Monday, March 19, 2012

PÓŁNOC, PÓŁNOCNY ZACHÓD


Wpis będzie krótki, bo pisze się dość niewygodnie na stojąco, a siedzieć dłużej nie mogę po ostatnich logistycznych dokonaniach: Kraków - Szczecin - Zielona Góra - Kraków. Wygląda to dość niewinnie, ale pierwszy etap (by pkp) trwał 12 godzin, drugi 5 godziny, a ostatni ponad 8 godzin... Jeżeli dodamy do tego godzinę dzisiejszego wyjazdu z Zielonej Góry: 4.00 ! to wyjaśnia chyba niechęć do siedzenia przy klawiaturze?!
Ale, ale... warto było! Szczecin to tym razem Nordic Cross Point i Teatr KANA, ale też swobodny dryf po mieście, który przynosi nam zawsze wiele odkryć. Warto przypomnieć sobie doskonałą graficznie starą flagę Szczecina. Hanzeatycka flaga przypomina budową powszechnie znany symbol yin-yang, tyle, że rozwiązanie graficzne bazuje na kwadratach i barwach narodowych. Ciekawostką wartą uwagi jest "powrót do pogaństwa" po 1005 roku. Ten "powrót do pogaństwa" jest właściwie odzyskaniem na ponad 100 lat rdzennych praktyk religijnych opartych o kult Trygłowa. Jest interesujące, że aby kultywować własne wierzenia musiało nastąpić oddzielenie się Szczecina od Polski. Ten fakt wiele mówi o tym co nazywamy Polską, tradycją i tożsamością. Ci co najgłośniej dzisiaj pyszczą o tradycyji stoją w długim pochodzie tych, którym zawdzięczamy utracenie swojej rdzennej duchowości? Ośrodek kultu Tryglawa na Wzgórzu Zamkowym dotrwał do 1121 roku, w którym Boleslaw Krzywousty zdobył Sczecin. Najbardziej z tego cieszył się Rzym co potwierdzono tzw. bullą papieską wydaną dwadzieścia lat później. Można się dowmyślać, że te dwadzieścia lat zeszło na wybijanie z głów miejscowym Tryglawa na rzecz Trójcy Przenajświętszej? Miejsce starego kultu szybko zostało zabudowane kościołem (taka praktyka była stosowana powszechnie i dla mnie jest to architektoniczna forma gwałtu wojennego), a miejsce to sąsiaduje z siedzibą Teatru KANA. W mieście jest wiele dobrego streetartu i widać też samoświadomość obecnej fali malarzy, co dobrze ilustruje zamieszczony obrazek ze ściany. Jestem wdzięczny autorowi tematu: Pizda - nie street art za zwięzłe ujęcie moich uczuć kiedy oglądam niektóre dzieła... Gdybym sam to napisał, to zaraz byłoby, że to hejterstwo itd. a tak to dzieło Anonymus. W Szczecinie jedliśmy niezły, tani i stylowy makaron z zieleniną i sosami, ale była też niezła kawa i bardzo dobra pizza.
Nordic Cross Point to spora impreza, z udanym plakatem i logo, ale także ekscytującą zawartością: przejścia przez Grenlandię, bazy arktyczne, psy, niedźwiedzie i tylko troszeczkę zbyt dużo męskiej przygody jak dla mnie. Impreza była wielowątkowa i nie sposób było zobaczyć wszystko co się działo. W pierwszą wiosenną, ciepłą sobotę zaskoczyło na sporo ludzi, którzy przyszli zobaczyć foty z zimnej tundry i posłuchać o Samach.
Wieczorem w Kanie nie było tłumów, ale w tym samym czasie grał także KAT... więc pewnie nasi fani poszli tam, na mniej skomplikowany przekaz w bardziej konwencjonalnej oprawie muzycznej? Przyjęcie w Teatrze i nocne rozmowy po koncercie przypomniały nam wiele wcześniejszych akcji i potwierdziły, że wyjazd miał sens.
Podczas miłej kawy przeglądałem z ciekawością Przekrój (11/2012 z 12 marca) z wywiadem z Kodymeme z Apteki pod romantycznym tytułem: Nie będę szmatą. Kodym ocenił: Vox i Rysiek Rynkowski to absolutne buraki, które powinne świnie paść. A tu moje wyważone i miłe w swej głębi wywody są oskarżane o hejterstwo? Ciekwaszy jest jednak dalszy ciąg rozmowy z Kodymem (który nie będzie szmatą) gdzie na pytanie o Męskie Granie, finansowanie przez piwowartswo i Waglewskiego, już leader Apteki nie był taki ostry. Zręcznie wyminął zjawisko MG, złego słowa na kombatanta wszechstylów offowych nie powiedział i tylko złożył ledwie zawoalowany akces do kaski z obrotu alkoholem. I wszystko byłoby o.k. - jest wolność wypowiedzi - gdyby nie to, że Vox i p. Rynkowski nie udają, że są offowi i ambitni. Kopać Rynkowskiego i Vox to jednak - jak na miłośników Witkacego - słabieńko i układownie. Mimo wszystko Apteka warta jest uwagi (za pomysł na projekt z Witkacym - Witkacy Express szacunek, podziwiam odwagę, bo ja jej wobec Witkacego nie mam) i byłoby całkiem pięknie gdyby nie sam Przekrój z kwiatkami typu felieton Hanny Gill-Piątek, w którym bezlitośnie wali w Euro 2012 z pozycji koordynatorki świetlicy Krytyki Politycznej w Łodzi... To trochę tak jak kopać p. Rynkowskiego, jakiś aktualnie słuszny ideolo styl warszawskiej mutacji Przekroju: wraca nowe?
W Zielonej Górze poza zamkniętymi kasami biletowymi pks wszystko się nam bardzo podobało! Świetne miasto, knajpki, galerie i zjawisko pod nazwą Palmiarnia! To wielka oranżeria z palmami i roślinnością tropików plus troszkę ryb i żółwi, którymi najbardziej cieszą się dzieci. Budynek ma kilka poziomów, kawarnię, restaurację i taras widowkowy. Zazdroszczę Zielonej Górze Palmiarni, szczególnie zimą! Dla zainteresowanych informacja: poza daktylowymi jest kilka innych gatunków palm (także piękne figowce i inne drzewa), a pośród nich karłatka, jedyna prawdziwie europejska palma oraz cenna palma z Meksyku przypominająca troszkę bambus.
Pierwszy dryf zawsze jest najważniejszy i już w jego trakcie miasto zostało wpisane na naszą tajną listę MKP: miejsc (do) koniecznych powrotów. Galeria BWA, w której mieliśmy grać zaskoczyła nas poziomem i tym co nazwałbym zwykłym uczestnictwem w sztuce. Takie miejsca nie da się ot tak powołać do życia, to efekt kultury, kontaktów, odwagi, cierpliwości, otwartości, kompetencji. Obserwujemy dzieje podobnych miejsc, których istnienie zostało zadekretowane - jest wicie, rozumicie trynd na te sztuke współczesną, te dyrdymały i goliznę, wicie rozumicie ... kupimy sobie uznanych kuratorów i nam zrobią tak, że panie dziejku w Warszawie nawet się zadziwią... no i wychodzi jak zwykle klub tańca towarzyskiego.
Nasz koncert sąsiadował z koncertem Dezertera... więc nie liczyliśmy na wiele, a tu zaskoczenie! Pełna sala i dostawianie krzeseł? No i delegacja z Nowej Soli - sam Edward Gramont z Terminusa ze swymi bliskimi! A to tyle wspomnień, a teraz znowu i plany! Po zjedzeniu doskonałej sałatki i makaronu po 22-giej nasza sympatia dla Zielonej Góry szczytowała i tak już pozostanie. Nie wypada mi się podlizywać szefowi BWA, ale może wystarczy mocne: dziękujemy!!!
Pobudka o 3 rano (a wiele tego snu nie było) i wyjazd o 4.00 autobusem ZG - Zakopane i... stoję przy pisaniu. Na dworcu spotkaliśmy starszego pana, który czekał na otwarcie poczekalni od północy i po blisko czterech godzinach zimna i ciemności był bardzo rozmowny. Opowiedział nam wiele ciekawych historii i twierdził, że jest z Gubina. Powiedział nam, że Niemcy mają lepiej... No nie wiem, z naszej perspektywy nawet jak mają lepiej to cieszymy się i pozdrawiamy, tylko tyle. Jeszcze tylko paru budynioczyńców lekko uspokoić i ... gitara! jak mawia Kiepski...
O naszych spotkaniach z wielkimi obiektami na trasie Szczecin - Zielona Góra... nie mam siły już pisać/stać. Wspomnę tylko, że były to: wielki krokodyl, wielki Chrystus Betonowy świebodziński i wielka budowa autostrady, wielki żart w postaci sklepu: wędkarski i elektryczny w jednym... i kilku mocnych elementów erotyki wiejskiej...

No comments: