Tuesday, June 10, 2008

Na trawie i takie tam...

Miło było prowadzić pokaz świętych roślin Indii pod pięknym bzem czarnym w pełni kwitnienia...To w ramach festiwalu - Joga na trawie - ale wcześniej także było miło czytać i przygotowywać pokaz / warsztaty. To taaaka ulga, kiedy kontaktuje się ze starymi i nowymi tradycjami mądrych ludzi i roślinami...
Przed dwoma godzinami wyszedł od nas po przedłużonym śniadaniu Vlastislav, troche gadania i troche ogrywania -tower - nowego naszego mieszkania, shakuhachi podobnie jak mój kaval dobrze tu brzmi!
A wczoraj zupełnie niesłychana historia!!! Zadzwonił Vlasto, że jest już w krk i chętnie by się spotkał z nami jeszcze tego wieczora. My na to, że zapraszamy na jutro bo mamy sporo zajęć i już do city się nam nie chce jechać. Po godzinie widzę Vlasta, jak forsuje z towarzystwem naszą bramkę na osiedle. Trochę się zdziwiłem, że zna kod i nie doczekawszy się dzwonka domofonu zjechałem windą na dół...tam ani śladu gości! Wyjechałem do góry sposobiąc się do powitania, a tam też nikogo...!? Okazało się, że Vlasto z ekipą przyjechał się zakwaterować w mieszkaniu na parterze w naszej klatce...nie wiedząc, że my mieszkamy kilka pięter wyżej. To spotkanie było niezwykłe... Doszliśmy do wniosku, że lepiej tego nie analizować dogłębnie.
Tak na marginesie, to Vlasto należy do śmietanki świata muzyki i Jego koncert jest niezwykłym przeżyciem, do tego prowadzi katedrę etnomuzykologii na uniwersytecie w Pradze itd. itd. No i dlatego pewnie w tzw. mediach NIC! Brawo! Ale to przecież nie jest tak całkiem niezrozumiałe... U nas panuje taki zwyczaj, że promuje się ofiarnie jedynie z następujących powodów : promowany to ktoś z rodziny lub tzw. biznesowej rodziny zastępczej lub rozszerzonej, 2/ wariant punktu 1, ale rodzina ma charakter polityczny 3/ promowanie promującego czyli : promujący chce dać do zrozumienia, że jest naprawdę dobry w te klocki i trzyma z największymi (gromadne promowanie np. Stinga albo Claptona, albo Jimi Hendrixa i popieranie The Beatles, Mega Death itd. łaknących promocji polskich mediów). Ale na tym koniec bo dzisiaj nie będzie haterstwa, pracuję nad tym ( a trudno mi, wierzcie...!!!).
Aby z tego wybrnąć i nie całkiem zrezygnować ze swobodnej ekspresji przepiszę cytaciki z pewnej książki :
"Idol, spektakularne przedstawienie żywej istoty ludzkiej, ucieleśnia dozwoloną rolę, a więc samą banalność. Jako specjalista w zakresie pozornych przeżyć idol zachęca innych do utożsamienia się z życiem pozornym i płytkim. (...) Funkcja gwiazd polega na nieskrępowanym odgrywaniu rozmaitych stylów życia i sposobów pojmowania rzeczywistości społecznej. (...) Zachowania gwiazdy są jednak w równie znikomym stopniu nieskrępowane, jak i urozmaicone. (...) Sługa spektaklu, którego obsadzono w roli gwiazdy, jest przeciwieństwem jednostki, to jawny wróg własnej indywidualności oraz indywidualności innych ludzi."
Napisał to Guy Debord, sytuacjonista z kilkuosobowej grupki pt. Międzynarodówka Sytuacjonistów, oni to, oprócz wywołania poważnych akcji podczas tzw. paryskiego maja 68, próbowali konkretyzować swój program także m.innymi poprzez uprawianie psychogeografii za pomocą tzw. dryfowania. " Debord i jego przyjaciele niestrudzenie eksplorowali Paryż, kierując się, w trakcie tych wielogodzinnych, a czasem wielodniowych wędrówek jedynie "siłą przyciągania miejsc"(...) starając się odkryc takie formy miejskiej przestrzeni, które budziły nowe pragnienia i sprzyjały ich zaspokajaniu. Wypuszczali się również na teren utopii, opisując fantastyczne miasta " przeznaczone do permanentnego dryfowania"." (to ze wstępu do "Społeczeństwa spektaklu" PIW 2006).