Monday, March 29, 2010

PROMO


EKO, ETNO, LOGO, PROMO a czasem też DIZAJN to kilka określeń z jakimi borykamy się każdego dnia. Zaklęcia te są jak siatka geograficzna i określają nasze położenie, nie tylko na płaszczyźnie ale i w wielowymiarowej przestrzeni społecznej. A ta, nie jest już prostą drabiną ale złożonym tworem zależnym od wielu rzeczy, w tym od wspomnianych kluczy. Jak masz dobre PROMO i LOGO ale słabiej z ETNO i jeszcze słabiej z EKO, to może nie być wcale dobrze. Albo PROMO jest o.k. ale DIZAJN kiepski - to się nazywa PiS. Ot, taki przykład pierwszy z brzegu. Dawniej zakładano, że w "zdrowym ciele, zdrowy duch" ale jak się przyglądam piłkarzom i wielu politykom to...wątpię!? Ale przychodzi taki moment, że sram na E/E/L/P/D i robię co muszę zrobić. I to jest ten najważniejszy z momentów; czujesz, że żyjesz. A refleksje po takim plaśnięciu w budyń oczywiście nadchodzą... później.
Dzisiaj, w dobrym nastroju, nie pozbawionym jednak odrobiny zadumy natury filozoficznej, przesłuchaliśmy w domu "acousmatic psychogeography". Nasze basowe głośniki z godnością zniosły plaśnięcie i mieszankę dźwięków, brzmień i muzyki. Najwidoczniej (najsłyszalniej?) tłocznia CD spisała się całkiem przyzwoicie. Teraz nastąpi trudny okres PROMO, bo mimo tego co napisałem, ten okres nadchodzi. Ale po dobrym plaśnięciu jakoś mniej uwiera? A to okres bardzo skomplikowany i trudny do ogarnięcia bo w kraju budyniem malowanym jest tym gorzej im dalej... Przy pierwszej płycie jest łatwiej, przy piętnastej może być już tylko beznadziejnie. Więc po co? Jako kartka, list, książka do starych znajomych? Jako wpis do dziennika podróży? Jako partyzancka akcja typu: istniejemy i działamy? Jako udokumentowanie świetnych chwil i mocnych związków? Jako odreagowanie i opisanie zachwytów i grozy jakie dotykają nas każdego dnia? A przecież jak zawsze okaże się, że wszyscy tak potrafią ale nie robią tego, bo się im "nie chce"... To odmiana oświadczeń z zabaw w piaskownicy: ja w domu mam fajniejsze zabawki ale nie przyniosłem bo mi się nie chciało.
Rafał z Hati pisał mi wczoraj o końcu miodowego miesiąca...już nie wszędzie można zagrać, już są bezkompromisowi krytycy: bo na gitarze, bo nie na gitarze, bo jeszcze nie umarli, bo walą w bęben, bo nie walą w bęben... coś jak z hasłem: "bo zupa była za słona". Bo już tych płyt tyle... No i są Małe Instrumenty, za dwa lata będą Duże Instrumenty, a może ktoś z rozmachem stworzy: Małe, Średnie i Duże Instrumenty i wykosi nieśmiałe stopniowanie z przeszłości. To co było dotąd - do piachu! Budyniowa pamięć jest - oj tyciutka... Więc może warto dla dosztukowania pamięci? Albo warto bo to nie pryszczaci "dziennikarze", nie zarzygane kluby i nie "panie z telewizji" będą decydować czy gramy, czy nie gramy. To jest już coś; dla pamięci,dla zabawy, dla swobody. To już jest coś.
Na focie: Bogdan zrobił nam fajne PROMO ...

Friday, March 26, 2010

ROBOTA


Zrobiło się jakoś intensywnie i gęsto. Adrenalina kipi i udajemy, że tego nie lubimy... Do kwietniowych koncertów w Krakowie i Katowicach ale także roboty z nową płytą (już jest ale jeszcze spoczywa sobie zafoliowana w pudłach) nagle doszła nam jeszcze wystawa w Towarzystwie Słowaków w Polsce - w Ich siedzibie głównej w Krakowie. Szykujemy coś w moim ulubionym stylu arte povera czyli roboczym dokumentowaniu raczej idei niż tzw. "dzieła". Jak pokazuje często krakowski Bunkier Sztuki, dziełem może być wszystko lub może trafniej: cokolwiek, a z ideą bywa już gorzej.Wystawę zatytułowaliśmy: Wózek Warhola - Słowackie Artefakty Karpat i pokażemy korzenie sztuki Andy Warhola, dwa endemiczne instrumenty muzyczne potraktowane jako kulturowe artefakty i fotografie organiczne czyli nasz foto-land art z akcji na Słowacji i w Rumunii. To będzie wystawa bez wspomagającej nobilitacji miejscem, będzie musiała sama zarobić na uznanie/krytykę i niezależnie od wszystkiego pozostanie nie namaszczona przez DoSW: Decydentów od Sztuki Współczesnej. W ten sposób będziemy mogli obserwować jak bezradny jest obecnie tzw. odbiorca: bez kontekstu odpowiednich ścian instytucji i szemranych zaświadczenia DoSW nigdy nie jest pewny czy może być pewny, że ma do czynienia z czymś wartym uwagi. To wydaje mi się smutne bo bezmyślne jakieś?
Ale są też wesołe przejawy kultury! Zespół Tańca Ludowego Politechniki Poznańskiej "Poligrodzianie" brał udział w V Międzynarodowym Festiwalu Folkloru w stolicy Nepalu - Katmandu! Aby zobaczyć i usłyszeć "Poligrodzian" mieszkańcy Nepalu "schodzili kilka dni z gór"... Onet jest moim faworytem i zawsze mnie potrafi rozśmieszyć.Podoba mi się też zaproszenie portugalskiej divy fado, niejakiej Misi, przez ludzi od festiwalu Beethovenowskiego do udziału w obchodach Roku Chopina...do Krakowa. Pani Misia dołożyła do tego fantastycznego zawirowania opowieść o swym zauroczeniu muzyką Frycka, które podsumowała pięknie taką myślą: "odkryłam, że w fado tkwi dumka, i na odwrót..."! No, tego lepiej sam bym nie wymyślił. Wierzby, poetyka dworca PKP Wa-wa Wschodnia i porywiste wiatry w tunelach Dworca Centralnego - to pachnie faktycznie dumką. Ani Ludwig van Beethoven, ani fado, a nawet same liryczne mazurki Fryderyka tego nie zmienią? I "odkryła" to dla świata p. Misia, a nie złośliwcy z Krakowa.
Bardzo miło idzie robota z naszym twórczym udziałem w Święcie Herbaty w Cieszynie, planowanym na lipiec ale dopinanym już teraz. Obok specjalnego, plenerowego koncertu mamy też dać po wykładzie: A. o ciszy, a ja, etnobotaniczny temat: :"muzyka /dobra do/ herbaty". Scena ma stać w miejscu gdzie leżeliśmy sobie leniwie na trawie w przerwie pokazów filmowych Festiwalu Kino Na Granicy, w maju 2009 roku i gdzie graliśmy pamiętny, akustyczny set w zabytkowej Rotundzie wiele lat wcześniej. Lubimy Cieszyn (po każdej stronie granicy) więc się cieszymy. Może nie będzie trzeba czekać 2 godziny na pizzę po polskiej stronie? Po lipcowym Cieszynie szykuje się lipcowa Warszawa i już widzę, że będzie nowa robota... A jest jeszcze maj i czerwiec, może Wrocław? Może... i to pachnie nową robotą. Robotą nie liczącą się w świecie sztuki, ot takie bezmyślne fedrowanie?
Kontrkultura dzisiaj powinna kwestionować te etatowe i samozwańcze gremia DdSW ... bo nikogo innego już sztuka nie obchodzi. A może nie obchodzić całkiem swobodnie bo menażeria to okrutna i zadufana w sobie aż się na "pawia" zbiera. Jak się szuka haseł w encyklopedii to np. nazwisko Bechstein jest, ale tylko w kontekście tego, że taki kolo budował fortepiany. Inny kolo odkrył leśny gatunek nietoperza, chroniony kilkoma konwencjami europejskimi i prawem lokalnym wielu krajów, którego losy pozwalają zrozumieć przemiany klimatu Europy w skali wielu tysięcy lat... i nazwał go w 1819 roku Nockiem Bechsteina ale encyklopedia nie uznała takiego "Bechsteina" za godnego nawet najmniejszej wzmianki. Wystarczy uszyć dobre kalesony Beethovenowi aby być w kręgu elity? Jak tak, to wolę moją robotę i Myotis Bechsteinii bo sobie lata i nie wciska mi się obligatoryjnym wyrokiem kuratorów do mózgu.
Na focie p. Róży; amatorska instalacja tybetańskich artystów wizualnych, do której koniecznie dobudować należy "przestrzeń miejską" aby mogła uchodzić za sztukę... Jest też inny sposób: pomalować sprayem sto takich czaszek na złoto i ułożyć na dworcu lub w hipermarkecie. Ej czarodzieje, czarodzieje...

Monday, March 22, 2010

ZŁE ZIELE


Wiosna jest już potwierdzona urzędowo i przepisowo (to trochę dziwne, że trzeba do tego specjalnie wymyślonego i ideologicznie słusznego kalendarza) ale też poprzez wysyp krakowskich niedzielnych rowerzystów. Nie było rady i my także przetarliśmy ramy naszych rowerków i ruszyliśmy do Tyńca. W Tyńcu wiadomo; życie duchowe dobrze miesza się z biznesem i dosłownie w ostatniej chwili ! sięgnęliśmy po keks z "klasztornego pieca". Piwa nigdy nie brakuje... Wypiliśmy po herbatce ziołowej o dość ciekawym składzie i wzmocnieni mogliśmy śmiało włączyć się w kolorowy sznur profesorów, docentów, prezesów i historyków z IPN-u, śmigający w sportowych rajtuzach i kaskach na umęczonych teorią głowach - w stronę Wawelu. Wieczorem dyskutowaliśmy trochę z Alą M. (aktorką Teatru Snów i pielgrzymującą artystką) o mieszczaństwie, o kontrkulturze i Grotowskim. Ala ma własne doświadczenia i kontakty w tym kręgu i zastanawialiśmy się czy nie jest tak, że intensywne uprawianie sztuki prowadzi poza nią? Potem było oglądanie fotek z Tybetu, Laponii i Tajlandii, ot takie mieszczańskie, krakowskie zajęcia...byle się GW nie dowiedziała! Ale jak takie spotkania nie nazywają się slam to mamy spokój.
Pod wpływem lamentów Krytyki Politycznej aby się organizować w celu zwiększenia nakładu ich słusznych wydawnictw i w ten oto sposób walczyć z konsumpcjonizmem, sięgnąłem po mojego ulubionego pisarza, niejakiego Charlesa Bukowskiego. Napisał On opowiadanie pt. "Narodziny, żywot i upadek gazety podziemnej" ( w zbiorze " Najpiękniejsza dziewczyna w mieście" wydanym po polsku przez Noir sur Blanc w 1997 roku), w którym barwnie opisuje wykorzystywanie naiwnych i swój stosunek do ideologicznego kitu jako towaru. Bukowski wydaje się dobrym antidotum na dymiące od wzniosłych chceń głowy.
Głowy dymią także zawodowym znawcom sztuki, którzy specjalizują się w pracy z ideami i praktyką zmarłych artystów. To oni wiedzą najlepiej co tacy artyści chcieli powiedzieć i dokąd zmierzali. Bo wiadomo; artyści są jak dzieci i dopiero uczone (w grach pozorów)i ustosunkowane (w mediach) konsylium znawców pasie się latami na tych, których już nie ma. Na tym tle, kilka fragmentów książki Zbigniewa Osińskiego o Jerzym Grotowskim (Jerzy Grotowski, źródła, inspiracje, konteksty - wydawnictwo słowo/obraz terytoria, 2009 ) jest dla mnie jak źródlana woda.
Do takich perełek orzeźwiających należy zamieszczenie w książce dużych reprodukcji raportów kasowych ze sprzedaży biletów na spektakle wyreżyserowane przez Grotowskiego. Na stronie 169 oglądamy raport kasowy ze spektaklu Akropolis: "widzów O" (zero; aby była jasność...), na następnej stronie inny raport kasowy donosi, że: " sprzedano trzy bilety a zł 3,60 Przedstawienie nie odbyło się Bilety zwrócono". Następna strona jest dowodem sukcesu komercyjnego: " Akropolis wg. Wyspiańskiego, widzów 26, zaproszenia 1"... Spoglądając na te raporty kasowe w kontekście kim Jerzy Grotowski był i jest dla teatru na świecie... nie mogę się powstrzymać przed myślą, że budyń mentalny w Polsce jest ponad formacjami politycznymi. To doniosłe odkrycie nie powinno odwracać uwagi od pytania: skąd znawcy wiedzą tyle o spektaklach, metodzie i zamiarach Grotowskiego skoro nie było ich na sali? Czy zajmowali by się Grotowskim gdyby nie wsparcie i uznanie z Zachodu? Czy Grotowski dostał by Paszport Polityki? Pewnie nie?!
Ostatnio w tivi modne stały się tzw. dopalacze. Felieton goni felieton tak jak nowe sklepy gonią nowe sklepy... Nowe doniesienia z frontu walki z tymi strasznymi specyfikami przypominają mi dzisiejszy felieton o sesji fotograficznej seksownej aktorki w czasach gdy nie była jeszcze pełnoletnia. Naganność sytuacji tivi dokładnie ilustruje fotografiami gołej aktorki, pewnie abyśmy mogli pojąć całą grozę sytuacji. Byłem naprawdę wstrząśnięty Angelina Jolie w wieku 17 lat i poddam się jeszcze wiele razy tej straszliwej konfrontacji. Tak jest też z "dopalaczami" i mediami. Wyczuwam głębokie i trwałe więzy jakie łączą te dwa światy i felietony o "zarazie" opanowującej nasze zdrowe, jasno myślące, do bólu trzeźwe społeczeństwo jakoś mi brzmią fałszywie?
Lista zakazanych roślin i chemikaliów jest już pewnie wielostronicowa i z każdym dniem się powiększa. Nie chcę iść pod prąd i zgłaszam jeszcze jedną roślinę do delegalizacji. To kapusta, która okraszona spyrką i podawana z ziemniakami powoduje ociężałość umysłową i fizyczną. Skutki jazdy pod wpływem kapusty i jej mieszanek widać wszędzie. Także w tivi...

Friday, March 19, 2010

EKSTREMALNI


Piękny wiosenny dzień zwabił mnie na spacer po A. do kampusu Szacownej Uczelni. Już pod naszą "wieżą" zauważyłem wystające z ziemi zielone liście i pąki kwiatowe kilku cebulowych kwiatów wiosennych. To efekt jesiennej akcji guerrilla gardening (pisałem o tej miejskiej partyzantce szeroko w ubiegłym roku) ale jeszcze zbyt wcześnie mówić o sukcesie bo malutkie buciki rozbrykanych dzieciaczków trafiają bezbłędnie w te jedyne oznaki wiosny w tzw. zieleni miejskiej. Młode mamy dostają pewnego rodzaju poporodowej głuchoty i ślepoty na wybryki swoich "aniołków", tratujących wszystko i rozdartych bez chwili przerwy. Bardziej rozdarte od dzieciaczków są tylko ich mamy... Ale mamy kilka lat względnego spokoju, aż do czasu gdy te maluchy podrosną i zaczną nas bić...
Na korytarzu Szacownej Uczelni zobaczyłem piękny plakacik z dużym tytułem: "Ekstremalna Droga Krzyżowa" wzywający do nocnych i mocnych doznań religijnych związanych z tradycją chrześcijańską. Być może będzie to forsowny marsz, być może biczowanie, że o innych praktykach nie wspomnę. Już myślałem, że to jakaś kryptoreklama SM ale nie?! Plakacik w barwach (niegdyś) hardcorowych: czarno-czerwono-białych nie był żartem! Obok inni ekstremalni: Krytyka Polityczna - zawiesili plakacik nawołujący do obnażenia podłych praktyk kapitalizmu i ukazania szlachetności równej i sprawiedliwej biedy dostępnej całemu społeczeństwu. Bieda, ma się rozumieć, nie będzie dotyczyła Kierownictwa Nowej (?) Partii oraz funkcjonariuszy Nowej Sztuki Agitacyjnej. Przegląd ekstremalnych propozycji dopełnił sąsiadujący z dwoma poprzednimi- plakacik Anarchistów. Tym ostatnim to szczerze współczuje oderwania od realu i zazdroszczę wypielęgnowanej naiwności. Gdyby nie jarzmo demokracji i łańcuchy wolnego rynku, to byśmy w Polsce wszyscy paniczyki-anarchiści skończyli jako parobkowie chłopów. Przypominam, że parobek to prawdziwie polski synonim niewolnika.
Po dotarciu do centrum miasta odkryłem, że po klęsce w postaci usunięcia białego balonu przez ekstremalnych strażników czystości Krakowa, jest i klęska kolejna: wygaszono kolorowe neony zdobiące, przyznaję: jarmarcznie, Galerię Bonarka. Wszystko byłoby O.K. ale jestem dziwnie pewny, że gdyby komin był w kształcie krzyża, to nikomu by nie wolno było skrytykować oświetlenia tego podnoszącego na duchu symbolu. Teraz jest wreszcie dobrze: komin jak komin. Bo z wesołością w Budyniowie nie ma co przesadzać i idąc do hipermarketu (a ten kto tam idzie to zły człowiek, oj zły...) miejmy na uwadze: Memento Mori! Pewnie ci sami ekstremiści chcieli zrobić z pana Prezydenta LK tzw. Honorowego Obywatela Krakowa. Daliśmy odpór i spontanicznie Pan Prezydent odpuścił... Jak dobrze jest unikać ekstremów! Ale ekstremalność dotknęła i nas: w recenzji płyty A. pt. "Vaggi Varri - tundra soundwalk", Grzegorz Bożek z pisma Dzikie Życie napisał: " ...tej płyty nie przesłucha wiele osób, jest niszową produkcją nawet wśród niszowych wydawnictw.". Wow! Udało się!? Może załapiemy się kiedyś na festiwal AudioArt ? Plakat nowej edycji pokazuje, że tylko ekstremalni się liczą. Plakatowy obrazek AudioArtu 2010 sugeruje coś jak wsobny, ekstremalny wir albo kręcenie się w koło? Może to być też plastyczna wizja ( "see this sound" !) wierszyka: koło, koło, buch go w czoło? Może w koło, może w czoło: byle ekstremalnie!
Obrazek u góry to nowe logo ekstremalnie niszowego wydawnictwa, które jednak polecam.

Monday, March 15, 2010

D.I.Y. or DIE


To miał być trudny rok i wygląda na to, że nie będzie łatwo nawet przez chwilę. Pracujemy nad kilkoma projektami równocześnie i tylko nieliczni potrafią pomagać bez zadawania pytań i utyskiwania na terminy, tematy i dziwne pory kolejnych tzw. pilnych spraw...Bogdan wie o czym mówię... Ale realia są jakie są i tylko z trudem udaje się coś z tego budyniu wyszarpać. Po wielu przymiarkach i sporej pracy studyjnej, udało się umieścić w tłoczni naszą nową płytę i przez kilka dni trwać będzie ten "błogosławiony" stan zawieszenia. Już nic nie da się zmienić i poprawić, nie grożą złośliwe opinie i nie trzeba niczego wysyłać... Za tydzień stan ten się skończy a za trzy miesiące będzie "po wszystkim" ; dwunasta nasza regularna płyta będzie krążyć wśród ludzi i w sieci i żyć własnym życiem.
Pomiędzy pisaniem skryptu nt. etnobotaniki i przygotowywaniem wykładu dla UJ pt. Święte rośliny Indii na 23 kwietnia, udało się nam zjechać kilka razy ze szczytu Chopoka na Słowacji. Robimy to bez poczucia winy za skłonności do "frajdku" jak niektórzy nazywają free-ride. Zadymka i stromy stok bez przygotowania ratrakiem... to bezwstydnie lubimy i za to się będziemy smażyli w ekologicznym piekle?!
W tym trudnym czasie doszła jeszcze konieczność kupienia spodni... to jest naprawdę ciężka przeprawa. Poczynając od żelowanych sprzedawców dziwiących się, że taki stary a chce Levisy a nie garnitur do trumny a kończąc na rewelacjach z ekranów w galeriach. W Galerii Kazimierz wyświetlają się tak niezbędne wiadomości jak: "ryk dorosłego lwa usłyszeć można z odległości 10 km", albo: " najmniejszą żabą na świecie jest żabka kubańska o długości 1 cm"! Te bardzo przydatne w hipermarkecie informacje ubogaca: " tracimy 4 kg zużytego naskórka na rok" i dowiadujemy się, że: " kałamarnice olbrzymie ważą 900 kg" ! Po tym zestawie (szczególnie trudna do zniesienia jest utrata tak dużej ilości zużytego naskórka!) proces kupowania spodni polegający na forsowaniu kolejnego głupiego sprzedawcy, który zadaje wyuczone i mechaniczne pytanie - " w czym mógłbym pomóc" - w sytuacji gdy odpowiedź wyświetlana powinna być zamiast wagi kałamarnic : "w niczym, w niczym!".
Na jakimś plakaciku kolejnej hardcorowej imprezy zobaczyłem ładny napis wiążący opisane sytuacje z płytą, z zakupami i z łatwo dostępnymi informacjami : D.I.Y. or DIE czyli w tzw. wolnym tłumaczeniu: zrób sam albo giń.
Muszę też odnotować dotkliwe klęski: 1/ lobby GW i amerykańskich imigrantów mieszkających w Krakowie najprawdopodobniej usunęły biały balon widokowy z okolic Skałki, podobno będziemy musieli nosić w lecie łapcie z kory lipowej aby wiernie odtwarzać krajobraz po jaki przyjechali tu (bez wizy) niektórzy łaskawcy,czuję się osobiście zraniony takim lizusostwem władz i dziennikarzy i znajdę sposób aby dać odpór 2/ Pan Lech Kaczyński będzie chyba kandydował na drugą kadencję a do tego krakowscy radni PiS-u chcą Mu przyznać honorowe obywatelstwo Krakowa, jakby mało było honorowego obywatelstwa Nowego Sącza?! Jeżeli chcesz przeciwdziałać podpisz petycję! Nie dla Kaczyńskiego!
Na obrazku płyta: Acousmatic Psychogeography przebywająca obecnie wraz z okładką w stanie bardo: oficjalnie urodzi się 22 kwietnia w krakowskich Fortach podczas naszego specjalnego tam koncertu... i zobaczymy w jakim świecie się odnajdzie? No, wiem: kali-juga czyli wiek budyniu...balonów wygnanych i utraconego naskórka.