu. Wszystko jeszcze takie bliskie i pełne znaczenia...
W piątek mamy zaczynać swoją pracę na Festiwal Herbaty w Cieszynie i na początek pokażemy nowe fotografie z Sapmi/Laponii. Jest ich ok. 1200 ! Mamy też wykłady (ja: "muzyka /dobra do/ herbaty", A.: "O ciszy") a w sobotę wieczorem koncert w dużym składzie: Ula i Andrzej ale także Janek Kubek i Mirek, który wprowadzi pierwszy raz do naszej muzyki thereminovox! Za tydzień koncert w Warszawie...
Wiem, że ta fota jest nieprawdopodobna ale pomyślcie, że w górach nagle widzicie podwójną, pełną tęczę... i to jest realny obraz. Mnie łzy spływały po policzkach.

1 comment:

Anonymous said...

podziwiam ten zachwyt:)