Sunday, June 14, 2009

ART BOOM?


Dotrwaliśmy wczoraj wieczorem jedynie do połowy koncertu pana Slocuma (sorry, to było "muzyczne performance z wizualizacjami", oczywiście w przestrzeni publicznej ... wykonywane na "przestarzałych komputerach"...ble, ble, ble). Ja tam tego Atari 2600 nie widziałem , w oko wpadł mi za to wypasiony sampler... Gość podobno pisze programy i korzysta z dźwięków towarzyszących starym grom komputerowym. Tyle tylko, że co nie zagra to jakoś fajowo i zdecydowanie popowo mu wychodzi... i te dymy na scenie! Duża sprawa. Szkoda, że się na Opole nie załapał, bo troszkę też śpiewał na archaicznym aparacie gębowym i analogowych strunach głosowych. To już właściwie archeologia mediów ! W Opolu by go doceniono, taki nowy, "polski" Slocum Śpiewa.
Wracając z tego performance'u zorganizowanego na Rynku Głównym (na tyłach sceny Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty... przestrzeń publiczna serwuje na szczęście własne ironiczne konteksty) chcieliśmy zobaczyć filmową rejestrację pracy pt. Lady's Smock, niezwykle interesującej artystki - pani Teresy Murak. Od zawsze intrygowały mnie Jej zasiewy rzeżuchy : w formie płaszcza, na nagim ciele, w formie symboli religijnych zestawionych ze starą symboliką ziarna. Ostatnio Teresa Murak stosuje tzw. rozczyny (mieszankę chleba, wody, mułu i kurzu) oraz jest prawdopodobnie od 2004 roku jedną z nielicznych, polskich aktywistek artystycznego guerilla gardening. Jej praca Lniany strumień to akcja polegająca na wysiewie mieszanek kolorowo kwitnących roślin w industrialnych przestrzeniach. I cała ta niezwykle ciekawa bo : osobista, indywidualna i oryginalna praca, została potraktowana przez organizatorów "z glana". Film z rzeżuchową akcją rzucono na ścianę Wawelu, piękną ale ciemną ścianę z cegieł... Przy projektorze stał jakiś gostek i nic nie wiedział, chyba był to jedynie "pilnowacz" sprzętu. Ktoś kto wymyślił taką prezentację pracy Teresy Murak jest dla mnie ...jem!
Za godzinkę udajemy się na naszą piękną łączkę, która może nie całkiem wpisuje się (na zczęście) w publiczną przestrzeń miasta. Muszę odpocząć bo jestem trochę przybity zapowiedziami jakie wyczytuje w programie Festiwalu Sztuk Wizualnych (Krakowskiego Biura Festiwalowego )ART BOOM i nie starcza wszystkich zmysłów aby to ogarnąć : "...instalacja została stworzona, aby wywrócić do góry nogami uświęcone wielowiekową tradycją podejście do sztuki, architektury, mody, kopii i oryginału, a także relacji pomiędzy tym, co nowe i stare", albo : ..."jest logiczną kontynuacją dotychczasowych badań...., dotyczących relacji pomiędzy sztuką a rzeczywistością"... albo praca w przestrzeni publicznej miasta (oczywiście...) polegająca na wykonaniu malutkiego neonu (KBF poskąpiło naszej forsy ? skandal! ) z napisem : WARSZAWA, który ma jednak artystyczną usterkę i wyświetla się jako : W...SZAWA. Nie można mnie posądzić o przesadne uwielbienie stolicy ale pomysł ten jest taki sobie i tylko chwila minie jak w Warszawie ktoś odpali neonik "sra KÓW" i "ubogacimy" w ten sposób dyskurs publiczny? I właściwie o co chodzi?
Tymczasem, ekipa z Wrocławia na Rynku Głównym rozdaje promocyjne lizaki i smyczki zapraszając do WRO ... też takie sobie działanie ale miłe, słodkie, praktyczne i dalekie od megalomani.
Artyści zawsze mieli wokół siebie szpicli i manipulatorów, tym razem dyrektywą komitetu centralnego jest : "działanie w przestrzeni publicznej miasta" tyle, że jak zwykle "animatorzy" załatwiają sobie wygodne stołki w różnych instytucjach i biurach aby mamić maluczkich "wyjmowaniem drzwi" z galerii i wychodzeniem do ludu pracującego miast (bo już nie do : ludu pracującego wsi). I aby było jasne : nie atakuję Festiwalu ale jego realizację, megalomanię i powierzchowność, budowanie podziałów i bezrefleksyjne tworzenie słabego produktu turystycznego. Miast, w których prezentuje się wynajętą na chwilę sztukę oraz głównie produkty sztukopodobne jest w Europie sporo - ale miast, w których robi się coś naprawdę , nie tak znowu dużo... Przemieszanie wszystkiego ze wszystkim i to pod przymusem skorzystania z publicznej przestrzeni miejskiej nie jest zbyt oryginalne i rozwojowe. Chyba, że chodzi o to, abyśmy zatęsknili za białą przestrzenią świetnie zorganizowanej galerii ?
W tej sytuacji głupio zapraszać na nasz muzyczny event w Eszewerii (czwartek, godzina 20.30, Jozefa 9) na generatory analogowe, sampler, głosowe techniki Eskimosów i kilka analogowych, "przestarzałych" instrumentów ... sorry, od lipca gramy już wyłącznie w ppm-ie ; publicznej przestrzeni miasta, używając wizualizacji stworzonych ze starych biletów tramwajowych i zasmarkanych chusteczek oraz neonu, sprytnie, bo jednocześnie promującego sztukę i firmę produkującą żarówki energooszczędne : OSRAM BOOM. I to jest prawdziwy "eko art w ppm-ie"!

2 comments:

Anonymous said...

To zabawne. Ale jeszcze w ubiegłym tygodniu w Esze na ścianach była projekcja, która przedstawiała wymięte w różnych konfiguracjach chusteczki do nosa (chyba nie osmarkane ale jednak).

marek styczynski said...

No więc może to była jakaś wizja ale jednak obstawałbym za obsmarkanymi chustkami bo lubie tzw. sztukę krytyczną.... pozdrawiam karpacko i dziękuję za komentsa !!!!