Sunday, February 24, 2008

człowieszka rybica



Ten tytuł to urocza nazwa bardzo interesującego płaza, który żyje w jaskiniach krasowych w Słowenii (niedobitki służb specjalnych 4 erpe przepraszam za trudne wyrazy) Polska nazwa brzmi: odmieniec jaskiniowy i jest też całkiem, całkiem.... Człowieszka rybica powinna zostać patronem / totemem artystów alternatywnych.
Już więc wiadomo o czym rozmawialiśmy z Ester, którą poznaliśmy na festiwalach (2005, 2006, 2007) SAJETA (Sajeta to też zwierzę ale mityczne, coś jak yeti, tyle, że alpejski) w Tolminie w Alpach Julijskich.
Miałem sporo radości oprowadzając Ester po Krakowie: a to stupa Kościuszki (dawniej: kopiec), a to czakram na Wawelu, to znowu galeryjki z rzemiosłem i sztuką z Tybetu lub ... z Iranu. Dla spragnionych herbata w czeskiej Dobrej Cajovni na ul.Jozefa lub bajgle z kawką. Jak klub to musi się nazywać Alchemia, jak bunkier to w krk tolerujemy jedynie Bunkier Sztuki, a dwaj godni mężowie z pomników to Mickiewicz i Wyspiański... he, he, he
Dla równowagi (ale czy na pewno?) u Vincenza zjedliśmy 30 pierogów popijając czystym barszczem i spacer zakończyliśmy w ...Drukarni, klubie gdzie na 29 kwietnia szykujemy wieczór pt. PSYCHEDELICZNA IMPLOZJA z udziałem Karpat i naszych gości : Charalambides i Primordial Undermind. Obie ekipy poznaliśmy w 2001 roku, na pamiętnym śniadaniu w domu Arnów, Texas USA. Eh, boy!
Dzisiaj będzie trochę rozmaitości bo mnie Mirek skrytykował, że ostatnio nudno było ...
Z radością ogłaszam, że książka pt." Telepłeć - gender w telewizji doby globalizacji", Pani dr Anny Nacher jest już do zamówienia w Wydawnictwie Uniwersytetu Jagiellońskiego (www.wuj.pl ). Właśnie wróciliśmy z kolacji - celebracji tego wydarzenia.
Popijając napar z ziół jakie kupiliśmy za kołem polarnym (herbata Saamów) trochę układam sprawy projektu Cybertotem Community. Kilka interesujących kolektywów i solowi muzycy pracują nad własnymi wersjami muzyki zainspirowanej dronami z Cyber Totem' u. Centrum z Warszawy, Job Karma z Wrocławia, Emiter z Gdańska, Aron Hidman ze Szwecji w ostatnich dniach potwierdzali kończenie pracy. Hati się zabierają do roboty.... inni milczą ale nie rezygnują. Już się zapowiada ciekawie. Myśle o wydawnictwie płytowym ale także o sieci, można by dowolnie układać własne wersje albumu z interesujących daną osobę utworów.
Jak rozmaitości to rozmaitości : Bogdan skończył okładkę do płyty z serii World Flag, tym razem będzie to koncert z Warszawy. Graliśmy w Jazzgocie Dramatycznym w Pałacu z Tomkiem R. na basie i Wojckiem Czernem na jego legendarnym syntezatorze Moog.... Już nie ma Jazzgotu Dramatycznego i dzisiaj jest Kulturalna, chyba....ale koncert był niezły i jak go dzisiaj spokojnie posłuchać (koncert z 2003) to kilka późniejszych kapel zza tego wyziera. Już kończę i startuje kolejny raz do DVD pt. POGOGITY video ( www.POGOSKATE.COM) wydanym całkowicie rewelacyjnie w kartonowej okładce w formie ...czaszki ze skrzyżowanymi kluczami ... I to nie jest jakaś produkcja nożyczkowa ale całkiem zawodowa. Film jest generalnie o tym co można robić na desce i tez o przyjemnych chwilach między telepaniem się po schodach i poręczach... Film jest o.k. i jak powiadają klechy : " jest radość" bo widać, że kultura niezależna kwitnie. W najczarniejszych momentach w soundtracku można rozpoznać fragmenty naszej płyty "Mirrors".
Jak się to rozejdzie to pewnie pojawi się okładka WW tak samo zrobiona i będzie wielkie promo w wyborczej. A jak o WW to grają w krk tym razem pod postacią trójcy : Ojciec, Syn i ...Syn, będzie to z czwarty raz w tym roku. Widać, że Rotunda kuma czacze i wie co jest cool... i ( z Rotundą) Warto Rozmawiać! A niech mają i jak śpiewa Czesio : allelujalleluja...
Na koniec wracam do początkowego obrazka, jest dla tych moich młodych kolegów, których tak męczy (ich własna) sztuka, że nie mają siły popracować troszkę bardziej wydajnie i z polotem przy własnych wystawach i warsztatach...

Tuesday, February 19, 2008

Jokkmokk i po Jokkmokk...


Wyprawa do Szwecji była niezwykle inspirująca, do tego stopnia, że nie bardzo jeszcze wiadomo co ważniejsze : sesja nagraniowa z tajgą w tle czy samo Jokkmokk i dotknięcie kultury Saamów?
Lot z Krakowa do Sztockholmu i spacer po mieście oraz pierwsze wrażenia opisałem podczas podróży. Pozostaje droga do Jokkmokk, ok. 6 godzin jazdy (w jedną stronę) wielkim samochodem z Umei... na szczęście miałem kamerę i będzie obraz jak znalazł do sound lecture : psychogeografia transu : joik. Pod koniec drogi, około kilometr przed Jokkmokk ukazała się nam tablica : ARCTIC CIRCLE i mogliśmy urzeczywistnić pieszo zapowiadane : beyond... Po wręcz teatralnym zabiegu ubierania kalesonów pod napisem : arctic circle, mogłem już spokojniej (bo lekko schłodzony) dojechać na targowisko Saamów w Jokkmokk. Namioty lavvo znane nam jako tipi, noże, skóry, wyroby ze srebra, paski, ubrania, słodycze, zioła i herbaty, błyskotki i mięso renifera oraz scenka rodzajowa w postaci wraku samochodu i leżącego łosia jako reklama ubezpieczenia. Trochę się pośmialiśmy nie wiedząc, że za kilkadziesiąt godzin już nam tak do śmiechu nie będzie... Co tu pisać? Jak udało się sfilmować wciąganie flagi Saamów na maszt? A może muzeum i ośrodek kultury Saamów gdzie są przechowywane jedne z nielicznych oryginalnych starych bębnów szamańskich? A może koncert joiku, na którym fantastycznemu wokaliście towarzyszył zespół jakby z gminnej świetlicy ale i tak czasem wciskało w fotel? To wszystko musi poczekać na swój czas i na kolejną podróż już zaplanowaną. Tak więc Jokkmokk przechodzi na ważna listę, listę priorytetową.
Jeszcze dziwne słońce nad tajgą w naszych oczach i kilka reniferów, które najwidoczniej chciały się zabrać naszym samochodem w drodze powrotnej i o mało nie zakończyły naszej podróży pod ośnieżonymi świerkami na poboczu szosy... a my już z Krakowa na Północ... do Gdańska.
Koncert w Klubie Plama, w nowej sali i po dwóch latach nieobecności. Ostatni raz graliśmy tam w czerwcu 2006 roku (po trasie w USA) i to ...na dachu klubu.
Wspiera nas Tomek R. jako rezydent na północnych ziemiach. Jest sporo ludzi i znowu sprawdza się poinformowanie o koncercie i zawieszenie naszych afiszy, tak mało i tak wiele jednocześnie. Ja osobiście takie podejście zaliczam do zachowywania kultury i pewnej dozy pokory i wzajemnego szacunku do pracy (organizatorów i wykonawców) ale są tacy, którym myli się to z reklamą.
Było dobre granie i masa energii. Ale gdzieś tam w ukryciu już rozwijała się upierdliwa postać grypy. No i w Krakowie po podróży beznadziejnym składem expresu z jego beznadziejną załogą (ponad godzina postoju w polu) dopadła nas i wpędziła do łóżka. Tak więc, Jokkmokk zmieszane z expresem stojącym w mazowieckiej -tundrze- i doskonałe dźwięki joik przeplatane makaronizmami przyprawione zjadliwą grypą dają doskonałą ilustrację do wspomnianego na początku tematu transowości.

Thursday, February 07, 2008

Okolice Umei

Lot z Krakowa do Sztokholmu byl bardzo spokojny. Nie za wiele rodakow bo...nikt nie klaskal po udanym ladowaniu na lotnisku w Arlandzie. Troche biegalismy po znanych juz miejscach i zjedlismy doskonaly dal w indyjskiej restauracji - jak mozna bylo nie zagladnac pod szyld Bolywood Restaurant. Nocny pociag do Umei takze cichy i spokojny. Rano poszlismy na kawe do wagonu restauracyjnego a tam jak w Przystanku Alaska. Za oknem snieg i lekka poswiata zastepujaca wschod slonca. Calkiem jak w Krakowie.... Anders na peronie juz z daleka krzyczal nasze tajne bojowe zawolanie - Kapelusik! Ale to juz inna historia. Odwiedziny na Uniwersytecie Umea i jak zwykle w HumanLab. Eh boys...jak mawial Darren z SF....
Spotkania, gadanie, spacerowanie i przygotowania. Wczoraj dojechalismy gdzies w interior i oto jestesmy juz po sesji nagraniowej. Jedna to wspolna improwizacja nas plus trojki muzykow miejscowych oraz rewelacyjny kompozytor, muzyk i doskonaly realizator dzwieku, u ktorego goscimy. Z pomoca rewelacyjnego urzadzenia o nazwie (hm, nomen omen) CHAOS PAD opanowal nasze wybujale temperamenty i wyczarowal z blisko godzinnego grania calkiem interesujace fragmenty. Ale wieczorem nie odpuscilismy i raz jeszcze nagralismy trzy kompozycje oparte na wokalizach Ani i naszej nowej znajomej Yvonne. Spimy w domku jak z bajki i obmyslamy dalsze plany. Dzisiaj zrobilismy juz ponad 10 km spacerem po tutejszych wertepach i fotografowalem jak szalony. Mam dwa aparaty analogowe, kamere cyfrowa i Bogdanowy wynalazek czyli kamere otworkowa z przewijaniem filmu. Wlasnie przyjechal z Umei Anders i siadamy do roboty. Wlasciwie to my juz do herbaty a chlopaki do roboty czyli dalszej produkcji nowego wydawnictwa. Jutro koncert w Umei ale jeszcze spimy w - naszym - domku i to jest naprawde urocze. Nawet zima tutaj jest calkiem interesujaca.... koncert koncertem ale podobno w Jokkmokk gromadza sie juz Saamowie i stawiaja swoje lavvo....