Monday, April 20, 2009

AFTER PARTY


Koncerty w Warszawie i Gdańsku stały się już historią. W "Powiększeniu" na Nowym Świecie było naprawdę miło i grało się nam bardzo dobrze. Sama Warszawa także pokazała nam nowsze oblicze i kolejny raz mnie pozytywnie zaskoczyła. Aż strach pomyśleć czym to może się skończyć... Miałem też wrażenie, że publiczność nie była przypadkowa i tylko raz jakiś chłopak zapytał mnie : co dziś będzie za koncert ? i na nazwę Karpaty Magiczne zareagował : a co to jest? Po informacji, że jest to coś pomiędzy Blenders a Pectus tylko bez perkusji, odszedł jakiś zgaszony. W ostatniej chwili dotarł Andrzej ze swym starym-nowym samplerem i zagraliśmy we czwórkę! Eric troszkę zmęczony jazdą z Wiednia także był pod wrażeniem i jeszcze nocą gadaliśmy o zmianach jakie dzieją się na naszych oczach. Rano w piątek mieliśmy lekki stres ze względu na wszechobecne warszawskie korki ale taksówkarz wprowadził nas w tajniki zarządzania miastem stołecznym oraz dość dokładnie opisał sylwetkę "szefowej" lub "HGW". Broniliśmy też kilka minut Pałacu KiN i dołożyliśmy Braciom, którzy coś nie są chyba ostatnio tak popularni jak kiedyś? W ostatniej chwili wpadliśmy na Centralny i do TLK : Szczecin przez Gdańsk i Koszalin. W Gdańsku - Wrzeszczu było już jak w domu : czekał na nas Szymon ze swym pakownym autkiem i Plamę osiągnęliśmy po 10 minutach jazdy. W Plamie jak zwykle ; wszystko doskonale zorganizowane, miło i gościnnie. Dojechał Tomek z basem i ochotą do grania. I tym razem w czwórkę (ale z Tomkiem, a bez Andrzeja) zagraliśmy znaczniej swobodniej niż w Warszawie. Swobodniej oznacza u nas jeszcze więcej improwizacji i skupienia na energii bardziej niż estetyce grania. Eric się rozkręcił i zagęściło się na tyle by mieć wrażenie wspólnego komponowania i swobodnego czytania muzyki. To interesujące i mocne doświadczenie innego stanu widzenia, słyszenia i czucia. Po koncercie jak zwykle długie rozmowy i dochodzenie "do siebie" (a może raczej powolne odchodzenie od siebie na rzecz wygodniejszej formy potocznego trwania ?) i nocna herbatka. Trochę marudziłem o braku ciągłości w środowisku (naogół niby) offowym. Ani studenci nie wiedzą co to jest "rave", gwiazdy tv biorą za szczyt marzeń, scenę offowa za poczekalnię do sławy, poetyka niezależności jest im obca i kojarzy się z reklamą tic-taca lub sloganami w rodzaju : wyraź siebie. To ostatnie sprowadza się najczęściej do wydania z siebie pawia po nadużyciu podczas śmiesznego do bólu alternatywnego koncertu i zgłębiania tekstów o urodzinach laski z liceum. To poważniejsze pęknięcie i już kiedyś pisałem jak rozczarowałem się kiedy stwierdziłem, że słowa wolność, miłość i "takie tam" w poezji Moczulskiego nie oznaczały wolności, miłości i "takich tam" ale przejęcie władzy przez księdza dobrodzieja i młodych faszystów.
Sobota była dniem spacerów po Gdańsku i Eric się nie zawiódł ! Dla zwiększenia efektu zabraliśmy go na molo do Sopotu i zaprowadziliśmy go na sam koniec drewnianego pomostu : "next stop - Stockholm" ! Wieczór spędziliśmy z Elwirą przy herbatce i piwie (które nawarzył Tomek !) chłonąc atmosferę miejsca, którego znaczenia nie da się przecenić. I tu znowu problem - nie problem, tych znaczeń, często ukrytych, nawarstwionych i symbolicznych, historii pięknych i strasznych nie da się opisać. Można jedynie cieszyć się, że je znamy i celebrować wspólną herbatkę...
Po raz pierwszy od wielu lat pomyślałem, że warto może naszą metodę pracy jakoś opisać i pokazać wszystkie jej strony !? Bo to przecież nie tak, że wychodzimy i gramy co się da.... W Warszawie przyszła refleksja o tym, że już drugie pokolenie czerpie z naszej pracy pełnymi garściami i robi kariery omijając trudniejsze momenty i głębsze poczucie uczciwości (to nazywamy szołbiznesem : musi być szoł aby był biznes) dodając lekkiego poloru aktualności i wrzawy w mediach. W tym świecie oryginał zawsze przegrywa z imitacją i to się nazywa podobno popostmodernizm (aby tylko nie został sam "popo" ?). Codziennie dziękuję Sarasvati Devi za to, że miałem odwagę zamknąć rozdział pt. Atman, bo dzisiaj wycierałbym kąty po festiwalach zabawiając publikę... a tak jestem "nieprzewidywalny".
A fotka przyszła dzisiaj od Szymona z Plamy, który zapowiada także jakieś fragmenty gdańskiego koncertu na YouTube !
I jeszcze jedno : uroczyście oświadczam, że podróż z Gdańska do Krakowa była całkiem przyzwoita, było czysto, stosunkowo cicho (nowe wagony!), było wegetariańskie jedzenie i naprawdę wygodnie! Do tego jeszcze stosunkowo szybko, bo od 7.20 do 15.15 ! Prawdziwe after-party! I naprawdę : czuję się dobrze i jestem przytomny.

2 comments:

nytuan said...

A mne boli głowa, bo ciśnienie w krk inne i się objadłam lodami. "poponowoczesność" - tak to szło w jakiejś nędznej gazetce "miejskiej", jaką gdzieś przyuważyliśmy na przelonej kawie w mieście. Z tymi kopiami i oryginałami to uważaj, bo wiesz, że będę protestować (Andy Warhol by się uśmiał i ja też:-)

marek styczynski said...

tak, tak ja wiem ale jednak... sofistyka to jedno ulotne wrazenia to drugie ... no i co jest 'prawdziwe' i "kim jest ten kto pyta?'....
ale wbrew rozsadkowi to same te okreslenia typu 'popost' rymuja mi sie z 'kompost'
m
wiecej lodow nie kupuje !