Monday, June 29, 2009

WSPOMNIENIA

A. biega teraz po Amsterdamie i zbiera siły przed jutrzejszym konferencyjnym wystąpieniem... To specjalnie spreparowana fota z Hagi i ciekawego miejsca wysuniętego ostro w Morze Północne. Ten wysoki gość to niejaki Tomek J. występujący czasem pod pseudo FUNKLORE...

KARPATY OFFER 1


Pod tym - kolejno numerowanym - tytułem, postaram się relacjonować pracę nad nieco "innym" festiwalem. Uczono mnie, że krytykować bez próby pokazania alternatywy jest zbyt łatwo ! Będę więc uczciwie pokazywał kompromisy (oj, bolą!) i sprytne obejścia, kluczenia i wielkie sukcesy....?
Festiwal miał swój początek w postaci trzech dni Prologu w 2008 roku. W 2009 będzie to 3 dni w trzech miejscach (małe miasteczka galicyjskie : Nowy Sącz, Biecz, Zakliczyn) w sierpniu i jeden wieczór w Krakowie, w październiku. Wpisy na tym blogu dotyczące Warhola, Hasiora i kilka innych dotyczyło pracy nad tym Festiwalem. Bo na "teraz" odnosimy się do WARHOLA - HASIORA - WITKACEGO - NIKIFORA. Nie jest łatwo (w Karpatach nigdy łatwo nie było...) ale to eksperyment i badanie granic zdolności do kompromisu...i czy kompromis ma/jaki sens?
Praca nad Festiwalem jest dobrym uzupełnieniem naszego projektu z 1998 roku, który miał pełną nazwę : "ZAGINIONA PRZESTRZEŃ - KARPATY MAGICZNE".
Tym razem bezpośrednio borykamy się z "kulturą popularną"- z jej mentalnymi uwarunkowaniami historycznymi i ekologicznymi oraz barierami politycznymi.
Emilio Ambasz powiedział o swojej pracy to, co świetnie nadaje się do powiedzenia o naszej : " ...To akt mitotwórczy. W architekturze interesują mnie rytuały i ceremonie trwające całą dobę... W mojej pracy szukam trzech podstawowych etapów : stanu narodzin, stanu zakochania i umierania". Swoją drogą, historia percepcji twórczości Ambasza jest jakaś taka znajoma...

JARMARK MOGILSKI



Kultury bliskie przyrodzie wiedzą, że : " sfera moralna nie dotyczy tylko ludzi... inne gatunki i krajobraz są jej częścią." (społeczności plemienne Wik i Aranda)
Ciągle myślę o tych zgwałconych, tegorocznych Wiankach... tym razem w kontekście relacji z odwiecznych czerwcowo/lipcowych wezbrań czyli tzw. powodzi. Rytuał puszczania ognistych wianków miał tu pewne znaczenie, także przypominające o cyklach Natury. Nie bójmy się sięgnąć głębiej, bo przecież bardzo "zależy nam na naszej tożsamości" ? "Dzisiejsze społeczeństwa zachodnie ani nie rozumieją natury, ani nie odprawiają obrzędów rytualnych. Ziemię traktują zaś jak otwarty rachunek bankowy".
To co nam zaproponowało KBF zamiast Wianków, pasuje jak ulał do opinii, że : " odzyskanie niepodległości przez część państw Europy Wschodniej /.../ okazało się tylko karykaturą modelu cywilizacji Zachodu". I w tym kontekście wydaje się niezwykle interesujące, że Teatr Łaźnia Nowa, działający na terenie / na rzecz Nowej Huty potrafi odwołać się do istotnych i ważnych dla miejscowej społeczności treści organizując coś - na oko - tak banalnego, jak Jarmark Mogilski ! Pod Wawelem i nad matką rzek się nie dało ... a w Nowej Hucie się uda? To byłoby pośmiewisko z "wielkiej promocji Krakowa" w postaci zorganizowania anty-ekologicznej, nadętej i archaicznej mentalnie imprezki w postaci "koncertu gwiazd". To na to tylko stać 1000-letni Kraków?
Pracując nad muzyką do filmu o budowie Nowej Huty ( Bartosz lubi czasem trochę poćwiczyć naszą kreatywność... ej lubi!) dostałem mocną lekcję pokory. Bo w Nowej Hucie będziemy celebrować łączność z otoczeniem i to - zobaczcie sami na mapkę Jarmarku - na planie (mitycznej) jabłoni !
ArtBoom dowiódł, ze ekologia jest jakaś wstydliwa, że jest ale jakoś tak brakuje rozmachu i zdecydowania, bo " postmodernistyczna filozofia pomija paradygmaty ekologii i ich wpływ na język i psychologię" ? To zaszło tak daleko, że dokopywać się naszych związków z otoczeniem będziemy w Nowej Hucie ? Coś w tym jest przekornego?
I tak nasza osobista "guerrilla gardening" nabiera ciekawego charakteru. Obok prezentacji zapomnianych instrumentów i koncertu, mamy także stworzyć ścieżkę dźwiękową do obrazów pokazujących jak z wsi Mogiła powstała Nowa Huta. A obrazy te mają ogromną siłę i niejednoznaczność zwalającą z nóg. Ale takie propozycje są interesujące najbardziej i pokazują różnice w podejściu do kreatywności, jak -konsekwentnie używając języka architektury na styku z ekologią - pomiędzy "architekturą-ogrodem a architekturą w ogrodzie".
Emanacja bez-myśli Krakowskiego Biura Festiwalowego w postaci tzw. "Wianków", była jak architektura w ogrodzie, udająca architekturę - ogród. Wiem, niejasne i ludzie tego nie zrozumieją... czyżby ?
Po sobotnich muzycznych akcjach, w niedzielę mam przeprowadzić warsztat etnobotaniczny... To jest dopiero wyzwanie! I to właśnie kręci...
Cytaty pochodzą z "Zielonej architektury" Jamesa Wines z 2000 roku, wydanego w Polsce w 2008 roku.

Sunday, June 28, 2009

WARHOL's BABY-CARRIAGE


Ostatnie stany pogodowe działały na mnie trochę spowalniająco. Burze, deszcze od samego rana i to słabe światło, jakby już słońce wysiadało... Ale pomogły mi relacje tv z festiwalu TOP trendy. Człowiek wie już po kilku minutach takiej relacji, co spływa budyniem od czubka głowy po duże paluchy u nóg. Moja faworytka Patrycja M. po fantastycznym show (prawie) u boku Kravitza wyznacza nowe horyzonty muzyki rozrywkowej...i idzie jak burza ! Pewnie szykuje się duecik z Muńkiem i może nawet p. Krawczykiem? Topowe jest też (niezmiennie od czasów przedwojennych) kantatowe, bogoojczyźniane zawodzenie w modyfikacji p. Rubika i knajackie bełkoty niejakiego Czesława (który) Śpiewa. W dzieciństwie oglądałem serial pt. "Koń, który mówi" i jakoś mi się to zawsze przypomina kiedy usłyszę, że ten sympatyczny uchodźca ze Szwecji (chyba?) czyli p. Czesław - śpiewa. Gość pewnie usłyszał, że u nas każdy, kto przyjedzie z Zachodu robi szybko "wielką" karierę i co się dziwić , że śpiewa bez opamiętania. Zawsze to zdrowsze niż zbieranie pomidorów we Włoszech pod czujnym okiem uzbrojonych strażników. Ma gość łeb!
W rozrywce (mylonej w Budyniowie - z muzyką) Top jest więc ustalony i człowiek wie co robić ! To dodaje energii i wytycza drogę. Top to szczyt... ale może to być też czubek !? Fajnie mi się te skojarzenia rozwijają ... ale jednak się powstrzymam od swobodnego strumienia świadomości...
W tym kontekście zaskoczyło mnie, że jednak nasze tv odnotowały śmierć takiego zapomnianego, marnego piosenkarza - Michaela Jacksona. Wiadomo, że gość by się już na polskie TOP trendy nie załapał. No chyba, żeby przyjechał i poprosił kogo trzeba... Najpierw usłyszeliśmy w tv, że Jackson Five nie zrobiło kariery i dopiero Michaelowi się trochę udało... No jasne, tak znani jak Małe ww to nie byli ale jednak bym polemizował. Potem w TVN24 ukazali się naszym zdumionym oczom mędrcy budyniowego szołbiznesu : p. Robert Kozyra, p. Marcin Prokop i p. Roman Rogowiecki... Ten ostatni wyszedł na niepoprawnego marzyciela i naiwniaka, który widział w Jacksonie świetnego artystę... i nawet w śpiewaniu o Ziemii nie wyczuł pokerowego zagrania "na ekologię". Za to u nas, w słynej piosence, której videoclip sponsorował Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, w którym elementem sponsorowanym był fakt, że Anita Lipnicka "widziała morła cień" była szlachetność i świetny zabieg dydaktyczny. I warto takie właśnie sprawy sponsorować, bo nikt inny MORŁA nie widział ! Panowie Kozyra i Prokop celnie wypunktowali błędy Króla Popu (no bo nie TOP trendów przecież) i bardzo na czasie (w tym momencie odbywała się sekcja zwłok MJ) naśmiewali się ze sprzedaży płyty artysty w śladowym, 5-milionowym nakładzie. Ale nie porównywali tego nakładu ze sprzedażą naszych gigantów ale z .... nakładem 20-milionowym, który sprzedał wcześniej także Michael... Tak sobie na palcach policzyłem : 20 mln plus 5 mln plus..... itd. - to faktycznie jakaś załamka z tą sprzedażą i aż strach pomyśleć ile Ci panowie sprzedali płyt (na czarno ? bo jakoś mało się słyszało?) skoro te kilka milionów ich śmieszą ? Giganci polskiego molocha muzyki rozrywkowej ! Gratulacje wyczucia i budyniowej logiki. Na koniec oświadczyli, że planowane koncerty Michaela Jacksona w Londynie byłyby nieudane ! Dali czadu -tylko smarkać budyniem pozostaje ze śmiechu. Myślałem, że może fakt iż w clipie utworu pt. "Man in the Mirror" Michael pokazał dwa razy Lecha Wałęsę (z czasów... i w czasach, gdy nie mogli go atakować wszyscy kurduple z wyższej półki i Włoszczowej) będzie jakąś okolicznością łagodzącą... ale nie i basta.
Pewnie trudno mnie posądzić o ciągłe słuchanie Michaela Jacksona i bycie Jego bezkrytycznym fanem ale nawet ja poproszę pokornie : trochę więcej dobrego wychowania i mniej arogancji Panowie !
A my biedne robaczki bez szans na Top trendy... przebieramy nóżkami i ustawiamy worki z piaskiem aby powstrzymać napierającą falę budyniu. Pani Phd A. jest właśnie w drodze do Amsterdamu i pewnie znowu odwali robotę za tych co zrelaksowani na KRUSie srają w gumno, za tych co się im uczyć nie chciało, za tych co się im robić nic nie chce... i za tych co z tej niesprawiedliwości , że jednym się chce a im się nie bardzo chce, biją Żyda / geja / hipisa / innego ... czyli za Budyniaków. Już kiedyś to przerabialiśmy w Amsterdamie i to w jednym ze słynniejszych klubów : Paradiso. Tam myśleli, że jak z Polski zespół przyjechał to musi grać jakieś folkorocki i punkowe odmiany dumek.... a tu masz babo placek ! I nie spiliśmy się ze strachu przed koncertem... nie mieliśmy też na ustach piór ze zjedzonego łabędzia tylko piasek na sandałach ze sztucznych wydm ich rezerwatu przyrody w budowie...
Pracujemy pełną parą nad naszym projektem Wózek Warhola.... nie robimy tego na TOP trendy ale mamy niezły ubaw i poczucie, że dajemy radę! Premiera na Festiwalu KARPATY OFFER w sierpniu. Ale o tym za kilka dni, bo mocujemy się z ostatecznym programem.
Po ostatnim koncercie w Eszewerii dodaliśmy (gratis) sadzonki bazylii drobnolistnej do naszych wydawnictw Flagi Świata. Ot, taka fanaberia...i nasza mała guerilla gardening.

Monday, June 22, 2009

Puk ! Puk! Puk!


Kiedy emocjonowaliśmy się Wiankami (a raczej ich stłamszeniem) , do wpisu pt. Fasady Medialne przyszedł "koments". Kiedy go przeczytałem, miałem wrażenie usłyszenia takiego głośnego : puk ! puk! puk! Coś jak : halo, halo tu Ziemia !
Wpis brzmi tak : Freedom for Besarabia (Moldova) !
Przed oczyma stanął mi nasz wyjazd na festiwal do Kiszyniowa i wszystko co tam widzieliśmy, także to co lepiej było nie zauważać... Od kilku dni obserwujemy na CNN i BBC (no, bo raczej na TVN się nie da nic na bieżąco obserwować - stacja zasypia od przejedzenia sukcesem?) co wyprawia się z opozycją i studentami w Iranie. W Tybecie cały czas źle i tylko raz jest zainteresowanie mediów, innym razem nie. Więc może takie wykwity jak ostatnie dzieło KBF to jest już arogancja ? Może już zaczynamy popadać w ten mentalny stupor stabilnych (wszystkim się tak zdaje, do czasu...) społeczeństw zamożniejszej części świata? Nie bardzo mnie obchodzi Budyniów i zastanawiam się właściwie nad sobą i tym co powinniśmy robić? Organizowanie kolejnego koncertu pt. Wolny Tybet uważam za naiwną intelektualną masturbację o dwuznacznych celach, chociaż przecież od tego się nie ślepnie ... Potrzebujemy czegoś mądrzejszego, czegoś bardziej praktycznego dla tych udręczonych ludzi. Takiego PUK! PUK! PUK! po którym ktoś nie będzie przez dwa dni głodny albo będzie mógł sobie kupić zeszyt do szkoły ? Czegoś naprawdę fizycznie wykonanego, nie rezolucji i koncertu, chyba, że coś z niego konkretnego wynika. Nie wiem.
Na focie liść świętego drzewa Pipal (Ficus religiosa) z wyprawy Alicji M.

Sunday, June 21, 2009

WIANKI W KRAKOWIE


Wczoraj wieczorem przez kilka chwil przyglądaliśmy się jak Krakowskie Biuro Festiwalowe strzela sobie (niestety raczej miastu i nam) samobója ! Kuriozalny desant z Warszawy w postaci beznadziejnego i wypranego z energii Wawamuffin i Patrycji M., niemy Gawliński, opóźnienia, awarie i bezsensowne gadanie facetów, którzy stosowali inżynierię społeczną na poziomie obozu pracy - to koniec wielkich imprez KBF. Ja wiem, że za tydzień w TVN oglądniemy zgrabną promocję dziwacznie dobranych wykonawców z naciskiem na ... Patrycję ale te kilkadziesiąt tysięcy ludzi (bo z pewnością nie sto tysięcy !) widziało coś całkiem innego. I nie było tak, że deszcz wszystko zepsuł, to niebo płakało na widok takich Wianków. W budach obok smoka można było kupić miecze i świecące rogi, peruki i inne chińskie specjały ale wianków ani śladu. Kilka dziewczyn uparcie paradowało w pięknych wiankach na głowie ale na tle teatrzyku kukiełkowego pt. Lenny K. z zespołem, wyglądały jakby pomyliły imprezę. A to KBF pomyliło imprezę i to za - jak plotka niesie - 2 miliony złotych. Chyba tej ekipie rozum odjęło...

Saturday, June 20, 2009

FASADY MEDIALNE


Festiwal Art Boom trwa ! Tym razem wysłuchaliśmy wykładu dr Christy Sommerer z Linzu. Głównym tematem były : fasady medialne ale zaciekawiły mnie też "organiczne" przejawy interface culture. Pokazane podczas wykładu prace z grubsza oscylowały wokół tworzenia i ingerowania w "życie" stworzonych form za pomocą dotyku, wymiany energii (elektryczność!!!) i zaawansowanych technologii dotykowych ( a nawet poruszających się!) ekranów / interfejsów. Obok niejasności definicji i zbitki zaawansowanych technologii z brakiem istotniejszych treści jakie miałyby w ten sposób być przekazywane, mój niepokój wzbudziło wirtualne hodowanie form nawiązujących wprost do żywych organizmów. Tworzenie tych form jest łatwe i zawsze "zabawne", a ich skasowanie, pozbawienie energii i porzucenie to kwestia chwili. Decyzja tworzenia i niszczenia nie jest obarczona odpowiedzialnością i co więcej, twórcy sugerują, że im więcej tworzymy/zabijamy tym nasza kreatywność większa. Pojawia się więc wątpliwość co do skutków jakie przyniesie wychowanie taką zabawą. Już widzę te "roślinki," "kotki " i "pieski " - skasowane w trzy minuty po ich zakupie.... Oczywiście to nie technologia jest odpowiedzialna za taką możliwą konsekwencję jej bezmyślnego stosowania ale artyści i uczestnicy kultury interfejsu powinni być bardzo czujni. Tyle, że chyba nie są...
Fasady medialne to naprawdę fascynujący temat i jednocześnie budzący wiele wątpliwości. Czy duży telewizor (ekran) powieszony na ścianie budynku to jest już fasada medialna? Wydaje się, że nie ale spora ilość realizacji właściwie bazuje na takim efekcie. Moja inżynierska (w malutkiej części... ale jednak?) dusza podpowiada, że o fasadzie medialnej można mówić tylko w przypadku gdy medialność jest jedynie jedną z funkcji realnej konstrukcji nazywanej fasadą. Zawieszenie czegoś na fasadzie pozostanie zawsze dosztukowaniem i ozdobą/zeszpeceniem. Dlatego najbardziej przekonują mnie fasady, które są aktywnymi (ruchomymi, świecącymi, dźwiękowymi) "prawdziwymi" fasadami w sensie konstrukcyjnym o dodatkowych funkcjach. Fasady reagujące na słońce, fasady emitujące energię magazynowaną w dzień, fasady pokazujące stan zanieczyszczenia środowiska lub różne wskaźniki dotyczące wnętrza budynku itd. itd. Fasady i dachy wysokościowców w Azjatyckich mega-miastach, próbuje się wykorzystać jako źródło energii i obszar do produkcji roślinnej. Ta idea jest już praktykowana od lat i zabrakło mi tego tematu w wystąpieniu pani doktor. Możliwe, że w Austrii nie myśli się już o jedzeniu ... Znowu zmierzam w stronę istotniejszych powodów tworzenia nowych technologii . W innym przypadku pozostaną funkcje reklamowe i polityczne jako jedyne zastosowania nowych możliwości operowania obrazem. Podczas dyskusji pojawiła się część tych wątpliwości ale umknęła sprawa, któa mnie niepokoi najbardziej. Chodzi mi o łatwość sprawowania władzy przy tego typu "technologicznej" sztuce. Można odnieść wrażenie, że to sama Władza szuka nowych form sztuki , które będą miały wbudowany system kontroli niejako organicznie. Bo system weryfikacji, dopuszczania określonych treści i form do prezentowania na miejskich fasadach, nie będzie dyskutowany zbyt mocno i wydaje się oczywisty... więc : cała władza w/przez ręce kuratorów ? Nie chciałbym mieć w przyszłości takiego wyboru : JP2 albo biustonosze i nowe samochody albo zaangażowana twórczość artysty pana Simona, udręczonego "komuną" jeszcze na długo przed poczęciem. No i nie mam złudzeń, że kuratorzy byliby tylko zbrojną ręką władzy albo - jak to za owej "komuny" się mówiło ; "członkiem z ramienia" . Byliby oczywiście kuratorzy "dobrzy" do wynajęcia bez zbędnych słów i "źli" (niszowi i nie znający się na sztuce ) czyli ci dociekliwi.
Co do samej idei fasad dziwi mnie bardzo, że kolportuje się przekonanie iż są to jakieś nowatorskie idee. Gdyby pani dr Christa Sommerer była za młodu hipiską, to by zobaczyła fasady medialne np. w Indiach. Są tam świątynie hinduistyczne, których fasady składają się z trójwymiarowych form, opowiadają one tysiące historii przybyłym tam ludziom, zmieniają swe zabarwienie i dzięki grze świateł - także kształty... więc są także ruchome. Tak samo "ruchome" jak układ tysięcy diod... W Taj Mahal i innych świątyniach Indii , fasady i posadzki wykonywano z materiałów, które pochłaniają ciepło, w specyficzny sposób odbijają światło i "oddychają" wraz z mieszkańcami.... a fasady gliniane.... ej boj ! Austria nie jest jednak kolebką ludzkości !
Część ludzi od sztuki "ultraaktualnej " zachowuje się tak jakby naprawdę wierzyła, że świat zaczął się w dniu kiedy skończyli studia lub obronili doktorat.
Po wykładzie siedzieliśmy chwilę na Rynku, pasąc się słodkościami i dziewczyny gadały z panią Christą o zawiłościach życia akademickiego, a ja przepytałem Martę R. "na okoliczność" akcji Wodnik. Zatopienie dziada ( w postaci betonowej postaci biskupa?) u ujścia Wilgi do Wisły jest ciagle dla mnie hitem tegorocznego Art Boom'u - mimo/a może też trochę dlatego, że mało kto widział sam akt zatapiania. Zatopiony dziad ma obrastać glonami i tzw. osadami dennymi, które nazywane są przez ignorantów : mułem. I wszystko jest super bo sprawa jest w toku, rozwojowa i "w procesie" i tylko zastanawia mnie jaki to ma związek z MPP : Miejską Przestrzenią Publiczną ? Rozumiem, że gdyby dziada zatopić w Dunajcu pod Krościenkiem, to by nie było tak fajowo i medialnie - bo daleko od MPP ? Ale właściwie dlaczego nie medialnie ? i nie fajowo? No właśnie...
Mamy grać podczas Jarmarku Mogilskiego 4 lipca i szkoląc się odkryliśmy, że będzie to "okoliczność" neopogańska, chyba?! Dla mnie o.k. bo nie wszystko musi się odnosić do naszej historii najnowszej... ale załamałem się nieco, kiedy okazało się, że dla Gniazda interesująca jest twórczość VooVoo ... to tak jakby Jezuici szerzyli zwyczaje starosłowiańskie.
Zamieniono mi także w anonsie prasowym określenie : etnobotanika na ... zielarstwo. To tak stylowo brzmi... ?! Oj Budyniowo, Budyniowo...
Na focie : mamy oko na całość!

Friday, June 19, 2009

Lenny Kravitz vs Wianki ?


Jutro wieczorem Lenny Kravitz zagra koncert pod Wawelem. To miło z Jego strony ale też, nie zapominajmy, że taką ma pracę. I pewnie wybrałbym się na chwilę ale ... jakaś całkowita porażka jest z doborem supportu. Te dzieciaki sławnych rodziców to jakiś koszmar Budyniowa :Marysia Awaryjna, Marysia Sado-macho, bracia (z) Budki, synowie Woodoo itd. itd. i główna porażka na jutro - Patrycja M. To zbyt duża cena dla mnie nawet jak na koncert "boskiego" Lennego.
Kiedy Bogdan robił fotkę scenie na jakiej wystąpi jutro Patrycja M. (to jakby kopnąć w pupę kilka naprawdę rockowych składów w Polsce) - ja przysłuchiwałem się przewodniczce wycieczki obcokrajowców. Było o Kravitzu, było o koncertach jakie organizuje Kraków - ale ani słowa o Wiankach. Więc czy to jest promocja miejscowej specjalności jakimi mogą być tzw. Wianki w Krakowie, czy tylko wstydliwie skrywany dziki obyczaj, który tli się gdzieś w cieniu kolejnej Gwiady (czy raczej Gwiazd?! no bo nasza gwiazda jest pierwszej wielkości!). No ale rozumiem, że Krakowskie Biuro Festiwalowe nie ma specjalnego interesu wskrzeszać stare i niezbyt katolickie zwyczaje. No to po cholerę Wianki? Odpowiedź jest widoczna gołym okiem na okładce ostatniego Karnetu : Wianki to : "music experience" i wszystko jasne. I to będzie bez wątpienia wielkie "music experience".
A co do usprawnienia zarządzania kulturą w Krakowie to wszystko powinno być ozaczone symbolami, nazwami miesięcy i zgodnie z kolejnością : KBF/06/2 - ozaczałoby : imprezka nr 2 w czerwcu itd. itd. Jako produkt turystyczny to dużo łatwiejsze do wymówienia i przyswojenia przez zagranicznych turystów. Nie jakieś Wianki czy Zaduszki, tylko : " KBF/06/02 and KBF/11/01 - please!".
Jak długo jeszcze będziemy się cieszyli jak dzieci, że ten czy inny (swoją drogą : fajny gość) raczy u nas wystąpić podczas zwyczajowej trasy po Europie? Nie gra przecież za darmo i nie nagłaśnia go "Murzyn" z klubu RE . A więc znowu doczekamy się na : "dobrywiecoor Krakow" !

BALON


Tak wygląda ten balon niezgody... faktycznie nie jest podobny do Sukiennic ani też nie stanowi koniecznego atrybutu stroju krakowskiego. Jest biały, lata i można o nim dyskutować do woli ! Bogdanowi się podobał i zrobił mu fotkę.
Wczoraj zagraliśmy koncert i było całkiem miło. Lubię takie chropowate, robocze brzmienie i dużo wolnych przestrzeni do grania. Nawet sporo sympatycznych ludzi przyszło i zapewne wielu także "znawców", więc krytyce nie będzie końca... Ważne, że użyłem poziomej harfy tscheng, który to instrument nie był na scenie od czasu Atmana ! W dobrym nastroju piliśmy herbatkę po pierwszej w nocy i to jest jedyny prawdziwy wyznacznik energetycznego poziomu koncertu. Nasza strefa autonomiczna całkiem dobrze funkcjonuje i sami jesteśmy zaskakiwani nowymi, hybrydowymi tworami jakie się z niej rodzą.

Wednesday, June 17, 2009

BALON NEOKOLONIALNY - FINAL CUT


Obrodziło "komentsami" i dziękuje za nie. Balon jednak wzbudza emocje i jest nadęty maksymalnie... Blog ma to do siebie, że przenosi ulotne emocje mocno wbudowane w aktualne konteksty i dlatego na skargę, że "nic z tego nie rozumiem" - nic nie mogę poradzić.
Na zarzut, że ja pouczam (!) trochę się buntuję bo to ewidentnie "odwracanie kota ...." ale skoro tak to czujecie, to dla mnie tylko dowód, że jak "Kali poucza to dobrze ale jak Kalego pouczyć, to bardzo źle" i jak ktoś nie łapie, to niestety nie będę streszczał "W pustyni i w puszczy".
Okazuje się, że jednak chodzi o zasłanianie okien i zaglądanie do środka, co, zgadzam się całkowiecie, może być uciążliwe i irytujące. Ale... można też domagać się ciszy na Rynku Głównym w Krakowie od 22.00 ...
Istota sporu i mojej irytacji jakby gdzieś przepadła i ja z pewnością nie będę się pastwił nad gośćmi z Wielkiej Brytanii, którzy z gołymi tyłkami, rzygając, biegają po naszych ulicach... bo zniżyłbym się do opinii, że Polacy nałogowo żywią się łabędziami i złotymi karasiami złowionymi w prastarych parkach Zjednoczonego Królestwa. Niestety tak bywa, ale mimo to my gości w Krakowie nie bijemy - a w Irlandii moich rodaków biją już regularnie...i tylko dlatego, że są z Polski. Więc balon jest naprawdę nadęty i może nieco ciszej i nie sugerując, że z niedostępnych (nam, miejscowym) wyżyn kultury.
Nie zgadzam się, że gdybyśmy my mieli kolonie to robilibyśmy to samo ... bo to jest gdybanie. Polscy piłkarze też byliby mistrzami świata gdyby wygrali kilka spotkań...
Jeżeli ktoś nie rozumie tego wpisu to musi zapoznać się z : A - wpisem pt. Balon Neokolonialny i komentsami do niego i B - z archiwalnymi numerami Gazety Wyborczej w Krakowie i tekstami, apelami i dyskusją na temat tego, że balon turystyczny godzi w poczucie smaku i niszczy prastary feeling naszego miasta, co nam objawiono w dość arogancki sposób.
Na tym chciałbym zakończyć dyskusje na temat balonu ale z pewnością do sztuczek "wyżej cywilizowanych" nacji jeszcze nie raz powrócimy...

Sunday, June 14, 2009

TYMCZASOWA STREFA AUTONOMICZNA


Do łączki dotarliśmy szybko i kwitły tam wspaniale rośliny - także bywają czasem składnikami "herbatki karpackiej" : macierzanka, szałwia, dziurawiec, bez czarny, wiązówka błotna.
Napar z kwiatów tych roślin jest rewelacyjny i trudno zdecydować czy lepsze są suszone?
Pomiędzy ziołowym zbieractwem, które uwielbiam, i które dla mnie jest czymś bliskim medytacji poczytałem sobie Hakima Beya. Tymczasowe Strefy Autonomiczne to taka odtrutka na te wszystkie podchody "art world'u" ...
Na fotce część naszej Strefy kilka lat temu, Ania i Maciek.

ART BOOM?


Dotrwaliśmy wczoraj wieczorem jedynie do połowy koncertu pana Slocuma (sorry, to było "muzyczne performance z wizualizacjami", oczywiście w przestrzeni publicznej ... wykonywane na "przestarzałych komputerach"...ble, ble, ble). Ja tam tego Atari 2600 nie widziałem , w oko wpadł mi za to wypasiony sampler... Gość podobno pisze programy i korzysta z dźwięków towarzyszących starym grom komputerowym. Tyle tylko, że co nie zagra to jakoś fajowo i zdecydowanie popowo mu wychodzi... i te dymy na scenie! Duża sprawa. Szkoda, że się na Opole nie załapał, bo troszkę też śpiewał na archaicznym aparacie gębowym i analogowych strunach głosowych. To już właściwie archeologia mediów ! W Opolu by go doceniono, taki nowy, "polski" Slocum Śpiewa.
Wracając z tego performance'u zorganizowanego na Rynku Głównym (na tyłach sceny Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty... przestrzeń publiczna serwuje na szczęście własne ironiczne konteksty) chcieliśmy zobaczyć filmową rejestrację pracy pt. Lady's Smock, niezwykle interesującej artystki - pani Teresy Murak. Od zawsze intrygowały mnie Jej zasiewy rzeżuchy : w formie płaszcza, na nagim ciele, w formie symboli religijnych zestawionych ze starą symboliką ziarna. Ostatnio Teresa Murak stosuje tzw. rozczyny (mieszankę chleba, wody, mułu i kurzu) oraz jest prawdopodobnie od 2004 roku jedną z nielicznych, polskich aktywistek artystycznego guerilla gardening. Jej praca Lniany strumień to akcja polegająca na wysiewie mieszanek kolorowo kwitnących roślin w industrialnych przestrzeniach. I cała ta niezwykle ciekawa bo : osobista, indywidualna i oryginalna praca, została potraktowana przez organizatorów "z glana". Film z rzeżuchową akcją rzucono na ścianę Wawelu, piękną ale ciemną ścianę z cegieł... Przy projektorze stał jakiś gostek i nic nie wiedział, chyba był to jedynie "pilnowacz" sprzętu. Ktoś kto wymyślił taką prezentację pracy Teresy Murak jest dla mnie ...jem!
Za godzinkę udajemy się na naszą piękną łączkę, która może nie całkiem wpisuje się (na zczęście) w publiczną przestrzeń miasta. Muszę odpocząć bo jestem trochę przybity zapowiedziami jakie wyczytuje w programie Festiwalu Sztuk Wizualnych (Krakowskiego Biura Festiwalowego )ART BOOM i nie starcza wszystkich zmysłów aby to ogarnąć : "...instalacja została stworzona, aby wywrócić do góry nogami uświęcone wielowiekową tradycją podejście do sztuki, architektury, mody, kopii i oryginału, a także relacji pomiędzy tym, co nowe i stare", albo : ..."jest logiczną kontynuacją dotychczasowych badań...., dotyczących relacji pomiędzy sztuką a rzeczywistością"... albo praca w przestrzeni publicznej miasta (oczywiście...) polegająca na wykonaniu malutkiego neonu (KBF poskąpiło naszej forsy ? skandal! ) z napisem : WARSZAWA, który ma jednak artystyczną usterkę i wyświetla się jako : W...SZAWA. Nie można mnie posądzić o przesadne uwielbienie stolicy ale pomysł ten jest taki sobie i tylko chwila minie jak w Warszawie ktoś odpali neonik "sra KÓW" i "ubogacimy" w ten sposób dyskurs publiczny? I właściwie o co chodzi?
Tymczasem, ekipa z Wrocławia na Rynku Głównym rozdaje promocyjne lizaki i smyczki zapraszając do WRO ... też takie sobie działanie ale miłe, słodkie, praktyczne i dalekie od megalomani.
Artyści zawsze mieli wokół siebie szpicli i manipulatorów, tym razem dyrektywą komitetu centralnego jest : "działanie w przestrzeni publicznej miasta" tyle, że jak zwykle "animatorzy" załatwiają sobie wygodne stołki w różnych instytucjach i biurach aby mamić maluczkich "wyjmowaniem drzwi" z galerii i wychodzeniem do ludu pracującego miast (bo już nie do : ludu pracującego wsi). I aby było jasne : nie atakuję Festiwalu ale jego realizację, megalomanię i powierzchowność, budowanie podziałów i bezrefleksyjne tworzenie słabego produktu turystycznego. Miast, w których prezentuje się wynajętą na chwilę sztukę oraz głównie produkty sztukopodobne jest w Europie sporo - ale miast, w których robi się coś naprawdę , nie tak znowu dużo... Przemieszanie wszystkiego ze wszystkim i to pod przymusem skorzystania z publicznej przestrzeni miejskiej nie jest zbyt oryginalne i rozwojowe. Chyba, że chodzi o to, abyśmy zatęsknili za białą przestrzenią świetnie zorganizowanej galerii ?
W tej sytuacji głupio zapraszać na nasz muzyczny event w Eszewerii (czwartek, godzina 20.30, Jozefa 9) na generatory analogowe, sampler, głosowe techniki Eskimosów i kilka analogowych, "przestarzałych" instrumentów ... sorry, od lipca gramy już wyłącznie w ppm-ie ; publicznej przestrzeni miasta, używając wizualizacji stworzonych ze starych biletów tramwajowych i zasmarkanych chusteczek oraz neonu, sprytnie, bo jednocześnie promującego sztukę i firmę produkującą żarówki energooszczędne : OSRAM BOOM. I to jest prawdziwy "eko art w ppm-ie"!

Saturday, June 13, 2009

CURATORS ART


Kilka godzin poświęciliśmy dzisiaj konferencji pt. Sztuka aktualna w przestrzeni publicznej, medialnej i wirtualnej. Wszystko odbywało się w Sali Samurajów (wiadomo, to Kraków...) w Muzeum Narodowym. Złapałem się na tym, że bywamy w MN częściej niż w Bunkrze Sztuki i wychodzimy z niego częściej zachwyceni (wystawa fotografii Ashera Felliga ze Złoczowa k/ Lwowa... znanego jako Weegee w porównaniu ze szkolną wystawą fotografii Witkacego i reszty)... Bunkier ma ostatnio jakąś zapaść i może chodzi o dyskutowany ostatnio problem łączenia funkcji kuratora z dyrektorem?! Ale nie o tym, tym razem, chciałem napisać. Wysłuchałem z rozczarowaniem pani Michaeli Crimmin, która do jednego worka wrzuciła sztukę (umieszczoną) W przestrzeni publicznej od sztuki, która powstaje w przestrzeni publicznej. Potem pokazała kilka reprodukcji (słabych) dzieł Land Artu i bez wyraźnego sensu powiązała szkółki roślin z architekturą organiczną... Z wielkim zainteresowaniem słuchało się natomiast niedoszłego dyrektora Bunkra Sztuki - Adama Budaka, który swój talent oddał "wielorybowi" Kunsthauz w Grazu. Mam nadzieję, że talent oddał Austrii jedynie czasowo....
Pomijając wszystkie ozdobniki wychodzi na to, że decyzją kuratorów jest co sztuką bywa a co nie (także w przestrzeni publicznej) ale brzmi to jakoś niezbyt przekonująco i jakby mocno środowiskowo. Ale cóż, to ich job ! Jest już tylko kroczek od tego, aby o tym co jest, a co nie jest sztuką, decydowali ci co zatrudniają kuratorów. Można ze 6 zmysłów stracić jak się to widzi....
Za chwilę biegniemy na pokaz kolesia, który został namaszczony przez kuratorów i pokaże sztukę na Rynku Głównym. Rynek ten stał się wg. opinii kuratorów miejscem publicznym najwidoczniej od chwili kiedy ukończyli oni studia kuratorskie. Wcześniejsze działania ... były tylko nieświadomymi i amatorskimi wybrykami. Przestrzeń publiczną Rynku w Krakowie odkryje o 21.00 Paul Slocum. Nie jest to odkrycie dla autora zbyt ważne bo na swojej stronie nawet nie wpisał Krakowa.
Mam z tą celebracją odkrywania Krakowa dla świata sztuki poważny problem bo w tv będzie koncert mojej ulubionej grupy Pectus - ale może zdążymy wrócić na relację z Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu.

Thursday, June 11, 2009

BALON NEOKOLONIALNY


Mamy w Krakowie zabawowy balon... wsiada się do gondoli i po oderwaniu od ziemi ogląda Kraków z tzw. lotu ptaka. Niestety balon, od jakiegoś czasu nie jest już jedynie zabawowy. Dzięki nagłośnieniu przez Gazetę (prasa "interwencyjna" tak ma) i głupim tytułom, zaczyna być on balonem emocjonalno-dyskusyjnym, jak wszystko w Budyniowie. Według Gazety to grupa anglojęzycznych imigrantów mieszkających w krk, zgłosiła protest wobec białego balonu zabawowego, który ich zdaniem jest skazą na czystej formie naszej dawnej stolicy. Imigranci z całą pewnością mają prawo do wypowiadania własnych opinii i wszystko byłoby o.k. ale pozycja z jakiej wyrażają swoje zdanie jest irytująca i fałszywa. Nie chciałbym nikomu nic wypominać ale wobec głosów sugerujących, że mieszkańcy Krakowa muszą spokojnie słuchać światłych wujków przybyłych do naszego miasta w celu obrony nas przed (naszym) złym smakiem i zgubnym brnięciem w konsumpcjonizm balonowy, nie mogę się jakoś powstrzymać przed przypomnieniem naszym gościom, że wielka kultura jaką reprezentują zbudowana została na niejednym koszmarnym balonie. Nie mamy na cywilizacyjnym koncie wydłubywania szlachetnych kamieni z mauzoleum Taj Mahal w Indiach, nie składujemy skradzionych dzieł sztuki greckiej w swoich piwnicach i nasi "nation people" nie są zamknięci w rezerwatach. Więc nie wciskajcie nam, że Waszą misją jest "pomoc" w zachowywaniu zabytków Azji (w tym ...w Krakowie). Bo, jakbyście -kochani nasi Anglicy i Amerykanie - kiedyś nie "odstąpili" Tybetu Chinom, to dzisiaj może nie potrzeba byłoby takiej "ochrony" kultury dachu Świata...
Zamiast więc udawać dzisiaj dobrych wujków, można było wczoraj mniej łupić słabszych... Ochrona Krakowa przed miejscową ludnością i władzą jest kuriozalnym przedsięwzięciem i świadczy o traktowaniu nas jak prostaków. Jasne, pewnie jesteśmy prostakami, nie więcej niż inni, tyle, że u siebie. Może warto to jednak sprawdzić ale warunkiem jest mniej arogancji ?! Obserwujemy te ochronne inicjatywy naszych zbawców ale zawsze są raczej dobrą inwestycją niż działaniem z pobudek estetycznych. U nas będą krówki, lasy, głupi włościanie roznoszący zdrowe jajka i miód z barci a banki i nowe technologie zostaną u Was? Ale co z łykiem lipowym na sandały dla nas? W Krakowie już lip korować nie będziemy, bo wiadomo, mieszkamy tu razem i starodawnego cienia by zabrakło... to może łyko z Rumunii sprowadzić albo z Gruzji? Tam jeszcze czas na ochronę ...
Znam jeden z wielu przypadków anglojęzycznej ochrony : gość kupuje działeczkę na granicy jednego z bardziej cennych przyrodniczo terenów w Polsce, jeszcze nie chroni ale apeluje o dobre traktowanie, zręcznie omija przeszkody prawne i swobodnie rujnuje stok wykopami, buduje swój pałacyk i jak już go zbuduje to zacznie intesywnie chronić otoczenie. Będzie chronił przyrodę, tradycyjne rolnictwo, krajobraz i co się da - przed nowym sąsiadem, przed wycieczkami młodzieży i dzieci (konieczna jest strefa ciszy!) i przed zaglądaniem mu przez ozdobny płot. No i oczywiście będzie nas nauczał jak chronić gdyż jest z wyżyn kulturowych i ochronnych a osiadł u nas, bo ma misję cywilizowania maluczkich.
Na koniec pozostawiłem zarzucanie nam balonowego kiczu. Oj, kochani... muszę uznać Waszą wyższość w tym jednym ; w kiczu nigdy Was nie prześcigniemy, bo sami często jesteście czystą formą aroganckiego, paternalistycznego, nadętego kiczu. Jak wielki balon przysłaniający pół świata.
I nie angażujcie drugiej połowy do ochrony swoich okien przed balonem, bo do tego się sprowadza cała ta głupia awantura. Wystarczyłoby uczciwie napisać : balon nam zasłania i nie dorabiać tego denerwującego sosu. My to zrozumiemy i nawet jak się ktoś "popisał " to nie trzeba do tego wplątywać imigrantów... bo czuje, że całość jak zawsze w Gazecie jest mocno "uszyta"...
Tak czy siak dyskusja jest faktem, więc dodałem na focie gigantyczne koło "rowerowe" dumnie umieszczone kiedyś w cetrum Londynu. Dotąd traktowaliśmy ten obiekt jak wycieczkowy "fun" ale przy następnym wypadzie nad Tamizę zgłosimy petycje w sprawie usunięcia tego koszmarnego obiektu i pozostawienia w Londynie jedynie kamieniczek na wzór tej w jakiej mieszkali przy Baker Street ; niejaki Holmes i Watson.

Monday, June 08, 2009

SPROSTOWANIE !


Dużo się dzieje... ale czuję, że powinienem ogłosić sprostowanie do bezmyślnie kolportowanej "informacji" jakoby PiS wygrało w Krakowie... A w Krakowie było tak : nie dość, że 40% frekwencji wyborczej to jeszcze na PO głosowało 50% wyborców...a na PiS coś koło 30%. Więc gadanie o rzuceniu Krakowa "na kolana" przez PiS jest jedynie pobożnym (?) życzeniem. Kraków to Kraków i tyle. PiS jak wszędzie - rzucał na kolana wioski i małe miasteczka, ludzi starszych, słabo wykształconych i ogólnie tych, którzy już i tak klęczą i najwidoczniej im to pasuje.
Nawet nasza asystentka Kotsi Abura, która jest bardzo daleko od polityki się uśmiała do łez ...

Friday, June 05, 2009

MIŁE NOWOŚCI !


W wywiadzie dla OCULTURA zaskoczyło mnie pytanie / stwierdzenie o świetnym roku dla Karpat Magicznych... No, nie wiem - ale może jednak ? Właśnie ujawnił się pierwszy utwór z sesji nagranej w Sopatowcu i to w bardzo interesującym wydawnictwie ! Zobaczcie i posłuchajcie sami.
Do tego doszło zainteresowanie naszą biblioteką WFR ze strony niezależnego radia BSR z USA. Zapowiadają się też dwa krakowsko / nowohuckie koncerty w lipcu...

Thursday, June 04, 2009

LUSTRO TWARDOWSKIEGO


Najbardziej o realnej wolności w dniu 4 czerwca 2009 roku, przekonało mnie uniewinnienie artystki Nieznalskiej. Poniewierano Nią za rzekome szarganie świętości. Szargali głównie antysemici, kryptofaszyści i inni "sprawiedliwi" strażnicy świętości.
Wczoraj w Starym Sączu widziałem żałosne przedstawienie w postaci występu Lecha Kaczyńskiego i kilku grupek, zmoczonej przez deszcz, młodzieży ze "spontanicznych" grup wsparcia. Niestety, po kilku godzinach biegnąc przez rynek w Nowym Sączu zauważyłem, że i tu LK agituje tłumy... i ze zgrozą stwierdziłem, że mieliśmy więcej publiczności w tym samym miejscu podczas zeszłorocznego koncertu niż rzeczony LK ! Przejęty tym widzeniem i poważnie zaniepokojony, miałem w nocy dziwny sen : zalewał mnie budyń i jakby kłęby duszącego moheru, twarze-widma straszyły grymasami jak podczas wizyty Pani Thun na wiecu Pana Ziobry, budyń wlewał mi się do ust i napierały na mnie wielkoludy o rysach Pana Guzikiewicza....wszędzie powiewały wąsy i zranione, smutne jak u gazeli oczy pana Śniadka, horror nieznośnie się nasilał! W pewnym momencie owładnęły mną nudności i z wielką ulgą rzygnąłem budyniem, tymi twarzami i kłębami moheru. Niezwykle bogaty "paw" był wielką ulgą i wybawieniem... Połączyłem w błysku geniuszu uniewinnienie Nieznalskiej z istotą mojego snu i... ukazał mi się świąteczny transparent na 2009 rok : nie ma wolności bez nudności ! Z formy był trochę podobny do tego z końca lat osiemdziesiątych ale treść jakby bardziej indywidualistyczna, chyba?
A teraz o wielkim mieszkańcu Krakowa - Panu Twardowskim i jego lustrze. Obok wielu legend i literackich fantazji, w Krakowie, na dworze Króla Zygmunta Augusta żył taki alchemik ! Miał ponoć pracownię alchemiczną w grocie Krzemionek Podgórskich ale tak się złożyło, że została zniszczona podczas budowy (na niej!) kościoła św. Józefa. Pan Twardowski działał w XVI wieku a kościół zbudowano w XIX wieku... ale skutecznie. Po Twardowskim pozostały dwa magiczne lustra. Jedno z nich, zmatowiałe i rozbite znajduje się w kościele w Węgrowie. Lustro oprawione jest w czarna ramę o wym. 56 x 46,5 z napisem, który świadczy o dodaniu jej przez księży. W Węgrowie znalazło się jako darowizna, rodzaj votum (lustro jest wykonane ze srebra i złota) rodziny Krasińskich dla zakonu księży komunistów (Bartolomici). Lustro jest dostępne i można go swobodnie oglądać.
W czasach nam bliższych, Węgrów dał się poznać jako miejsce ślubu Lecha Wałęsy z Danutą. Drugie lustro, które najwyraźniej nie "zmatowiało" i nie "uległo" pęknięciu, nie jest pokazywane zainteresowanym i spoczywa w magazynach Muzeum Diecezjalnego w Sandomierzu. Nie wiem jakim prawem własność alchemika z Krakowa i rezydenta dworu królewskiego jest ukrywana w kościele ? Ale tego nikt nigdy nie pojmie bo to jak walczyć z PKP.
Nie muszę przypominać, że Pan Twardowski zasłynął wywinięciem się z umowy z samym Diabłem ! Podpisał tzw. cyrograf i mimo diabelskiego fortelu udało mu się wyzwolić z mocy Lucyfera. Nie bez strat własnych, polegających na tym, że zamiast na Ziemii ... wylądował na Księżycu! Obecność Pana Twardowskiego na srebrnym globie jest więc datowana od końca XVI wieku i wyprzedza on wszystkie późniejsze dokonania, tak rozdmuchiwane w mediach. Nasz wkład w podróże gwiezdne jest ciągle mało znany i powinniśmy go Europie przypomnieć! W podróży Pan Twardowski wykorzystywał często koguta... dość wyjątkowy i tani środek lokomocji! Podpisywanie cyrografu można porównać do umowy kredytowej i tym bardziej interesujący jest fortel Wielkiego Alchemika, czyżby i w tej dziedzinie wyprzedzał swoje czasy?
I nawet ta typowa, swojska opowieść nie jest bardziej szalona niż to, co dzisiaj wysłuchiwałem i oglądałem w tv...
I nie dziwię się, że po zobaczeniu tego wszystkiego w lustrze, Pan Twardowski utrzymuje księżycowy dystans a sam diabeł odpuścił. Nie jesteśmy alchemikami i pozostają nam nudności...