Friday, May 28, 2010

PO-WRO


Kasia jeszcze nie przysłała fotek z koncertu we Wrocławiu ale jak już je opracuje to pewnie kilka będzie zastanawiających. Bo grało mi się bardzo dobrze... mimo tego, że tłumy nie napierały, ale i czas jakiś taki smętny? Powodziowy? Tak przynajmniej twierdził wódz Firleja i chyba miał trochę racji. Podobno wszystko już było, jest stała powódź znakomitych wykonawców, którzy grają za "czapkę gruszek", więc panuje apatia i przesyt. W takich czasach najlepiej słucha się tych piosenek, które już znamy...czyli Top Trendy! Ale o tym nie wiem zbyt wiele. Z radością wysłuchaliśmy życzliwych rad młodego nagłośnieniowca, który doradzał dokupienie jeszcze jednego miksera (bo mamy tylko dwa...) i zatrudnienie własnego inżyniera dźwięku! Tyle lat zajmuje się graniem koncertów a dotąd na to nie wpadłem! Człowiek uczy się całe życie. Z Krakowa do Wrocławia jechaliśmy autostradą (!) trzy godziny; wyjazd na koncert o 13.00 i powrót do siebie na 3 w nocy... to jest całkiem dobra opcja. Może dlatego też lubimy Wrocław bardziej niż inne miasta?
Borykam się z tysiącem małych i większych problemów w organizacji mini trasy: Voices from Tibet, jest już strona internetowa! są też zaskakujące sytuacje: Ci co powinni pomóc robią jakieś budyniowe fochy, inni pomagają bardzo konkretnie, szybko i bez filozofowania. Chcesz wiedzieć na kogo możesz liczyć ... zorganizuj z nim jakąkolwiek imprezę. Trafiają się ludzie, którzy czują się zarządzającymi wszelkimi sprawami dotyczącymi Tybetu. Bez nich nastąpi koniec świata? Nawet najszlachetniejsze powody nie usprawiedliwiają bezpodstawnych oskarżeń i arogancji. Warto czasem sprawdzić, czy rozum nie śpi? Może takie wezwanie: po pierwsze: Ratuj Rozum!?
Dzisiaj miałem dzień ogrodnika! Rano odebrałem z Uniwersytetu Rolniczego (a co!) sadzonki różnych ziół przyprawowych, a wczesnym popołudniem już sadziłem je w donicach i skrzynkach. Jest tego troszkę: trzy odmiany bazylii, lubczyk, lebiodka, szałwia, lawenda... przezimowała mięta amerykańska, rozmaryn i piołun! Bez zrywanych własnoręcznie ziół nie wyobrażam sobie naszej kuchni. Poza tym, kulinarnym aspektem, jest jeszcze coś trudnego do wytłumaczenia; potrzeba pracy z roślinami, ich obecności, kontaktu z nimi. Dzikie wino na naszym balkonie od zachodu rośnie fantastycznie i mimo, że nie jest przyprawą daje nam coś ważnego. Czy to już mistyka przyrody? Pewnie lepiej byłoby to nazwać: "artefakty Natury w przestrzeni miejskiej" ?
Jutro idziemy z A. do studia Radiofonii, bo od 18-stej z groszami mamy gadanie "na żywo" plus obszerne fragmenty kwietniowego koncertu z Fortów Kleparz w Krakowie. Tak to się zrobiło... no całkiem to miłe. Do tego jeszcze audycja nazywa się "bez biletu"! Bambosze, fotelik i bez biletu...no, milutko. Tylko my mamy 4 godziny sobotniego czasu zajęte. Ale jak ktoś chce sławy, pieniędzy i popularności to musi tyrać.
Na focie Primula farinosa czyli Pierwiosnka omączona, jest to roślina skrajnie zagrożona wyginięciem gdyż w Polsce rośnie jedynie w jednym miejscu, na kilkudziesięciu arach!!!

1 comment:

Biedrzyn said...

Czy to prawda,ze w planach jest wysiewanie pierwiosnków omączonych na innych stanowiskach?Są jakieś szanse powodzenia takiej operacji?Trzeba się chyba spieszyć.Pozdrawiam.