Tuesday, February 19, 2008

Jokkmokk i po Jokkmokk...


Wyprawa do Szwecji była niezwykle inspirująca, do tego stopnia, że nie bardzo jeszcze wiadomo co ważniejsze : sesja nagraniowa z tajgą w tle czy samo Jokkmokk i dotknięcie kultury Saamów?
Lot z Krakowa do Sztockholmu i spacer po mieście oraz pierwsze wrażenia opisałem podczas podróży. Pozostaje droga do Jokkmokk, ok. 6 godzin jazdy (w jedną stronę) wielkim samochodem z Umei... na szczęście miałem kamerę i będzie obraz jak znalazł do sound lecture : psychogeografia transu : joik. Pod koniec drogi, około kilometr przed Jokkmokk ukazała się nam tablica : ARCTIC CIRCLE i mogliśmy urzeczywistnić pieszo zapowiadane : beyond... Po wręcz teatralnym zabiegu ubierania kalesonów pod napisem : arctic circle, mogłem już spokojniej (bo lekko schłodzony) dojechać na targowisko Saamów w Jokkmokk. Namioty lavvo znane nam jako tipi, noże, skóry, wyroby ze srebra, paski, ubrania, słodycze, zioła i herbaty, błyskotki i mięso renifera oraz scenka rodzajowa w postaci wraku samochodu i leżącego łosia jako reklama ubezpieczenia. Trochę się pośmialiśmy nie wiedząc, że za kilkadziesiąt godzin już nam tak do śmiechu nie będzie... Co tu pisać? Jak udało się sfilmować wciąganie flagi Saamów na maszt? A może muzeum i ośrodek kultury Saamów gdzie są przechowywane jedne z nielicznych oryginalnych starych bębnów szamańskich? A może koncert joiku, na którym fantastycznemu wokaliście towarzyszył zespół jakby z gminnej świetlicy ale i tak czasem wciskało w fotel? To wszystko musi poczekać na swój czas i na kolejną podróż już zaplanowaną. Tak więc Jokkmokk przechodzi na ważna listę, listę priorytetową.
Jeszcze dziwne słońce nad tajgą w naszych oczach i kilka reniferów, które najwidoczniej chciały się zabrać naszym samochodem w drodze powrotnej i o mało nie zakończyły naszej podróży pod ośnieżonymi świerkami na poboczu szosy... a my już z Krakowa na Północ... do Gdańska.
Koncert w Klubie Plama, w nowej sali i po dwóch latach nieobecności. Ostatni raz graliśmy tam w czerwcu 2006 roku (po trasie w USA) i to ...na dachu klubu.
Wspiera nas Tomek R. jako rezydent na północnych ziemiach. Jest sporo ludzi i znowu sprawdza się poinformowanie o koncercie i zawieszenie naszych afiszy, tak mało i tak wiele jednocześnie. Ja osobiście takie podejście zaliczam do zachowywania kultury i pewnej dozy pokory i wzajemnego szacunku do pracy (organizatorów i wykonawców) ale są tacy, którym myli się to z reklamą.
Było dobre granie i masa energii. Ale gdzieś tam w ukryciu już rozwijała się upierdliwa postać grypy. No i w Krakowie po podróży beznadziejnym składem expresu z jego beznadziejną załogą (ponad godzina postoju w polu) dopadła nas i wpędziła do łóżka. Tak więc, Jokkmokk zmieszane z expresem stojącym w mazowieckiej -tundrze- i doskonałe dźwięki joik przeplatane makaronizmami przyprawione zjadliwą grypą dają doskonałą ilustrację do wspomnianego na początku tematu transowości.

No comments: