Monday, September 06, 2010

WINDOWFARMS PROJECT


Po trzech dniach pisania po 10-11 godzin, zasiadłem od rana do komputera i około 15-stej poczułem się dość dziwnie. Trochę się przestraszyłem i wyszedłem z domu się przewietrzyć ale wszystko wyglądało jak sceny z Matrixa... Kupowanie pomidorów niespodziewanie stało się dość trudne i jak z surrealistycznego filmu. Czy był to już cyber-odlot czy tylko zmęczenie? Problem w tym, że nie czuję się specjalnie zmęczony i chętnie pisałbym bez przerw nawet następny tydzień. Zbieranie notatek, szukanie zapamiętanych gdzieś myśli i formowanie tekstu jest fantastycznym zajęciem.
A. do dzisiaj biegała po Linzu i donosi, że fest. Ars Electronica był znowu bardzo interesujący! Już wertując program zorientowaliśmy się, że będzie sporo muzyki ale także nowego podejścia do ekologii. Zobaczcie na niby prosty projekt Britty Riley z USA nazwany The Windowfarms Project. Uprawy hydroponiczne w oknie mieszkania to niby nic takiego odkrywczego... ale w tym projekcie bierze udział 14 000 osób i każda robi to nieco inaczej, eksperymentuje z innymi roślinami o czym informuje społeczność "okniarzy"!
Od kilku dni zabawiamy się iPadem i jestem zachwycony. Myślałem, że moja odporność na tego typu nowości jest spora ale w tym wypadku poległem! Już rozumiem to budyniowe gderanie i wyśmiewanie się z jabłkowego cacka. Kiedy się go odpali i zaczyna nas czarować czuje się, że to powiew nowego czasu i że nie będzie to czas, w którym będzie się liczyć żałosne buczenie Śniadków, Guzików i Wielkiego Depozytariusza wartości narodowych. Najbardziej podoba mi się to, że ma tylko jeden i to malutki przycisk oraz to, że przeciągając dwoma paluszkami po ekranie powiększamy według woli każdą fotę i tekst. A pamiętam jak Tomek B., który mieszka od kilku lat w NYC i robi tam ciekawe rzeczy, miał na monitorze swego komputera nalepiona kartkę z napisem: "nie dotykać paluchami!". Ktoś poobserował, pomyślał i napisał plan: dotykać monitor paluchami i tylko monitor! Bajer w postaci przewracania stron palcem, jak w książce "na realu" ale bez stylowego poślinienia jest niby efekciarski ale... ba! To Coś, bo nie jest to laptop ani nic co dotąd znaliśmy, można włożyć do specjalnego pokrowca czy raczej etui. I niestety nawet tego ubranka nie będziemy w stanie "uszyć" jeszcze długo. Bo nie wystarczy tym razem gruby materiał i rzepy... Ej boy!
Na focie A. uchwyciła całkowicie odosobniony, nieoczekiwany, zaskakujący dla mnie samego ale całkowicie spontaniczny moment zauroczenia technologicznego. To zauroczenie kończy się później jak to opisałem na wstępie - ale o tym nie wiedziałem w tej radosnej chwili.

1 comment:

nytuan said...

a iPad w podróży to jeszcze większa przyjemność. malutki, cichutki i po prostu działa, od 3 dni na jednym ładowaniu baterii. w budyniowie chya
ba zupełnie nie zrozumiamo, o co w tym chodzi, ale co ciekawe w Reichu występuję w roli first usera. Fun.