Monday, March 22, 2010

ZŁE ZIELE


Wiosna jest już potwierdzona urzędowo i przepisowo (to trochę dziwne, że trzeba do tego specjalnie wymyślonego i ideologicznie słusznego kalendarza) ale też poprzez wysyp krakowskich niedzielnych rowerzystów. Nie było rady i my także przetarliśmy ramy naszych rowerków i ruszyliśmy do Tyńca. W Tyńcu wiadomo; życie duchowe dobrze miesza się z biznesem i dosłownie w ostatniej chwili ! sięgnęliśmy po keks z "klasztornego pieca". Piwa nigdy nie brakuje... Wypiliśmy po herbatce ziołowej o dość ciekawym składzie i wzmocnieni mogliśmy śmiało włączyć się w kolorowy sznur profesorów, docentów, prezesów i historyków z IPN-u, śmigający w sportowych rajtuzach i kaskach na umęczonych teorią głowach - w stronę Wawelu. Wieczorem dyskutowaliśmy trochę z Alą M. (aktorką Teatru Snów i pielgrzymującą artystką) o mieszczaństwie, o kontrkulturze i Grotowskim. Ala ma własne doświadczenia i kontakty w tym kręgu i zastanawialiśmy się czy nie jest tak, że intensywne uprawianie sztuki prowadzi poza nią? Potem było oglądanie fotek z Tybetu, Laponii i Tajlandii, ot takie mieszczańskie, krakowskie zajęcia...byle się GW nie dowiedziała! Ale jak takie spotkania nie nazywają się slam to mamy spokój.
Pod wpływem lamentów Krytyki Politycznej aby się organizować w celu zwiększenia nakładu ich słusznych wydawnictw i w ten oto sposób walczyć z konsumpcjonizmem, sięgnąłem po mojego ulubionego pisarza, niejakiego Charlesa Bukowskiego. Napisał On opowiadanie pt. "Narodziny, żywot i upadek gazety podziemnej" ( w zbiorze " Najpiękniejsza dziewczyna w mieście" wydanym po polsku przez Noir sur Blanc w 1997 roku), w którym barwnie opisuje wykorzystywanie naiwnych i swój stosunek do ideologicznego kitu jako towaru. Bukowski wydaje się dobrym antidotum na dymiące od wzniosłych chceń głowy.
Głowy dymią także zawodowym znawcom sztuki, którzy specjalizują się w pracy z ideami i praktyką zmarłych artystów. To oni wiedzą najlepiej co tacy artyści chcieli powiedzieć i dokąd zmierzali. Bo wiadomo; artyści są jak dzieci i dopiero uczone (w grach pozorów)i ustosunkowane (w mediach) konsylium znawców pasie się latami na tych, których już nie ma. Na tym tle, kilka fragmentów książki Zbigniewa Osińskiego o Jerzym Grotowskim (Jerzy Grotowski, źródła, inspiracje, konteksty - wydawnictwo słowo/obraz terytoria, 2009 ) jest dla mnie jak źródlana woda.
Do takich perełek orzeźwiających należy zamieszczenie w książce dużych reprodukcji raportów kasowych ze sprzedaży biletów na spektakle wyreżyserowane przez Grotowskiego. Na stronie 169 oglądamy raport kasowy ze spektaklu Akropolis: "widzów O" (zero; aby była jasność...), na następnej stronie inny raport kasowy donosi, że: " sprzedano trzy bilety a zł 3,60 Przedstawienie nie odbyło się Bilety zwrócono". Następna strona jest dowodem sukcesu komercyjnego: " Akropolis wg. Wyspiańskiego, widzów 26, zaproszenia 1"... Spoglądając na te raporty kasowe w kontekście kim Jerzy Grotowski był i jest dla teatru na świecie... nie mogę się powstrzymać przed myślą, że budyń mentalny w Polsce jest ponad formacjami politycznymi. To doniosłe odkrycie nie powinno odwracać uwagi od pytania: skąd znawcy wiedzą tyle o spektaklach, metodzie i zamiarach Grotowskiego skoro nie było ich na sali? Czy zajmowali by się Grotowskim gdyby nie wsparcie i uznanie z Zachodu? Czy Grotowski dostał by Paszport Polityki? Pewnie nie?!
Ostatnio w tivi modne stały się tzw. dopalacze. Felieton goni felieton tak jak nowe sklepy gonią nowe sklepy... Nowe doniesienia z frontu walki z tymi strasznymi specyfikami przypominają mi dzisiejszy felieton o sesji fotograficznej seksownej aktorki w czasach gdy nie była jeszcze pełnoletnia. Naganność sytuacji tivi dokładnie ilustruje fotografiami gołej aktorki, pewnie abyśmy mogli pojąć całą grozę sytuacji. Byłem naprawdę wstrząśnięty Angelina Jolie w wieku 17 lat i poddam się jeszcze wiele razy tej straszliwej konfrontacji. Tak jest też z "dopalaczami" i mediami. Wyczuwam głębokie i trwałe więzy jakie łączą te dwa światy i felietony o "zarazie" opanowującej nasze zdrowe, jasno myślące, do bólu trzeźwe społeczeństwo jakoś mi brzmią fałszywie?
Lista zakazanych roślin i chemikaliów jest już pewnie wielostronicowa i z każdym dniem się powiększa. Nie chcę iść pod prąd i zgłaszam jeszcze jedną roślinę do delegalizacji. To kapusta, która okraszona spyrką i podawana z ziemniakami powoduje ociężałość umysłową i fizyczną. Skutki jazdy pod wpływem kapusty i jej mieszanek widać wszędzie. Także w tivi...

3 comments:

gość niedzielny said...

świetnie napisane.. :)

Marek said...

Dziękuję i pozdrawiam!
ms

zetzero said...

dołączam ochoczo do czytelniczych zachwytów :) i tym bardziej do grona czytelników. A delegalizować kapustę jak najbardziej trzeba i wprowadzić w określonych sferach nakaz powszechnego pukania się w głowę.
Serdeczności