Sunday, May 05, 2013

DRUM TIME

Choroba ojca i wiele zobowiązań wiążących się z wyjazdami daje efekt w postaci marzeń o totalnym domatorstwie, nie wychodzeniu z mieszkania przez dwa tygodnie i unikaniu wszelkich kontaktów z szeroko pojętym elementem ludzkim. Niestety, prawo karmy działa bezlitośnie i pokazuje, że aby osiągnąć tego rodzaju ukojenie należy nie ulegać namowom, kuszeniu i przywiązaniu do dóbr materialnych... :-) To trudne. Inną stroną tak bogatego programu życiowego i wymuszonego artystycznego nomadyzmu transhumancyjnego jest bogactwo inspiracji, obserwacji, emocji i pomysłów jakich nie daje siedzenie w domu. Zastanawiam się od kilku dni nad źródłami inspiracji (lub innego źródła?) do tworzenia muzyki. Ja sam wiem dokładnie z jakiego źródła i kiedy pojawia się gotowa pula brzmień i dźwięków, czasem nawet także instrumentów, ale obserwuję (chcąc czy nie bardzo chcąc... :-)  ) wielu muzyków i nadziwić się nie mogę ich stylowi pracy. Te różnice napawają otuchą, bo ilość muzyków, zespołów, projektów muzycznych i innych zjawisk grających koncerty i nagrywających jest oszałamiająca, ale wygląda na to, że nawet gdyby wielokrotnie przekraczała liczbę ludności świata, to i tak będzie w jakiejś części budzić ciekawość i zaskakiwać. Bo ciągle trafiają się ludzie budzący ciekawość i zaskakujący nas niemal każdego dnia. Warto byłoby jeszcze nauczyć się wzajemnego okazywania zainteresowania i będzie super! Temu, jak sądzę prawidłowemu stanowi rzeczy, przeszkadza trochę uzurpacja i romantyczne modele artysty przewodnika, artysty czempiona, artysty nad artystami, artysty znającego-kogo-trzeba, artysty mającego-wujka-w-ministerstwie, a nade wszystko artysty mającego wejścia-w-telewizji. Ci są najgorsi.  Zbierają się przy stole i gadają do kamery artystyczną nowo-mową o bardzo-ważnych (a lepiej: ważkich!) sprawach. Zauważyłem, że radio w budyniowie nie wierzy już w siebie i swój specyficzny czar "eteru" i zaczyna naśladować telewizję. Nie ma już informacji i muzyki w radiu, a zastępuje je parada skeczy roześmianych redaktorów, którzy błaznują ile się tylko da. Błazenada na chwilę ustaje tylko przy relacjach z Watykanu i innych wiadomościach kościelnych, albo ważkich wypowiedziach muzyków zespołu Mysłowice bez pana Rojka. Z Rojkiem była to podobno kapela psychodeliczna ale nie tak demokratyczna jak teraz. Ten bardzo interesujący pogląd lansuje coś co udaje dawną Trójkę i tylko trudno mi się zorientować czy jest to błazenada czy doniesienie z serii watykańskich prawd objawionych, podobne do tego, że komisja lekarzy potwierdziła cud. Ale właściwie nie ma się co dziwić, bo wiele komisji lekarskich dokonywało cudów aby możliwie wszyscy rolnicy w budyniowie poza zniżką w płaceniu ubezpieczenia miało jeszcze renty. Tylu ciężko pracujących rolników tak poważnie chorych, obrabiających jednocześnie ojczystą ziemię i kładących flizy w Norwegii i Austrii to przecież cud! A skoro cuda istnieją pośród tzw. rolników i tzw. lekarzy, to ... wiadomo!
Wczoraj jeszcze siedzieliśmy w domu Gosi na Sopatowcu i słuchaliśmy burz nadchodzących z wielu kierunków, a dzisiaj wreszcie chwila w domu... jutro nowa podróż, pod koniec tygodnia warsztat w Teatrze Łaźnia Nowa w Nowej Hucie w ramach bardzo ładnie zatytułowanej akcji: Tymczasowa Strefa Przetrwania - Inny Świat. Oczywiste odniesienie do teorii Hakima Beya (Tymczasowe Strefy Autonomiczne) zmodyfikowano tu do kwestii przetrwania. Niestety, chyba tak to należy dzisiaj rozumieć, bo autonomiczni i tak już jesteśmy do bólu.
Pierwszy z naszych majowych eventów to warsztat etnobotaniczno-ogrodniczo-partyzancki 10.05.2013, a po nim - 12.05.2013 koncert Karpat Magicznych. Zagramy nowe rzeczy: Noise to Silence z wizualną pomocą Wobixa. Przygotowujemy także inny interesujący koncert i wizualizacje do Olsztyna. Mamy tam grać 18.05.2013 w ramach organizowanej przez BWA i Planetarium akcji nocnego zwiedzania przybytków muzealnych. Udało się zgromadzić grafiki z bębnów samskich goabdes i trochę ikonografii samskiej i kilka osób stara się zrealizować wizję pokazania ich na tle nieba. Najbardziej cieszę się z tego, że dzięki nowej technologii będzie można pokazać płaskie grafiki z membran bębnów w układzie przestrzennym czyli tak jak były kiedyś odczytywane. Nie ma pewności, że merytorycznie interesujące założenie będzie także interesujące wizualnie, ale warto pracować nad tym projektem nazwanym DRUM TIME. Nazwę zapożyczyłem z samskiego wydawnictwa na temat ich liturgicznych bębnów o wielu innych zastosowaniach (m.innymi jako pra-GPS) pt.: Drum - Time. The drums and religion of the Sami.  
Końcówka kwietnia nie specjalnie była dla mnie budująca i doskonale ilustruje ją meteorologiczne powiedzenie: kwiecień plecień... bo złożył się na nią występ na UJ na temat kultury Samów (w kontekście naszej książki), a przybyło nas posłuchać aż 5 osób (poza nami, ale licząc organizatora i jedną naszą dobrą znajomą), miły wieczór w Tajnych Kompletach we Wrocławiu i dość marny odbiór mojej wersji etnobotaniki przez joginów zebranych na Sopatowcu. Miłym akcentem kwietniowym było sprawne opracowanie i wyprodukowanie płyty koncertowej pt. Reindeer Luck (WFR042), a teraz czekamy na recenzje i już się cieszę na niektóre... bo łatwo je przewidzieć. Tak więc, biorę się do roboty! Sława i pieniądze czekają...
Na focie z połowy kwietnia 2013 roku... A. w Pieninach, Słowacja.

No comments: