Thursday, April 30, 2009

KONCERT w GDAŃSKU epilog


Zobaczcie : koncert w klubie Plama - we fragmencie....
Dzięki za realizację, czujność i zrobienie czegoś realnie !
Na focie gram na flecie nosowym, który dostałem od Indianki w Los Angeles...
a granie "na nosie" dedykuję wszystkim głodnym duchom, które ostatnio się objawiają...

Monday, April 27, 2009

VESAK !


Kupiłem dzisiaj trochę roślin : lubczyk, dwie sadzonki rozmarynu, piękny okaz oregano i rozsadziłem bazylię! Słoneczko i prace w balkonowych "ogrodach" wpływają na mnie kojąco. Odwiedziłem Muzeum Fotografii, napisałem trochę e-maili i popracowałem nad muzyką do filmu o Tsaatanach ; Ludziach - Reniferach. Popołudniu odpowiedziałem na 11 pytań o Karpaty Magiczne i w trakcie pisania odkryłem kolejny raz, że wszystko jest na właściwym miejscu.
W tym nastroju odebrałem następną porcję fotek z miejsca gdzie żyją Tybetańczycy. Przypomniałem sobie, że zbliża się początek maja i święto Vesak ! To ważne buddyjskie święto (Urodziny Buddy) obchodzi się w dzień majowej pełni księżyca. To już blisko.
Nie mogę się nadziwić jakie nasza muzyka budzi emocje u niektórych ludzi. Jakoś ten nasz koncert na CoCart Fest. powraca i budzi emocje - a przecież sugerowano, że były tam takie sławy, że trudno uwierzyć , że ktoś nas słuchał... A może zbyt wielu nas słuchało i to jest takie irytujące ? I zawsze brak konstruktywnej krytyki i jedynie jakieś dziwaczne opinie wymęczone przy piwie ... Ostatnia (jak na razie) z nich to porównanie nas do gwiazdy o ksywie Enja ... A przecież Enja to ulubienica sceny awangardowo-folkowej, czyż nie? Kochani, co z wami ? Jakiś problem emocjonalny z Enją? Coś z tożsamością ? Nie przypominam sobie aby był obowiązek słuchania naszej muzyki ale widzę, że jest jakiś obowiązek kręcenia nosem na Karpaty. Mało macie bliższych (jak sądzę : światopoglądowo) supergrup do sprzedania i Zachodnich gwiazd do padania na kolana. To padajcie ... i szukajcie rynków zbytu ale trochę popracujcie z emocjami, to pomaga. Więcej pokory. Praca z emocjami nie przychodzi łatwo ale najwidoczniej jest szansa i nadzieja... Sami zobaczcie : ten mnich na fotografii przesiedział 10 lat w więzieniu i ślubował milczenie. Nie mówi... ale jak się śmieje!!!
I my się pośmiejmy trochę, to tylko rock'n'roll !
Ja też mogę pisać recenzje... i dopiero wtedy się pośmiejemy z wszystkiego i wszystkich.
Kupowałem tulipany dla A. i trzymając w ręce doniczkę z lubczykiem zażartowałem : lubczyk powinien wystarczyć ale kupię też na wszelki wypadek tulipany... Pani kwiaciarce aż łzy się zakręciły ze śmiechu ale i zdumienia. Zdumiała się mianowicie tym, że ktoś żartuje ot tak, bo to nie spotykane ostatnio... wszyscy jacyś smutni i poważni. Faktycznie, na ulicy napięcie, w autobusie smutek i złość, w parku irytacja ... na koncertach prześladują Karpaty Magiczne... smutek i zgroza ! No cóż, to nasza specjalność. Gdyby nie było kryzysu to musielibyśmy go sami stworzyć...
Sądząc po plakatach Juwenalia 2009 roku w Krakowie będą pierwszymi od trzydziestu lat bez koncertów Maanam, WooWoo i Kazika.... zastąpią ich Lao Che, Coma i Hey. To pośmiejmy się razem! Wraca nowe...

PANCHEN LAMA



Proste pytania, proste życzenia i tylko Ludowe Chiny udają, że nie wiedzą o co chodzi?!
Foty z demonstracji w Indiach - jeszcze ciepłe.... i niestety aktualne!

Sunday, April 26, 2009

MASA BEZKRYTYCZNA


Piątkowy koncert zakończył się dla nas koło pierwszej w nocy... mimo ograniczeń i weryfikacji programu było co dźwigać. Jakieś miłe rozmowy, jakieś zaproszenia (Kijów?) i kilka wrażeń i pytań na przyszłość... jak zwykle! Bogdan przywiózł jeszcze ciepłe płytki z koncertu w Żylinie, miło było przypomnieć sobie projekt Roba i grania z Pink Baret. Ostatnio coś ruszyło i można już słuchać nas z platformy radia WFMU z Nowego Jorku. A tutaj ... takiej ilości koronek i szydełkowych obrusów jak na Kazimierzu to nigdzie na świecie nie ma ! No i jeszcze pierogi... możemy być dumni.
W sobotę, zaalarmowani relacjami z Meksyku o świńskiej grypie, napisałem sms do Janka, który tam właśnie jest i czeka na ekipę Beltain. Odpowiedź obudziła nas nad ranem : ja jeszcze żyje, czekam na Beltain, miasto jest wielkie.... Pocieszamy się, że jak Janeczek przetrwał pobyt w Kalkucie ( i nie pierwszy raz) to i w mieście Meksyk da radę !
Piękna pogoda wymaga ofiar i wybraliśmy się dzisiaj na rowerki i troche poczytać w Lasku Wolskim. Było naprawdę miło, ciepło i zielono oraz ... sporo ludzi. Było tak bardzo po "krakowsku" tyle, że my nie spieszyliśmy się na rosół z kury z domowym makaronem...
Wracając, mieliśmy znowu chwile grozy przy opuszczaniu ścieżki rowerowej nad Wisłą i próbie przedostania się na kampus UJ. Stojąc na skrzyżowaniu przypomniałem sobie aferę z niewinnym e-mailowym listem Ani, który opublikowała Gazeta Wyborcza... a właściwie z połajankami jakie Ania dostała od...innych rowerzystów ! Chodziło o kawałek ścieżki rowerowej na kampus. Ten kawałek byłby wspaniałym połączeniem kampusu i osiedli Ruczaj i Europejskie (plus kilka innych) z fantastyczną trasą nad Wisłą. Ania dowiedziała się, że takiej ścieżki podobno nie potrzeba i tyle.... ale także : ścieżka rowerowa to nie "ścieżka" ale "droga" rowerowa itp. pouczenia i skakanie na głowę. Gdyby to pisali tzw. samochodziarze, ale nie ; cykliści !? I goście w ten sposób chcą tworzyć lobby na rzecz rowerów? Te "drogi rowerowe" to mi pachną takim "zawodowstwem cyklistycznym". Goście chwilę postali przy biurku w Urzędzie i już są ekspertami. I co z tego, że w Ratuszu nazywają to drogami, wielki mi błąd napisać : ścieżka rowerowa! Nikt nie zrozumie? I ten pęd do sprawowania kontroli i pouczania, jakieś ukryte rozczarowania i nie spełnione marzenia? To pewnie ci cykliści "profesjonalni" wyglądający na ścieżce rowerowej pełnej dziatwy jak skrzyżowanie świętego mikołaja z załogą promu kosmicznego. A te ich "drogi" skończą się obowiązkowymi kaskami, zbrojami rowerowymi, nagolennikami obowiązkowymi i certyfikacjami przynależności do "luźnej grupy" cyklistów pod kierownictwem czujnych leaderów. To spierda....cie mi z tą masą bezkrytyczną i walcie się kaskiem w ramę! Wentyle nadęte...
Nie poszliśmy na wielką galę OFF PLUS CAMERA, bo zrobiło się nam głupio, że nie znamy głównego reżysera, który na nas filuternie spogląda z każdego plakaciku : Nigel Kennedy? Ani młody, ani reżyser... Co też On nakręcił ... hm, mogę napisać ale już dość haterstwa na dzisiaj! OFF jak pieron ! i basta plus, czy coś...
Przy okazji zawirowań : kto ma świętować 5 lat w UE, wykonano badania i wyszło coś bardzo budyniowego : 52 % Polaków uważa, że te lata w UE działały pozytywnie, 24 % uważa, że zmienił0 się na gorsze (! ja tego nie rozumiem i tych ludzi nigdy nie pojmę!), 17% nie dostrzegło żadnych zmian ( ci to jakaś ekipa bez kontaktu z otoczeniem za pomocą zmysłów lub ci co mają tzw. syndrom toruński albo może są zamknięci w chlewiku?). Moimi ulubieńcami jest grupka 7% pozostałych, którzy : "nie mają zdania". To ci tacy ostrożni i przewidujący. Bo coś powiedzą i może w karierze przeszkodzić... Ale jest jeszcze jeden szokujący wynik tego badania : 50% badanych uważa, że wejście do UE nic nie zmieniło w ich życiu! Pewnie dalej wybierają się do NRD -e po pastę do zębów i do Czechosłowacji po tenisówki.... Dla mnie to jest wynik jeszcze bardziej zadziwiający niż Nigel Kennedy (vel "gwiazda pierwszej wielkości") na plakacie OFF Plus Camera... Wychodzi z tego, że z połową społeczeństwa - kraju w którym się urodziłem - nic mnie nie łączy, ujmując to łagodnie. Z tych pozostałych jedynie niewielka część czyta regularnie książki i słucha muzyki, pozostaje jeszcze zorientować się do której grupy należą ci cykliści-aktywiści, pouczający tak chętnie i wycinający nieuprawnionych do wyrażania opinii w ich specjalności. Masy krytycznej z tego nigdy nie będzie.
A prezydenta Lecha Kaczyńskiego to wogóle bym nie zapraszał na galę z okazji członkowstwa Polski w UE aby Go nie zmuszać do fałszywych uśmiechów : był przeciw wstąpieniu! Czyż nie?
A na smutki najlepiej działa różowa gitara elektryczna ! Ania ćwiczy melodię folkową (bo folk to potęga) dla chętnie pouczających cyklistów "oj dana, dana, za kamieni kupe - pocałuj mnie w d.... ! oj dana, dana! maso kochana!

Monday, April 20, 2009

UCHO/OKO - KONCERT w KRAKOWIE


W piątek, koncertem w ramach VI Krakowskiej Dekady Fotografii PEJZAŻ FOTOGRAFICZNY, zakończymy wiosenną trasę - Psychedeliczne implozje Karpat Magicznych.
Ptasiek to miły klub ale zawsze najtrudniej gra się w domu... Tym razem obok muzyki (plusem grania w domu jest własny sprzęt na scenie) pokażemy nasze akcje fotografii organicznej. Jest fajne wydawnictwo z albumikiem fotogramów i muzyką, a Bogdan przywiezie oryginały przechowywane w czarnym worku...
Mimo, że to typowy dla Krakowa koncert "tajny" (czyli informacja rozchodzi się jedynie ograniczonymi kanałami bez "prostackiego" wieszania afiszy itp. działań mogących trafić do tzw. zwykłych ludzi) widać w necie zainteresowanie. Dla mnie nie jest to sytuacja komfortowa ale nie jestem organizatorem i staram się nie interweniować.
Może na przykładzie fotograficznych "działań w ekotonie" uda się w części pokazać jak pracujemy z muzyką, dźwiękami i ich energią ? A ekoton to nie połączenie ekologii i muzycznego tonu ale nazwa strefy przejściowej pomiędzy odmiennymi środowiskami jak np. wodą i lasem lub morzem a strefą wydm. To w ekotonie tworzą się nowe formy gdyż tylko tam zachodzi zmieszanie i twórcze zanieczyszczenia "jednorodnych" środowisk. I miałem nadzieje, że fotograficy zawodowi i teoretycy fotografii żyją takimi problemami .... ale nie, chyba nie wszyscy... I pewnie dlatego wyczuwam zakłopotanie organizatorów wobec naszej muzyki - nie jazz, nie rock, nie - ukochana przez wszystkich chcących uchodzić za kulturalnych - klasyka... To tak, jak z festiwalem fotografii eksperymentalnej w Łodzi ; największy eksperyment to familijne fotki rodzin wielodzietnych ? No ale wypijemy kolejny raz piwo przez nas samych nawarzone!
Przed chwilą nastąpiła awaria zasilania i wysiadło światło na osiedlu.... baterie naszych laptopów pozwoliły na dalsze pisanie przy ... świecach. Ania zauważyła, że to najbardziej paradoksalny widok ostatnich dni : ludzie pracujący na komputerach przy świecach .... a może to trafna metafora naszego Budyniowa ? Bo te wszystkie "małpki", "ipeeny", "buldogi" itp. zabawy - czyż nie są ciemnością / ciemnotą ?
A fota jest otworkowym dziełem Bogdana i będzie okładką do wydawnictwa nt. naszych akcji PHOTO::DRONE, przygotowywanego na czerwcową edycję projektu w Gdańsku.

AFTER PARTY


Koncerty w Warszawie i Gdańsku stały się już historią. W "Powiększeniu" na Nowym Świecie było naprawdę miło i grało się nam bardzo dobrze. Sama Warszawa także pokazała nam nowsze oblicze i kolejny raz mnie pozytywnie zaskoczyła. Aż strach pomyśleć czym to może się skończyć... Miałem też wrażenie, że publiczność nie była przypadkowa i tylko raz jakiś chłopak zapytał mnie : co dziś będzie za koncert ? i na nazwę Karpaty Magiczne zareagował : a co to jest? Po informacji, że jest to coś pomiędzy Blenders a Pectus tylko bez perkusji, odszedł jakiś zgaszony. W ostatniej chwili dotarł Andrzej ze swym starym-nowym samplerem i zagraliśmy we czwórkę! Eric troszkę zmęczony jazdą z Wiednia także był pod wrażeniem i jeszcze nocą gadaliśmy o zmianach jakie dzieją się na naszych oczach. Rano w piątek mieliśmy lekki stres ze względu na wszechobecne warszawskie korki ale taksówkarz wprowadził nas w tajniki zarządzania miastem stołecznym oraz dość dokładnie opisał sylwetkę "szefowej" lub "HGW". Broniliśmy też kilka minut Pałacu KiN i dołożyliśmy Braciom, którzy coś nie są chyba ostatnio tak popularni jak kiedyś? W ostatniej chwili wpadliśmy na Centralny i do TLK : Szczecin przez Gdańsk i Koszalin. W Gdańsku - Wrzeszczu było już jak w domu : czekał na nas Szymon ze swym pakownym autkiem i Plamę osiągnęliśmy po 10 minutach jazdy. W Plamie jak zwykle ; wszystko doskonale zorganizowane, miło i gościnnie. Dojechał Tomek z basem i ochotą do grania. I tym razem w czwórkę (ale z Tomkiem, a bez Andrzeja) zagraliśmy znaczniej swobodniej niż w Warszawie. Swobodniej oznacza u nas jeszcze więcej improwizacji i skupienia na energii bardziej niż estetyce grania. Eric się rozkręcił i zagęściło się na tyle by mieć wrażenie wspólnego komponowania i swobodnego czytania muzyki. To interesujące i mocne doświadczenie innego stanu widzenia, słyszenia i czucia. Po koncercie jak zwykle długie rozmowy i dochodzenie "do siebie" (a może raczej powolne odchodzenie od siebie na rzecz wygodniejszej formy potocznego trwania ?) i nocna herbatka. Trochę marudziłem o braku ciągłości w środowisku (naogół niby) offowym. Ani studenci nie wiedzą co to jest "rave", gwiazdy tv biorą za szczyt marzeń, scenę offowa za poczekalnię do sławy, poetyka niezależności jest im obca i kojarzy się z reklamą tic-taca lub sloganami w rodzaju : wyraź siebie. To ostatnie sprowadza się najczęściej do wydania z siebie pawia po nadużyciu podczas śmiesznego do bólu alternatywnego koncertu i zgłębiania tekstów o urodzinach laski z liceum. To poważniejsze pęknięcie i już kiedyś pisałem jak rozczarowałem się kiedy stwierdziłem, że słowa wolność, miłość i "takie tam" w poezji Moczulskiego nie oznaczały wolności, miłości i "takich tam" ale przejęcie władzy przez księdza dobrodzieja i młodych faszystów.
Sobota była dniem spacerów po Gdańsku i Eric się nie zawiódł ! Dla zwiększenia efektu zabraliśmy go na molo do Sopotu i zaprowadziliśmy go na sam koniec drewnianego pomostu : "next stop - Stockholm" ! Wieczór spędziliśmy z Elwirą przy herbatce i piwie (które nawarzył Tomek !) chłonąc atmosferę miejsca, którego znaczenia nie da się przecenić. I tu znowu problem - nie problem, tych znaczeń, często ukrytych, nawarstwionych i symbolicznych, historii pięknych i strasznych nie da się opisać. Można jedynie cieszyć się, że je znamy i celebrować wspólną herbatkę...
Po raz pierwszy od wielu lat pomyślałem, że warto może naszą metodę pracy jakoś opisać i pokazać wszystkie jej strony !? Bo to przecież nie tak, że wychodzimy i gramy co się da.... W Warszawie przyszła refleksja o tym, że już drugie pokolenie czerpie z naszej pracy pełnymi garściami i robi kariery omijając trudniejsze momenty i głębsze poczucie uczciwości (to nazywamy szołbiznesem : musi być szoł aby był biznes) dodając lekkiego poloru aktualności i wrzawy w mediach. W tym świecie oryginał zawsze przegrywa z imitacją i to się nazywa podobno popostmodernizm (aby tylko nie został sam "popo" ?). Codziennie dziękuję Sarasvati Devi za to, że miałem odwagę zamknąć rozdział pt. Atman, bo dzisiaj wycierałbym kąty po festiwalach zabawiając publikę... a tak jestem "nieprzewidywalny".
A fotka przyszła dzisiaj od Szymona z Plamy, który zapowiada także jakieś fragmenty gdańskiego koncertu na YouTube !
I jeszcze jedno : uroczyście oświadczam, że podróż z Gdańska do Krakowa była całkiem przyzwoita, było czysto, stosunkowo cicho (nowe wagony!), było wegetariańskie jedzenie i naprawdę wygodnie! Do tego jeszcze stosunkowo szybko, bo od 7.20 do 15.15 ! Prawdziwe after-party! I naprawdę : czuję się dobrze i jestem przytomny.

Wednesday, April 15, 2009

WARSZAWA - GDAŃSK


I wszystko zaczyna się znowu od pakowania.... faza wstępna ; koncepcyjna czyli co zabrać a co zostawić. To bolesny proces.... no bo jak tu pozostawić ten czy inny wspaniały instrument w domu. Trafny wybór limituje w dużej mierze program i faza wstępna jest naprawdę ważna! Trochę pomaga też zniechęcenie wywołane rewelacjami tej czy innej gazety ; wygląda na to, że na czym bym nie zagrał to zawsze będzie "bęben" albo "dudy". Co z tymi dudami się niektórzy uparli ? Pasuje na dudziarza czy co? Ale najlepiej działają na mnie niby-recenzje czyli durnoty w stylu : plamy dźwiękowe przykrywają instrumenty etniczne i temu podobne rewelacje. Gdyby się wczytywać w ujawnienia "znawców" to bylibyśmy całkiem dobrzy gdyby nie to, że Ania śpiewa i gra na gitarze bez "plumkania". Ja musiałbym więcej (a nawet zdecydowanie więcej) grać na dudach. Co to za jacyś dziwni ci recenzenci, idą w zaparte a przecież gołym okiem widać, że nic z nas już szołbiznes nie będzie miał. Skoro jesteśmy tacy beznadziejni to co się czepiają, już naprawdę nie ma o kim pisać.... Ale czasem jest perełka, która rozjaśnia mi te straszne połajanki i upomnienia. Ostatnio przeczytaliśmy, że jesteśmy "nieprzewidywalni" ! Wreszcie ktoś zauważył coś istotnego i charakterystycznego dla naszej pracy. Ja biorę to określenie jako komplement i trafna obserwację. Bo te plamy dźwięków i zbędne wokalizy Ani ... to jakaś porażka intelektualna piszącego. Gdzie się takie prawdziwki jeszcze zbunkrowały? W jakimś klubie Dobrej Muzyki (ale pretensjonalni z tą nazwą), czy co?
Jutro skok do Warszawy, zagramy jednak w składzie z Sopatowca i to wielka frajda dla nas... będzie plam, oj będzie! A w piątek w Gdańsku, w "naszej" Plamie, bez Andrzeja ale z Tomkiem.
Tam będzie tych wokaliz i instrumentów z "Górnej Wolty" .... gajd, dud i fujar ! A może nie, może elektroniki i szeptów ? No bo jesteśmy nieprzewidywalni....

Monday, April 13, 2009

ŹRÓDŁA


Jest coś w Karpatach ... nienazwanego, głębokiego, o dużej masie i bezwładzie ale także rozpoznawalnego i witalnego. Czasem znajduje to ujście w muzyce, czasem w instalacjach i obrazach. Aby to coś zobaczyć i w części także zrozumieć, przyglądamy się osobom i ich działaniu. Na początek trzy takie osoby : Andy Warhol (urodzony w USA, ale mocno przesycony karpacką kolorystyką, uporem i poetyką, którą zawdzięcza matce Julii ), Władysław Hasior - wróg IV RP i oryginalny artysta - "karpacki" do bólu ! oraz Nikifor, tzw. prymitywista.... przy którym dyplom ASP należało odwrócić i przeznaczyć na jego malunki.
Bogdanowi udało się przygotować szablony z pierwszym zestawem "karpackich" artystów....

Sunday, April 12, 2009

Ludzie-Renifery


"Tradycja nie jest czymś stałym, odziedziczonym po przodkach. Tradycja jest uczona dzięki praktyce - jest zdobyczą, a nie dziedzictwem" ( Ingold 2000, za : Łukasz Smyrski "Ajdyn znaczy księżyc. Narody południowej Syberii" Wydawnictwo DIG, Warszawa 2008)
Dla mnie ważnym elementem tej konstatacji jest indywidualna ścieżka "uczenia się" i "praktyki" oraz to, że "dziedzictwo" jakie zastajemy to w dużej mierze "kupa dziadostwa". Potrzeba trochę odwagi i niezależności aby to zobaczyć, chociaż nie tak znowu dużo.
Niestety ta odrobina odwagi nie jest w cenie. Kilka dni temu usłyszałem z ust bystrego pana profesora, że jeden z festiwali się ostatnio bardzo rozrósł : bo patronem został koncern telefonii X ! Nie jest ważne co festiwal pokaże, jak jest autorski i ilu ambitnych twórców pozyskał do współpracy ale to, że się wspiera na bogatej firmie. Niezależność to bieda i kłopoty, zależność od koncernu jest sukcesem?! Gdyby żył Grotowski to musiałby brać pieniądze od banku, telefonii, Ministerstwa. Bo jak nie, to byłby tylko niszowym amatorem?
Dlatego warto brać czynny udział w konstruowaniu tradycji i nie oddawać pola mądralom z różnych Bardzo Ważnych Instytucji.
Tsaatanowie to Ludzie-Renifery, a dla innych (aby było im łatwiej zrozumieć) pasterze reniferów z Mongolii. Bardzo ciekawy lud liczony obecnie jedynie w setkach obywateli ! Ekipa z Wrocławia dotarła do ich wiosek i mieszkała tam jakiś czas. Jest wiele wspaniałych fotografii, film, nagrania i doświadczenie, które zmienia ogląd świata. Nie potrzebowaliśmy radia, tv, banerów, telefonii aby się poznać. To co ważne dzieje się poza tymi namiastkami wydarzeń, niszowymi biedakami z koncernów, telewizyjnymi koteriami i radiem powszechnego zadowolenia z byle czego.... I działa... Ludzie-Renifery wiedzą o czymś czego nie wiedzą profesorowie uniwersytetu ?

Saturday, April 11, 2009

PALUCHY PRECZ OD HASIORA !


Taki obrazek ostatnio wykonałem....
Rogi doprawia Hasiorowi Pani Paluch z PiS-u .....Może się opanuje pod wpływem wiosennego słoneczka? Kilka dni temu wnuk Władysława Hasiora został wyświęcony na księdza !

ZABOBONY


Wiosenne święta wzbudzają wiele emocji i zawierają tak dużo elementów tradycji starszych niż Chrześcijaństwo, że aż człowiek otwiera oczy ze zdumienia.... Czytam z zaciekawieniem coś takiego : "... jajeczka, sztuczne kurczaczki, zajączki czy kaczuszki z napisem "made in China" wdzierają się do wielkanocnych koszyczków i zmieniają święta. To zabobon - wówi ks. bp Senior Alojzy Orszulik" (za Rzeczpospolitą) ..... ! To coś się chyba zmieniło ? Już pisanka - jajeczko nie jest symbolem Chrystusa ? To zabobon? Rozumiem, że jajeczka które były elementem rytuałów szamańskich w Nepalu....i w Karpatach Wschodnich to zabobon ale w polskim koszyczku wielkanocnym? Czy chodzi o to, że jak jajeczko z "naszej" kurki to o.k. a jak "made in China" to zabobon? Jakoś nie łapie tego? Ale może to winne jest słoneczko i ciepełko? Winne mojej niedyspozycji intelektualnej oczywiście.
Wczoraj sprowadziliśmy mapę Laponii czyli starych ziem Samów. Interesuje nas obszar pomiędzy północną granicą Szwecji, terytorium Norwegii i paskiem Finlandii. To około 200 km za Jokkmokk w kierunku północnym czyli daleko za kręgiem polarnym. Interesujący obszar, pełny gór, jezior, lasów i tundry ..... no i Samów ze stadami reniferów. To nas niezwykle pociąga od kilku lat i jak zwykle wiele spraw pojawia się jakby samoczynnie. Jedna z tych "pojawiających" się spraw to wrocławski projekt dotyczący Tsaatanów, pasterzy reniferów .... z Mongolii. Ale o tym w innym czasie, sprawa jest rozwojowa i ekstremalnie interesująca!!!
Na focie nad wpisem widzimy : głaz, drzewo (dąb), źródło wody oraz zioła i suszone kwiaty (w formie tzw. palm) tworzące miejsce kultu... ale to nie jest neopogański zakątek ! Nie ! To jest ludowa forma Katolicyzmu praktykowana na plantach w Nowym Sączu.

Sunday, April 05, 2009

KARPATY MAGICZNE W WARSZAWIE !


Wczoraj zakończyliśmy sezon narciarski (chyba...?!) po słowackiej stronie Tatr. No, może jeszcze jakiś wypad w wyższe partie Tatr ale raczej już tourowy. Słońce było tak obezwładniające, a mieszanka tlenu i uwalnianych z drzew fitoncydów - tak mocna, że nogi plątały mi się nieco bardziej niż zawsze. Skutkowało to klasyczną "czapeczką" czyli mocnym walnięciem o glebę z pozostawieniem czapeczki kilka metrów od miejsca gdzie się znalazłem, już bez nart! Właściwie to najpierw leżała jedna narta, potem druga, następnie czapeczka i za około 2 m okulary.... W czasie takiego upadku wszystko dla mnie nagle zwalnia, ciało poddaje się szalonym siłom i pada na śnieg, oglądam to spokojnie i z umiarkowanym zainteresowaniem. Zero strachu, zero szarpania się, zero stresu... A jak zeznawała Ania ; wyglądało to groźnie! Po usunięciu kilkunastu kilogramów śniegu, który napchał mi się pod softszel, nawet nie poczułem małego stłuczenia... A wiadomo, że ot tak ; "pstryk" i to samo może skończyć się inaczej... Pozdrawiam Andrzeja, który miał właśnie taki sam upadek ale niestety doszedł do niego ten "pstryk" i narazie chodzi o kulach. Tak więc wiosenne narciarstwo w wielu momentach jest różne od zimowego i mnie osobiście sprawia więcej kłopotu. Ale góry w mieniącym się biało-srebrnym śniegu na tle błękitnego nieba (landszaft totalny! szkoda nawet fotografować) to widok, który każdego może zdekoncentrować.
I w takim oto stanie umysłu zbliża się kwietniowy etap naszych wiosennych koncertów : Warszawa, Gdańsk i Kraków. Swoją drogą to wiosenne odurzenie tlenem, fitoncydami i słońcem powinno być zabronione i ścigane jako tzw. dopalacze ! Aż dziw bierze, że nie wpisano tej euforii na listę nielegalnych środków w kategorii - naturalne, nazwa handlowa : "wiosna"!
Na Warszawę cieszymy się specjalnie bo nie graliśmy tam od koncertu i akcji photo::drone w CSW Zamek Ujazdowski.... gdzie było legendarnie mało publiczności! A szkoda, bo tam właśnie Ania po raz pierwszy zagrała Queen of Snow.
Koncert w Powiększeniu na Nowym Świecie 27 (czwartek, 16.04) może także być bogaty w nowe momenty. Zagramy go z Ericem Arnem. Mimo tego, że początek naszej znajomości muzycznej datujemy na 2001 rok, to po zeszłorocznej sesji na Sopatowcu jest to już nieco inne granie. Bardzo mnie intryguje muzyczna wizyta w Warszawie pod hasłem : "psychedeliczna implozja w Powiększeniu".
W Warszawie graliśmy wiele razy i koncerty w kolejnych lokalach "Jazzgotu" należały do całkiem udanych. Dlatego też opracowaliśmy nagrania z jednego z tych koncertów w formie płyty WFR pt. "Koncert w Warszawie". To jest nagranie z kilku powodów bardzo interesujące. Po pierwsze w składzie był Wojtek Czern grający na syntezatorze Moog, po drugie ; świetna atmosfera w Jazzgocie Dramatycznym zadziałała na Anię w inspirujący do slamu sposób ! - te partie o makaronie ze zmiętej torebki... oj boj ! - a po trzecie : w nagraniu słychać aprobujący nasze poczynania śmiech Redaktora Rafała Księżyka... Warszawa da się lubić...
Po Warszawie zagramy w Gdańsku, u zaprzyjaźnionej od wieków ekipy i w świetnej sali klubu Plama i mam nadzieje, że będzie przynajmniej tak dobrze jak ostatnim razem! Tam dołączy do nas Tomek R. (z basem Kramera) i na chwilę powróci nasza pierwsza sesja z Ericem i Vanessą, jaką zagraliśmy w ich domu w Austin, TX, USA... w 2001 roku! Zabraknie jedynie Janka K., który był z nami na naszej pierwszej trasie w USA. A Janek właśnie wrócił z Indii i pięknie remontuje mi mój zestaw tabli... bo postanowiłem sobie trochę przypomnieć grę na nich. Z Jankiem pewnie zagramy w sierpniu na festiwalu Karpaty Offer... chyba, że się w Meksyku zagubi...ale o to nie miałbym do Niego żalu.
Jak to dobrze, że mój upór wydał owoc w postaci płytki z fragmentami grania ( Austin Jam, WFR) w Teksasie. Jest do czego wracać przy dobrej herbatce...
Najmniej klarowna sytuacja jest (wiadomo, tzw. wiosna tutaj wcześniej przychodzi...) w Krakowie. Mamy grać 24 kwietnia w klubie Ptasiek na Kazimierzu (ul. Dajwór 3, bartosz@ptasiek.eu) ale... wczoraj wyczytaliśmy w Aktiviście, że gramy w RE (a to jest tak mało prawdopodobne...) - na dudach (!) i wielu innych etnicznych instrumentach. Skąd to chłopcy i dziewczynki z Aktivista wzięli ...to już ich słodka tajemnica. Może jest tak, że jak już piszą to tylko o RE, a nas należy trzymać w folkowym getcie z dudami, aby nie przyszło nam do głowy aspirowanie do innych szufladek ? Ale i tak dziękujemy młodym aktywistom za zauważenie nas w powodzi objawień scen rozmaitych : Pectus, Feel, oraz ......tym razem nie wymienię innych moich ulubionych offowców !
W każdym razie w RE : NIE!
Ptasiek Cafe całkiem prawdopodobna i to z prezentacjami fotografii organicznej, może nawet z pokazem samego Bogdana Kiwaka w naturze, bo to w ramach Dekady Fotografii.
Więc jeszcze palmy jakoś przeżyjemy i do roboty...