Saturday, April 21, 2012

Excercise Cold Response

W marcu tego roku odbyły się kolejne wielkie manewry wojskowe Cold Response, których gospodarzem była Norwegia. Tego typu manewry w terenach arktycznych odbywają się od 2006 roku, a tym razem uczestniczyło w nich ponad 16 tys. żołnierzy z 14 krajów. Byłoby o nich całkiem cicho gdyby nie zaginięcie, a potem katastrofa wielkiego samolotu transportowego Herkulesa C-130, którego szczątki znaleziono w pobliżu Kebnekaise. To najwyższa góra Szwecji i jedna z najwyższych za kręgiem polarnym. Wyszliśmy na nią w 2009 roku i przechodziliśmy pod nią w 2010! Na tym terenie nie ma zasięgu dla telefonów komórkowych i mimo sprzętu wojskowego minęło sporo czasu nim odnaleziono wrak samolotu. Niestety, była to także tragedia załogi - zginęło 5 osób! Obecnie w Kanadzie na spotkaniu wojsk operujących w arktyce debatują specjalne siły z USA, Rosji, Islandii, Danii, Szwecji, Finlandii i oczywiście samej Kanady. Wszystko to wygląda bardzo niepokojąco i potwierdza to także główna "obserwatornia" w postaci Centrum Studiów Międzynarodowych i Strategicznych w Londynie.  Jej dyrektor - Heather Conley nie pozostawia złudzeń co do tego, że szykuje się ostra kampania o odsłaniające się pod wpływem ocieplenia klimatu, złoża cennych minerałów. Najbardziej niepokojące jest to, że w ramach ćwiczeń wojska zajmują się technikami tzw. riot control czyli mówiąc prościej pacyfikacją wystąpień ludności miejscowej.
Poza tym, że następnym razem pod Kebnekaise nie rozbijemy namiotu ze strachu przed Herculesem, który może walnąć w okolicę, to jeszcze swobodne sikanie w tundrze będzie pewnie rejestrowane przez patrole wielu wojsk? Jak nasikam przypadkowo na ukryty zwiad to technikami riot control zostanę obezwładniony... Jest cholernie smutne, że czarne scenariusze z filmów cyberpunkowych zaczynają się sprawdzać i to na ostatnich naprawdę dzikich terenach Europy i w reszcie Północy.
Tym bardziej wydaje się ważne aby wiedzieć o co właściwie chodzi i co to jest ta Północ. Sprawa jest znacznie poważniejsza niż się wydaje, bo zniszczenie tych prawdziwie dzikich połaci Ziemii jest aktem nie tylko fizycznym. Północ jest określeniem na specyficzny stan umysłu i bez tego subtelnego spostrzeżenia nie bardzo można zrozumieć i praktykować m. innymi fenomen joik-u. Joikning to bardziej stan naszego umysłu niż artystyczna manifestacja i dlatego mody na joik na szczęście nie przewiduję.

We czwartek zagraliśmy koncert w Kawiarni Naukowej i była to także premiera współpracy z Małgosią Teklą Tekiel. Przyjemność była spora, bo to jedna z tych nielicznych osób, która nie pyta tylko słucha i gra. A jak gra! Elektryczna gitara basowa to jest ostra maszyna, ale rękach Tekli ma ten poszukiwany przez nas walor melodyczno-rytmiczny. Mirek Badura całkiem już swobodnie zmienia brzmienia i możliwości thereminovoxa... a granie z takimi ludźmi jest satysfakcją samą w sobie. Także Kawiarnia Naukowa, miejsce małe, ale o bardzo określonym klimacie, okazała się miejscem gdzie może pojawić się muzyka. Na Kazimierzu są właściwie same małe miejsca, ale to dobrze, bo 10 metrów od nas odbywał się koncert znakomitej muzyki... w Chederze! Tomek J. z Ch. wpadł zaniepokojony naszym hasłem przewodnim: ethnoise ... na moment aby sprawdzić, czy na wąskiej uliczce Jakuba, pomiędzy klubami trzeba będzie ustawiać busa dla wzajemnego wyciszenia koncertów...
Kiedy się ma świadomość, że na każdej uliczce Kazimierza zaczyna się właśnie koncert.... to te kilkadziesiąt osób na sali ojawia się jako miłe i zapracowane zainteresowanie. I to jest ten real... gdyby wszyscy tak chcieli / musieli się sprawdzić to by nam znacznie ubyło gwiazd i pieszczoszków! A tak, to browary płacą, gazety tłoczą do głów bo mają umowy i reklamy, radia ulegają presji i kasce (i nie mówię o tych, które służą wyłącznie do zarabiania kasy z samej definicji i podstaw ich istnienia, ale o tych na które idą także nasze podatki) i do tego zawsze się znajdą kluby (także nie prywatne...!), które dotują. Dlatego konsekwentnie apeluję o likwidację Ministerstwa Kultury, które tylko utrzymuje ten obieg i spełnia rolę jedynie wielkiego Wujka. Jest interesujące, że jednym z efektów działania społecznego ruchu Obywatele Kultury jest w jednym z miast likwidacja wydziału kultury na rzecz społecznej rady kultury. Chciałbym mieć jakikolwiek wpływ na to do kogo idą pieniądze z budżetu. Teraz jest tak, że ekipy najbardziej "komercyjne" i umoczone w skomplikowane systemy obrotu kaską prywatną mają jeszcze państwowe wsparcie za to tylko, że grają koncert. A kiedy organizujesz coś o sporej wartości edukacyjnej, społecznej i kulturalnej (bo o sztuce nie mówię - ona jest zarezerwowana dla protegowanych kuratorów), to musisz sobie na to zarobić z biletów. Czyli wszyscy zrzucamy się kolejny raz, po podatkach i płaceniu za reklamę w kupowanych pismach itd. To jest chory układ i tyle.

Ostatnie dni to mrówcza guerrilla promocyjna i informacyjna związana z wizytą artystów z Sapmi. Przylecą we czwartek ze Sztokholmu i następne trzy dni to będzie spora dawka pracy i uważności. Muszę przyznać, że wiele osób i redakcji bardzo pięknie zareagowała na nasze prośby o pomoc. Poza stałymi naszymi wspierającymi ekipami jak Fragile czy Magazynu Skandynawskiego Zew Północy także Redakcja Glissando zachowała się wspaniale! Wczoraj jeszcze doszedł wywiad dla Etnosfery i mamy nadzieję, że jeszcze ktoś się zainteresuje? Muszę wspomnieć także o Antonim Krupie i Radiu Kraków, a jutro mamy mały występ w Radiofonii. Po tych dniach z joikiem, sztuką i kulturą Samów podam listę tych mediów, które chociaż miejscowe to za darmo niczego zrobić nie chcą. Zobaczymy, komu na kulturze naprawdę zależy? I nie jest trudno zgadnąć kto to taki?! Ale może nas zaskoczą, obudzą się... zobaczymy.
Nasze własne media działają niezmordowanie i polecam całkiem aktualny i jeszcze ciepły wywiad z Per Niila Stalką jaki przeprowadziła A. i jest dostępny na naszej głównej stronie.
Na mojej focie jest kamienny Dumający Sam z miasteczka za kręgiem polarnym - Galliware (wymawia się: Jaliware). To ilustracja do pierwszego akapitu tego wpisu...

Monday, April 16, 2012

NASZMALCOWANI


Kilka dni wolnego z okazji wiosennych świąt spędziliśmy na sanjasie w Górach Orlickich w Karkonoszach. To był teren, gdzie wyprawy na daleką północ ćwiczą w warunkach zbliżonych do tych oczekiwanych za kręgiem polarnym. Jest tam torfowisko zwane od zawsze "syberyjską tundrą" i faktycznie jest to dziki, zimny i mocno uwodniony teren, który przypomina jednak raczej tajgę.
Było pusto, zimno i cicho... do wynajętego domku nie bardzo można dojechać samochodem. Do tego zero laptopów i zero telewizora... i tylko piękny telefonik Steva Jobsa informował nas o szaleństwach Prezesa. Swoją drogą to facet ma parcie!
Odwiedziny w pobliskiej czeskiej wiosce (do granicy mieliśmy 25 minut podejścia) utwierdziły mnie w dziwnym poczuciu ciężkości wyczuwalnej w tych wyludnionych okolicach. Wszystko tam świadczy o tym, że kiedyś, inni... żyli tu naprawdę, ale nie teraz i nie my. Jest tam coś z atmosfery Beskidu Niskiego i Bieszczadów... powiedzmy prościej: Łemkowszczyzny. Mimo dzikiej przyrody, łanów śnieżycy i wspaniałych starych drzew... nie specjalnie będę chciał tam wracać.
Jeszcze o starych drzewach... zaczyna być tak, że obecność starych platanów, lip i jaworów poświadcza jedynie, że na terenie gdzie rosną byli: Rzymianie, Niemcy, Czesi... a brak drzew oznacza, że terenem zajmuje się polski proboszcz i zarząd dróg. "Prawdziwy" Polak poza tym, że musi być katolikiem i alkoholikiem... jeść kiełbasę z czosnkiem to jeszcze jest wrogiem drzew? No i musi być kibolem, bo to sprawa narodowa!

No i mamy kwietniową partyzantkę ... Staramy się nie dać złapać Armii Naszmalcowanych (AN). Na pierwszym miejscu działań są dwa muzyczne przedsięwzięcia: koncert w Kawiarni Naukowej w najbliższy czwartek i goście z Sapmi (Laponii) za tydzień czyli trzy dni joiku i duodji (rzemiosło artystyczne Samów) w Krakowie i Częstochowie. Joik i kultura Samów powinna zainteresować wielu ludzi, zwłaszcza, że jak dotąd w Krakowie chyba tego rodzaju akcji nie było? W Warszawie i Gdańsku tak, ale u nas nie było okazji uczyć się joik-u z pierwszej ręki. Promocja tego eventu i warsztatu wiele mnie nauczyła i widzę, że w mieście są ludzie, którzy nie szukają kultury/sztuki na wielkich afiszach i w gazecie. Jeżeli uda się wszystko co założyłem, to odblokuje się ścieżka, którą nikt nie może sterować i kupić. Przynajmniej jakiś czas... Tymczasowa Strefa Autonomiczna?!
Z koncertem w Kawiarni Naukowej jest najtrudniej, gdyż miejsce i event jest inny niż obraz fascynującej, archaicznej, źródłowej kultury Samów.
Zagramy tam z Mirkiem Badurą (thereminovox) czyli TereMirem... i Teklą, basistką, która właśnie skończyła sesję nagraniową z Deuterem! Z tego co mi mówi, to nasza muzyka "podeszła" i jest szansa na dobry set bez zbędnych dyskusji. Drążymy rzucone kilka lat temu pojęcie: ethnoise, którym chciałem rozwinąć wcześniejsze: ethnocore.

Guerrilla wymuszona jest (bo partyzantka zawsze jest wymuszona) przez naszmalcowanych... To "offowi" przebierańcy i malowane lisy, które mają wszystko kupione w twardym kapitalistycznym stylu, a na koncertach wymachują lewackimi transparentami! Nowa, jeszcze nie wydana płyta Kapeli ze wsi W. jest płytą tygodnia w Radiu Kraków... pewnie jest już kilka razy nagrodzona i tylko czeka druku okładki?
Proponuję wydawać tego rodzaju płyty puste, bez muzyki...nagradzać i mędrkować na opłaconych stronach w gazecie wg. przysłanego sznytu. Zaczynam się czuć jak w latach 80-siątych: oficjalna kultura swoje, a ta inna, nasza... swoje. Zaczynamy się słabo kontaktować i zmiana polega na tym , że klub studencki gra w grę "kultura namaszczona" (naszmalcowana), a klub prywatny robi coś mało ekonomicznego, ryzykownego artystycznie i otwartego.
I o.k. jak tak, to tak i tylko pilnujmy czytelności granic i nie bełtajmy w głowach młodym.

Są też optymistyczne nowości: po raz pierwszy od 30 lat Juwenalia w Krakowie nie organizują koncertu Kory, Voo Voo i chciałem napisać Kultu... ale Przemek dzisiaj twierdził, że jednak Kult jest! Dobre i to, zawsze lepiej niż... oj tam, oj tam... nie będę się pastwił.
Naszmalcowani są wśród nas i basta. Dobrze, że nie biją... ale też postaramy się by nie mogli. Jak w piosence: mamy dla was kwiaty...
Internet jeszcze działa i nie kasuje naszych banerków i postów bo nie zatwierdzone przez wielkiego Wuja składającego się z miłych promotorów, redaktorów, wydawców i wielu innych bardzo kulturalnych animatorów i dlatego wyjątkowo plaśniemy sobie w budyń czerwonym, rewolucyjnym banerkiem Tomka Rolnika Czermińskiego.

Monday, April 02, 2012

ŁEM


Udział w Festiwalu Przygody i Podróży "Bonawentura" w Starym Sączu kolejny raz pokazał nam, że nie jesteśmy "podróżnikami"... i mimo pełnej sali (co w tym miejscu zapewniał dotąd jedynie recital Piaska...) czuliśmy się troszkę nie na swoim miejscu. Bo te miejsca, które nas zachwycają robią z nami coś takiego, że możemy siedzieć i się spokojnie przyglądać czemukowliek... możemy opisać deszcz lub kępkę karłowatej brzozy... a tu trzeba "zdobywać" góry, "pokonywać" rzeki i obejmować w "posiadanie" dziewicze tereny... Jesteśmy możliwie daleko od takich podróży... ale Wojtek nas zaprosił, a Wojtkowi się nie odmawia, bo facet jest wporzo. Nęcił nas nocleg w Centrum Pielgrzymkowym, ale było to jednak trudne i zbędne dla nas doświadczenie. Oko świętej Faustyny było całą noc otwarte... a plakaty z schematami ubiorów liturgicznych trochę nas przygnębiały. Wynagrodziła nam to tzw. publiczność czyli entuzjaści, przyjaciele, znajomi i dalsi znajomi. W niedzielę rano, kiedy ekipa Nataszy i Głodnych Kawałków jeszcze spała pomknęliśmy do Kosarzysk i dalej w Małe Pieniny... Śnieg i wiatr dokonał rytualnego oczyszczenia i uwolnił nas od oka Faustyny. Była pewnie oki, ale oko po ludzku mogłaby zamknąć na chwilę...? Ze świętymi zawsze są kłopoty...

W ostatni piątek pojechaliśmy do Olkusza... Kiedy przychodzi jakieś zaproszenie czy propozycja dotycząca nowego projektu, nie myśli się zazwyczaj o trudnościach i tylko jest entuzjazm albo go nie ma. W przypadku zaproszenia jakie nadeszło od fotografika Adriana Spuły entuzjazm pojawił się od pierwszego momentu. Czym bliżej zrealizowania entuzjastycznie powitanego projektu, tym sprawy zaczynają się komplikować, piętrzyć, trochę uwierać i przychodzi moment lekkiego zwątpienia: no fajnie, ale tego się nie da zrobić tak jak się wydawało... itd. itd. Tym razem, nawet nasz ulubiony rekwizyt kulturalny czyli pianino w rogu sali (drugim jest choinka...) i minimalny zestaw sprzętowy nie zachwiał atmosferą. Może dlatego, że na ścianach wisiały znakomite i ciężkie w znaczenia fotogramy z prawie całego obszaru Łemkowszczyzny. Wobec śladów dawnych mieszkańców sporej części Karpat w granicach Polski i w kontekście okoliczności w jakiej Polska tych ludzi wyrzuciła, trudno jest o uniknięcie zadumy i trudnej refleksji. Ale poza politycznym i społecznym kontekstem Akcji Wisła jest też inny, zwyczajny upływ czasu, znikanie miejsc i przestrzeni w Karpatach, zanikanie pewnych form wrażliwości i duchowości, zubożenie i ironia... Moja znajoma odszukuje dawne nazwy miejscowości, wsi, gór i miejsc... coś jak moje "odkrycie", że tzw. Góra Krzyżowa w Krynicy nazywała się naprawdę Urdy Wierch... (i taki tytuł na naszej pierwszej płycie Ethnocore...polecam) i myśl, że może jako Krzyżowa łatwiejsza jest do oskalpowania, zabudowy, zniszczenia i wykorzystania? Daleki jestem (wbrew pozorom) od naiwnych interpretacji historii i przypisywania komukolwiek bezwzglednej "racji", ale...
W Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Olkuszu na dwie godziny objawił się inny, zapomniany świat, a skoro się objawił, to znaczy, że istnieje w nas i warto o tym pamiętać. Znakomici słuchacze, młodzi hardkorowcy i tzw. zwykli, starsi ludzie wyraźnie poruszeni obrazami i dźwiękami... to jest ta nagroda! To dla dotknięcia takich obszarów warto uprawiać ten dźwiękowy nomadyzm wbrew wszystkiemu.

Wczoraj, tzw. rzutem na taśmę (bo ostatnie godziny wystawy!) poszliśmy do MCK na pokaz pt. Współczesna Architektura Norweska 2005-2010... i zapłakałem już od pierwszych plansz i fot. Będziemy tu w budyniowie głędzić jeszcze sto lat o tym czy architektura ekologiczna (a może "zielona") jest modna czy nie jest... a w Norwegii ludzie sobie mieszkają tak, nie srają w każde dzikie miejsce, nie wrzucają umywalek i starych akumulatorów do potoków... pewnie dlatego, że jakby Boczek z Kiepskich powiedział: bo bogate są, panie, bogate są! A to nie bogate są tylko mają w głowie mózg a nie budyniowe zakisłe zwoje. I pochlipuję tak do teraz, bo to jest jedna ze spraw, której nigdy w budyniowie nie osiągniemy, bo tzw. rolnicy u nas zawsze będą rządzili i basta! Pozostaje tylko się postarać aby mojej emerytury nie dostawali...

Marzec z dryfem od Szczecina po Zieloną Górę i Olkusz zamknęliśmy, teraz nadchodzą kwietniowe jazdy: Kawiarnia Naukowa i "ethnoise" plus ważny z wielu powodów czas wizyty
i pracy z gośćmi z Sapmi! No i powoli buduje się trasa promocyjna dla Zielnika Podróżnego... będzie Śląsk, z czego bardzo się cieszymy.
Fota z Olkusza, fotogramy i my... prawdziwe wrażenia płynące z fotogramów i dźwięków nie są widoczne... kto był ten wie.