Saturday, March 12, 2011

DRUGA STRONA RZECZY


Wczoraj i dzisiaj, po kilka godzin, pisałem jeszcze drobne uzupełnienia do przewodnika po Starym Sączu i myślę, że to już definitywny koniec. Teraz zacznie się ten magiczny wir prac redakcyjnych, które autora zazwyczaj kosztują sporo rozczarowań i irytacji. Tekst, pisany w przemyślanych sekwencjach i w stanach skupienia uwagi, które coś w nas otwierają i trwale zmieniają, ale nade wszystko są bardzo osobistym doświadczeniem, jest szatkowany, przemieszany, naszym zdaniem trywializowany i ujednolicany. Druga strona jest taka, że tekst zazwyczaj staje się czytelniejszy i bardziej komunikatywny, mniej zawiły i bardziej uładzony. Dobrze jeżeli dotyczy to przewodnika po mieście i jego okolicy,ale gdyby taka praktyka dotykała wprost naszej wyobraźni? Już widzę te argumenty i korektę tekstu Ulissesa - Jamesa Joyce'a...!? Jak James J. dostaje z redakcji tekst w trybie śledzenia zmian z adnotacjami: kiepska gramatyka, interpunkcja, czy nie można tego wierszyka zastąpić prozą? ...bardzo proszę o skrócenie rozdziału XY do 2 000 znaków ze spacjami! Nie chcę w ten sposób powiedzieć, że pozbawienie tekstu redakcji uczyni z niego arcydzieło... ale złoty środek nie jest na połowie dystansu, zawsze jest bliżej głowy autora.
Tak się rozkręciłem, że chyba siadam za kilka dni do planowanej od dawna niezbyt wielkiej książeczki pod roboczym tytułem - Etnobotaniczne aspekty muzyki tradycyjnej. Miała to być druga, po Magicznych roślinach Karpat i Bałkanów, książka z serii - wstęp do etnobotaniki, ale...może będzie pierwsza?! Budyniowe wydawnictwa najpierw mnie irytowały, a teraz czuję jedynie politowanie i żal, że zawsze musimy być takimi dziadowskimi głupkami bez wyobraźni i odwagi. Moja szuflada będzie pełna, to nie jest zły ani też specjalnie nowy stan w Budyniowie. Okazuje się tylko, że nie wszystkiemu winni byli jacyś mityczni "komuniści".
Powoli przygotowujemy się do ważnego dla nas pokazu-warsztatu pt. Dźwięki utracone, dźwięki odzyskane, który przeprowadzimy na zaproszenie Muzeum Etnograficznego w Krakowie z okazji jego 100-lecia! Zaprosiliśmy Michala Smetankę, naszego przyjaciela ze Słowacji, który jak mało kto zna się na tradycyjnych instrumentach Karpat. Nie dość, że świetnie gra i śpiewa w tradycyjnej pasterskiej manierze z Gór Lewockich, to jeszcze potrafi własnoręcznie zrobić fujarę detwiańską, gajdicę, koncovki i wielkie trąby sygnałowe. W poniedziałek najprawdopodobniej wyjmę ze skrzynki przesyłkę z Jego nowymi nagraniami i może uda się przygotować kilka sztuk płyt z naszej Flagi na prapremierową prezentację w Muzeum?! Mamy tam blisko trzy godziny do dyspozycji i postaramy się aby to był intensywny czas, który podsumuje nasze ostatnie lata praktykowania karpackich dźwięków. W 2009 była ogromna i fantastyczna (!) robota z doborem, rejestracją i redakcją nagrań na płytę z tradycyjnymi instrumentami muzycznymi z Karpat, potem (2010) była praca z opracowaniem pocztówek dźwiękowych z soundscapes'ami Pienin i mofety i niezwykłe spotkanie z Kapelą Byrtków z Beskidu Żywieckiego, zakończone wydaniem płyty. Późną jesienią 2010 była premiera mojego projektu Karpacka Muzyka Improwizowana (pierwszy skład: Smetanka / Kubek / Marczuk / Styczyński) i małe ujawnienia na Słowacji i w Zakopanem. Nie chce się wierzyć, że tyle ciekawych rzeczy interesuje tak mało ludzi, ale już chyba przywykłem. No więc warsztat z Michalem, który prowadzi swoje prywatne muzeum instrumentów muzycznych (bardzo podobne do naszej kolekcji ze Starego Domu... zlikwidowanej wraz z opuszczeniem wyjątkowo budyniowatego Nowego Sącza) jest dla mnie jakimś podsumowaniem kolejnego etapu, a być może nawet zamknięciem pewnego etapu i początkiem czegoś innego? Warsztat będziemy rejestrowali - z naciskiem na zapis filmowy. Pokaz/warsztat i trochę improwizowanej muzyki ma się przytrafić 31 marca w ratuszu na pl. Wolnica 1 w Krakowie w ramach cyklu pt. DRUGA STRONA RZECZY. Można to rozumieć jako swoiste zaglądanie na backstage albo na zaplecze wystawy, zazwyczaj cichej i jakby zawieszonej w czasie. My tę rzecz na kilka godzin ożywimy i obudzimy! Zaczynamy po około 18.30 i pewnie się trochę rozgadamy i rozegramy?!
Od wczoraj oglądamy tsunami w Japonii i łzy się kręcą z tego nieszczęścia, które spotyka tak dzielnych ludzi i niesamowite społeczeństwo. Jak pomyśleć jaką drogę przebyła Japonia od II wojny światowej to trudno nam zrozumieć jak się to mogło stać. Nasze zakute łby politycznych pieniaczy i egoistów, nie licząc normalnych gangsterów, nie mogą odpuścić fotela w samolocie i zaproszenia/nie zaproszenia gdzieś tam... Zmęczeni jakimiś przedziwnymi zabiegami TVN nękającymi polityków i politykę PO i ledwie skrywanym pociągiem TVN-u do PiS (co jest chyba wyrafinowaną praktyką z kręgu S/M) włączyliśmy TVP 1 ... i klęska! Najpierw redaktor Kraśko "zręcznie" porównał to co (jego zdaniem) czuli Polacy na wieść o śmierci Jana Pawła II do tego co czują Japończycy na widok relacji telewizyjnych z trzęsienia ziemi i tsunami! Pan Kraśko ma jakąś szajbę religijną i powinno się go leczyć, a nie pokazywać w telewizji publicznej. Zaraz po skandalicznej i głupiej wypowiedzi red. Kraśko, u dołu ekranu zobaczyłem na pasku tytuł następnego felietonu z Japonii: Wstrząsający spokój - czy tam w studiu ktoś zgłupiał?
Na focie złożonej z fotek Bogdana i Lenki jest nasz warsztatowy team: Anna, Michal i Marek. Michal nieźle przycina na tych gajdach huculskich...

No comments: