Monday, August 02, 2010

RAZEM PRZECIW


"Razem Przeciw" to nazwa stowarzyszenia powodzian z okolic Lublina. Zobaczyłem plakacik z tym napisem w tivi i powalił mnie swą genialnością! Krótkie hasło: "razem przeciw" to trafne nawiązanie do panujących standardów. Prezes Jarosław K. powinien się cieszyć, widać ,że Jego polityka jest wiecznie żywa. Ściana Wschodnia od zawsze jest: razem przeciw. Wreszcie się nie musi opowiadać przeciw czemu, bo raz jest to, a innym razem co innego, niezmienne jest jedno: przeciw! Bo jak głosił słynny kilka lat temu program wyborczy kandydata z Białegostoku: "bo chodzi o to aby nic nie było".
Pan Czernecki i inni zwolennicy PiS-u jako boskiej, jedynej i najwyższej formy władzy jaka może występować w przyrodzie, sami utracili najwidoczniej władzę nad swymi maniami prześladowczymi. Już nawet piwo się im zlewa w jedno z bohatersko poległym prezydentem. Czy to upał sprawił? Swoją drogą to spora ilość ludzi manifestowała swój sprzeciw dla pamiętnego użycia Wawelu w celach politycznych. O ile pamiętam to i TVN i GW obiecywały do sprawy wrócić po nieszczęsnych uroczystościach. I co? I nic! W ten sposób tylko otwiera się worek mniej czy bardziej poprawnych dowcipów. Mamy to przetrenowane od stuleci. Wydaje się też sensowne aby po przegranych wyborach razem z przegranymi politykami odchodzili przegrani biskupi. Byłoby to sprawiedliwe ale jedynie sprawiedliwością ziemską, ułomną bo ludzką. Ta inna mówi: tera i na zawsze my!
Pisze i pisze a przybywa tego bardzo powoli ale pisanie dwóch książek jednocześnie jest ciekawym doświadczeniem. Szukając niezbędnych mi karteczek z notatkami, natrafiłem na zeszycik z cytatmi. Kilka z nich celnie odpowiada na pytania o to dlaczego warto trochę orientować się w szołbiznesie i nie odpuszczać wciskaniu kitu:
" wolność i wyobraźnia to mięśnie, których nigdy nie ćwiczymy " C. Wilson "Outsider" albo dosadne ale trafne: " Czy mamy pozwolić, by po wieczne czasy trzymały nas w błocie te świnie, dla których wszechświat jest tylko maszyną smarującą im tłuszczem szczeć i napełniajacą żarciem ryje?" Bernard Shaw. Mam też kilka notatek z frontu... Jedna z nich mówi o rozmowie na temat organizacji koncertu formacji Black Forest Black Sea w Muzycznej Owczarni w Jaworkach. Goście z USA to w tamtych latach (2004) gwiazdy psychedelii, wydawcy płyt, organizatorzy międzynarodowych festiwali i koncertów. W formie wyjaśnienia odmowy zorganizowania koncertu usłyszałem: " tej muzyki trzeba by było słuchać, a tu ludzie przychodzą się zrelaksować". Moja ulubiona wokalistka budyniowa, niejaka Patrycja M., wciskana przez tivi na siłę i bez litości, śpiewa : "zerwij ze mnie mój wstyd"... Ale buntownicza pieśń pozostaje bez echa bo najwyraźniej wstydu nie ma!
Na stole leżą dwie interesujące płyty. Interesujące z całkowicie odmiennych powodów ale jednocześnie należące do tych, którym żelowani prezenterzy nie podołają. Jedna z nich to pięknie opracowana graficznie płyta duetu Radio Samsara. Ruffus Libner gra na didjeridu (i używa pisowni: didjeridoo, co zgrabnie łączy krakowskie: didjeridu z warszawskim: didgeridoo), jest też odpowiedzialny za samplowane z otoczenia tła do wykonywanej muzyki, także za misy pocierane, deszczowe patyki i oprawę graficzną. Gwidon Cybulski gra na afrykańskiej harfie, która za sprawą Dona Cherrego stała się stałym instrumentem w grupach tworzących "nową, globalną etniczność" i wykonuje wokalizy oraz śpiewa w nieznanym (i pewnie nieistniejącym) języku. Pan Gwidon śpiewa w taki sposób, że muszę Go zobaczyć aby uwierzyć, że Gwidon Cybulski to nie pseudonim artystyczny kogoś z daleka...Ruffusa Libnera widziałem i wiem, że nie jest Aborygenem. Jego didjeridu jest płynne, łagodniejsze i staje się instrumentem muzycznym a nie dźwiękowym narzędziem rytualnym. Obydwa podejścia szanuję ale wbrew pozorom, ryzykowniejsze jest w dalszej perspektywie "umuzycznianie" rytuału. Na płycie jest 6 utworów ale całość jest dość jednorodna, co uważam za plus. Mógłbym popisywać się znajomością domniemanych mistrzów Radia Samsary ale po co? Ważne, że dwaj ludzie wyczarowują bardzo interesujące brzmienie, które zapada w pamięć. Z wielką chęcią posłucham Ich koncertu. Druga płyta to bogato opracowana graficznie i zapakowana w oryginalną okładkę płyta pt. "Pocztówki dźwiękowe z Bytomia". Płyta jest efektem szerszego projektu i mało u nas popularnych prac z zakresu soundscapes, soundwalks i innych doświadczeń z badaniem dźwiękowego otoczenia. Mimo, że za nagrania odpowiedzialnych jest kilka osób to całą pulę zgarnia sułtan polskiego eksperymentu - Marcin Dymiter (z koniecznym dopiskiem aka Emiter). Wydawnictwo jest wyjątkowe i starannie opracowane, tematyka śląska wreszcie zaczyna być na topie (co mnie cieszy a Emiter świetnie wyczuwa) ale pozostaje problem powodów, dla których tego rodzaju nagrania miałyby być słuchane poza wąskim kręgiem wtajemniczonych? W Wielkiej Brytanii istnieje szkolny program pt. "pocztówki dźwiękowe" i zapisy tego rodzaju służą dydaktyce, rozwijaniu wyobraźni i ćwiczeniu zaniedbywanego słuchu, także mądrej zabawie. Mieszanie zabawy, podejścia sugerującego poważne badania sonosfery, archiwizowania śląskiej przestrzeni kulturowej, a także kreacji grupy artystycznej i dzieła indywidualnego geniuszu nie dają dobrych rezultatów. To utyskiwanie jest spowodowane apetytem jaki wydawnictwo wywołuje, a którego nie jest w stanie zaspokoić. Ale pośród tych, co chcą aby zerwać z nich wstyd, to jest perełka! Nie wiem gdzie płytę można kupić, ja dostałem ją od żony.
Na mojej focie... świat inny, świat równolegly ? za którym już bardzo tęsknie!

No comments: