Monday, August 23, 2010

THEREMIR


Filmowa opowieść Avatar ma dla mnie specjalne znaczenie, gdyż alternatywne osobowości zaczynają być naszym chlebem powszednim... Ostatnie pięć dni to: poważna robota w rządowej agencji ochrony środowiska, pisanie kolejnego rozdziału do książki "etnobotanicznej", bardzo intensywna praca w górach z ekipą filmową Andrzeja Załęskiego i Adama Wajraka, granie z nowym składem Cybertotem i sesja nagraniowa źródłowej muzyki z Beskidów czyli rola producenta muzycznego. Pomijam kilka pomniejszych "avatarków" typu: organizator, negocjator, pacyfikator i Mahakala porządkujący vel załatwiacz wszystkiego... Pierwszego swojego avatara pomijam ze względów proceduralnych i taktycznych.
Drugi avatar skupiony był nad barwnymi dziejami niejakiego brata Cypriana z Czerwonego Klasztoru. Facet, nie dość, że około 1770 roku ...latał na lotni z Trzech Koron w Pieninach to jeszcze wykonał zielnik, który jest jakimś całkowitym rarytasem z tysiąca powodów. Nasze intuicje co do tego, że Czerwony Klasztor był jednym z węzłów siatki geografii oporu czyli leżał na szlaku alchemików, potwierdzają się w kilku wątkach znalezionych w zielniku. Warto zacząć dbać o kościoły i klasztory bo można je czytać jako oznaczenie miejsc ważnych dla pacyfikowanych przez Chrześcijaństwo kultur i ludzi oraz jako zakamuflowana sieć informacyjna i zaplecze z pracowniami, darmowym wyżywieniem, dyskretnymi samotniami o całkiem gustownej architekturze. Taki braciszek Cyprian, bez pełnych święceń zakonnych, w 14 lat po wydaniu pierwszych dzieł Karola Linneusza miał już do nich dostęp i opanował je w doskonałym stopniu. Przypominam, że Linneusz to uczony ze Szwecji, któremu zawdzięczamy system nazewnictwa roślin, który w botanice jest aktualny także obecnie. Linneusz z kolegą, niejakim Celsjuszem kombinowali też skale do termometrów i była to niezwykle barwna postać.
Trzeci mój avatar spełniał rolę tubylczego przewodnika po miejscach, siedliskach, zwierzętach i roślinach jakie zyskają medialny byt dzięki świetnej robocie ekipy Andrzeja Z. (też Jego kolejny avatar...) i Adama W. Poza wskazywaniem dzidą wymienionych medialnych tematów, chyba udało mi się trochę przekonać o tym, że Karpaty nie zaczynają się i nie kończą na Tatrzańskim Parku Narodowym. Podobno, niedźwiedzie w TPN, mają wypalone futro na ..pach od ilości fotek i filmów jakie im się tam robi...
Czwarty avatar to organizacja i muzyczny udział nowego składu Cybertotem: Anna Nacher - vocal, Mirek "theremir" Badura - thereminovox, Ramunas Jaras - klarnet, generatory z San Diego, CA..., Konrad Gęca - drony, beaty, szumy, dub-y,field recordings, i mój avatar na trąbce... Ten skład plus Jeff Gburek - gitara, Radio Samsara - didjeridu, ballophon, drumle, djembe, głosy.... dokonało bardzo interesujących nagrań improwizowanych setów. To był naprawdę mocny kawał muzyki: mój avatar i ja mówimy wszystkim: Gassio!!! W ulicznych graniach Cybertotem: Thereminovox Interactive Instalation Project, jakie miały miejsce jako działania towarzyszące Festiwalowi Karpaty Offer wziął udział także Bogdan Kiwak ze swoją ekipą w postaci wielkich, ruchomych walców oklejonych wielkoformatowymi wydrukami fotografii otworkowej... Mocna jazda i tego na festiwalach piwowarskich i coca-colowych nie zobaczycie. No i to była akcja / muzyka w nurcie free form a nie jakieś wioskowe cyrki w rodzaju męskiej muzyki pacyfikującej medialnie miasta i wsie, która jak napisał zachwycony pan redaktor Armata w GW : "promowała także sztukę". Tyle, że to się nie nazywa sztuka tylko kufel.
Ostatni z aktualnych avatarów to producent muzyczny. Dwaj starsi panowie z Beskidu Żywieckiego pokazali jak naprawdę wyglądała muzyka góralska z polskiej części Karpat (nie licząc z wiadomych względów drugiego wielkiego źróła jakim była / jest Huculszczyzna). Miodzio ...ale o tym osobno, bo warto! Będzie z tego materiału druga część wydawnictwa płytowego - Monografie instrumentów karpackich. Słuchanie tych ludzi daje wytchnienie i tyle radości! Jest jak powiew zimnego wiatru z tundry w naszym dusznym klimacie. Jest też to realna ale marginalizowana rozmyślnie alternatywa wobec mega fabryk festiwalowych, folk z komfiturą, folk z poważką, folk z piwkiem, folk z tańcem brzucha, filharmonia folkowa, folk męska muzyka, folk bracia i synowie... A najbardziej się dziwię tym, którzy wpychają bezmyślnym gwałtem filharmoniczną estetykę w górskie krajobrazy, zapach ziół, owczych gówien i setki lat tradycji. Ej jurorzy, jurorzy! to wasza wina, troche rozumu by się przydało! Ruch myśli nie zabija! Jesteście jak przybysze z prowincji - rozdziawione gęby bo schody się w galeriach ruszają. Fajne są! To wybudujmy je na Rysy, może? Będzie zajebiście.
Na focie Bogdana: Cybertotem: Thereminovox Interactive Instalation Project.
Dziękuję Maćkowi Frettowi (Job Karma) za pożyczenie ciemnych okularów!

2 comments:

Anonymous said...

Hehe... post obfitujący w dobrą, krnąbrną, energię. Niechaj pozdrowaśki i inne Yoanny do Pana dobrną :)

Anonymous said...

A propo TPN i tyłków:
Idę między 13 a 14h z Iwanickiej Przełęczy do schornu Ornak. Po drodze dużo ludzi - nie dziwi mnie to, nie frustruje. W pewnym momencie widzę przed sobą - na drodze! - jak baba wypina tyłek i chce się łamać! Ale towarzysz ją zaalarmował słowami: "ale żeś wymyśliła". Odniosłem wrażenie, że na tych nizinnych ścieżkach za chwilę będzie tyle gówien ludzkich, że będzie potrzebna analogiczna kampania jak z psimi odchodami, a przypadek z babą, był jeno przypieczętowaniem wrażenia. Ciekawe jakby homo-sapiens sprzątał za sobą i na swoje odchody zainstalował nowy rodzaj koszy.
Przenoszę się w beskid sądecki. Mijam rodzinkę. Zaraz za nimi widzę centralnie na ścieżce taką kakę, że nie mogę. I przyozdobiona chusteczką - po ludzku - niczym placek po zbójnicku jakimś listkiem.
Może trzeba ich przestać straszyć żmijami, żeby chołota chociaż poszła w krzaki zdala od traktu?! Jeszcze do tego idiotyzmu dochodzi podcieranie się wilgotnymi chusteczkami z materiału - bo tak modniej?