Wczesnym rankiem ruszyłem do Szczawnicy i Jaworek aby zobaczyć co dzieje się ze stanowiskiem Primula farinosa. Niewielka, podmokła łączka była tym razem biała od wełnianki. Na cieniutkiej, zielonej łodydze zwisają białe kłaczki jak wyrwane z luźnego kłębka waty. Takich wacikowych łodyżek jest ze dwa tysiące obok siebie... Zaraz przypomniałem sobie kilka fantastycznych wełniankowych łączek w tundrze. Troche inne gatunki wełnianek i całkiem inne góry... już chciałbym pakować plecak! Praca, polegająca na wyszukiwaniu przekwitłych kwiatostanów Primuli i wyborze innych tematów do wykonania zawodowej dokumentacji przez Bogdana K. troszkę się nam przeciągnęła i z żalem musieliśmy pozostawić całe zbocza poziomek...aby złapać autobus do Krakowa.
Ciągle jeszcze myślę o Festiwalu Herbaty w Cieszynie i tym cichym rugowaniu wszystkiego co posługuje się nieco inną logiką. Wystarczy, że na festiwalu nie ma piwa i już jest to poważna przeszkoda w słuchaniu muzyki? A po takiej sobie ilości słuchaczy i uczestników warsztatów można sądzić, że to jest jednak poważna przeszkoda!
Za tydzień mam poprowadzić wykład dla studentów AGH na temat etnobotaniki. Nie mam z tym wielkiego kłopotu, ale zaczynam widzieć, że wraz z doświadczeniem pojawia się wątpliwość co do możliwości nauczenia kogokolwiek ...czegokolwiek. Pewnie należy z tym walczyć dla dobra przyszłych pokoleń, czy coś w tym rodzaju, ale z drugiej strony bardzo zaczyna mnie pociągać inne wyjście: nie przejmować się sprawami innych ludzi. Jedyne co mnie jeszcze trzyma przy misji edukacyjnej (poza ślubowaniami bodhisattwy) to żal wielkich, starych drzew. No bo jak się nie nauczy małego Jasia... A małe Jasie i małe Małgosie zabawiają się pod naszą Wieżą... obrywając rozkwitające pąki posadzonych przez nas kilku odmian lilii. Nie mam żalu do dzieci, ale rodzice zachowują się skandalicznie nie reagując na tego typu zabawy. Mały Jaś urywa bezkarnie i bezmyślnie pączki kwiatów, które posadził pan z brodą (dziwny jakiś bo nie musiał a posadził), później urwie motylkowi skrzydełka dla zabawy, następnie kopnie koleżankę w głowe aby zabawy było jeszcze więcej, a zakończy maltretując mniejszego Jasia i zdejmując koleżance majtki aby zrobić stosowną dokumentację i wysłać filmik z komórki innym rozbawionym dzieciaczkom. Rodzice tych małych Jasiów i Małgoś zorganizują później jakiś marsz milczenia przeciw przemocy, a wystarczyłoby zareagować kilka lat wcześniej na poznawczo-niszczące praktyki na podwórku. No więc brnijmy w tę dydaktykę, może ktoś ocaleje i kilka drzew postoi jeszcze parę lat?
W Cieszynie, po naszym koncercie usłyszeliśmy od Vlastislava Matouska, że jest nam wdzięczny za nasze bezkompromisowe poszukiwanie muzyki/energii, a nie granie - jak to pięknie i trafnie ujął Vlasto - "tej sraczki"... Niestety, nie granie "sraczki" zawęża możliwości grania koncertów, ale z drugiej strony wyautowuje nas automatycznie i skutecznie poza te wszystkie obiegi i koterie, które właśnie z opychania "sraczki" żyją. Ale mam wrażenie, że tych innych, "bezsraczkowych" obiegów jest z roku na rok mniej?! A może mi się tylko tak zdaje? Kilka dni temu słyszałem wypowiedź młodego muzyka, że powinno się jego zespołowi udać zyskać popularność; bo grają covery i potrafią zrobić salto na scenie. Jak słyszę takie wypowiedzi to rozumiem decyzję Witkacego, że nie chciał oglądać świata równych szans... bo ta równość jakoś zawsze kończy się równaniem w dół. Z drugiej strony jednak spotykają nas czasem bardzo miłe niespodzianki...
Specjalnie zaprojektowane i wydrukowane przez Tomka -Rolnika- Cz. na dobrym papierze zaproszenia na nasz koncert w ramach Festiwalu Herbaty powiesiliśmy na wotywnej gałęzi przywiązanej do masztu oświetlenia, w ramach realizacji dość intuicyjnych moich wizji zaznaczonej na plakatach Karpat jako: event - concert - image. Byłem pewny, że nikt moich niejasnych intencji nie zrozumie i bilety pozostaną na miejscu... a tu gałąź po koncercie była pusta! Może nasza wojna ze "sraczkami" muzycznymi i przymusem wykonywania salta na scenie nie jest całkiem beznadziejna?
Na obrazku stara ilustracja do mojego tekstu o syntezatorach i pytanie: co jest zabawniejsze; kiedy "dzicy" grają na klawiszach, czy kiedy my gramy dzikich?
Niestety nasi mistrzowie fotografii: Kasia i Bogdan nie zalali mnie fotografiami z koncertu, koncertów... ale będę miał co w zimie pokazywać. W medialnym świecie działać należy natychmiast, albo wcale?!
No comments:
Post a Comment