Friday, April 21, 2006

usa


Jakby mniej tego budyniu tutaj... a jezeli gdzies jednak jest, to na sto procent organiczny !
moje samopoczucie obrazuje cytat z filmu - jest radosc! Jest tez przestrzen.
W NY czas biegnie energiczniej i jakos dziwnie - wieczor to dla nas ciagle ranek i troche to sprawia klopotow. Doskonala muzyka saczy sie u Janusza z kazdego pokoju i na dodatek takze na tarasie. Plyty i muzyczne konfiguracje takie, ze w Polsce ze zlosci nigdy by sie nie zalapali na medialne salony. Zachodze w glowe, kto wymyslil opinie krazace na temat Ameryki - ze jednorodna, konsumpcyjna i niezdrowa. Fakty sa takie, ze w perle polskiej, gorskiej przyrody (jakiejkolwiek, np. nomen omen : Krynicy) nie napijesz sie wody z kranu, a w srodku Brooklynu tak! Jednorodnosc to chyba jakis sen pijanego imigranta myslacego wciaz o kojacym spokoju swojego - opuszczonego nie wiadomo dlaczego - gniazdka. Jak chcesz jesc swinstwa, popijac swinstwami i potem zapalic papieroska do stakanka wodeczki - to Ameryka nie jest wcale idealnym miejscem dla takich praktyk. Wiec co - chyba ten nawyk pracy, zdrowia, sprawnosci i otwartosci, ciaglego uczenia sie i znajdowania w nowych okolicznosciach. To powazne naruszenie wolnosci - czy raczej gnusnosci?
Tak wiec - tu moze takze nie raj - ale kazdy ma budyn, na jaki zapracuje, a nie tak wielki, ze tylko pozostaje plasnac od czasu do czasu.
Po NY siedzimy w Providence i sluchamy nagran z WFMU, aby wlasciwie ulozyc program i nie powalic calkowicie naszych milych sluchaczy slowianskim szalem /crazy/ co przychodzi nam tak latwo. W Polsce ten szal jest w opinii znawcow i recenzentow z definicji mniejszy od szalu japonskiego, ale tutaj niekoniecznie. Ludzi z Kraju Kwitnacej Wisni jest tak duzo, ze nawet sam /o Jezu ! Warszawa kwiczy!/ rozczochrany Kawabata Makoto nie jest az taka atrakcja. Sorry kochani. By!
A poza tym, kawy dolewaja minimum ze dwa razy /za jedna cene/ i nie trzesa sie tak jak - u nas - a za porownywalna cene. Wiadomo - bogacze....a budyniu nie znaja!

No comments: