Monday, August 27, 2007

W dupie czyli szlak rowerowy do Lanckorony

Co za dzień i noc ! Przed południem wszystko było miłe i usypiające czujność. Śniadanie w Lokatorze z Dankiem i Siną ( znanymi kiedyś jako Dlhe Diely), z Pio w kapeluszu rumuńskich pasterzy, Magdą i gośćmi z Pragi ... Po kawie i ploteczkach zdecydowaliśmy się ruszyć, niezwykle lansowaną jakiś czas temu, trasą rowerową do perły społeczności lokalnych - Lanckorony. Zgroza ! Szlak malowany chyba przez kogoś, kto do szkoły chodził z Lanckorony do Krakowa, wg. schematu : jest rozwidlenie dróg to... jak dobrze skręcisz natrafisz na upiorny rowerek namalowany na kwadraciku z dykty. A jak nie, to oznacza, że nie miałeś farta. Szlak rowerowy to jedno wielkie oszukaństwo : ani metra ścieżki rowerowej ale za to skrzyżowania, główne drogi i bezsensowne podjazdy wiodące donikąd. Jest to szlak rowerowy wyznaczony z samochodu. Dwa kościoły po drodze bronią idei tzw. architektury drewnianej i doprawdy, mam wielkie wątpliwości czy blisko 40 km w jedną stronę, usprawiedliwia lansowanie tej trasy?! No ale tliła się w nas nadzieja, że skoro ktoś wiedzie nas przez wielkie połacie ni-to-miasta-ni-to-wsi szlakiem architektury pustakowej, szlakiem pseudo pałacyków włościańskich zbudowanych za zaoszczędzone na Krusie pieniądze, to cel jest interesujący. Na tyle, że wynagrodzi nasze trudy przedzierania się przez drogi-ulice pełne wszystkich maści samochody wiejskich bezrobotnych, którzy zjechali z roboty "we świecie" na niedziele do swych gospodarstw rolnych, składających się z pustakowego pałacyku (pustacyk - czy to nie fajnie brzmi?), starej szklarni i stodoły przerobionej na zakład.....jakiś tam. Przyszła mina myśl nawet taka fajna ksywa - "tereny krusowe". Na świecie robi się ścieżki rowerowe po terenach krasowych ( no wiecie, wapienie, jaskinie itd.), a u nas są wielkie możliwości jakie dają tereny krusowe (no wiecie, to od tej opłaty imitującej ZUS jaką płacą wchodzący w skład Sojuszu Kościelno-Chłopskiego).
No ale nic, jedziemy i podziwiamy, bo naszym celem perła Lanckorony.... Ale najpierw przeprawa przez ruchliwą szosę, obliczona najwyraźniej na odsianie mniej szybkich rowerzystów. Oznakowanie jak wyżej i skręt przy tzw. starej poczcie : to proste, każdy wie gdzie jest na tej trasie stara poczta, prawda? Udało się nam jednak ujść cało i po jakimś kilometrze spychania nas na pobocze przez przemiłych kierowców, innym wjazdem dotarliśmy do drogowskazu : "Lanckorona 3 km". Od tego drogowskazu już po 3 km dotarliśmy do tablicy :"Lanckorona" i po ... 2 km podjazdu przez urocze krzaki, osiągneliśmy zapierający dech w płucach obiekt. Piętrowy, pusty budynek miał pozaklejane taśmami szyby, najwyraźniej naruszone już zębem czasu i nie była to i tym razem architektura drewniana. Obok jak ze snu : Restauracja Sielanka!
Byliśmy głodni i spragnieni, więc skuszeni nazwą, szybciutko usiedliśmy przy wolnym, uroczym stoliczku. Mebelki sielankowe : tzw. wczesne ZNTK ( Zakłady Naprawy Taboru Kolejowego produkowały kiedyś takie różności w ramach koleżeńskiej pomocy ajentom), parasole już kapitalistyczne. Panie kelnerki obsługiwały według klucza : pierszeństwo mają grupy liczne i siedzące bliżej kuchni. Już po 20 minutach od złożenia zamówienia, które ma się rozumieć też nie nastąpiło błyskawicznie, dowiedzieliśmy się, że nasze naleśniki po królewsku się skończyły. Perspektywa czekania do następnej podobnej informacji nas trochę speszyła i przy lekkim gulgotaniu kelnerki (to pewnie była dezaprobata wyrażona w godnym zachowania języku miejscowej społeczności), odjechaliśmy do mitycznego centrum z nadzieją na szaleństwa miejscowej kuchni z produktów ekologicznych! Na ryneczku zastaliśmy... wiele zastępów ochotniczej straży pożarnej i uroczystą przemowę, z której zapamiętałem interesujący fragment : ..." są trzy takie instytucje, ważne : Kościół, który jest wieczny, Uniwersytet Jagielloński i Ochtonicza Straż Pożarna..." Nie jestem pewny czy chodziło, że Kościół jest -wietrzny" bo każdy biskup mówi co innego, czy -wieczny- od uporczywości trwania. Na wszelki wypadek uznajmy, że to od uporu. Ale UJ i OSP razem - to daje do myślenia. Pachnie mi jakimś asekuranctwem, czyżby nie wszyscy chcieli głosować na pis?! O Matko Boska!
W sklepie z ekologicznej żywności od miejscowych producentów były jabłka z Nowej Zelandii (bo komu by się na "terenach krusowych" chciało zbierać jabłka?), Prince Polo i Chleb Mały (bielutki, a jakże) oraz duży wybór serków...wiem co pomyśleliście ale nie.... topionych! Tak zaopatrzeni ruszyliśmy w dół, nie oglądając się za siebie, w tym na Lanckoronę szczególnie. na to cudeńko jakich mało. Już nie nie szpanując na trasy rowerowe, pomknęliśmy główną drogą, przez Skawinę na nasz Kampus.
Wycieczka, mimo skrótu trwała z 7 godzin i naprawdę NIC nie usprawiedliwia wytyczenia tej trasy, no może jakiś grant z UE. Nie spotkaliśmy rowerzysty (nawet jednego) na tej trasie. Jestem całkowicie pewny, że organizatorzy tej niebezpiecznej i niepotrzebnej trasy nigdy jej w całości nie przejechali na rowerze. Ktoś nas tu robi w konia i maluje paluchem po mapie kolejne trasy rowerowe, które nic z trasami rowerowymi nie mają wspólnego. Społeczność lokalna wcale tych tras nie potrzebuje, żyje całkiem innym życiem niż się to opowiada. I jak dorośnie do relaksu na rowerze i produktu lokalnego, to sobie sama to urządzi. I będzie to prawdziwsze i bardziej interesujące niż jakieś wypociny paniczyków szermujących ekologicznymi -bzdurami. Dla mnie to i tak bez znaczenie bo do Lanckorony : NIGDY!
Noc po tej wycieczce była niestety też dość ciężka. Po pierwsze : biały "Chleb Mały" okazał się zbyt duży na mnie, ekipa z mieszkania nad nami balowała do 1.30 w nocy, kiedy to załomotałem im w drzwi z mocnym postanowieniem rzezi ze specjalnym okrucieństwem. Ale najgorsze w tej balandze było to, że oni tupali do muzyki z RMF..... totalna wiocha! Może Lanckorona?

No comments: