Monday, October 03, 2011

Na żywo!


Nasza Long Wave Installation przerodziła się na kilka dni w Long Journey Installation czyli męczącą, ale kształcącą podróż po kraju. Od biedy można by przyjąć, że to był happening albo kilka eventów, które A. realizuje w tej chwili w Lublinie, a od czwartku w Poznaniu. Do Elbląga ruszyliśmy koleją i oszczędzę wszystkim kwękania na PKP... bo było czysto, smacznie, punktualnie i nie śmierdziało. Punktualność nas słabo cieszyła, bo podróż obliczona wstępnie na ok. 15 godzin, nie skłaniała do triumfalizmu... Dla nas od zawsze liczą się wszelkie ekotony więc w relacji pominę jednorodne stepy Mazowsza i zaczne od Tczewa. Ta malownicza miejscowość powitała nas napisem: Rozrząd z Górki Oraz Odrzut Wzbroniony ! Nawet nie chcę się domyślać co autor miał na myśli... Gdańsk Główny powitał nas podobnie czyli powiewem starego dobrego surrealizmu: na peronie 2 znajduje się sklep (punkt handlowy?!) pt. akcesoria erotyczne! Rozumiem, że pomocne było stoisko z nożami i maczetami na starym Dworcu Centralnym w Wa-wie, bo za plecami Wa-wa Zachodnia, a przed nami Wa-wa Wschodnia i pomoc jakaś się zawsze przydawała, ale co proponuje Gdańsk, że już na peronie ważne jest dobre zaopatrzenie w akcesoria erotyczne?! Nawet zakładając, że niezbędne zakupy robić należy przy wyjeździe...to co tam się wyrabia? Może chodzi jednak bardziej o długi czas w podróży jako element kreatywności, no bo raczej nie wzmacniający libido?! Bardzo sprawnie, ale już z udziałem ZKA (zastępcza komunikacja autobusowa) kolej dowiozła nas do Elbląga na około 11.00 Jeżeli podzielimy te ok. 700 km przez 17 godzin podróży to nasza średnia prędkość wyniesie ok. 40 km na godzinę... to nie jest oszałamiający pęd? Muszę przyznać, że warunki jazdy były całkiem o.k. i widok za oknem potwierdzał tezę o jednej wielkiej budowie jaka rozgrywa się właściwie wszędzie. Nie śnię o szybkości 200 km na godzinę, ale gdyby osiągnąć kiedyś te realne 100...!?

W Elblągu zauważyliśmy drogowskaz: Sucha Beskidzka - 642 km ... i poczuliśmy, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego te wszystkie całkowicie różne kultury/przestrzenie jakie widzieliśmy za oknem wagonu w ostatnich 17 godzinach są zespolone w jeden organizm państwowy? Nasze obserwacje polityczne pokazują, że ten twór zamieszkują całkowicie obcy sobie ludzie, którzy przemawiają w różnych językach i mają zasadniczo różną mentalność, a spojeni są jedynie starym budyniem!
W Galerii EL zastaliśmy totalny remont wokoło i ducha warsztatowego wewnątrz. To nas bardzo ucieszyło, bo tzw. koncert zaczyna się jawić wyłącznie jako akcja szołbiznesowa i trudno nam obronić koncepcje, że to coś jak wystawa dzieł malarstwa lub rzeźby (albo instalacja ...), a i innych broniących tej tezy ubywa z każdym programem tivi, który robi gwiazdy z małoletnich dotkniętych nieuleczalną zarazą chciejstwa natychmiastowego.
Struny zostały więc naciągnięte do długości 20 m! To nasze trzecie doświadczenie przyniosło nam wiele praktycznych obserwacji i kolejną rejestrację. Wieczór był naprawdę interesujący i byłoby naprawdę o.k. gdyby częściej organizowano tego typu przedsięwzięcia. Nie ukrywam, że mocno różniliśmy się w naszych wizjach Bałtyku, ale to chyba ma sens o ile jest miejsce gdzie te wizje mają szansę być zaprezentowane obok siebie. Mam nadzieje, że stare taktyki wykluczania z projektów, festiwali, prezentacji i wydawnictw, których doświadczaliśmy dawniej i doświadczamy stale zaczną być w opinii środowiska tym czym są czyli smrodem egocentryków. A. z Lublina przekazuje, że może jest szansa na zmianę, bo widać, że interesujące projekty wymagają szerokiej współpracy. Mam nadzieje, że jeden z muzyków grających w Galerii EL pytając mnie o techniczne parametry długich strun miał na myśli taką właśnie współpracę? Byłoby miło, bo płacimy za jakieś pipcenie po Wiśle (zobacz poprzedni wpis) znajomym królika, ale jakoś trudno sięgnąć po to co robi się na miejscu? Ale może to sprawa dorośnięcia, bo : nie ma innej drogi niż osobiste doświadczenie! I jeszcze jedno z A. Gaupa (dziennikarza, pisarza i szamana Samów): /.../ nie możemy być tak poważni jak księża. Praktykujemy rytuały, ale jesteśmy równocześnie artystami, gawędziarzami i klownami./.../ Może więcej luzu i mniej tej nadętej powagi i zachłyśnięcia dorwania się do sterownika...to jeden z wielu i czasy najważniejszych dawno się skończyły. Przed wyjazdem z Ełku (a wybraliśmy się też do Fromborka poczuć klimat pracowni Kopernika...) w hotelu gdzie nocowaliśmy zobaczyliśmy plakat: Kazik na żywo - koncert w hotelu po 160 zł od łebka zainteresowanego buntowniczym przekazem...! Wow - jak mawiają górale z Zakopanego! Na żywo ...to i cena musi być! Zaciekawiło mnie tylko czy koncert odbędzie się na żywo w restauracji hotelowej czy w jadalni, tam gdzie wciągaliśmy serek i kawkę? Kryzys w Hiszpanii czy twórczy? Juwenalia w Krakowie dopiero w maju i jest jeszcze kawał czasu...
Zupełnie nie kleją się nasze koncerty z Tomkiem Hołujem - wszystkie propozycje lub odpwowiedzi na nasze propozycje są trudne do zaakceptowania, szczególnie dla kogoś, kto na koncert ma przybyć ze Sztokholmu. Szkoda wielka, bo zaiskrzyło muzycznie świetnie.
Dobre wieści napłynęły ze Słowacji i mogę już ogłosić, że zaplanowaliśmy trzy dni warsztatów opartych o trzy obszary wiedzy i doświadczenia: tradycyjne instrumenty pasterskie Karpat (budowa, sposoby gry, znaczenie w kulturze tradycyjnej itd.), głos i tradycyjne techniki wokalne: karpackie travnice, nytu, joik, kamłanie, głos dla zdrowia i równowagi oraz trzeci obszar - etnobotaniczne aspekty muzyki tradycyjnej i magiczne rośliny Karpat i Bałkanów. Zajęcia poprowadzi Michal Smetanka, Anna Nacher i ja... w Małym Lipniku nad Popradem (okolice Muszyny, ale po słowackiej stronie). Wszystko zaplanowane jest na 18-20 listopada 2011 roku. Chętni mogą się przyłączyć do zakończenia warsztatów w formie roboczych koncertów w Nowym Sączu (kościół ewangelicki, tam gdzie organizowaliśmy dotąd koncerty Naturton, Matouska, mnichów tybetańskich...) - 27 listopada oraz w Preszowie na Uniwersytecie - 28 listopada! Dodatkowa dobra wiadomość to to, że wszystkie zajęcia poprowadzimy bezpłatnie i chętni muszą ponieść jedynie koszty bytowe czyli: dojazdu, wiktu i noclegu, które nie są zbyt wysokie. Postaram się za kilka dni opublikować oficjalne zaproszenie, ale wiem, że najwytrwalsi i tak śledzą nasze blogi więc zawiadamiam już dzisiaj! Zachęcam do kontaktu w sprawach dotyczących warsztatu na adres mailowy: marek.styczynski@gmail.com
Inna bardzo dobra wiadomość to drugie podejście do wydania mojej książki o zapomnianych roślinach magicznych Karpat i Bałkanów... może tym razem się uda się to zrobić?!
Krakowskie pismo kulturalne FRAGILE z naszą bardzo osobistą relacją z lipcowo/sierpniowej wędrowki po tundrze (w drukowanej wersji jest skrót, a w wersji internetowej całość tekstu) jest już w dystrybucji! Wszystkich, których interesuje nieco inne wędrowanie i/albo szamańska tradycja Samów zapraszam - Padjelanta trek - forsowne wyjście z odurzenia we Fragile, którego leadem jest - Odurzenie!
Na focie Primula farinosa, roślina występująca w jednym jedynym miejscu w Polsce, ale tu na stanowisku w górach Bułgarii i to wysoko, bo na ok. 2,5 tys. m n.p.m. Fota mojego kolegi (jeszcze z liceum) Romka G. która podarował do materiałów jakie opracowuję w zawodowym projekcie dot. ochrony tego gatunku.

No comments: