Friday, October 30, 2009

DZIKIE ŻYCIE


Ile roboty jest z jednym koncertowym wyjazdem do Rumunii, to nikt by nie uwierzył! A może ja podchodzę zbyt poważnie do takich projektów? Szkoda mi tylu godzin w samochodzie aby jedynie rozłożyć ogon jak paw, oczarować publiczność i wrócić. Może to świadomość skutków podejmowanych decyzji, upływu czasu, możliwych scenariuszy, z których wiele już praktykowałem na własnej skórze? A z drugiej strony ; nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Cieszę się na widok miejsca połączenia się dwóch intrygujących rzek : Bodrogu i Cisy w Tokaju na Węgrzech, potem region Maramuresz w Rumunii (i kilka atrakcji!), no i Transylvania z Cluj-Napoca i nasz cel - Uniwersytet Sztuki i Wzornictwa (Universitatea de Arte si Design) gdzie zaprezentujemy kilka naszych projektów, Festiwal Karpaty Offer i muzykę w ramach koncertu wieczornego. Mamy też zamiar założyć nową uprawę fotografii organicznej, po dwóch w Nowym Sączu i jednej na Słowacji (Żylina), uprawa w Rumunii będzie odmienna?! Do wyprawy i wspólnego grania zaprosiłem krakowski zespół Południca i zobaczymy co z tego wyniknie? Zapowiada się bardzo dobrze!
Niestety, nie będziemy mieli czasu aby wjechać w Karpaty Południowe ale Wschodnie plus Góry Zachodniorumuńskie zobaczymy pięknie. Mam nadzieje, że uda się nawiązać jakieś ważne znajomości i zrealizujemy w sierpniu 2010 drugą część Monografii instrumentów karpackich - tym razem z Karpat Wschodnich i Południowych w Rumunii.
Pomiędzy pracą zawodową : eko i zawodową : music, ostatnio muszę sie szkolić w prawie państwowym, etyce, współpracy międzynarodowej, konstytucjach itp. fascynujących sprawach... i jak dotąd, wszyscy wykładowcy (z tytułami doktorskimi a minimum mgr) wypowiadają się o pracy w ochronie środowiska i przyrody per : "motylki, żabki" albo z przekąsem, że oto ludzki los nam jest obojętny bo bagna Rozpudy nam bliższe. Nie robią tego jakoś tak ostro ale dają znać co myślą o tak niepoważnych zajęciach ... no bo JA prawnik, JA socjolog, JA konstytucjonalista ... I tak sobie myśle czy w Budyniowie zatykają dzieciom kore mózgową starym budyniem, czy studenci na monitorach, tablicach i w notatnikach widzą jedynie piękne stosy banknotów o dużych nominałach? To może przeprowadzimy wygodną drogę przez Wawel ? Nie, nie, oczywiście, że nie przez zabytkowe i cenne budowle ale gdyby rozebrać stare i szpecące całość koszary armii austriackiej to do katedry byłoby jeszcze kilka metrów luzu? Byłby to zdrowy kompromis pomiędzy potrzebami miasta i turystów a marzeniami konserwatorów zabytków o gzymsikach, starych drzwiach i rozlatującej się cegle... Oj ci architekci, konserwatorzy, historycy - tacy jacyś oderwani od życia, protestuja tylko i protestują. Koszar na Wawelu nie oddadzą bo tam sobie uwili przepiękne mieszkanka! A już poważnie : czy to tak trudno sobie wyobrazić, że są obszary, miejsca i istoty, które mają wartość ( także wartość dla wielu ludzi ) nie mniejszą niż katedry, stare kamienice i rozlatujące się kaplice? Czy to da się wiarygodnie rozdzielić ? to może Wawel bez wzgórza i bez Wisły ? Stałby sobie na platformie pod którą można by śmigać wygodnie do Nowej Huty, coś jak Tatry z tunelami na słowacką stronę?! Zniknięcie tzw. "motylków" i "żabek" w porównaniu ze zniknięciem prawników jest bezspornie bardziej znaczące, chociażby od strony estetycznej... no i motylki nie robią tylu szkód i zamieszania.
Ta arogancja pseudo humanistów wobec przyrodników jest więcej niż irytująca i zakrawa dzisiaj na jakieś niedouczenie i czepianie się końca ogona zachodniej kultury.
Szkoda, że tych specjalistów nie szkoli się tak jak nas - chętnie poprowadzę kurs dla prawników i socjologów na temat tego, że nie odeszli znowu tak daleko od żabek, drzewek i motylków aby nie było szans na powrót, powrót w swoim własnym i dobrze pojętym interesie.
Na focie Cezarego Kowalskiego, użyczonej przez pismo Dzikie Życie, kawałek sobotniego koncertu w Bielsku-Białej.

Tuesday, October 27, 2009

JOB KARMA


Czas biegnie tak szybko, że po "evencie krakowskim" w Muzeum -manggha - przetoczyło się już kilka bardzo mocnych wydarzeń, a pośród nich granie w Bielsku-Białej. Przyszedł też spory i ciekawy komentarz do wpisu : "post manggha", który jest dowodem na to, że czasem udaje się uciec od schematu kultury alternatywnej jako marginesu bogatego i kwitnącego budyniem rodzimego szołbiznesu. Uważam, że jest dokładnie odwrotnie i te wszystkie "tuzy" i pieszczoszki mediów mają dość słabe wyniki w stosunku do nadętej reklamy. Niestety, co chwile ktoś zaczyna majstrować przy scenie niezależnej : a to w tv kultura bajają o potrzebie weryfikacji artystów i robią to ludzie, którzy wydali w całym swoim długim życiu trzy płyty, byli na trasie w NRD i chcą się zabalsamować za naszą kasę na pozycji spiżowych jazzmanów. Plastycy nam wmawiają, że musimy znosić bez szemrania gluty profesorów od pomników zaangażowanych, tworzonych i opłacanych według najgorszych socjalistycznych wzorów, a ostatnio warszawska ekipa ultrasłusznych niby-lewicowych ale prawdziwych artystów w dziedzinie wytwarzania "tryndów" (do pilnego opchnięcia) wymyśliła gwarantowaną pensję dla wskazanych przez siebie artystów. Wszystkie te pomysły oscylują wobec wzoru lewackiego celebryty - rentiera, czułego na krzywdy jako ten Bono ... co jest bez wątpienia bardzo miłym stanem, ale w 2009 roku już mocno groteskowym i irytująco nieszczerym.
W sobotę zagraliśmy koncert w towarzystwie Job Karmy i muszę naszym przyjaciołom raz jeszcze podziękować. Tak energetycznego i pozbawionego obłudy grania dawno nie słyszałem na żywo ! Kraków pozdrawia Wrocław! Warto też spotkać się gdzieś na trasie z ludźmi, którzy uparcie, systematycznie i na poziomie budują świetne sytuacje i doskonałą sztukę. Robią to nie wchodząc w reklamę rajstop, układy ojca, nie dostają telewizyjnych programów o fotografowaniu lub religijnych agitek dla zagubionych.
Mgły i deszcz nie nastrajają jakoś specjalnie entuzjastycznie ale to dobry czas na kończenie tekstów, wydawnictw, podsumowywanie i zajęcie się informacją o tych wszystkich pięknych rzeczach jakie mogą nadejść. Pewnie nie będzie czasu na zwolnienie jeszcze przez kilka tygodni, ale może w grudniu? Zima pojawi się dla mnie od stycznia, czas późnej jesieni warto poczuć i warto z niego skorzystać, nawet za cenę kataru. Dużo radości daje obserwowanie "naszych" sikorek uwijających się od rana przy karmniku - są takie ruchliwe, wesołe i zadziorne! Nawet taki kontakt z Naturą ; przez szybę ... daje ulgę po tych wszystkich egocentrykach i głodnych duchach ukazujących sie w tv.
Czasem trafia się tam jednak coś inspirującego lub śmiesznego ; na zakończenie podam tego przykłady! Inspirujące obrazy to oczywiście najlepsza telewizja świata czyli BBC w serialu o religiach świata pokazała nam : jako ilustrację do hasła Buddyzm Tybetański - Jomosom i klasztory po których śmigaliśmy z A. 10 lat temu! a jako ilustrację do tematu Szamanizm Samów pokazano nam słuchanie strumienia i po lipcowych nagraniach wszystkich strumieni podczas trekkingu w tundrze poczuliśmy, że to chyba jakieś przesłanie?! A śmiesznostki to takie moje niewinne "przesłyszenie" kiedy Premier zapowiadał "delegalizację" "jednorękich bandytów" usłyszałem, że chodzi o delegalizację krótkorękich bandytów... i bardzo się ucieszyłem !
Fota to typowo jesienny, nostalgiczny obrazek z innego życia, innego wcielenia i świata, którego już nie ma. I pozostaje tylko niezmiennie tak wiele karmicznej pracy do przerobienia.

Monday, October 19, 2009

AFTER MANGGHA


Janek i Anita polecieli do Indonezji, Marcin D. /Emiter/ pojechał do Gdańska, Risa Takita poleciała do Londynu, The Autumnist jeszcze pewnie przed Bratysławą, Andrzej W. miał dzisiaj od 8 rano zajęcia, Ula dochodzi do siebie po małym zatruciu, ElektroMoon odpoczywa po niespodziewanym wezwaniu na pomoc Słowakom, A. odchorowuje wyjazd do Cieszyna, Divadlo Lisen pewnie już rozpakowuje się w Brnie... na - jeszcze wczoraj wieczorem - "naszej" scenie w -manggha- już inna impreza. Bogdan czujnie już przy sterach i fota jeszcze ciepła : wózek A. Warhola, 2/3 Site Specific Action, A. i widz (jeden ale było ich więcej). Mam nadzieje, że fotek będzie też więcej i zaraz wieszamy je na stronie Festiwalu. Mój ryzkowny scenariusz i dobór artystów wypalił a właściwie nie powinien... świetna publiczność przyszła - a gdyby miejscowe media miały na to jakiś istotny wpływ, to nie powinna była trafić...

Sunday, October 18, 2009

WHALEGRAPHS


Ostatnio dużo w naszym domu idei i ujawnień z obszarów na styku biologii, muzyki, technologii i filozofii postrzegania świata. To jest coś co nadchodzi wielka falą (dla wielu, jak my nadeszło już wiele lat temu...) i zastąpi sztukę krytyczną i obecnie panujące mody pośród bystrych kuratorów. Oczywiście my w dalszym ciągu będziemy gdzieś z boku ale w TV Kultura Bardzo Mądrzy Panowie i Panie będą odkrywali BIO sztukę na nowo. Kiedy kończyłem tekst o znaczeniu instrumentów muzycznych, pojawiła się myśl, że dźwięki nie są własnością muzykologów i akademickich muzyków gdyż ich kompetencje nie są ani jedyne ani wystarczające do badania fenomenu dźwięku. Ekipa ta zawłaszcza cały świat dźwięków jakby znała się na wszystkim i przez wyuczenie się gamy nabyła praw do oceniania : muzyka prymitywna, muzyka współczesna, muzyka elektroniczna, muzyka pozaeuropejska (!)... A ocenia według stwarzanych przez siebie kryteriów i oczywiście nikt nie zauważa arogancji i megalomanii w tym działaniu. A jak zauważa to się go "oddeleguje do sekcji gimnastycznej"...
Mark Fisher eksploruje subtelne i pełne złożonych znaczeń brzmienia głosów i sygnałów emitowanych przez wieloryby i delfiny. Nagrywa je na czułym sprzęcie i opracowuje za pomocą własnego systemu o nazwie : AGUASONIC process. Mark Fisher mieszka i działa w pięknym świecie : Bay Area - San Francisco, CA... Tam nie brakuje morskich stworzeń, wiatru wymiatającego z mózgów pleśń ale wyraźnie odczuwa się brak TV Kultura i wszyscy się bezwładnie obijają o różne problemy nie wiedząc jaka droga jest słuszna? W takim ubogim w drogowskazy świecie (nie ma tam też Ministerstwa Kultury !) Mark wymyślił coś, co nazwał : "whalegraphs". W uproszczeniu są to graficzne przedstawienia głosów ssaków morskich. Te interesujące, bardzo kolorowe i intrygujące w formie (komputerowe przedstawienia dźwięków) grafiki mogą być pokazywane w różny sposób. Pokaz "wielorybich grafik" odbywał się kilka lat temu w Berlinie. Działalność Marka Fishera bywała łączona z akcjami na rzecz ochrony środowiska morskiego od skażenia hałasem, pod przewodnim, prostym hasłem " " Whale song or Noise Attack" ?
No i zastanówmy się gdzie tu niezbędna jest akademia muzyczna lub tzw. sztuk pięknych. Dawno powinny stać się szkołami przyzakładowymi dla fiharmonii i zaplecza tv i nazywać się : przyzakładowa szkoła muzyki rozrywkowej i poważnie rozrywkowej oraz : przyzakładowa szkoła estetycznego zaspokajania sponsorów sztukami plastycznymi.
Na mojej fotce dzieło sztuki o funkcjach użytkowych : koło wodne z przystawką do straszenia dzików i jeleni ! BIO art jak się patrzy i jeszcze ratuje ziemniaki ; już widzę te uczone dyskusje o kilku twórcach tej "nowej" sztuki, tuż przed przyznaniem paszportu polityki kulturalnej. Soniczno/artystyczna rzeźba o walorach użytkowych znajduje się w okolicach Muszyny.

Friday, October 16, 2009

GHARANA


"Gharana" to w Indiach "szkoła", w sensie grupy celebrującej, rozwijającej , a czasem modyfikującej jakiś styl muzyczny lub podejście do praktykowania muzyki. Gharana się pojawia lub nie i nie można jej sztucznie stworzyć. Mimo pozornego osamotnienia czujemy się częścią pewnej tradycji i dlatego "gharana" to także tytuł naszej nowej płyty, która powstała w wyniku kolektywnej improwizacji. Płyta zawiera pierwszą, koncertową porcję muzyki z sesji nagraniowej w Sopatowcu, która odbyła się rok temu. Umieściliśmy 4 fragmenty utworów z tej płyty do posłuchania na naszej stronie. Nie mają tam tytułów a tylko numeracje od 1 do 4. Płyta będzie dostępna wyjątkowo ! w najbliższą niedziele w -manggha- w Krakowie i podczas koncertu w Bielsku-Białej, w następną sobote. To co zostanie, Bogdan wyśle chętnym ale potem poczekamy na wydanie tego materiału w Anglii.
Za oknem pojawiają się ciągle nowe klucze i stada odlatujących ptaków - lecą na południowy-zachód i opuszczają nad naszym osiedlem pradolinę Wisły... za to sikory nigdzie nie odlatują i od samego rana podjadają specjały z karmnika. Taki czas każe przypomnieć sobie o pismach, gazetach i odkładanych lekturach. No i dzisiaj mam obok laptopa stosik ... więc może przegląd prasy? A z prasą jak z resztą kultury : co ciekawsze rzeczy pojawiają się lokalnie i strażnicy masmediów udają, że ich nie widzą. I niech tak zostanie! Dzisiaj dostałem autorski Fragile, wydawany w Krakowie na dobrym poziomie i bez fanfar... Całkiem interesujący temat numeru : uwodzenie - początkowo mnie zaskoczył ale po chwili udało mi się zabrać głos w tej kluczowej dla kultury kwestii. Bo uwodzenie jest metodą dość powszechną w organizowaniu tzw. życia kulturalnego. Krakowskie Biuro Festiwalowe uwodzi frontalnie jak agent Tomasz : białe zęby, drogi samochód i generalnie zapach kasy... i któż się może oprzeć ? Ale można uwodzić też na pozorny chłód i obojętność jak środowiska muzyki elektronicznej. Wszystkie style są w użyciu ale jeden nie przystoi : tak normalnie i ciepło, po ludzku ; bo wszyscy potrzebujemy tego samego... I dlatego cieszę się bardzo, że są takie ludzkie pisma jak Fragile, które nie są stworzone aby obalać rząd lub nakręcać koniunkturę ale na taki dzień jak dzisiaj. Pod Fragile (bo wiadomo...) leży uparte pismo ekologów Dzikie Życie z wywiadami (nr 10/184 2009) z okazji XX lecia Pracowni na rzecz Wszystkich Istot czyli radykalnej ekologii w akcji. Ile się mędrków śmiało z nas na początku, ilu napluło na nas, ile razy byliśmy sektą ... a wszystko po to aby wylansować kilku ekologów gazetowych i zmusić księży aby odkurzyli św. Franciszka i święcili karpie ... teraz ja mam kupę śmiechu! Moje drogi z Pracownią rozeszły się dawno temu, uznałem, że więcej zrobię jako zawodowy specjalista od obrony przyrody przed pazernymi istotami. No i też można podumać : czy nie bardziej "kulturalne" jest to uparte pismo z wieloma potknięciami ale i mocnymi stronami niż wielkonakładowe gazety /niby/ "rozdające karty"? Niech sobie rozdają...
A jak ma się to pisanie na blogu o "prawdziwych" bo papierowe, pismach dla prawdziwych ludzi ? To ciekawe, odpowiednikiem blogu jest stały cykl felietonów w gazecie ale różnica polega na tym, że felietony są zawsze w jakiejś konkretnej gazecie a blogi są autorskie i indywidualne. Już nie chcę być felietonistą jakiegoś pisma i udawać jednomyślność z wydawcą, mogę coś opublikować aby poczuć nostalgię wraz z zapachem farby drukarskiej ale mój blog jest jedyną akceptowalną redakcją i wydawnictwem.
Grupa Rammstein wydaje nową płytę i robi fantastycznie cyniczne rzeczy aby się znaleźć w darmowej promocji. Taki Onet łyka to gładko i donosi o gumowych penisach i żelu, załączonych do pudełka z płytami. Jestem pewien, że te przedmioty są adresowane do tych wszystkich rzutkich "managerów" i "art directorów" : zawsze ich można złapać na dupę i cycki, zawsze! A swoją drogą interesująca jest lista oferowanych gadżetów reklamowych towarzyszących nowej muzyce Rammstein. Wynotowałem w celach naukowych : bluzeczki dziewczęce, koszulki, bluzy i coś co najwidoczniej bluzą nie jest i nazywa się : "long sleeve koncertowy" ?, stringi, bokserki, portfel, saszetka, paski, zegary, piórniki, torby...a nawet ; piersiówka Rammstein. Nie dziwię się, że chłopakom to imponuje - taki piórnik albo stringi do biura/redakcji, a na stanowisku w korporacji to i z czasem portfel się przyda. Portfel Rammstein i taki tyci, tyci irokezik od dobrego fryzjera i już można bronić praw autorskich Kazika. Na miejscu Kazika bałbym się bardziej o "nową" muzykę, bo niektórzy Jego fani mówią, że jest "...ujowa". Ale koledzy pomogą i wymyślą jakąś "męską muzykę" albo coś równie głupiego i będzie dobrze. No bo stringi z .... jakoś tego nie widze?! A jak widzę to się wstydzę...bo to już okropna perwersja.

Sunday, October 11, 2009

Sacred Mountain


Kończę już definitywnie teksty do projektu i płyty : Monografie instrumentów karpackich Vol.I. Mimo zmęczenia tematem i niechęci do tysiąca tłumaczeń i upartego przekonywania o tym, że okładka nie musi być naiwna a tekst powinien skłaniać do zastanowienia... czuję nutkę żalu, że to już skończone. Tyle planów i wyobrażeń, jeszcze więcej kompromisów i znowu coś będzie poza mną. A na stronie już można posłuchać mp3 kilku utworów...
Czy znajdzie się ktoś kto doceni, że w czasie realizacji projektu oderwałem się od wizji nagrywania "dzikiego", że wszyscy mieli poczucie, że są z uwagą słuchani, że obok świetnego Gerarda z Berna, stoi Ostap z Kosmacza i to ten ostatni jest bardziej "u siebie"?! Chyba wiele się zmieniło od czasu nagrywania Indian przez bardzo cywilizowane osoby... Piszę to z perspektywy tego nagrywanego raczej ... Może sami zaczniemy spisywać swoje wersje historii? A warto byłoby wobec traktowania nas czasem jak ostatnich głupków. Natknąłem się kilka dni temu na relację z jakiegoś przesłania do Afryki, wygłoszonego przez papieża Benedykta. Istotą tego tekstu było ostrzeżenie Afryki przed miazmatami zepsutej, zachodniej cywilizacji...której drogę się samemu forsowało. Stracone pokolenia w Australii i Skandynawii i sto innych przykładów na gorliwe legitymizowanie i tłamszenie... aż dech zapiera i nie chce się wierzyć, że można wykazywać taką arogancję! Szkoda mi czasu na rozwijanie tego wątku i lepiej to obrazuje film pt. Come With Me to the Sacred Mountain - Mony J. Hoel z 1997 roku. Znajdziecie ten filmik na stronie internetowej Mari Boine, samskiej wokalistki i artystki o imponującej samoświadomości i odwadze. Sama Boine w filmie (poza muzyką) gra kobietę wyzwalającą się z " nocy norweskiej kolonizacji Samów"... przejmujący film, a scenę palenia bębna goavddis dedykuje wszystkim, którzy wierzą w kościelną "cywilizację miłości". Wczoraj oglądałem relację z koncertu Bjork w Paryżu, zakończoną niezwykłą wersją utworu Deklaracja Niepodległości. W oryginale, Bjork ten utwór dedykowała Grenlandii i Wyspom Owczym ale w Paryżu słuchacze przynieśli ze sobą flagi Wolnego Tybetu ! Dobrze zobaczyć jak wiele sympatii dla Tybetu zyskuje Ktoś, kto nie musi "przykrywać" niczego wzniosłymi apelami. Wiem, wiem ; podnoszenie flag na zawołanie Bjork nie przestraszy Chin Ludowych i ich światłych przywódców ale z drugiej strony, powszechna znajomość kultury Tybetu i jej oczywistej odrębności od sąsiednich Chin jest fenomenem współczesnej kultury. Więc może jednak ...come with me to the Sacred Mountain !
Ku mojej satysfakcji będziemy mogli wreszcie przypomnieć sobie i światu sztukę i postać Zbigniewa Seiferta! Tak długo na to czekałem! Długo ...bo festiwal i promocja książki biograficznej odbędzie się w 30. rocznicę śmierci fantastycznego skrzypka. Zachęcam do wniknięcia w szczegóły : www.zbigniewseifert.com

Friday, October 09, 2009

ZADZIWIENIA


W ostatniej relacji z (krótkiego) pobytu w Stolicy Tatr użyłem słowa "kuriozalny" na moje wrażenia z Zakopanego. Po namyśle i kilku ostatnich zadziwieniach - o czym za chwile - skłaniam się raczej do określenia "groteskowy", które bardziej pasuje do tego co spotykam. Wczoraj, dla ilustracji moich wrażeń, natknąłem się na kanale Religia TV (sygnowanym logo ryby ? ale dlaczego?) z obszernymi relacjami z występu tancerek prezentujących w interesujący sposób ; taniec brzucha! Po tancerkach pokazała się pani pochodzenia tatarskiego i obiecała, że przy każdym święcie kultury polskich Tatarów będzie promowała Katolików i Prawosławnych. To bardzo ładne!?
Kliknąłem na TV Kultura i tam zobaczyłem wzmagania Maxa Cegielskiego (Max - szczerze współczuję !) z jakimiś działaczami "od kultury i sztuki", którzy przygotowują się do Kongresu w Toruniu. Celem Kongresu jest zainteresowanie polityków życiem i potrzebami artystów. Pomijając przerażająca wizję, w której politycy zaczynają interesować się artystami ! to przewijał się w dyskusji niepokój co do pytania/odpowiedzi : "kto jest twórcą" i żal za weryfikacjami, klasyfikacją zawodową itp. pomysłami tak pięknie działającymi w dolnej kredzie socjalizmu z ludzką twarzą. Padły zarzuty, że każdy sobie coś tworzy i pokazuje w tym diabelskim internecie, a twórcy prawdziwi (czyli z weryfikacjami z 1969 roku), którzy uczyli się po 5-6 lat aby zdobyć dyplom (albo znali pana sekretarza Zdzicha) mają taki sam guzik z tego jak ci nieprawdziwi. A powinno być inaczej - dyplom, weryfikacja przed komisją, nadanie statusu przez Ministra Kultury, nadanie orderu przez Prezydenta RP i basta! Max Cegielski robił co mógł (ale nie mógł zbyt wiele jako rozwichrzony "młodzieniaszek" przy jastrzębiach polskiej sztuki) ale nie poważył się na pytanie : a co z tymi co studiowali 6 lat w Akademii "Takiej czy Innej ale Bardzo w Budyniowie Słynnej" i nic dalej nie potrafią? Co z takimi - dać weryfikację za czytanie nut i upór lub za rozpoznawanie firmy Talens? Sięgnąłem po swoje zasoby archiwalne i ukazała mi się okładka LP pt. "na kosmodromie" grupy organowej krzysztofa sadowskiego (pisownia z okładki ) wydana przez Pronit i sprzedawana za 65 zł - nagrana w świetnym składzie : Liliana Urbańska, Włodzimierz Nahorny.... ale kiedy to było? Czapki z głów przed "kosmodromem ... " (bo co z tego , że raczej chodziło o Bajkonur...) ale Szanowny Panie Krzysztofie : rakieta już dawno wystartowała i obleciała kule ziemską tysiące razy... Wystarczy zacytować z opisu płyty : " Tytułowy utwór tej płyty to 20-minutowa suita poświęcona Ziemi i Kosmosowi. Składa się z sześciu części - każda właściwie bez początku i końca ..." i dalej ; " improwizacje Nahornego obrazują absurdalność i - jakże często - bezcelowość naszych dążeń do ucieczki w Kosmos..." i dalej, inne i jakże ważne słowa samego Mistrza : " dźwiękową ilustracją Kosmosu są także moje improwizacje". I tacy goście będą egzaminować na weryfikacje młodych artystów, którzy panoszą się po necie gdyż wiedzą o bezcelowości ucieczki w kosmos? Ciekawe czy to przypadek, że taki kongres jest organizowany w Toruniu?
Wyszedłem się trochę przewietrzyć i zagubić w groźnym mieście, poczuć smak wyobcowania na ulicach globalnej wioski i co widzę? Zamiast zniewalającego globalizmu widzę dowód na ekspansję Budyniowa. Nie dość, że nikt się nie zabiera za kulturowy budyń, to jeszcze pojawia się idea pławienia się i twórczych zapasów w jego softowych odmianach. Oczom nie wierzyłem i pierwszą myślą było, że to anons nowego programu z udziałem rodzimych polityków z Samoobrony - po uchwaleniu parytetu, lub może nowy, zajebisty dział w TV Kultura, ale nie.... to kultura Budyniowa w czystej postaci!
Wróciłem do domu i z nadzieją na kulture wysoką (po weryfikacjach) otwarłem publiczną tv i tam widzę i słyszę jakiś bełkot zupełny i do tego filmowany na tratwach w przełomie Dunajca w Pieninach. Ale nie, to jednak była kultura wysoka : "filozofia góralska" w plenerze czyli inna , wyższa - rzecz jasna - forma zapasów w budyniu...

Monday, October 05, 2009

Legenda


Aż się nie chce wierzyć, że udało się skończyć projekt Warhol Come Back! Prywatne odkrycia i objawienia intuicji trudno jest zlepić w całość. Działania "z offu" mają wiele zalet ale także kilka wad ale tym razem się udało i jest do dyspozycji nowa, karpacka legenda Andy Warhola. Obok obiektów i muzyki jest też do rozwijania akcja w stylu butoh o tym, że nie oderwiemy się od naszych korzeni nawet zakładając srebrną perukę i żywiąc się witaminami...
Zobaczcie jak to się stawało i miejcie troche cierpliwości gdyż nasza "lista płac" (jak nazywamy imponujące listy nazwisk przewijające się na końcu każdego filmu) składa się z 2 do 5 nazwisk...
Dzięki Michałowi, który zarywa noce można filmiki oglądać na YouTube wchodząc ze strony Festiwalu. I jak już ogłoszenia to informuję zainteresowanych, że adres strony Karpat Magicznych na myspace uległ modyfikacji i jest obecnie taki : www.myspace.com/magic_carpathians

Sunday, October 04, 2009

HRUBY VRH


Także tym razem udało się nam być w Zakopanem tylko kilka minut! Swoją drogą, to co widać z okna busa to jakieś kuriozum a nie "stolica Tatr". Późnym wieczorem wysiedliśmy u wylotu Doliny Chochołowskiej (kierowca busa udał, że nigdy busy tam nie wjeżdżały) i szybkim marszem ruszyliśmy do schroniska. Powietrze smakowało tak dobrze, że zastanawialiśmy się ; czy następnym produktem - po beznadziejnych "oscypkach" - nie będzie "powietrze z Witowa" pakowane w wielkie butle. Zestaw będzie super : "oscypek" z dżemem żurawinowym (bo u nas tak sobie karczmarze wyobrażają żurawinę do mięs i serów), coca (myślę oczywiście o coli) i dwa wdechy "witowa"... a to wszystko za jedyne 35 złotych! Nabijanie w butle przez tzw. Górali, nabierze nowego sensu. Tak się tym obrazem bawiliśmy, że o mało nie wpadliśmy pod koła wielkiej ciężarówki wypełnionej pięknym drewnem. Za ciężarówką jechał samochód osobowy, pewnie odbiorcy. Drewno było tak gabarytowo wielkie, że zwróciło to moją uwagę i poruszyło żyłkę leśnika, która zawsze odzywa się gdy widzę jak w piątkowy wieczór wywozi się coś z lasu... Wcześniej minął nas wielki samochód terenowy TPN-u i gdzieś przepadł z wygaszonymi światłami. Ciekawi mnie czy sprawdzali czy eskortowali...? Niektórzy mają za złe Ślązakom, że chcą samostanowienia a taki Witów i okolice, razem z Zakopanem już dawno rządzi się swoimi prawami. Mam wrażenie, że ostatnią ostoją państwa polskiego na tym terenie jest TPN ale może jestem i tu naiwny?
W schronisku musieliśmy się ewakuować z jadalni bo duża ekipa siwowłosych bardów katowała repertuar Wolnej Grupy Bukowina. Byli o.k. i nie śpiewali po nocy ale jakoś po Skandynawii drażni nas niepotrzebny hałas.
Od rana w góry! Trasa ze schroniska na Wołowiec jest jednym spazmem rozkoszy : pusto, pięknie, słonecznie i coraz wyżej. Niestety, jak to mam zawsze w okolicach Wołowca, nogi jakieś słabe i mój rekord życiowy : 1 godzina i 45 minut na szczyt na wys. 2064 m n.p.m.), wydłużyła się do 2 godzin (przy drogowskazowym 2,25 !) i to ja byłem lekkim hamulcowym, bo A. parła ostro do góry! Aby uniknąć konkluzji : starość nie radość ... szybko zauważyłem, że od Podhala ciągnie z nas energię jak odkurzaczem. Słowacy mają zupełnie inne odczucia po swojej stronie Tatr i upatrują w kotle Gerlacha źródła energii jaka zasila ich kraj... Ale to oczywiste, że Podhale nigdy naszego kraju w nic nie zasilało... no, może w dachy? Ostatnio widziałem reklamę zachęcającą do kupowania dachów, nakręconą na dachu w Warszawie z udziałem Zakopower. Stosunek Warszawy do Górali jest stały ; jak nie jest cieślą to niech chociaż reklamuje dachy! A swoja drogą to przeczytaliśmy ostatnio, że muzycy tej kapeli chcieli na koncert do USA wjechać na wizę turystyczną i zostali zawróceni z lotniska. I to ma być ten profesjonalny świat naszego szołbiznesu? Popłakaliśmy się ze śmiechu i podpowiadamy : P1 głupcze!
Z Wołowca - witaj przygodo - zabrnęliśmy pod Jarząbczy. To jedna z najpiękniejszych gór w Tatrach Zachodnich i niezłe wyzwanie w postaci mocnego podejścia na szczyt na wys. 2137 m n.p.m.). Słowacka nazwa Hruby Vrh bardziej odpowiada odczuciom wchodzącego... zwłaszcza, że na szczycie przywitał nas mały ptaszek, który nic a nic nie miał wspólnego z jarząbkiem. Za szczytem jest małe wgłębienie terenu osłonięte od wiatru i tam zjedliśmy lunch, dzieląc się z kulawym ptaszkiem, który wyraźnie na to liczył... Podziwiam zawsze turystów, którzy po wejściu na szczyt jedzą kanapki w miejscu gdzie jest najzimniej i najbardziej wieje... No i dalej, przez Kończysty Wierch ( 2002 m n.p.m.) i Trzydniowiański Wierch... zeszliśmy Krowim Żlebem (czerwonym tzw. szlakiem turystycznym) do drogi dolinowej. Całość naszego wypadu trwała blisko 8 godzin (plus godzina do busa) i było fantastycznie ale na temat poprowadzenia czerwonego szlaku od Kulawca -Krowim Żlebem ; powiem krótko - wyznaczył go prosto w dół jakiś debil ! Nie tak wyznacza się szlaki i takie szlaki są mi na guzik przydatne - sam mogę zejść prosto w dół, panowie "mądrzy"!
Schodząc drogą do przystanku busów i musowych "oscypków" z grilla ... podziwialiśmy następujące samochody : ciężki "zestaw" z drewnem (tym razem było to dość liche drewno ,bo to piękne lepiej się widocznie ładuje w nocy), samochód weselny biały i długi, suwy wszelkich marek i kolorów, traktory, robotniczy "kontenerowiec", nowy mercedes, sznur weselnych samochodów z rejestracją KTT (czyli : Krakowiacy i Górale) oraz kołowa kolejka z wagonikami dla turystów, których Górale traktują najwyraźniej jak dzieci. Przed odpaleniem busa do Stolicy Tatr obowiązkowo wciągnęliśmy po dwa "oscypki" i cole aby się lekko oszołomić przed zobaczeniem cudu Krupówek. Na "oscypkowym haju" wpadliśmy do autobusu i udało się nam tylko zobaczyć reklamę : "inhalatorium". Pomyślałem jeszcze : piszą o wdychaniu produktu spalania plastikowych butelek wypełnionych miałem węglowym? - i zasnąłem.
Na mojej focie ścieżki na Wołowcu.