Tuesday, November 01, 2011

PLASTIC MEDICINE MEN


A. przygotowując jeden ze swych autorskich wykładów, jakie od roku wygłasza raz w miesiącu w Poznaniu (będzie z nich kiedyś książka, która zapowiada się smakowicie), korzystała z bardzo inspirującej pracy Roberta J. Wallis'a - Shamans/Neo-Shamans Ecstasy, alternative archeologies and contemporary and Pagans z 2003 roku. Krytyczne teksty autora dotykają wielu spraw z jakimi i my się często spotykamy i o czym wiele razy dyskutowaliśmy. Na FB od czasu do czasu także widzę wpisy - nazwijmy to - neo-szamańskie. Kilka rozdziałów tej sporej książki bardzo mnie zainteresowało, tym bardziej, że kończę kolejne poprawki i uzupełnienia do mojej książki o roślinach w tradycji Karpat i Bałkanów.
Robert J. Wallis omówił zjawisko, które nazwał - Plastic Medicine Men, kluczową figurę określoną jako White Shamans oraz bardzo ciekawie potraktował Carlosa Castanedę, uznając, że opowiadał on prawdę ukrytą w fałszywych relacjach ze swych wtajemniczeń na pustyni Sonora. Trochę też powątpiewa w istnienie "sacred" sites co dziwi mnie niepomiernie!
Generalnie jest to tekst bardzo krytyczny wobec przejawów neo-szamanizmu, w którym głównym oskarżeniem wobec białych szamanów jest to, że za nie swoją wiedzę biorą kasę. Jak zwykle w takim podejściu pojawia się oskarżenie o brak kompetencji kulturowych. My, jako Karpaty Magiczne czyli pewna idea wcielana w życie od kilkunastu lat, także byliśmy atakowani o brak kompetencji kulturowych... Atakował nas gość z Poznania, który chciał mieć wyłączność na tradycje karpackie... i to było bardzo śmieszne. Nie tylko dlatego, że my naprawdę pochodzimy z Karpat i mamy Je w każdej komórce ciała, ale dlatego, że on te tradycje wyobrażał sobie jako uporczywe fiukanie na fujarce. No więc sprawa tych kompetencji nie jest całkiem prosta. Co ma oznaczać podział na białych i tych prawdziwych (bo nie białych) szamanów? To jak z modą na tzw. japanese czyli ekipy szalonych muzyków z Japonii (często via USA)
- co by nie robili to zawsze byli the best bo za nimi stał filmowy mit Siedmiu samurajów i stu innych produkcji kreujących azjatyckość w stylu zaprezentowanym w Kill Bilu...i która tak wszyscy kochamy!
Albo ktoś jest szamanem albo nie jest, szaman czesto zostaje nim wbrew swej woli. Szamani nie-biali czyli prawdziwi chyba nie przetrwali do naszych czasów od prehistorii i nie mają po 5000 lat? Zarzut wobec białych szamanów jest taki, że są biali (więc nie mogą być prawdziwi) oraz taki, że use spiritual ceremonies with non-Indian people for profit.
Jak Czerwony Brat wciska kit w makiecie puebla w Nowym Meksyku i bierze kasę, to jest uprawniony, a jak gość, który połączył w swych warsztatach wiedzę i praktykę kilku dróg i praktykuje od 50 lat, zechce się urwać z biura i utrzymywać z tego co potrafi i chce robić, to jest bardzo be! No, jakoś tego nie kupuję. W Indiach i Nepalu spotykałem lamów, świętych i joginów, ale nie było ich zbyt wielu, a przeciętna wiedza o własnej kulturze i religii nie jest tam jakoś specjalnie imponująca.
Początkowo więc intencje autora nie są jasne i trudno się zorientować o co naprawdę chodzi. Pokazywanie skanów ulotek zapraszających na zajęcia szamańskie jak na prywatkę lub naukę tańca brzucha, to chwyt poniżej pasa ( w budyniowie widziałem zaproszenie na majówkę szamańską... szkoda, że nie na Wielkanoc z wtajemniczeniem orła...?!) bo można też podsumować kuchnię w Krakowie pokazując zapiekanki... co nie jest jednak prawdziwym obrazem. Ulgę przynosi dopiero zauważenie trzech grup zainteresowanych tematem: naukowców akademickich, neo-szamanów i społeczności autochtonów. Naukowcy mają inne podejście i inne interesy niż obiekt ich badań czyli neo-szamani i autochtoni, a sami indigenous people widzą wszystko jeszcze inaczej. A widzą to bardzo konkretnie i fragment zamieszczonej w książce rezolucji z piątego zgromadzenia Tradition Elders Circle z 1980 roku, dyktuje cztery pytania jakie należy zadać non-Indian brothers and sisters gdyby chcieli nauczać szamanizmu (? dla mnie uczenie kogoś szamanizmu na kursach to nieporozumienie): 1/ Jaką nację reprezentuje delikwent, 2/ Jaki jest delikwenta ród i pochodzenie? 3/Kto delikwenta poinstruował i gdzie się szkolił? 4/ Jaki jest ich adres domowy? No i odpowiedzcie sobie neo-szamani na te pytania i wyjdzie szydło z worka!? To ja się zaczynam Carlosowi Castanedzie nie dziwić, że opakowywał prawdziwe doświadczenie i wiedzę w opakowanie falszywych, ale jakże poczytnych relacji, które rozeszły się (i rozchodzą) w milionowych nakładach.
Wybór jest jasny: albo się jest naukowcem, albo neo-szamanem, albo rodzi się z patentem na wiedzę? To dość słaba koncepcja Starszyzny, chociaż da się zrozumieć ich racje. No więc co z tym neo-szamanizmem...?!
Na focie kamienny krąg z Jokkmokk za kręgiem polarnym, a właściwie to środek kamiennego labiryntu. Nie stara budowla, nie nowa koncepcja, pewnie jacyś neo-szamani?

No comments: