Sunday, April 04, 2010

TAPIR


No i znowu święta...rozpoczęliśmy od wyjątkowego koncertu La Venexiana we czwartek w nocy! a wczoraj słuchaliśmy świetnej audycji radia BBC z okazji 90-siątki ! Pandita Ravi Shankara... Może w naszej Trójce już by nikt nie zapowiadał tego artysty w ten sposób : " na prymitywnej lutni sitar zagra ludowy muzyk Ravi Shankar" jak to zrobiono z 30 lat temu, ale czy aż tak wiele się zmieniło w masowych mediach? No i nie ma gdzie u nas zagrać?!
Po moim ostatnim wpisie, Maciek z Job Karmy (KRK pozdrawia WRO!)napisał mi: " przy pierwszej płycie jest łatwiej, zwłaszcza w budyniowie, gdzie ciepło pisze/mówi się głównie o gwiazdkach jednego sezonu, nawet w tzw. "undergroundzie"...". A było kiedyś inaczej? Wieczorem miałem wreszcie trochę czasu aby przebić się przez wspominana już książkę Zbigniewa Osińskiego o Jerzym Grotowskim. To balsam na moje nerwy bo kontrkulturowy teatr był dla mnie od zawsze bardzo mocną inspiracją, także w muzyce; w sensie sposobu tworzenia muzyki i tego czym jest (dla mnie) naprawdę koncert. Kilka cytatów pozwala jakoś wyzwolić się od tej "naszej" pseudo sceny, jeden z nich: " Performer - z dużej litery - jest człowiekiem czynu. A nie człowiekiem, który gra innego. Jest tancerzem, kapłanem, wojownikiem; jest poza podziałami na gatunki sztuki./.../ Performer to stan istnienia. /.../ Człowiek poznania rozporządza czynieniem, doing, a nie myślami albo teoriami. /.../ Poznanie to sprawia czynienia".Trzeba naprawdę żyć aby naprawdę grać...
Jak już musimy świętować (bo jakże nie ulec przemocy wszechogarniającej dobroci? no jak?) to w lesie! W lesie zawsze czuję się odświętnie. Poszliśmy na początek do ZOO aby posłuchać wiosennych głosów różnych zwierząt. Zawsze kiedy to robimy wyświetla mi się znakomity dokument o saksofonowo-głosowych dialogach czynionych w ZOO przez mojego guru Rolanda Rahsana Kerka... Ptaki dawały ostro, słonie, lwy i tygrysy, ale to co zrobił tapir - powaliło nas całkowicie. Nie dość, że biegał jak oszalały i podskakiwał nagle to jeszcze świstał w taki sposób, że oniemiałem! Tapir jest "the best"! Nie był przybity niewolą, nie błagał o herbatnika, nie pałał nienawiścią i nie był zgorzkniały. Fikał i świstał!
Ale w ZOO i potem na Salwatorze czas radości ubogacał nas nieprzebranym tłumem tzw. "nutrii" czyli mieszczaństwa krakowskiego podczas niedzielnego demonstrowania ubogacenia dobrem. Dobrze, że nam nie przyszło do głowy iść w okolice Wawelu, bo tam bez nutrii na plecach i jamnika na smyczy przepada się natychmiast. Gazeta W. zamiast pochylać się z troską nad "nowymi mieszczanami" jak to miała ostatnio w zwyczaju, powinna raczej skupić się na tym jak się ratować... Ja zgłaszam pomysł na wypożyczalnię jamników. Powinna to być sieć kilku punktów, gdzie dostawało by się grzeczne jamniki do przeprowadzenia Grodzką, Szewską, Kanoniczą i kilkoma innymi ulicami do dyskretnie ulokowanych punktów odbioru. Z moich obserwacji, takie wypożyczalnie byłyby też oblegane przez "starych" mieszczan, bo mieszkają w małych domkach z ptactwem domowym i świnkami. Jamnik, mimo, że konieczny atrybut krakowskiego mieszczaństwa z kurkami i świnkami nie da się pogodzić.
I jak już święta to czas jest także na zgłębianie takich zagadnień jak: indyjskie figowce vs europejska figa i sykomora z Egiptu... Jak świętować to świętować! W tivi też ciekawie: święcenie ognia, jaja jako symbol życia, woda jako atrybut czystości ducha... ale się porobiło! Nawet palmy w Nowym i Starym Sączu po raz pierwszy bez przyczepionych na końcu krzyży! Toż to prawdziwa rewolucja. Więc jak tu nie świętować?
No to jeszcze jeden cytat z książki o Grotowskim: " czyżby był to znany obraz z Upaniszad, Drzewo Życia i dwa ptaki, jeden "działający", drugi "kontemplujący""? temat ten jest jeszcze starszy, indoirański...". Działanie nie wyklucza kontemplacji... Czy za dwa-trzy lata dowiem się z tivi, że drzewo życia to symbol świąt wielkanocnych? Ubiegam łapczywe zagarnianie wszystkiego co duchowe pod jedno kierownictwo i kontempluję symbolikę Góry ... Na fantastycznej focie z podróży Ali M. Góra Kailash.

1 comment:

Biedrzyn said...

Ach te stupy, to jest to!