W sobotę spotkaliśmy się (także muzycznie) z Vlastislavem Matouskiem. Zawsze podziwiam u Niego ten specjalny rodzaj pracowitości jaki widzę od lat u Czechów i Słowaków. To mieszanka talentu, pracowitości i jakiegoś daru/uporu zapobiegliwości. Te cechy w Polsce zazwyczaj się wykluczają, bo : albo zdolny (...ale leń), albo pracowity (nadrabia bo mało zdolny...) albo bozia nie dała nic i pozostaje zapobiegliwość. Wiele można się nauczyć od ludzi, którzy łączą i doskonalą te cechy/zdolności/umiejętności. Tyle, że w tzw. "u nas" na niewiele się to zdaje. Otoczenie dyktuje rytm pracy i także, niestety, w części także jej poziom. Czasem mam wrażenie, że działamy jak w gęstym budyniu... ale o tym było na starcie tego blogu. Staram się jak mogę (!) aby łagodnie i pogodnie podchodzić do irytujących zjawisk i już mi się udaje ... a tu u pana dr Migalskiego w blogu czytam : " czy mają nasrane do głowy"... a tyle razy się powstrzymywałem siłą aby o to samo tego pana nie zapytać? I po co się kryć ze zdrową, naukową dociekliwością?
Mój ulubiony Onet, kilka dni temu zachwycił mnie koronkową robotą promocyjną! Jakiś przebiegły i jednocześnie subtelny, a może nawet ; mistrzowski członek redakcji tego organu promocji masowej, napisał taką oto zajawkę : " Koncert Kazika sprzedany na pniu...agencja organizująca koncert doniosła, że już brak biletów.... bla, bla ... i dalej : koncert przeniesiono bo gitarzysta Litza musiał pojechać z Arką Noego (chyba popłynąć?) na spotkanie z Benedyktem papieżem... Naprawdę chylę czoła przed elegancją i mimowolną wartością promocyjną (i informacyjną!) tej niewinnej notatki. Onet mi imponuje, nigdy nie promuje tak wprost i nachalnie ale jedynie coś zasugeruje, mimochodem wspomni z kim mamy do czynienia... Kazik, Benedykt, arka... brak biletów, agencja... Gratulacje! Oczywiście piszę to z zazdrości bo Vlastislav nie grywa dla papieża, biletów na nasz koncert wcale nie było, organizatorom do głowy nie przyszło aby promować koncert... Nie da się zarobić, to się nie promuje. I o tym był chyba Kongres Kultury Polskiej w Krakowie. Bo u nas w Bolandzie tylko Kultura musi się finansować, wojsko nie musi, zdrowie nie musi, budowa autostrad nie musi, sądownictwo nie musi... tylko kultura musi? Dawno postuluje likwidację Ministerstwa Kulturalnego Rozdawnictwa Kolegom ale nie dość, że nie idzie w tę stronę, to jeszcze zapowiada się, że rozdawnictwo będzie jeszcze bardziej niesprawiedliwe czyli racjonalne : Ci co dostawali najwięcej dostaną jeszcze więcej... Brawo!
Dla poprawienia sobie nastroju odpaliłem wczoraj dvd pt. I.R.I.K.Film przywiózł mi Willi Grimm z Naturton w sierpniu ale dotąd leżał sobie na stole... To relacja filmowa z warsztatów z dziećmi w stolicy Nepalu - Katmandu. Dzieci z różnych środowisk (także bezdomne) zostały zaproszone do udziału w warsztatach przygotowujących publiczny koncert i nagrania. Znam Katmandu na tyle, że wiele frajdy miałem z rozpoznawania ulic, miejsc, hoteli, podwórek, klasztorów i rzek... o wspaniałych stupach (specyficzne buddyjskie budowle sakralne) nie wspomnę... W filmie pokazano kilka grup warsztatowych : zespół rockowy, grupę didjeridu, grupę sarangi (rodzaj małej wiolonczeli), grupę perkusyjną, grupę wokalną pracującą z mnichami buddyjskimi... Każda z tych grup, przed swoim koncertem, wykonywała umbul-umbul.... Umbul lub umbul-umbul to tradycyjna flaga wykonywana na Bali, najczęściej bardzo radosna, kolorowa, festiwalowa. Ma bardzo charakterystyczny kształt : jest bardzo wydłużonym trójkątem, który kończy się wąskim "ogonem" , na którego końcu przymocowuje się dzwonek albo ozdobę w kształcie liścia lub serca. Dzieciaki zdobiły flagi samodzielnie i postawienie masztu z gotową flagą było rodzajem uświęcenia występu, dobrych życzeń i znaku jedności grupy. Pierwszy raz flagi umbul-umbul widziałem wiele lat temu, podczas naszego koncertu na festiwalu organizowanym przez Naturton w Bernie. Oglądane wczoraj Umbul-umbul bardzo mnie wsparły, mimo tego, że były jedynie zero-jedynkowym kodem dvd. Przypomniałem sobie, że i my stawialiśmy kiedyś naszą własną umbul-umbul z okazji warsztatu Gadająca Łąka, jakieś... 20 lat temu! Jak się tak przyglądam miejscowemu życiu artystycznemu to nachodzi mnie duża ochota na wywieszenie czarno-czarnej umbul-umbul...
W najnowszym numerze pisma Glissando znajdziecie pierwszy odcinek mojego cyklu "wspominkowego" pod zbiorczym tytułem : Swoją drogą. Zaproponowałem taki tytuł bo można go czytać jak : "własną drogą", ale też jak wtrącenie : "a swoją drogą.".. Tym razem pisałem o swoich fascynacjach litewskich - "W cieniu Perkunasa". Następny odcinek będzie o Samach i tundrze.
Z "moim" numerem Glissanda ukazała się całkiem interesująca płyta z utworami litewskich minimalistów. Jest naprawdę o.k. ! A pismo, jak zwykle, bardzo interesujące i dzisiaj było dla mnie jak osobista umbul-umbul...Na mojej focie zobaczyć można dinozaura z plastiku, który "ozdabia" szczyt Jaworzyny Krynickiej w Beskidzie Sądeckim. Czy to nie irytujące, że czym coś głupsze tym bardziej prawdopodobne, że zobaczymy to "u nas"?
2 comments:
Dotarcie na Wasz koncert (z drugiego krańca naszego budyniowego kraju)było nie lada wyczynem. Dowiedziawszy się o nim na tymże blogu i bezskutecznym poszukiwaniu informacji na jego temat w necie, poprosiłam miejscowych przyjaciół o rozejrzenie się na miejscu. Nigdzie w Krakowie nie można było się niczego dowiedzieć. Przyjechałam. Pani dyżurna (czy jak jej tam) w synagodze na godzinę przed też nie umiała powiedzieć co to za koncert i czy są gdzieś dostępne bilety. Dopiero trzeba było natknąć się tam na Was żeby usłyszeć, że "wjazd za friko". Można by rzec, że kto chce to znajdzie. Mnie się udało, ale spotkałam potem wiele osób, które żałowały, że to wydarzenie ich ominęło. Wielka szkoda, że nikomu się nie chciało wysilić w kwestii choćby minimalnej promocji.
Dziękuję i pozdrawiam z Podlasia.
Dotarcie na Wasz koncert (z drugiego krańca naszego budyniowego kraju)było nie lada wyczynem. Dowiedziawszy się o nim na tymże blogu i bezskutecznym poszukiwaniu informacji na jego temat w necie, poprosiłam miejscowych przyjaciół o rozejrzenie się na miejscu. Nigdzie w Krakowie nie można było się niczego dowiedzieć. Przyjechałam. Pani dyżurna (czy jak jej tam) w synagodze na godzinę przed też nie umiała powiedzieć co to za koncert i czy są gdzieś dostępne bilety. Dopiero trzeba było natknąć się tam na Was żeby usłyszeć, że "wjazd za friko". Można by rzec, że kto chce to znajdzie. Mnie się udało, ale spotkałam potem wiele osób, które żałowały, że to wydarzenie ich ominęło. Wielka szkoda, że nikomu się nie chciało wysilić w kwestii choćby minimalnej promocji.
Dziękuję i pozdrawiam z Podlasia.
Post a Comment