Saturday, February 26, 2011

10 sposobów uważnego korzystania

To jest coś w rodzaju nowego początku. Po kilku latach prowadzenia własnego bloga postanowiłam zagościć u Marka (a on się ucieszył, przynajmniej tak mi się wydawało :-) - a więc będzie to coś w rodzaju naszego wspólnego bloga (skoro Najwięksi Tego i Tamtego Świata Już Piszą Blogi... wypada polączyć siły, żeby skuteczniej walczyć ze złymi mocami).

Na początek coś użytecznego: z magazynu Tricycle, z którego regularnie korzystamy - 10 sposobów uważnego korzystania z mediów społecznościowych ("Ten Mindful Ways to Use Social Media"). Muszę przyznać, że Facebook i Twitter od jakiegoś czasu stały się dla mnie czymś bardzo w praktyce pomocnym. Zwłaszcza kilka wskazowek z tego w pewnym sensie typowego amerykańskiego poradnika (12 sposobów na schudnięcie w weekend, 3 kroki do zostania wielkim człowiekiem, 8 sposobów na ocalenie świata przez planetoidą itp.) stało się moim chlebem powszednim. Na przykład: Know your intentions. Od pewnego momentu zaczęłam się zastanawiać, zanim nacisnę przycisk "podziel się", czy rzeczywiście warto dzielić się frustracją i gniewem? (Ależ oczywiście, że czasem to robię; ale może nie tak odruchowo, jak kiedyś). Z drugiej strony, przekonałam się, że w chwilach totalnego wkurzenia na rzeczywistość i ogromnej frustracji (a przecież są takie chwile), znajomi na fejsie są super: ich dowcipne komentarze i poczucie humoru ratowały mnie nieraz, kiedy działy się rzeczy koszmarne (lato z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu...). Nie musimy wcale na co dzień być przyjaciółmi ani nawet dobrymi znajomymi; wystarcza, że w trudnych chwilach machamy sobie z pewnej odległości, puszczamy oko, dajemy znaki, że ktoś myśli podobnie - albo myśli inaczej, ale potrafimy rozmawiać. To jest jakieś gigantyczne nieporozumienie z tą tezą, że znajomi na portalach społecznosciowych nie są naszymi prawdziwymi przyjaciółmi; ludzie, z którymi spotykam się w pracy albo w tramwaju też najczęściej nimi nie są, ale czy to powód, żeby się nie witać, nie uśmiechać i udawać, że tak naprawdę kontaktujemy się tylko z super sprawdzonymi, od wieków znanymi i najbliższymi sercu? Co tacy nagle wszyscy się stają pryncypialni i wrażliwi na jakość relacji międzyludzkich, w kraju, gdzie ludzie wsiadając do windy nie mówią nikomu "dzień dobry", a kiedy chcą zająć wolne miejsce siedzące, to szarżują jak pod Monte Cassino... Krytyka w tym kraju zawsze przybiera objawy histerii. Facebook nagle stał się "be", "niefajny" i wszyscy są specjalistami od machinacji wielkiego kapitału, bo obejrzeli "The Social Network" Finchera... W kraju, w którym każdy nowy start-up jest kalką czegoś, co już istnieje w necie od dawna, a co obwieszcza się takim tonem, jakby chodziło o dokonanie co najmniej na miarę stworzenia WWW przez Tima Bernersa-Lee. Już się zresztą nad tym zżymalam na fejsie. W każdym razie charakterystyczne jest u nas nieustanne wylewanie dziecka z kąpielą - najpierw peany zachwytu, po pewnym okresie czasu, kiedy osiągnięte zostanie nasycenie, spuszczenie z wodą po całości. Co dotyczy też polityki, ale nie chce mi się tego wątku rozwijać. Dlatego wolę takie prostolinijne amerykańskie podejście: 10 sposobów na uważne korzystanie z mediów spolecznościowych. Czyli po prostu, zastanów się, zanim klikniesz. Weź głęboki oddech. Przeczytaj do końca maila (tak, mnie też się zdarza tylko przebiegać wzrokiem maile pisane "longiem", które mają więcej niż 5 linijek). Bądź aktywna, nie reaktywna (oczywiście trudno lepiej przełożyć "Be active, not reactive"). Myślę, że życie w tym kraju byłoby zdrowsze i lżejsze, gdybyśmy czasem spuścili powietrze z nadętych balonów i oczekiwali czegoś mniej, niż wszechswiatowej rewolucji moralnej, która sprawi, że wszyscy staną się idealistami. Na marginesie: w tym samym numerze Tricycle któryś z autorów cytuje słowa jednego z indyjskich nauczycieli: "idealizm jest aktem przemocy". Daje do myślenia - "próba dorośnięcia do jakiegoś ideału zamiast bycia tam, gdzie jesteśmy, jest formą wewnętrznej przemocy, jeśli sprawia, że dzielisz się na dwie cześci, które są ze sobą w niesustannym konflikcie."
Tyle dzisiaj słowa na sobotę.

2 comments:

bpnpd said...

Moim zdaniem, te przenosiny to nie jest najlepszy pomysł. Zupełnie inny rodzaj przyjemności sprawia mi czytanie Pani tekstów, a inny Pana Styczyńskiego. Chyba, że to tylko taka zmiana nośnika, a każdy dalej będzie pisał po swojemu.
Pozdrawiam
KJ

nytuan said...

oczywiście, ze każde będzie dalej pisało po swojemu! jak mogłoby być inaczej! tyle, że oboje mamy mniej czasu na pisanie bloga, więc jak połączymy siły, to może da się uzyskać lepszą częstotliwość...