Saturday, March 05, 2011

NOWA GWIAZDA i KARPACKIE MURALE


Siedzę i piszę o Starym Sączu... i końca nie widać!? Nawet Losar z ciastkami, filmem, wykładem i fotami z Tybetu Marka K. musiałem odpuścić! Zaczynam się zastanawiać, co ludzie robią, że mają tyle czasu? Więcej zarabiają, lepiej planują, mają mniejsze wymagania? No nie wiem i od kilku tygodni nie mieszczę się w 10 godzinach pracy plus sto tysięcy czynności organizacyjno-przygotowawczych. Nawet do bloga siadałem bez wielkiego entuzjazmu bo to też...pisanie.
Życie wyrobnika ma też czasem błysk radości i kilka takich rozweselających drobiazgów odnotuję. Na przystanku MPK usłyszałem jak dziadek uczy wnuczka piosenki: jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka, konduktorze łaskawy - byle nie do Warszawy! Takiej wersji jeszcze nie znałem, może to jest ta właściwa? Osiedle Europejskie w Krakowie to kilka wielkich budynków, które noszą nazwy europejskich stolic: Paryż, Wiedeń, Barcelona, Londyn... itd. Starsza para spaceruje naszą osiedlową alejką i dzieli się wrażeniami: nie lepiej by było: Kielce, Radom, Białystok! Prawdziwi Polacy boją się Europy? Co im Paryż przeszkadza? Od słuchania Rydzyka ogłupieli czy co? Nie mniej zabawne było bajanie wielkiego polskiego publicysty Bronisława Wildsteina w tivi. Rzucił pan wielki publicysta zdanie o : kontrkulturowym potencjale SLD ! Chyba się czegoś zepsutego najadł?!
Przez to pisanie o mały włos nie umknęło by mi pojawienie się kolejnej nowej gwiazdy budyniowego szołbiznesu. Nie od dzisiaj wiadomo, że to interes rodzinny i nowa gwiazda to niejaki Janusz Staszewski. Pan Janusz S. wyznaje w wywiadzie, że na piosenki otworzył się już w liceum! To zadziwiające! Deklaruje także, że tworzył muzykę dla samego siebie. Aby zadowolić siebie potrzebował muzyków sesyjnych i wtedy: tata zaproponował swoich kolegów, bo to świetni instrumentaliści i ...byli pod ręką! Jak zapewnia dalej : bardzo mi pomogli...
Dalej jest już mniej śmiesznie: Bóg jest dla mnie najważniejszy. Właściwie nie nazwałbym się "wierzącym", ale raczej "wiedzącym". Bo wiem, że Bóg istnieje, jestem tego pewny. Dlatego mogę o Nim mówić innym. Mam nadzieję, że w ten sposób wskażę komuś drogę duchowego rozwoju. No, to jest naprawdę bomba!
W zespole nowej gwiazdy gra na perkusji jego brat... czyżby pomysł na synów i braci nie był już lekko wyeksploatowany? Ale nie ma co się czepiać bo gość zna miarę i obiecuje, że: wystarczy, że trafię ze swoim przekazem choćby do jednego człowieka - a będę szczęśliwy. Pewnie dlatego: koncertując z Kultem, wystąpiliśmy w katowickim Spodku dla sześciu tysięcy osób. (śmiech). Ten - śmiech - w nawiasie dodał przytomnie Paweł Gzyl, recenzent muzyczny. Pamiętam pana Pawła z tego, że znudziły się Mu nasze płyty, było ich zbyt wiele i sprawiały kłopot. Aby ratować człowieka, przestałem mu je podrzucać. A przestałem też dlatego, że schematyczne recenzje i muzyczny widnokres recenzenta, oparty o granice Kielc i Warszawy, także i mnie znudził strasznie. Panie Pawle, a nie nudzi pana takie wciskanie budyniowego kitu? Nie muszę chyba dodawać, że tytuł wywiadu z gwiazdą mimo woli, brzmi: Bóg jest najważniejszy. Od siebie dodam w nawiasie - /śmiech/.
Muszę wracać do pisania więc skończę tematem starosądeckim. Mieszkał tam kiedyś artysta Raczek. Był prawdopodobnie prekursorem street art'u w Karpatach i niezłym happenerem. Wymalował niezłą sztukę w bramie, na ścianach oficyny i kilku innych miejscach. Jak większość sztuki ulicy obrazki balansują na granicy kiczu i mają ten specjalny koloryt i tę perfidną naiwność jaką poraża Nikifor, pani Wnękowa, czasem Hasior. To coś miał też Witkacy. Z jednej strony ten pierwiastek karpacki jest jak dobre udawanie wariactwa albo (jednak) cykliczne uleganie wiatrowi halnemu, ale z drugiej; w czym to jest gorsze od meksykańskich wielkich oczu i jaskrawych kolorów, albo przejmującej tym samym - sztuki Voodoo?
Kiedy w Nowym Sączu zobaczyłem po raz pierwszy mural, który powstał na wielkiej kamienicy w ramach Festiwalu Karpaty Offer, byłem całkowicie załamany. Mimo młodych, wielkich ze świata street artu i całkiem spoko tagów (nie jestem jednak miłośnikiem tagów w starym stylu - przerost formy nad treścią) całość jawi się jak wielka reklama Spółdzielni Samopomoc Chłopska! Nie było cenzury, nie było sprawdzania i miała być tylko sztuka. Od powstania tego dzieła jestem za cenzurą i ograniczeniami, za barierami i kłodami pod nogi... zbyt rozpieszczanych lokalnych mistrzów. Kiedy jednak zobaczyłem te murale pana Raczka (są o wiele bardziej przekonywujące!) to zaczynam myśleć, że jest coś w wodzie lub w izolacji kulturalnej, albo w halnym wiejącym od gór, co sprawia, że ta naiwność i nieprawdopodobne prostactwo (przy całym uznaniu dla zręcznej ręki i oka) zaczyna się jawić jako to, co jest dla sztuki w Karpatach wspólne? Kiedy piszę o zręczności warsztatowej to zawsze przypominam sobie piękne rysunki uśmiechniętej Myszki Miki, jakimi zręczny w rysowaniu i kolorowaniu kolega zapełniał zeszyty w szkole podstawowej. Nigdy nie mogłem mu dorównać. Na szczęście...(śmiech).
Na focie najbardziej graficzny z dzieł podwórkowo-ulicznych pana Raczka w Starym Sączu w fotograficznej relacji Bogdana Kiwaka. Obiecujemy powiesić w sieci więcej tej odlotowej (z halnym...) sztuki karpackiej.

No comments: