Monday, November 14, 2011

ART of SOUND


W sobotę otwarliśmy drugi dzień X Industrial Fest. we Wrocławiu i jak zwykle na dużych imprezach z wieloma wykonawcami, było trochę nerwowo. Godzinne opóźnienie w próbach, z którym nie mieliśmy nic wspólnego, zaowocowało tym, że zostaliśmy bez próby, a podpinanie sprzętu kończyliśmy pod uważnym i krytycznym okiem publiczności, która stawiła się o czasie. Do nikogo pretensji nie mamy i bawiliśmy się świetnie, ale dzisiaj przeczytaliśmy, że jeden ze słuchaczy poczuł się rozczarowany bo było zbyt mało magicznie... No jasne, to święte prawo odbiorcy mieć oczekiwania, ale troszkę luzu też by się przydało... bo jak jednym zbyt mało magii i dużo noisu to innym odwrotnie... Gdybym był upierdliwy to bym mamrotał, że magii się nie dało wyemitować bo ludzie głośno gadali i ją płoszyli... Ale nie, dalej twierdzę, że było tak jak chcieliśmy i basta. Po serii "przypadkowych" ataków na organizatorów i na nas przed Festiwalem i pewnym konstatacjom jakie poczyniliśmy podczas kupowania płyt (tak, tak my kupujemy płyty! a Wy?) to już sam nie wiem co myśleć o takiej wielkiej wrażliwości na naszym punkcie; karpatomania?! Po koncercie na Cocart Fest. w Toruniu przysrywano A. i starano się zniechęcić do nas... a robił to gość, który wpadł na pomysł, że będzie w Krakowie nagrywał płyty z kopiami naszych pomysłów z okresu Sonic Suicide i Mirrors i dlatego koniecznie musi nam dokopać... To miło, ze nie wszyscy przylatują do Krakowa paradować po pijaku i bez majtek ale mam taki apel: facet! Z takim wokalem to się nie porywaj na A. bo Cię jednym joikiem zmiecie ze sceny, a te ogólno artystyczne mamroty wbiją ci się w mind na amen. Przed jubileuszowym Industrialem pojawiła się wielka dyskusja o neofaszyźmie, jak nie pomogło to wyskoczył jakiś bidula, który szuka zwarcia z nami już jakiś czas z utyskiwaniem, że to my a nie lepsi (czyli, rzecz jasna on z kolegami)... No ja nie wiem, czy to jest dobry sposób na zaistnienie w środowisku? Nie czujemy się wcale pieszczoszkami festiwalowymi i jest kilka takich imprez, na których grają ci doskonali wykonawcy, a boją się grać z nami bo my ich zasłaniamy naszą niekompetencją? A to jest jakiś mecz i sparing chuliganów? Nie pomieszało się coś komuś? Chyba tak bo znam taki festiwal, na którym z polskich wykonawcow występuje stale jeden artysta (jest nim oczywiście organizator), a aby zdusić w zarodku wszelkie zakusy innych zrównał był z ziemią wszystkich innych z Polski na forum międzynarodowym. Znam też gościa, który handluje naszymi płytami od 15 lat, ale podczas udzielania wywiadu o swojej działalności i wydawnictwach dostaje nagle amnezji wybiórczej, która mu mija nagle jak jest szansa wpuścić jakiś budyniowy smród w towarzystwo. Taki to ma być nasz budyniowy art od sound?
Jestem zdecydowanym wrogiem organizowania imprez z założenia eliminujących pewnych wykonawców, na takie imprezy nie powinno się dawać naszej wspólnej kasy i nie powinno się też udawać rozliczać łatwo dotacji z UE na tak pojętą kolesiowską kulturę, a właściwie brak kultury. Dla zakończenia tej kwestii podaję, że na Industrial Fest. zagraliśmy poza ostatnią sobotą tylko jeden raz w 2004 roku... to o jakie oklepanie chodzi? Dwa razy na dziesięć... wystarczy na palcach policzyć.
Na Festiwalu było naprawdę o.k. i publiczność bywa intrygująca, świąteczna i celebrująca. No te stoiska z płytami... na naszym stole leży więc kupka płyt do przesłuchania... a obok druga i trzecia... bo ciężko jest z tym spokojnym słuchaniem przy tak wielu zajęciach i wyjazdach.
Pierwsza kupka to całkowicie rewelacyjne wydawnictwo z muzyką Eugeniusza Rudnika w serii Studio Eksperymentalne Polskiego Radia (5) ... wiem, wiem, że stare, bo ma już (wydawnictwo) rok, ale jak wydane i jaka dokumentacja! Rudnik, urodzony w 1933 roku nagrywał takie rzeczy, że słucham i dziwię się dlaczego tu jest takie budyniowo?! Dlaczego jakieś szczyle z pecetem noszą się tak dumnie i mają tak mało pokory i samowiedzy? Nie potrafią czytać, słuchać czy nie chcą, bo tak się sami podziwiają? Druga kupka to doskonałe płyty wydawane przez wydawnictwo Falami prowadzone przez Marcina Babko... z którym znamy się od wielu lat i jakby z innego wcielenia. To inne wcielenie dotyczy tak samo Marcina jak i mnie... Marcin nie należy do specjalnie pokornych i sprzedanych szołbiznesowi, ale jakoś znalazł siłę aby coś naprawdę robić, a nie tylko krytykować i szlochać w kącie. Płyty Falami są raczej dobrze znane, ale te dodatki do nich, typu okulary, albo jak w wypadku The Blue Nun naszych przyjaciół z BOEN - mydełko? to wprawia mnie w doskonały nastrój. Kochani czytelnicy (a szczególnie Ci co nas tak nie znoszą...) to o to chodzi... to o taką pracę chodzi! To jest art of sound, kultura... mydełko, woda, myjemy rączki (niktórzy także móżdżki!) i dopiero słuchamy. Takie płyty chce się kupować, chce się je mieć obok książek... a nie stosy mp3, starych cdr z piratami i całe to dziadostwo. Jasne, można napisać, że chciałem mydełko nie z takim zapachem, albo dlaczego to nie jest ciasteczko? A właściwie to nie wiem czy nie ciasteczko... bo nie śmiałem rozerwać pięknej naklejki. Więc jak nie mydełko to móżdżków tym nie szorować! Nasza płyta ma numer 0258 i przypomina mi się to inne życie w jakim znałem innego Marcina Babko...w którym ręcznie wpisywaliśmy numery na kasetach wydawnych w naszej serii FLY Music, a Marcin biegał do liceum i po plantach...
Albo inna płyta Falami - Rymszary - Mirka Rzepy! Książeczka jest doskonałym przykładem na coś małego, co nas powala od pierwszego otwarcia i tak łączy się sztuka wydawania książek ze sztuką udostępniania muzyki i sztuki dźwięku. A książeczka - cacko jest schowana w okładce z sukna z ciekawym sitodrukiem. Marcin i ekipy muzyków, plastyków i te świetne osoby, które wieczorami siedzą przy lampce z herbatą i cierpliwie kleją te cudeńka... dziękuje im za mój 258 sklejony i zaopatrzony we wszystko... Najważniejsza jest w tym jednak muzyka... niechętnie recenzuje i tym bardziej mam kłopot, że najchętniej z Falami zrecenzowałbym BOEN... bo mi chyba nie wypada? Rymszary doskonałe, składanka Sealesia jak ze skladankami bywa; nie jest równa, ale trudno przecenić takie wydawnictwa dla budowy sceny i dobrych kontaktów.
Trzecia kupka płyt to dobrze nam znane, ale dotąd nie kupione w oryginale i całkiem zagadkowe, a niektóre także pouczające: Muslimgauze (taka miła płytka remixowa: species of fishes), Tabata Mitsuru (Mankind Spree), Sion Orgon (the zsigmondy experience),KK Null/John Wiese (Mondo Paradoxa)... i dowodowy ...Theme (Valentine /lost/ Forever). Do tego jeszcze pięknie wydany zestaw dwóch CD - Wrocław Industrial Festiwal - 10th Anniversary Compilation wydany przez Bleak Netlabel! Nie mowiąc o winylu Cam Deasa, który po naszym wspólnym koncercie rozszedł się błyskawicznie, bo jest niezwykły.
Bardzo szanujemy publiczność i proponuję zawiedzionemu słuchaczowi z soboty udział w darmowych warsztatach na Słowacji i dwóch koncertach w tydzień po nich - powinno być wystarczająco magicznie! Zapraszam bez złośliwości i ciepło! Zaczynamy w piątek wczesnym popołudniem i kończymy w niedzielę wieczorem! To będzie: 18-19-20 listopada czyli za kilka dni, a koncerty 27 i 28 listopada (Nowy Sącz i Preszów) - udział jest bezpłatny.
Na focie Kasi Gierszewskiej-Widota A. i ja w sobotę podczas produkowania noisu... przypominam zapominalskim, że od płyty Sonic Suicide nagranej w 2004, a wydanej przez VIVO Rec. w 2005 roku realizujemy już nie ethnocore (3 CD) ale ethnoise jak do tej pory też 3 CD. Obydwie płyty będą dostępne jako reedycje w naszej ekonomicznej serii World Flag Records w pięknej designerskiej robocie Tomka Rolnika Czermińskiego i z oryginalnymi fotami Bogdana Kiwaka.

No comments: