Saturday, April 02, 2011

ROBOTA, ROBOTA!


Dochodzę do siebie po trzech intensywnych dniach, które wydawały się nie do przejścia...!? We środę prowadziłem ekipę naukowców na jedyne stanowisko w Polsce małej, ale czarującej rośliny: pierwiosnki omączonej (Primula farinosa), które zaczynamy wreszcie drobiazgowo i metodycznie badać w celu opracowania jego skutecznej ochrony. Projekt mojego pomysłu wygrał poważny konkurs i wizyta w terenie to początek jego realizacji. W takich momentach pojawia się myśl, że mój zawód pozwala na obcowanie z pozaludzkim otoczeniem na znacznie głębszym poziomie niż to się przytrafia wielu, nawet bardzo oddanym i zainteresowanym ludziom. Primula rośnie w takim miejscu, że widać bez najmniejszej bariery ośnieżone Tatry i kawałek Pienin. Co tu dodać? Ten środowy entuzjazm do zawodu zmalał mi ekstremalnie we czwartek do południa, kiedy to opracowywałem szereg poważnych interwencji prawnych... nie lubię tego typu roboty, ale rozumiem, że jest konieczna. Po pracy w roli eksperta i przyrodnika, wsiadłem do Land Rovera Michala Smetanki i po zabraniu Bogdana K. z Nowego Sącza, pomknęliśmy ku Krakowowi. Tam, w Muzeum Etnograficznym czekało już około setki zainteresowanych tradycyjnymi instrumentami Karpat. Było całkiem miło i zleciało na gadaniu, graniu i śpiewaniu ponad trzy godziny! Po kolacji i odprowadzeniu Michala... na Wawel, gdzie miał nocleg, do domu dotarliśmy około północy. Szybko skanowaliśmy fotę niezwykłej rzeźby Randala-Page'a, na którą czekał Tomek C. aby zamknąć skład mojej etnobotanicznej broszurki... a wstawaliśmy około 6 rano... bo zajęcia, bo do Muzeum na 9 rano... Dopiero ten trzeci - z intensywnych dni - zwalił mnie naprawdę z nóg. W Muzeum Etnograficznym wystarczyła nam kilkugodzinna kwerenda w dziale instrumentów muzycznych ( Europa, ale też Afryka i Azja!) aby się poddać, wywiesić białą flagę i prosić o litość! Litość została okazana w postaci pączków i kapuśniaczków, które oczarowały Michala do reszty!
Jest nad czym myśleć i jest co planować! Już czuję ten mocny nurt, który powoduje, że myśli się jaśniej, szybciej i składniej. To naprawdę kręci! To nic, że jest tylko garstka ludzi, którzy docenią nasze wysiłki... ale jakich ludzi! Bardzo dobrze rozumiem stare powiedzenie, że: dla towarzystwa, Cygan dał się powiesić!
Samplowanie wielkiego bębna szczelinowego i setki fot jakie cały czas robił Bogdan to tylko początek nowego projektu.
W przyszłym tygodniu mam odebrać z drukarni pierwszy rzut broszurki z wprowadzeniem do Etnobotaniki Karpat i Bałkanów. Tak to wygląda od podszewki: znowu pudła, taszczenie i pasmo rozczarowań, uwag krytycznych i kłopotów z dotarciem do szerszego grona zainteresowanych!
I o tym jest moja opowieść na koniec wpisu: biegając z Michalem i Bogdanem po mieście zauważyliśmy wielki tłum ludzi na rynku przy Adasiu. Okazało się, że otoczony setkami młodych ludzi śpiewał gość, który dotąd robił to latami bez wielkiego odzewu. Ot, kilka osób, jakiś turysta z USA... Gość śpiewa "na stricie" od lat bluesowo-rockowym mocnym i bardzo rasowym głosem. Co się więc stało, że młoda i tak liczna publika nagle Go odkryła? Sprawiło to zaledwie kilka minut w beznadziejnym programie X Factor, którego jurorami są (poza Kubą Wojewódzkim) pan i pani stanowiący żałosny folklor korytarzy telewizyjnych raczej niż cokolwiek innego.
Na focie Bogdana: oględziny afrykańskiej harfy...
Uwaga: nie ma strachu, do X Factora się nie zgłaszamy, wolimy się dać powiesić...dla towarzystwa.

No comments: