Monday, April 04, 2011

NIEDZIELA WZORCOWA!


Na przystankach PKS w Gnojniku, Czchowie - Zapora i Wytrzyszczce (! ładna nazwa; moja ulubiona na trasie z Krakowa przez Brzesko do Krynicy) wiszą już plakaty Kultu z zapowiedzią "ubogacenia" krakowskich Juwenalii! To znak, że przyszła wiosna i nic jej już nie zatrzyma. Jutro Dzień Leśnika i Drzewiarza i pewnie wszyscy "zieloni" zechcą podzielić się dobrym słowem i życzeniami pomyślności???
Pyłki z kwiatów roślin wiosennych działają psychoaktywnie i sam Prezes wygadywał głupoty wyraźnie pod wpływem wiosny. Moja wiedza etnobotaniczna wskazuje, że Prezes został wystawiony (przez wiadomo-kogo...!) na działanie pyłków z pięknego krzewu o nazwie (nomen omen) pokrzyk wilcza jagoda! Silne alkaloidy i coś pewnie więcej, miesza w głowie straszliwie... co widać, słychać i czuć!
Ostatnia niedziela była dla mnie wzorcową i same takie niedziele chciałbym mieć w przyszłości. Rano rytualna kawa (z Kolumbii, ciemno palona, wysokociśnieniowy...)z A. i zaraz po tym otwarciu dnia, rowerki i na Wisłostradę do Tyńca. Dołączyła Natasza i razem pomknęliśmy pustą ścieżką rowerową (bo była zaledwie 10 rano!). W Opactwie Tynieckim, które zawsze słynęło bardziej z handlu i ilości dóbr niż z przesadnej ascezy, sklepik, kawiarnia, restauracja, księgarnia... wszystko to bez problemów w niedziele funkcjonuje i cieszymy się z tego. Nie możemy zatem zbyt mocno uwierzyć w apele tzw. Kościoła o zamykanie hipermarketów - bo to jedynie cienka walka z konkurencja, a nie jakieś względy religijne? My i tak do Tyńca lubimy jeździć więc nas nie trzeba od hipersklepów odganiać! Spoko! Na plac przed kościołem w Opactwie spokojnie wjedziecie rowerkiem i tylko warto trzymać się czarnej Toyoty, któregoś zakonnika? Jak co niedzielę, na Wiśle pod murami Opactwa, jakiś gamoń beznadziejny popisuje się pływaniem motorówką tam i nazad ( nazad to takie karpackie: back) bez sensu i byle było głośniej. Następny co się czegoś wiosną nawąchał?! To pewnie jakiś korporacyjny Superman i musi odreagować dobrowolne niewolnictwo za motorówkę z silnikiem bez tłumika.
Zaopatrzeni w bryndzę (nie ma startu do tej np. z Krakowskiego Kredensu), piwo Opata, ciasteczka i herbatki ziołowe, których receptury braciszkowie ukradli kiedyś paru mądrym zielarkom ( i na wszelki wypadek je potem spalono na stosie aby się nie czepiały o prawa autorskie) czyli wszystko co jest niezbędne do praktykowanie monastycznej way of life dokupiliśmy bardzo cenną książkę pt. Kuchnia klasztorów prawosławnych, autora o nazwisku Mykoła Mańko. To chyba był jakiś wypadek w pracach Wydawnictwa nemrod , które zawsze mnie zadziwiało swoją misją. Ale jak to mawiają prości ekolodzy: każdy orze jak może! Przepisy pochodzą z Góry Athos, która była święta na długo przed przybyciem pierwszych mnichów wypędzonych z Syrii, Egiptu i Palestyny. Ale to inna historia... W książce opisano doskonałe przepisy z Monasteru Rylskiego (przy okazji opisując jego powstanie w nieco inny sposób niż dotąd spotykałem) w Bułagrii, z klasztorów na Ukrainie, Rumunii, Gruzji i Rosji. Polecam dziełko p. Mykoły Mańko! Do tego wszystkiego książka ma bardzo miłą cenę; 24 złote!
Po powrocie z Tyńca, zabrałem się za obiad i dania pod silnym wpływem wspomnień z Monasteru Rylskiego i okolic... panierowane papryki... dam już spokój bo może będziecie czytali późną nocą i lodówka pójdzie w ruch!
Na obiad przyszedł bardzo miły gość, który pojawił się jakby z jakiejś przestrzeni zawieszonej, oddalonej, którą znamy, ale jednocześnie jest trochę nierealna i daleka. Fizycznie, to nie z bardzo daleka bo ze Sztokholmu via Warszawa, ale jednak jakby z innego trochę wymiaru. Tomek Hołuj to tego rodzaju gość. Wróciło trochę wspomnień, trochę mniej niż myślałem, było więcej planów i pomysłów na przyszłość. To o.k. - znaczy to, że żyjemy!
Wieczorem usiadłem do poprawek ostatecznych nad Wprowadzeniem do etnobotaniki...
Niedziela wzorcowa, niedziela pełna równowagi, bliskich relacji... i dobrej kuchni.
Takich niedziel Wam życzę!
Na focie Bogdana - lubię sobie pograć na dużych bębnach szczelinowych. Jedyną ceną jaką "płacimy" za takie przyjemności jest to, że naszych plakatów nie zobaczycie w Gnojniku, Czchowie- Zapora... da się z tym żyć.

1 comment:

nytuan said...

Potwierdzam wzorcowość niedzieli. Prawdziwy dzień święty, przynajmniej dopóki nie włączyliśmy telewizji oczywiście. Że niby lepiej jej nie włączać? Niby tak, ale wtedy traci się cenną okazję pracy z emocjami, o czym kiedyś już pisałam. I tak nasza odwieczna sympatia do Śląska i Ślązaków przyoblekła się w konkretną potrzebę. Tak to jest z tą polską (podobno słynną) tolerancją - NIMB i tyle (not in my backyard). Pozostaje mieć nadzieję, że tzw. społeczeństwo jednak mądrzejsze niż politycy. Skini w garniturach - współczujemy Wam, bo kto podżega do nienawiści...No i najwyraźniej nie mieliście za dużo takich niedziel ani fajnych papryk na obiad...