Sunday, August 02, 2009

TUNDRA SOUNDWALK


Kiedy pakowaliśmy się na trekking po tundrze, jasne było, że będziemy rejestrować brzmienie otoczenia. Zaczęło się dość tradycyjnie od zarejestrowania (ZOOM - Handy Recorder H2) komunikatów w samolocie do Kiruny. Ale po zobaczeniu gdzie jesteśmy, już w drugim dniu wędrówki Ania zaproponowała podejście kreatywne : skupi się na górskich potokach, rzekach, ciekach i źródłach. Tundra składa się ze skał, niskiej zieleni i wody, a ta ostatnia jest dość specjalną odmianą H2O i jestem przekonany, że ma mocne właściwości energetyzujące (cokolwiek by miało to oznaczać...).
Przekraczaliśmy dziesiątki potoków, rzeczek i rozlewisk. Nad dużymi wisiały mosty na stalowych linach (także bardzo gadatliwe) ale większość przechodzi się ot tak, jak kto potrafi. Wiele głosów ptaków było związanych wprost z rozlewiskami i kamieńcami rzecznymi i zostały zanotowane jako część krajobrazu tundry. Specjalny wyjątek w tym systemie było zarejestrowanie dźwięków samskiego instrumentu fadno. To prosty klarnet wykonywany z łodygi liściowej arcydzięgla z pomocą jedynie noża. Nauczyłem się go przygotowywać w ciągu 2-3 minut ! Nie mogłem nie zagrać na fadno w jego ojczyźnie! Ale to był mały wyjątek... reszta to woda. Uzbierało się tych nagrań naprawdę dużo (blisko 2 GB) i są całkowicie niezwykłe : od fragmentów noise do subtelnych, koronkowo - kroplistych.
Soundwalk jest ciekawym doświadczeniem i ja sam zrealizowałem go klasycznie tj. badając brzmienia własnymi uszami. Ciekawe było porównywanie tego co słyszałem / odczuwałem jako dźwięki otoczenia z tym co Ania zarejestrowała, dokonując wyboru i "zbliżenia" jak podczas fotografowania. I tak jak odkrywamy na fotografiach szczegóły dopiero w domu, to i w tym wypadku okazuje się, że z nagraniem wody "zabrało" się wiele innych interesujących brzmień. Także szybka decyzja, że rejestrować (dokonywać wyboru) będzie jedna osoba daje do myślenia. Nie ma jednej tundry i jednego obrazu (także dźwiękowego) bycia w niej a na soundwalk zabiera nas zazwyczaj jedna osoba, gdyż tylko taka decyzja pozwala na uniknięcie chaosu w relacji. To fascynujące jak w takich momentach czuje się, że sami stwarzamy świat i jak jest on jednocześnie niepowtarzalny.
Nasz stary magnetofon DAT : DA-R100 CASIO, nie ma już sprawnego zasilania w terenie i przeszedł na działania stacjonarne ( a uważam, że nic doskonalszego dotąd nie wymyślono) ale ten testowany ZOOM jest fantastyczny w terenie i dzięki karcie pamięci w praktyce "nie do zdarcia" w sensie pojemności. Zobaczymy jakie wyniki da zastosowanie ZOOM plus MAC ....
Tak więc szykuje się na jesień interesujące wydawnictwo.
Podałem te techniczne parametry aby odpowiedzieć na liczne dociekania wielu zainteresowanych. Część z nich ciągle upatruje w sprzęcie źródeł "sukcesu" ale ja pozostaję old-schoolowy i wiem, że sprzęt to fajna sprawa (dziękujemy Ci Mirku drogi! za całą pomoc i cierpliwość...) ale technika soundwalk'u i tego co nazwałem "creative field recordings"
( w książeczce Queen of Snow - Winter Carpathians Soundtaste, WFR 016/2007 gdzie także zastosowałem uczciwsze niż "soundscapes"- określenie : "soundtaste" ) dobitnie pokazuje, że decydująca jest osoba dokonująca wyboru i kreująca tym samym nagranie. Tak jest przy rejestracji sprzętem ZOOM czy DAT i tak samo było kiedy miałem w kieszeni dyktafon SONY na "zwykłe" kasety... I to jest poważny problem (pomijając, ba!, fundamentalną różnicę pomiędzy zapisem cyfrowym a analogowym...ale to na inną książke...) polegający na nieuchronnie indywidualnym podejściu do "niby" obiektywnie zachodzących zjawisk ale... innego wyjścia nie ma. Fizjologia słyszenia potwierdza, że część tego co odczuwamy jako słyszenie otoczenia jest produkowane przez nasz mózg i subtelne konstrukcje naszego aparatu słuchowego. Każda choroba lub zastosowanie używek tłumi to słyszenie/współbrzmienie i dlatego na ironiczne uwagi na temat mojej abstynencji, typu : "umrzesz zdrowszy", zawsze mam jedną odpowiedź : tego chcę, bo przynajmniej teraz czuję, że żyję i gdzie żyję. To jak z faktem fizjologicznym, że nasz mózg wytwarza substancje typu opiatowego jako naturalny składnik naszego życia i postrzegania a przyjmując opiaty z zewnątrz niszczymy ten mechanizm i dlatego pojawia się głód narkotyczny, którego zdrowi ludzie nie czują... bo mają stałe dostawy. I nie wińcie mnie za ew. próby rozszerzenia zakazu posiadania mózgu przez aktywistów PiS-u na ludzi poza tą partią, bo "ludzkie" opiaty to fakt medyczny i nie jestem jego odkrywcą.
Tak więc zapomnijcie o jakimś rejestrowaniu dźwięków otoczenia jako o obiektywnym przekazywaniu jego kształtu. Do momentu gdzie chodzi jeszcze o brzmienie tramwaju i syreny plus zgiełku ulicy (?) lub Dzwon Zygmunta - dla celów oczarowania popierających (oczywiście!) eksperymenty artystyczne tzw. animatorów kultury/zleceniodawców - to o.k. ale dalej to już naprawdę nie działa.
Miałem z tym właśnie problem, nagrywanie i wykorzystywanie "sampli" stało się zbyt łatwe, zbyt mechaniczne i zbyt "ozdobne" wobec tego co naprawdę zawiera. Dlatego w ramach samoleczenia nie nagrywam już od jakiegoś czasu i staram się powrócić do słuchania i badania granic tego co indywidualne i tego co kompromisowo "wspólne". Moje podejście do tego co słyszy/odczuwa A. jest przepełnione zaufaniem i ciekawością oraz niezmierzonym marginesem na wszelkie "wybryki" ale nie jestem jedynym słuchaczem/odbiorcą i w chwili publikacji wydawnictwa sprawy się komplikują. Już teraz fotografie z tundry można oglądać z przypisaniem do mapy (!) na : picasaweb.google.com/anna.nacher i tak samo opracujemy pliki nagraniowe. Będziecie mogli sprawdzić brzmienie i krajobraz ?!
Dlatego, polecam i zapowiadam raczej "soundtaste" tundry z naszego trekkingu niż "prawdę" o trudnych do ogarnięcia przestrzeniach "beyond the Arctic Circle".

3 comments:

portalworld.pl said...

Świetne zdjęcia, pozdrawiam.

Marek said...

Dziekuje i przepraszam za delay w publikacji komentarza - nawał pracy i wyjazdów!
Pozdrawiam karpacko !

Anonymous said...

czego szukalem, dzieki