Sunday, January 04, 2009

Bułgarski surwakane w Karpatach !


No i już "w robocie"... Wczoraj wróciliśmy z sylwestrowego warsztatu na Sopatowcu i jeszcze trochę żyję naprawdę dobrą atmosferą spotkań, wycieczki na Prehybę i spaceru etnobotanicznego. Zrobiliśmy wspólnie kilka surwaczek (opis znajdziecie w poprzednim wpisie na tym blogu) z czerwonych gałęzi derenia i spontanicznie przeprowadziliśmy surwakane czyli tradycyjny, noworoczny obrzęd bułgarski w... Karpatach. Należy pamiętać, że Sopatowiec to sioło położone na tzw. łazach czyli pasterskim siedlisku pozostałym po Wołochach... Będę jeszcze drążył te tradycje związane z dereniem, bo z takich samych czerwonych gałęzi innego gatunku derenia Indianie budują swoje "łapacze duchów"... Ale już trochę pracuję nad czymś innym ; małą ale fascynującą częścią festiwalu Karpaty Offer 2009. Chodzi o Andika czyli Andy Warhol'a. Jego rodzice pochodzili z małej wioski rusinów słowackich w Karpatach.
W kolejnej książce na jego temat : "Andy Warhol - Życie i Śmierć" (Victor Bockris) znajduję co chwilę jakieś znaczące zdanie lub informację. Jakąś nową/inną perspektywę dla naszych działań daje (?) zdanie samego Andika (tak nazywała go matka Julia, z domu Zavacki) : "Pochodzę znikąd". Kolejna perspektywa jawi się dość delikatnie po przeczytaniu zdania : " Dla Julii Rosjanie byli nie lepsi od Niemców, a Polacy jeszcze gorsi." Ta opinia dotyczy ciężkich lat 1914-1916, w których Julia uciekała do lasu przed Rosjanami, Niemcami i Polakami - z takim samym przerażeniem.
Ciekawa informacja to ta, w której autor książki twierdzi, że Julia uciekała w 1921 roku sama do Ameryki, do męża pracującego w Pitsburgu od lat. Dotąd spotykałem opisy mówiące o tym jak to rodzice Andika uciekali przez Polskę do USA?!?
Ciekawie (wobec późniejszych dzieł Warchol'a) brzmi opis wykonywania przez Julię kwiatów z puszek po konserwach. Puszkę się rozcinało i z pomocą nożyczek kształtowało płatki blaszanych kwiatów...oraz malowało. W ten sposób Julia dorabiała parę centów do domowej kasy. Jeżeli malowała te blaszane kwiaty w kolory rusińskich wsi...to ja się wcale nie dziwię, że ponoć twierdziła, że " Andy Warchol to ja".
Trochę korzystniejszą perspektywę przynosi opis Karpat : " Karpaty są powszechnie znane jako kraina Drakuli /.../ Kobiety były ładne i delikatne, miały zdrową cerę i wydatne kości policzkowe, chodziły w długich kolorowych spódnicach i chustkach na głowie. Mężczyźni, przystojni, długowłosi, mieli sumiaste wąsy /.../". Jak sądzę, ten opis jest pewnie dla intelektualistów amerykańskich dalej aktualny i warto to jakoś zdyskontować...
Szukanie właściwej perspektywy to przygotowanie do artystycznej akcji przypominającej karpackie korzenie urodzonego w USA Andika oraz pokazanie Muzeum Andy Warhola w Medzilaborcach na Słowacji z jakiejś, no właśnie; ciekawej perspektywy.
Dla uzyskania jeszcze innej perspektywy do... karpackich perspektyw, sięgnąłem po nowy numer pisma BODHI i zamieszczoną w nim Pieśń Milarepy, mojego ulubionego autora, kreatora i mistrza.
Tak więc z roboczym pozdrowieniem!

No comments: