Kilka godzin temu wróciliśmy do Krakowa i kolejna edycja Festiwalu Herbaty w Cieszynie za nami! Jedno popołudnie i jeden dzień to stanowczo zbyt krótko jak na tego rodzaju świętowanie. Sam Cieszyn wymaga wielu godzin spacerów tematycznych i to wyprawy bardzo przyjemne. Takiej ilości pięknych starych drzew nie widziałem dawno w miastach na naszych szlakach. Wszystkie większe okazy są wytropione, obcięte lub wycięte i na ich miejsce sadzi się patykowane atrapy z systemem korzeniowym wielkości pięści z nadzieją, że szybko uschnie i będzie spokój?! Dość często też sadzi się ulubione przez lud nasz tuje wg. reguły: wszystkie wujki sadzą tujki! A w Cieszynie 20-30 metrowe olbrzymy stoją sobie spokojnie? Może dlatego to na Festiwalu spotkałem legendarnego w pewnych kręgach Jana Szimika z broszurką Jego autorstwa pt. Domowe herbaty ziołowe, Czeski Cieszyn 2007, nakład własny...
Pierwszą płytą jaką odpaliliśmy po powrocie z Cieszyna jest CD Vladimira Vaclavka - Pisne Nepisne,
wydana w 2003 roku przez
Indies Records. Blisko godzinna płyta nagrana w studiu doskonale oddaje klimat i poziom koncertów solowych Vaclavka. Koncert w ubiegłym roku i koncert z wczoraj to wielkie przyjemności jakie nas w Cieszynie spotkały. Koncert klasycznej muzyki Indii na sitar, esraj i tabla był więcej niż poprawny, ale proste zamienianie skrzypiec na esraj i uczenie gry na tabli w sposób przyjęty dla "opanowywania" podstaw gry na pianinie ... niezbyt się sprawdza. Niby wszystko gra i odpowiada teorii, ale gdzieś gubi się muzyka i jej duch. Duch się nie gubił duo didjeridu z Warszawy. Ruffi Libner i Luka Hołuj utrzymali szlachetny minimal i "pompowali" jak należy. Jeżeli szukać jakiegoś "ale" to także nie w doskonałej formie i technice gry; to było bez uwag. Jedyne co przychodzi mi na myśl to tradycyjny termin z muzycznej praktyki indyjskiej: rasa. Rasa to stan emocjonalny słuchacza wyzwalany przez doświadczonego muzyka, który to stan jest niezbędny do wytworzenia subtelnego powiązania wykonawcy i słuchającego. Bez mocnej wymiany rasa nie ma istotnej, zapadającej głęboko muzyki. Gdy jest rasa, technika staje się tłem, a nie istotą. Rasa pojawia się z wiekiem i doświadczeniem, ale także dzięki bezkompromisowości i oddaniu istotnym elementom muzyki traktowanej jako wyraz praktyki duchowej. Duo z Warszawy powinno jedynie grać i starzeć się, natomiast czeski tablista, który w obecności starego mistrza sitaru ziewał, popijał herbatkę i podpierał ciążącą mu głowę pełną teorii - do rasa ma tak daleko jak z Cieszyna na księżyc. Gość ten odpalił wieczorem jakiś cyrk w rodzaju "barwnego korowodu dookoła świata" i zaprezentował wszystkie techniki muzyczne jakie poznano... A wszystko sprawnie i bardzo wesoło... Taka nauka zajmuje pewnie tak zdolnemu muzykowi ledwo ze dwa semestry?!
Vladimir Vaclavek na swojej płycie, która gra właśnie w naszej Wieży, umieścił nagranie Dragon Flight... i tak to jest; prawdziwa rasa jest jak lot smoków - oszałamia.
Na focie - detal z zaułków Lewoczy.
No comments:
Post a Comment