Sunday, August 28, 2011

GENESIS of a MUSIC


Temperatura gwałtownie opadła do naszej ulubionej: 16 stopni C i da się czytać i normalnie funkcjonować. Przy porannej, rytualnej kawie czytam Nową muzykę amerykańską - zbiór tekstów na ekscytujące tematy pod redakcją Daniela Cichego (redaktor serii) i Jana Topolskiego (redaktor tomu). Szczególnie dobrze czyta się tekst Kyle Ganna'a pt. Kompozytorzy poza historią. To prosta, ale kompetentnie napisana opowieść o muzykach, którzy czuli fałsz europejskiej muzyki klasycznej i nie bali się szukać innych rozwiązań. Odkrycie tego fałszu skłoniło niejakiego Harrego Partcha do tego by: spalił wszystko co dotąd napisał i postanowił zacząć od nowa.. Konsekwencją tej przemiany było wymyślenie: kilku innych instrumentów. jednym znich był chromelodeon, staromodne organy piszczałkowe, tak nastrojone, by gra półtorej oktawy na 43 dźwiękach klawiatury.../.../gitary wzorowane na starożytnych greckich harfach.../.../... diamentowa marimba.../.../...instrument zwany "cloud-chamber bowls" ...!
Bardzo bliską mi ideą Partcha jest idea korporalności: fizycznej i teatralnej obecności wykonawców i ich instrumentów.
Niezwykłe i czasem dość trudne życie Harrego Partcha tłumaczy obietnica jaką złożył sobie w młodości: nikt nie uzna mnie za wariata. Będę całkowicie wolny. Partch przewrócił do góry nogami napuszoną muzykę akademicką z Europy i był (i jest) inspiracją dla całej rzeszy ambitnych muzyków i badaczy dźwięku. Jego książka pt. Genesis of a Music stała się dziełem prawdziwie wywrotowym. Dla mnie bardzo ważne są dwa zdania - podejścia do pracy z dźwiękiem i muzyką: do natury dźwięku podchodzi się bez uprzednich założeń (Behrman 1998, Sonic Arts Union), oraz: trzeba mieć spostrzeżenia, nie opinie. Każdy ma opinie. Ale spostrzeżenia? (Alvin Lucier, 2001)
Książka jest jedną z kilku wydanych w ramach serii wydawniczej i Linii Muzycznej festiwalu Sacrum Profanum. Oczywiście można by utyskiwać, że bardziej interesujące byłoby przełożenie książek Harrego Partcha, albo np. Talking Music - rozmowy Williama Duckwortha z Johnem Cage, Philipem Glassem, Laurie Anderson, La Monte Youngiem, Stevem Raichem, Pauline Oliveros... i innymi! (Da Capo Press, New York, 1999). Może byłby już czas na coś z pierwszej ręki, a nie opowieści i legendy z drugie i trzeciej ręki - nawet jeżeli są tak miłe?! Ale to może nie pasować, bo w budyniowie zaczyna się też lekko fałszować ten obszar historii muzyki Zachodu. Ludzie z korporacji akademickich nauczyli się stać okrakiem: jedną nogą miło tkwią w ciepłych akademickich piernatach etatów i uczą jak czysto zagrać to czy tamto, a drugą nogę starają się tak wyeksponować aby być uchodzić za ekspertów od muzyki stworzonej z niezgody na tę pierwszy, piernatowy i arogancki obszar. Do tego dochodzą szkoły zawodowe gdzie uczą na muzyka rozrywkowego i jazzowego... I dziwimy się potem, że pojawiają się omnibusy pustosłowia muzycznego: wszystko zagrają! Piszę o pozaakademickich eksperymentach z całą świadomością tego, że wielu kompozytorów nowej muzyki amerykańskiej działało w ośrodkach akademickich... tyle, że te ośrodki były zbudowane całkiem inaczej niż nasze. Np. w Oakland znajduje się Mills College, w którym studiuje się: kompozycję, improwizację, muzykę elektroniczną, zespoły laptopowe, niekonwencjonalne systemy strojenia instrumentów, budowę instrumentów elektroakustycznych, instalacje dźwiękowe, wykonawstwo multimedialne i wiele innych... Wiem, wiem jest u nas kilku profesorów starających się coś zmienić, ale wielu z nich praktykowało w awangardowych i eksperymentalnych zespołach, które stały się ich prawdziwymi szkołami i są dzisiaj jak rodzynki w zakalcowatym cieście.
Cały ten budyniowy wypiek jest zakalcem i tworzy bariery jak w carskiej Rosji. To trochę jak moja rozmowa z Żelazną Damą krakowskiej sztuki współczesnej: nasza fotografia organiczna była zbyt mało nowatorska, ale nowatorska okazała się nagle Jej wystawa fotografii S.I. Witkiewicza na szkolnym poziomie. Nic nowego się nie pojawi, nikt nie namaszczony nie zaistnieje, a artystyczne bitwy rozbijają się o wielkości plakatów i ilość kasy jaką można wydać na promocje. Do tego dochodzi jeszcze ideologizacja wszelkich działań w kulturze... ale Harry Partch działał w okresie wielkiego kryzysu w USA... chyba więc nie będziemy się tak łatwo płoszyć!

Od pażdziernika postaramy się ujawnić wyjątkowy skład naszego projektu - dołączył do nas Tomek Hołuj! Tylko kombatanci pamiętają wczesny skład (trio) Ossiana z udziałem Tomasza, ale ja osobiście nie mogę sobie przypomnieć jakoś innego!? Transowe, perkusyjne granie Tomka było jedyną rzeczą, która mnie w O. naprawdę kręciła. Inne czasy, inne konteksty i jak mawiają Czesi: to se ne vrati! Po wyemigrowaniu Tomka do Szwecji, słuchałem raczej Codony, Oregonu i Micusa z tej przestrzenii muzycznej. No i stało się - kilka miesięcy temu, trochę z marszu (co lubię najbardziej) rozpoczęliśmy pracę nad wspólnym ujawnieniem. Pamiętam jak utyskiwałem, że od lat nie możemy spotkać odpowiedniego perkusisty (Janek K. jest ciągle zajęty z innymi składami), który dałby radę naszym specyficznym potrzebom co rytmów, brzmienia, wyobraźni i twórczej niezależności. Już nie utyskuję. Tabla, gongi, drewno i żelastwo Tomka ... już się cieszę!

Na focie wykonanej pod Krakowem w lipcu 2011 i twórczo spreparowanej przez Tomka Czermińskiego z naszego Teamu, od lewej: Marek Styczyński, Anna Nacher, Tomasz Hołuj. CDN...

1 comment:

POLYFEM said...

liczymy na niezwykla muzyke... i na koncert w Cz-wie :) Pozdrawiam, Tomek